Nauka
Siła dźwięku w klaskaniu. Zafascynowała naukowców
24 marca 2025
Nie wyobrażam sobie wybierania szkoły bez zajrzenia do środka. Trzeba przyjść na dzień otwarty, żeby zobaczyć, z kim moje dziecko będzie pracować. Spojrzeć w oczy nauczycielom. Zobaczyć, jak zachowują się uczniowie, jak rozmawiają, jak wyglądają, jak się ubierają – o tym, na co uważać i jak najlepiej wybrać szkołę średnią dla swojego dziecka, z Jarkiem Szulskim, dyrektorem Liceum Artes Liberales w Warszawie, rozmawia Krystyna Romanowska.
Krystyna Romanowska: Dlaczego zastanawianiu się nad wyborem szkoły średniej towarzyszy taki lęk? Nie wiadomo, kto się bardziej boi: rodzice czy dzieci?
Jarek Szulski*: To trudne na poziomie rodziny, ponieważ szkoła średnia to pierwszy wybór, w którym powinno uczestniczyć dziecko. To dla niego w praktyce pierwsze zderzenie z decydowaniem o kawałku swojego życia. Z odpowiedzialnością za siebie. Wiemy, że młodzi ludzie bardzo boją się momentu wejścia w dorosłość. O wyborze liceum myślą często, że ta decyzja ukształtuje całe ich życie. Spokojnie można im powiedzieć, że to nieprawda, że życie dorosłego jest ciekawsze i bardziej złożone oraz nieprzewidywalne, niż sobie wyobrażają. I czeka ich jeszcze mnóstwo zwrotów akcji. Warto powiedzieć młodemu człowiekowi, że dobrze jest mieć coraz większy wpływ na swoje życie i wziąć się za ten jego kawałek już pozbawiony kontroli dorosłych. To szansa na skonfrontowanie się z tym, kim jesteśmy. Na odebranie ze świata informacji: czy naprawdę jestem taki/taka świetny/świetna, jak postrzegają mnie mama i tata.
Jakie pytania powinni zadać sobie rodzice przed wyborem szkoły dla dziecka?
Czego – jako rodzic – oczekuję od szkoły? W moim przekonaniu szkoła ma dwa zadania: przygotować do dorosłego życia i sprawić, żeby czas spędzony w szkole był kawałkiem tego prawdziwego, różnorodnego życia.
Czym może być przygotowanie do życia? Wkuwaniem, naciskiem na stopnie, rywalizacją, rankingozą. Lub – na drugim biegunie – ma być głównie miło i przyjemnie. Decyzję za przebieg procesu nauczania w całości pozostawia się dziecku. To dwie skrajne wizje szkoły. Oczywiście celowo przejaskrawiam. Zadaniem rodzica, który – jak sądzę – zna dobrze swoje dziecko, będzie określenie, w pobliżu którego bieguna wyboru znajduje się przyszła szkoła. W naszej placówce używamy metafory szkoły jako stoczni, myślę, że ona jest tutaj bardzo trafna. Mówi, że szkoła jest stocznią wyposażającą młodego człowieka (statek) w różne umiejętności. Bardzo ważną cechą jest przypisywana statkom dzielność (zdolność jednostki pływającej do bezpiecznego poruszania się po morzu, w tym w trudnych warunkach). Naszym zdaniem szkoła powinna w taką dzielność wyposażać młodych ludzi. Ten proces zachodzi właśnie w liceum, kiedy przechodzi się od „mentalności podstawówkowej” do myślenia o sobie w kategoriach osoby odpowiedzialnej, która umie sprostać życiowym wyzwaniom.
Polecamy: 10 sposobów, jak zmarnować pieniądze podatnika. Czarna lista absurdów
Kto powinien podjąć ostateczną decyzję o wyborze szkoły?
Oczywiście, że uczeń/uczennica. Dlaczego? Ponieważ – mówiąc pół żartem, pół serio – prawdopodobieństwo, że w szkole może być źle, że nastolatek nie będzie zadowolony, jest duże. Dlatego dobrze, żeby dziecko nie miało o to pretensji do rodziców.
Natomiast – oczywiście – dorośli powinni w wyborze szkoły aktywnie uczestniczyć. Powinni sugerować, dawać propozycje, inspirować do sprawdzenia informacji. Najlepiej realnie, na miejscu w szkole.
Ale jaką wizję przyszłości może mieć dzisiejszy piętnastolatek, którego połowa życia i tak upływa w mediach społecznościowych.
Zgadzam się, że jest ona mglista, dlatego podkreślam, że należy towarzyszyć dziecku w wyborze szkoły. Nastolatek może panikować i uznać: „Nie jestem gotowy na decyzje”. Dorośli doradzający dziecku powinni je (i jego potrzeby) umiejscowić w pejzażu różnych szkół. A potem sprawdzać realnie w konkretnych szkołach, czy są one w stanie spełnić potrzeby dziecka.
Przeczytaj: Przyszłość pracy to już nie dyplomy. AI pomoże „zagubionym Einsteinom”
Przy wyborze podstawówki zwykle mówi się: „najbliższa rejonowa”. W liceum wydaje się to też sensowne kryterium, biorąc pod uwagę przesunięty zegar biologiczny nastolatka, jego późne chodzenie spać.
Ja mam na ten temat inne zdanie. W ogóle wydaje mi się, że ten kawałek drogi do liceum jest bardzo ważny. W drodze do i ze szkoły mogą dziać się ciekawe rzeczy, zwłaszcza jeżeli ta szkoła jest umiejscowiona w jakiejś przestrzeni miejskiej, w której toczy się życie. Przestrzeń miasta jest ważna, bo nastolatek może z niej po raz pierwszy tak naprawdę samodzielnie korzystać. Nie jest już (mam nadzieję, że rodzice nie robią mu tego obciachu) dowożony ze szkoły. Nagle droga do domu z koleżankami, kolegami się wydłuża. Idzie się z nimi do parku, kawiarni czy do kina. Te interakcje – w moim przekonaniu – są bardzo istotne.
Polecamy: AI dla dzieci pomoże w nauce. Ale zwiększa ryzyko depresji
Wyobraźmy sobie, że idziemy na dni otwarte do szkoły. O co pytać nauczycieli, uczniów, dyrekcję? Jak się nie dać nabrać na okrągłe słowa o „wysokim poziomie kształcenia i otwartości na potrzeby ucznia”?
Karl Popper mówił, że można na szkołę patrzeć, jak na zegary (wyregulowane, dokładne) lub jak na chmury (trudno je sparametryzować, bywają zaskakujące, piękne i nieprzewidywalne).
Nie wyobrażam sobie wybierania szkoły bez zajrzenia do środka, sprawdzenia, czy jest bardziej zegarem, czy chmurą. Trzeba przyjść na dzień otwarty, żeby zobaczyć, z kim moje dziecko będzie pracować. Spojrzeć w oczy nauczycielom. Zobaczyć, jak zachowują się uczniowie, jak rozmawiają, jak wyglądają, jak się ubierają. To jest nośnik wartości, które można sobie przegadać z dzieckiem, pytając je: „Czy to są ludzie, z którymi byś chciał być na co dzień, czy to są nauczyciele, którym byś zaufał?”.
Jasne, że dzień otwarty jest trochę wyreżyserowany i nie do końca widzi się szkołę taką, jaka jest. Ale może uda się zajrzeć do niej w normalny dzień. Jest coś magicznego w atmosferze każdej szkoły. Jej klimat składa się z drobiazgów, które dosyć łatwo dostrzec, kiedy zajrzymy za drzwi i popatrzymy na szkolną codzienność.
Jakie to drobiazgi?
Jak się witają ze sobą uczniowie? A jak nauczyciele? Jak uczniowie zwracają się do nauczycieli? Czy przechodząc przez korytarze, ludzie patrzą sobie w oczy, czy milkną, gdy idzie nauczyciel? Jak dyrektor odnosi się do swoich uczniów i nauczycieli? Czy ludzie czują, że to jest ich miejsce? Czy na dniu otwartym naprawdę są gospodarzami, czy po prostu recytują formułki? Wreszcie: czy uczniowie decydują się na jakieś małe złośliwości pod adresem nauczycieli i szkoły, czy jednak się boją? Żadna szkoła nie jest idealna, ale dobrze, żeby była jak najbardziej autentyczna. I to można poczuć, kiedy się do szkoły przyjdzie, pospaceruje korytarzami, popatrzy na ludzi.
Pytałbym na przykład, co takiego dzieje się w tej szkole, że jest w niej dobra atmosfera i że ludzie chcą się uczyć. To są chyba dwa najważniejsze tematy dla współczesnej szkoły. Głęboko wierzę, że sukces akademicki dzisiaj musi być pochodną rozwoju osobistego. Dobrym pytaniem będzie więc, jak szkoła pomaga tworzyć dobre relacje, zajmuje się profilaktyką zdrowia psychicznego i odpornością dzieciaków na codzienne trudy. A może to robić na kilka sposobów: budując przestrzeń do tego, żeby tworzyły się wspomniane relacje rówieśnicze, ale takie prawdziwe, a nie tylko na potrzeby jakiegoś szkolnego projektu. Warto, żeby dorośli umieli przeprowadzać dzieciaki przez ich konflikty, jeżeli zwracają się do nich o pomoc. I – last but not least – budować ową dzielność, czyli wymyślać wyzwania, wykorzystywać czy kreować sytuacje wychowawcze, które niekoniecznie muszą być miłe. Ale które służą budowaniu odporności psychicznej. Gdyby jakiś dyrektor szkoły mi to opowiedział – zaufałbym mu.
Nie czytać internetowych opinii?
Nie ma takiej szkoły, z której wszyscy byliby zadowoleni. W internecie zamieszcza się jednak raczej nieprzychylne opinie, bo tam aktywizują się osoby, które po prostu z danej szkoły nie są zadowolone. Co wcale nie oznacza, że ona jest zła.
Polecamy: 600 dolarów i jesteś naukowcem. Fabryki artykułów pracują non stop
Co powinno być dla nas sygnałem ostrzegawczym podczas dni otwartych?
Nagminne powtarzanie: „Jesteśmy wspaniałą szkołą”. W sensie – nie mamy już nic do zrobienia w kwestii naszej wspaniałości. Placówka, która powtarza w kółko, że jest tam cudowny klimat i jakich to oni nie mają sukcesów, wzbudza moją nieufność.
Gdybym miał coś radzić rodzicom w tym trudnym czasie, to na pewno pozbycia się głównych błędów poznawczych.
Pierwszy: jeśli moje dziecko nie będzie się uczyło od rana do nocy, od pierwszej klasy, to nie zda matury. To jest nieprawda. Prawdą jest natomiast, że jeśli dziecko nie będzie się czuło bezpiecznie, nie będzie miało przyjaciół, to wtedy może nie zdać matury.
Drugi: zawsze mogę zmienić dziecku szkołę. Jasne, że tak można. Ale moje doświadczenie pokazuje, że o ile w niektórych ekstremalnych przypadkach zmiana szkoły jest wskazana, o tyle najczęściej właściwsze byłoby wspieranie dziecka w trudnościach i próba wyjścia z nich w ramach danej szkoły.
Upowszechnia się moda na zmienianie szkół. Spotykam ludzi, którzy w pierwszej klasie liceum już trzy razy zmienili miejsce edukacji. Tymczasem we wszystkich szkołach u danego dziecka pojawiają się podobne problemy. To powinno skłonić dorosłych do zastanowienia się, gdzie tkwi błąd. Może lepiej pracować z dzieckiem, żeby to ono umiało sobie poradzić ze swoimi kłopotami. Rodzice mają bowiem – i to jest trzeci błąd poznawczy – duży problem z dorastaniem swoich dzieci. A dokładniej z oddawaniem im odpowiedzialności za nastolatkowy kawałek świata.
Bardzo wielu rodzicom licealistów wydaje się, że przesiadywanie na Librusie, przeglądanie zeszytów czy odpytywanie z pracy domowej jest właściwe i pokazuje ich troskę o dziecko. Właściwa troska o dziecko polega na tym, że nawet jeżeli wiedzą, że coś nie idzie, to jednak powstrzymują się z pomocą, zanim dziecko ich o to nie poprosi. Dorośli wciąż oczekują także od szkoły średniej, że – tak jak podstawówka – będzie ich informowała o tym, co jest zadane, co trzeba przynieść. Tymczasem przestrzeń ich dostępu do informacji się zmniejszyła i muszą się z tym pogodzić. Muszą także zaufać mądrym nauczycielom, że mogą być oni towarzyszami i powiernikami dla ich dzieci w przejściu trudnego okresu dorastania. I wobec nich warto zachować postawę jak najdalszą od tego, co powszechnie nazywamy klientozą.
* Jarek Szulski – nauczyciel, autor i innowator w dziedzinie edukacji. Ukończył Liceum im. Stefana Batorego w Warszawie, gdzie po studiach powrócił jako nauczyciel i wychowawca. Jest autorem książek takich jak Zdarza się, Sor oraz głośnego Nauczyciela z Polski, w których dzieli się swoimi doświadczeniami i przemyśleniami na temat edukacji. Współtworzy Liceum Artes Liberales, innowacyjną szkołę średnią, której celem jest holistyczne podejście do nauczania i wychowania młodzieży. Pełni funkcję dyrektora programu w Akademii Psychologii Przywództwa, realizowanej w Szkole Biznesu Politechniki Warszawskiej, gdzie zajmuje się kształceniem przyszłych liderów.
Sprawdź, czego możesz spodziewać się w trakcie spotkania z nami na żywo. Już 5 kwietnia w Bielsku-Białej kolejna edycja konferencji Holistic Talk.
Organizowane przez redakcję Holistic News wydarzenie to możliwość wysłuchania wystąpień ze sceny. Mówcami edycji 2025 roku będą m.in.: dr Monika Wasilewska (psycholog), dr Tomasz Witkowski (psycholog), Marcin Możdżonek (sportowiec i myśliwy), Jacek Piekara (pisarz) i wielu innych. Pełny program znajdziesz TUTAJ.
Zostały już ostatnie miejsca na naszą konferencję. A bilety są w wyjątkowej cenie 209 zł. Z kodem: HNHT2 czytelnicy Holistic News otrzymują dodatkowo 33% zniżki od aktualnej ceny.
Do zobaczenia w Cavatina Hall w Bielsku-Białej!
Redakcja Holistic News