Wybory w Rumunii. Bunt przeciw starym elitom i cień Moskwy

Społeczny bunt przeciwko skostniałym elitom, zablokowany kandydat w wyborach i pytania o przyszłość demokracji. Co naprawdę dzieje się w Bukareszcie i dokąd zmierza Rumunia? W rozmowie z Wojciechem Wybranowskim analizuje to dr hab. Adam Burakowski – profesor Instytutu Studiów Politycznych PAN, historyk, były ambasador RP i autor książki „Geniusz Karpat”, od lat zajmujący się analizą systemów politycznych w Europie Środkowo-Wschodniej.

Rumunia: nowa twarz starego kraju

Wojciech Wybranowski: Zanim porozmawiamy o wyborach w Rumunii, poświęćmy chwilę temu, jak ten kraj się zmienia. Jakie są obecnie najważniejsze obszary współpracy między Polską a Rumunią? W czasach mojej młodości Rumunia była krajem, do którego jeździło się na wakacje, albo na handel, przemycano np. tabletki biseptolu…

Dr hab. Adam Burakowski: Tak rzeczywiście było, ale wspomina Pan lata 80. (śmiech) Od tego czasu minęło prawie 40 lat i dziś Rumunia jest ważnym krajem w Europie Środkowo-Wschodniej. Całkiem nieźle się rozwija. Rumuni są bardzo dumni są z tego, że niedawno nas wyprzedzili w PKB per capita. Chwalą się, że prześcignęli Polskę. Tak naprawdę zgadza się to tylko według sposobu liczenia uwzględniającego parytet siły nabywczej. Warto też dodać, że rozwarstwienie ekonomiczne w Rumunii jest większe niż w Polsce. Realnie rzecz biorąc, my jesteśmy gospodarczo trochę bardziej do przodu, ale nie da się ukryć, że oni są już na podobnym poziomie. I to widać. Kraj się rozwija, panuje tam całkiem dobra atmosfera biznesowa.

A jeśli chodzi o współpracę – w 2009 r. Prezydenci Lech Kaczyński i Traian Băsescu ustanowili Partnerstwo Strategiczne między Polską a Rumunią. Ten dokument jest stopniowo uzupełniany kolejnymi treściami. Współpracujemy ze sobą coraz ściślej, zwłaszcza w kwestiach obronnych, w ramach NATO. Widać coraz więcej polskich firm na rumuńskim rynku. Jesteśmy też coraz bliżej, jeśli chodzi o komunikację. Polskie linie lotnicze LOT latają już do trzech miast w Rumunii: do Bukaresztu, Klużu i Oradei.

Rumuńska scena polityczna i legendy czerwonej dyktatury

W swojej książce Geniusz Karpat. Dyktatura Nicolae Ceaușescu analizował pan kwestię wpływu tego komunistycznego przywódcy na społeczeństwo rumuńskie. Rumunia to kraj żyjący wieloma mitami. Czy mit Ceaușescu ma wpływ na dzisiejszą politykę w tym kraju?

Obecnie Nicolae Ceaușescu nie jest już zbyt często tematem debaty publicznej. Był nim przez powiedzmy, 20 lat po upadku komunizmu. Dzisiaj nie wywołuje już większych emocji u Rumunów. Natomiast rzeczywiście nastąpiła mitologizacja tej postaci – i to nawet wśród najmłodszych. W efekcie Ceaușescu jest dość mocno wybielany. Od około 10 lat w willi, w której mieszkał, działa muzeum. Narracja przewodników oprowadzających gości po nim jest zaskakująca, przedstawia się go jako lidera regionu, światowego przywódcę, który chciał dobrze – zarówno dla Rumunii, jak i dla świata. W ogóle nie pokazano, dlaczego został obalony. Po prostu był – i nagle go nie było. Natomiast jego działania są przedstawiane w bardzo pozytywnym świetle. A to absolutnie nie odpowiada rzeczywistości.

Był człowiekiem komunistycznej idei i wiernym systemowi komunistycznemu…

Nicolae Ceaușescu był wiernym wyznawcą marksizmu i leninizmu – również w ekonomii, jeśli chodzi o rolę państwa. I doprowadził Rumunię do zupełnej katastrofy gospodarczej. Ale tak jak pan zauważył, to nie był tylko jeden człowiek – istniał cały system komunistyczny.

Natomiast trzeba też uczciwie powiedzieć, że pewne inwestycje, które wtedy poczynił, nabrały dziś nowego życia. Mam tu na myśli przede wszystkim przebudowę centrum Bukaresztu. Zdemolowano wtedy wiele zabytkowych kamienic – właściwie całe dzielnice. Natomiast to, co wybudowano na ich miejscu, przetrwało próbę czasu. Trzeba to przyznać – wygląda to nawet akceptowalnie.

Warto przeczytać: Chaos w Rumunii. „Zatrzymanie Georgescu nie było bezpodstawne”

Wybory w Rumunii. Demonstracje uliczne. Fot. Instagram calingeorgescuoficial
Fot. Instagram calingeorgescuoficial

Od dyktatury do demokracji — i co dalej?

Jak Ceaușescu to i Rosja. Jak ocenia pan dzisiejsze wpływy Rosji na Rumunię i politykę? W Bułgarii te wpływy są wciąż bardzo silne, choć Bułgarzy ostatnio próbują się z nich wyrwać. A Rumunia?

I tu dotyka pan kwestii, która w Rumunii stała się jeszcze jednym mitem. A mianowicie Nicolae Ceaușescu jest przedstawiany jako człowiek, który rzucił wyzwanie Związkowi Sowieckiemu – czyli też Rosji, w tej sowieckiej odsłonie. Opowiada się, że to on odmówił udziału rumuńskich wojsk w inwazji na Czechosłowację w 1968 roku. Prawda była zupełnie inna – nikt go o to nie prosił, więc nikomu niczego nie odmówił. Natomiast faktycznie starał się do pewnego stopnia uniezależnić swój kraj od Związku Sowieckiego i tu najważniejszą decyzję, moim zdaniem, podjął w 1969 roku, kiedy zaprzestał wysyłania oficerów na szkolenia do Związku Sowieckiego. W ten sposób wychował całe pokolenie ludzi, którzy nie przeszli przez sowieckie szkoły. A dzięki temu stali się mniej czytelni dla Sowietów – i dla ich następców, czyli Rosji.

Wybory w Rumunii i cień Moskwy

Przejdźmy do czasów obecnych i obecności Rosji w dzisiejszej polityce. A konkretniej: w wyborach w Rumunii. Jak pan ocenia wiarygodność tej narracji, która pojawiła się w oficjalnych rumuńskich czynnikach rządowych – że za kampanią TikTokową jednego kandydatów stoi Moskwa?

Călin Georgescu, którego to dotyczy, nie był człowiekiem spoza układów. Więcej, to był zdecydowanie człowiek z układów. Natomiast ten układ, z którym był związany, w którym funkcjonował to dość niski szczebel – nie taki, który pozwalałby mu kandydować na stanowisko prezydenta.

Georgescu zarzucano związki z Rosją. Jednak nawet ci, którzy to robili, półgębkiem dodawali, że jest to trochę przesadzone. Realne związki z Moskwą miała postkomunistyczna Partia Socjaldemokratyczna (Partidul Social Democrat – PSD), szczególnie w latach dziewięćdziesiątych, za czasów prezydentury Iona Iliescu. Obecnie rola Rosji w Rumunii jest mocno ograniczona, choć da się zauważyć rosyjską propagandę w internecie.

Dopóki Georgescu działał na tym niższym szczeblu, mało kto o nim wiedział i nikomu on nie przeszkadzał. Problemem stał się, gdy zaczął kandydować – i ludzie masowo na niego zagłosowali. Jednak trzeba podkreślić, nie głosowali de facto na niego, tylko przeciwko obecnej elicie.

Ciekawy temat: Samotność Rumunii. Od Drakuli do Ceaușescu i czasów współczesnych

Społeczeństwo kontra establishment

Co też trochę pokazuje głęboki problem strukturalny Rumunii.

Tak. Rumunia ma bardzo duży problem z emigracją. Emigranci głosowali na Georgescu w większej liczbie niż mieszkańcy samej Rumunii. A dlatego, że po prostu nie zgadzają się z tym, co dzieje się w kraju. Bo o ile kraj się rozwija, o tyle przeciętnemu człowiekowi jest bardzo trudno się przebić, znaleźć naprawdę dobrą pracę, rozwijać swoje zdolności. I to ich rzeczywiście ludzi mocno frustruje. To niezadowolenie jest też łatwe do zrozumienia. Najlepsze miejsca pracy, stanowiska są w większości przypadków rozdzielane przez istniejące układy. Partie polityczne mają swoją grupę klientów, którym te stanowiska przypadają.

To, co się stało – odwołanie pierwszej tury wyborów, niedopuszczenie go do drugiej – było próbą obrony tego układu. Natomiast trzeba podkreślić, i to bardzo wyraźnie: Călin Georgescu był człowiekiem z układu.

Uchodzi też za postać dość kontrowersyjną…

To jest człowiek kontrowersyjny – i to mało powiedziane. To człowiek, który na przykład twierdził, że spotkał kiedyś ufoludka. Łączy różne nurty ezoteryczno-mistyczne z odrzuceniem Zachodu. To po prostu człowiek, który – jak się wydaje – intelektualnie nie dorastał do stanowiska, na które kandydował.
Natomiast fakt, że nie dano mu szansy nawet tego spróbować, to – moim zdaniem – było przekroczenie nie tylko dobrego zwyczaju.

Warto przeczytać: Pakt z przodkami, krew i rakija. Tak świętują na Bałkanach

Scena polityczna w Rumunii. Sytuację w tym kraju przed wyborami omawia Adam Burakowski: historyk, politolog i były ambasador Polski w Indiach oraz Południowej Afryce, specjalizujący się w historii Europy Środkowej i Azji Południowej. Jest profesorem Instytutu Studiów Politycznych PAN i autorem licznych prac o Rumunii, Europie Środkowej i Indiach.
Adam Burakowski: historyk, politolog i były ambasador Polski w Indiach oraz Południowej Afryce, specjalizujący się w historii Europy Środkowej i Azji Południowej. Jest profesorem Instytutu Studiów Politycznych PAN i autorem licznych prac o Rumunii, Europie Środkowej i Indiach. Fot. Archiwum Adama Burakowskiego

Wybory w Rumunii. Bunt przeciw elitom

Czy protesty, jakie w tej sprawie przetoczyły się mogą trwale zmienić strukturę polityczną, scenę polityczną w Rumunii?

Protesty były bardzo ograniczone. Uczestniczyło w nich maksimum kilkanaście tysięcy osób. To też pokazało jasno, że ludzie głosowali nie na Georgescu, tylko przeciwko układowi.

Czyli nie doprowadzą do trwałej zmiany – jak na Węgrzech po tzw. taśmach Gyurcsánya? Wtedy Węgrzy wyszli na ulice, Fidesz wygrał kolejne wybory. Czy coś podobnego może się zdarzyć w wyborach w Rumunii?

Georgescu jest raczej politycznym samotnikiem, poza bardzo wąskim kręgiem jego zwolenników – w dużej mierze złożonym z najemników, którzy walczyli za pieniądze w Afryce, w Demokratycznej Republice Konga – osobiście nie cieszy się sympatią społeczeństwa, Ludzie na niego głosowali, bo uznali go za głos sprzeciwu wobec rumuńskich elit.

Ten elektorat próbuje dziś zagospodarować George Simion, lider Sojuszu na Rzecz Jedności Rumunów (Alianța pentru Unirea Românilor – AUR), partii od bardzo dawna otwarcie antyzachodniej, czy też raczej antyunijnej.

O tym się nie mówi: Pomagamy, ale chcemy zmian. Coraz gorszy stosunek do Ukraińców

George Simion: szansa czy to tylko pozory zmian?

Pyt. George Simion może wygrać wybory w Rumunii? Różne sondaże dają mu 31 do 35 proc. poparcia w pierwszej turze.

Zdziwiłbym się, gdyby tak się stało.

A gdyby jednak się tak stało – jak mogłoby to wpłynąć na Rumunię i na sytuację w Unii Europejskiej?

Nie jestem jasnowidzem. Sądzę, że lepiej odpowiedziałby na to pytanie Călin Georgescu, który uważał się za jasnowidza. Jeśli tak się stanie – a byłbym bardzo zdziwiony, gdyby tak się stało – to wtedy możemy o tym rozmawiać. Bo dopiero wtedy zobaczymy, w jakim stopniu Simion rzeczywiście jest gotowy do realnych zmian, a jak bardzo jego deklaracje to tylko retoryka. Nie należy też bagatelizować aparatu urzędniczego, który może po prostu blokować pewne posunięcia.

Demokratyczne procedury pod znakiem zapytania

Decyzja Trybunału Konstytucyjnego Rumunii o odrzuceniu kandydatury Georgescu, potem wyrok sądu we Francji w sprawie Le Pen – czy takie decyzje mogą mieć większy wpływ na demokrację w Europie?

O sytuacji we Francji nie chciałby się wypowiadać – nie jestem specjalistą od tego kraju. Natomiast jeśli chodzi o Rumunię, warto zwrócić uwagę na jedną rzecz: wspomnianemu przeze mnie Simionowi nie odmówiono prawa startu. Dlaczego? Mimo wszystko jest to bardziej poważny polityk, reprezentujący realną partię polityczną. Georgescu to był kandydat bardzo kontrowersyjny, właściwie niepopierany przez żadne istotne siły polityczne w Rumunii.

Nie zmienia to faktu, że stawia to procedury demokratyczne pod znakiem zapytania.

Nie do końca zgodzę się z założeniem, że jakikolwiek sąd czy trybunał powinien decydować o tym, że ktoś- nawet jeśli spełni wymogi związane ze startem w wyborach- nie może w nich startować.

Oczywiście. To było ewidentne przekroczenie co najmniej dobrego zwyczaju demokratycznego. W efekcie być może jeszcze bardziej zaostrzy – uzasadnioną! – frustrację rumuńskiego społeczeństwa wobec rządzącej elity.

Szukasz treści, które naprawdę dają do myślenia? Sięgnij po kwartalnik Holistic News

Kwartalnik Holistic News możesz kupić TUTAJ

Między Wschodem a Zachodem

Chyba nie wywoła większych reakcji wśród elektoratu antysystemowego czy antyestablishmentowego. Nie stanie się punktem zapalnym.

Sam fakt niedopuszczenia go do wyborów rzeczywiście nie wygenerował dużej fali protestów. Poza tym – choć wielu Rumunów nie jest zadowolonych z rządów obecnej elity – społeczeństwo rumuńskie pozostaje głęboko prozachodnie, to jest jeden z najbardziej prozachodnich krajów w naszym regionie.
Wątki prorosyjskie w rumuńskiej debacie publicznej praktycznie nie występują. Wspomniany przeze mnie Simion również nie prezentuje prorosyjskich postaw: opowiada się raczej przeciwko Unii Europejskiej i niektórym zachodnim ideom, ale wprost nie popiera Putina.

Zaczęliśmy od kwestii współpracy Polski i Rumunii to na koniec wróćmy jeszcze do tego wątku. Jakie są najważniejsze wyzwania i zagrożenia?

Największym zagrożeniem pozostaje możliwość agresji ze wschodu, ze strony Rosji. To realne niebezpieczeństwo, którego Rumunia jest w pełni świadoma, i na tej płaszczyźnie współpracujemy od lat. Rumunia, jak już mówiłem, jest krajem prozachodnim. Chce pokoju w Europie, stabilnych warunków do prowadzenia biznesu i braku konfliktów — tu nasze interesy całkowicie się pokrywają.

Jednocześnie Rumunia wykazuje większą rezerwę wobec Ukrainy niż Polska, co wynika z bardzo skomplikowanej historii rumuńsko‑ukraińskiej. Rumuni większą uwagę niż na Ukrainę, kierują na Mołdawię. Gdyby w Mołdawii pojawiło się realne zagrożenie, sympatia rumuńskiego społeczeństwa w pełni stanęłaby po stronie Kiszyniowa. Natomiast Ukraina nie budzi w Rumunii tak silnych emocji czy sympatii, z bardzo wielu powodów. To jest temat na odrębną dyskusję.

Przeczytaj inny wywiad Autora: Od rozbiorów do dziś. Nieznane kulisy polskiej gospodarki

Opublikowano przez

Wojciech Wybranowski

Redaktor naczelny


Redaktor naczelny "Holistic News". Dziennikarz, publicysta, fan Lecha Poznań, polskiej literatury fantasy i niezdrowej, kalorycznej kuchni. Były redaktor naczelny „Głosu Wielkopolskiego”. Wcześniej dziennikarz śledczy i polityczny (m.in. „Rzeczpospolitej”, „Uważam Rze” oraz tygodnika „Do Rzeczy”). Laureat kilku nagród i wyróżnień dziennikarskich.

Chcesz być na bieżąco?

Zapisz się na naszą listę mailingową. Będziemy wysyłać Ci powiadomienia o nowych treściach w naszym serwisie i podcastach.
W każdej chwili możesz zrezygnować!

Nie udało się zapisać Twojej subskrypcji. Proszę spróbuj ponownie.
Twoja subskrypcja powiodła się.