Edukacja
Kryzys gospodarczy. Polska może przeskoczyć najtrudniejszy moment
13 listopada 2024
„Widzimy, jak od religii odchodzą kolejne kraje, a nawet i całe kontynenty. To proces kulturowy, psychologiczny, a poniekąd - naturalny. Dzieje się to w takim tempie, że możemy mówić o rewolucji” – twierdzi Andrzej Dominiczak
DOROTA LASKOWSKA: Czy świat bez religii jest możliwy?
ANDRZEJ DOMINICZAK*: Oczywiście. Badania statystyczne pokazują zresztą, że nasza rzeczywistość powoli zmierza w tym właśnie kierunku. Od jakichś 10–15 lat, w zależności od regionu, obserwujemy bardzo gwałtowne przyspieszenie ateizacji, a także sekularyzacji. To dotyczy nie tylko krajów Europy Zachodniej, ale też tych, które do tej pory uchodziły za bardzo religijne, tak jak kraje Afryki Północnej czy Bliskiego Wchodu. Tam tempo sekularyzacji i ateizacji jest bardzo podobne jak w Polsce.
Może pan doprecyzować, jak to wygląda w poszczególnych krajach?
Bardzo szeroko pisze o tym dr Phil Zuckerman, amerykański socjolog, który od wielu lat zajmuje się badaniem sekularyzacji. Na łamach pisma „Psychology Today” wykazuje, że w ciągu ostatnich 10–15 lat liczba takich osób zwiększyła się ponad dwukrotnie. W Tunezji, gdzie jeszcze jakiś czas temu prawie wszyscy deklarowali, że są wierzący, dziś z tego twierdzenia wycofuje się aż 25 proc. osób.
W Libanie obecnie zaledwie 25 proc. określa się jako osoby wierzące, podczas gdy w Ameryce Łacińskiej liczba takich osób zwiększyła się z 8 proc. w 2014 r. do 20 proc. w roku 2019. Większość Brytyjczyków i obywateli krajów skandynawskich nie jest religijna. Ateizm narasta również w Holandii, Francji, Czechach, Estonii czy Polsce. Podobnie dzieje się w Azji, szczególnie w Korei Południowej i Japonii.
Czyli można powiedzieć, że ludzie niemal na całym świecie odchodzą od religii?
Ja to nazywam wręcz rewolucją ateistyczną, z tym że nie mam na myśli wzywania kogokolwiek do rewolucji. Posługuję się jedynie stwierdzeniem, że na świecie ona się właśnie dokonuje. To proces kulturowy, psychologiczny, a poniekąd naturalny, bo przecież nikt tu nie stoi na czele jakiegoś ruchu oporu. Jesteśmy świadkami, jak z różnych względów od religii odchodzą poszczególne kraje, a nawet i całe kontynenty. Mam tu na myśli przede wszystkim Amerykę Południową i Afrykę Północną.
Wpływ na to ma nie tyle sama religia, lecz obecna polityka prowadzona przez poszczególne Kościoły i ich zwierzchników. Z drugiej zaś strony, sam wpływ państwa i pewnych tradycji zakorzenionych w kulturze powoduje, że ludzie zaczynają deklarować się jako osoby niewierzące, a jednak – ze względu na szacunek dla tej tradycji – nadal ją praktykują.
Jakie są to kraje?
Widzimy to na przykładzie Izraela, gdzie tylko około 40 proc. ludzi deklaruje się jako osoby wierzące, ale praktykujących jest znacznie więcej. Silny kult i poszanowanie tradycji sprawiają, że wiele osób nadal uczestniczy w nabożeństwach. Ponadto w samym prawie jest wiele zapisów motywowanych religijnie, co również może wpływać na fakt, że te osoby odsuwają się od religii jedynie na poziomie swoich przekonań, a nie realnych działań. W Europie, w tym także Polsce, ten proces jest jednak dużo łatwiejszy, mimo że wpływy Kościoła w tym regionie są ogromne.
Jednak wciąż niewiele osób dokonuje aktów apostazji.
Myślę, że na przykładzie Polski widzimy, że ludzie odchodzą od Kościoła w sposób charakterystyczny dla kultury polskiej. Mówimy tu o pewnej obojętności religijnej, ale również o obojętności na różne idee w ogóle. Wiele osób po prostu porzuca religię, ale nie dlatego, że ma jakieś głębsze przemyślenia w tej sprawie, że dokonuje wglądu i odrzuca istnienie Boga. To się często dzieje bez powodu, bo nie mamy czasu, bo nam się nie chce, bo nie podoba nam się polityka Kościoła.
Same idee, poza bardzo wąskim gronem osób, odgrywają niewielką rolę i nie mają jakiejś specjalnej mocy regulacyjnej. Ludzie nie stają się krytykami religii. Ona po prostu przestaje ich obchodzić, więc nie chodzą na msze, rezygnują z lekcji religii, nie praktykują.
Z drugiej strony w Polsce wciąż panuje silna narracja, że jesteśmy państwem katolickim.
Może dlatego, że wciąż za mało mówimy i piszemy o tym, jak jest w rzeczywistości. Już w 2016 r. z danych Instytutu Statystyki Kościoła Katolickiego wynikało, że liczba wiernych spadła o 10 mln, a na msze regularnie uczęszcza niecałe 37 proc. osób. Co więcej, mało kto wie, że w Polsce w dużych miastach coraz mniej dzieci uczęszcza na lekcje religii w szkołach. Z badań wynika, że w miastach powyżej 500 tys. mieszkańców jest to tylko ok. 40 proc. uczniów.
Ten trend, który obecnie obserwujemy w Polsce, jest jednym z najszybciej postępujących na świece. Amerykańska instytucja badawcza Pew Research Center opublikowała w 2018 r. zestawienie 108 krajów, z którego wynika, że młodzi ludzie coraz rzadziej identyfikują się z jakąkolwiek religią. Wśród polskiej młodzieży odnotowano jeden z najniższych współczynników, co pokazuje, jak bardzo zmienia się nasze myślenie i podejście do wiary.
Problem polega na tym, że nasza ateizacja to przede wszystkim zobojętnienie na wiarę, ale również na egzystencjalny lub filozoficzny wymiar życia. Sam najchętniej nazywam ten proces nie ateizacją, lecz „apateizacją”, apatią religijną lub egzystencjalną.
Czy ważne są powody, dla których ludzie odwracają się od religii?
Znaczące. Oczywiście te powody mogą być różne. W Stanach Zjednoczonych, które jeszcze do niedawna uchodziły za enklawę religijności w świecie zachodnim, tempo odchodzenia od religii jest podobne do polskiego. Wielu amerykańskich ekspertów tłumaczy, że póki trwała zimna wojna, bycie osobą religijną było elementem patriotyzmu. Później ten patriotyzm nie był już tak ważny, przynajmniej nie w kontekście samej wiary.
Wspomniany wcześniej przeze mnie Phil Zuckerman zauważył w swoich badaniach, że jeżeli ateizacja i sekularyzacja wynikają z obecnego w danej kulturze krytycznego myślenia czy pewnej ideowości, to skutki odchodzenia od religii są dla społeczeństwa dużo lepsze. Przykładem są kraje skandynawskie. Jeżeli natomiast odchodzenie od religii wynika czy to z kwestii historycznych, politycznych, czy po prostu nieideowych, to jest ryzyko dla występowania różnego rodzaju przekształceń.
Jak możemy to rozumieć?
Czechy są przykładowo krajem, w którym ta sekularyzacja jest pokłosiem komunizmu. Podobnie zadziało się w Estonii czy na Łotwie, które są uważane za kraje bardziej ateistyczne. Niestety, odejście od religii niewiele im pomogło, gdyż w gruncie rzeczy w tej przestrzeni kulturowo-politycznej są w nich pozostałości autorytarnego myślenia.
Jest jeszcze inna teoria, która może wskazywać, dlaczego Czesi nie są religijni. Ten proces zaczął się bowiem już w XIX w., ponieważ główne nurty chrześcijaństwa, czyli protestantyzm i katolicyzm, były postrzegane jako religie najeźdźców. Czechy, odzyskując swoją wolność, swój język, swoją odrębną osobowość, uznali je za religie okupantów.
Z drugiej zaś strony, to też nie jest tak, że Czesi w nic nie wierzą. Uznaje się ich za jedno z najbardziej zabobonnych społeczeństw w Europie, które najwięcej wydaje np. na usługi wróżbitów, czyta horoskopy, wierzy w przesądy. Jest to właśnie efekt tego, że odejście od religii miało podłoże polityczno-historyczne, a nie pogłębione krytycznym wglądem.
Czyli to nie jest tak, że ateista w nic nie wierzy?
Oczywiście, że nie. Ateizm, w dosłownym tłumaczeniu z języka greckiego, oznacza „bez Boga”. Nie ma tam słowa „wiara”. Więc, odpowiadając na pani pytanie, tak – ateista może wierzyć w różne rzeczy, we wróżki, w reinkarnację itp. Nie ma tu tylko miejsca na istotę wyższą, wszechwładną, której należy się oddać, do której należy się modlić. Ateizm jest życiem bez Boga.
Jak w takim razie wygląda pogłębiony ateizm, na jakie wartości stawia?
Z humanistycznego punktu widzenia mówimy tu o trzech podstawowych wartościach. Po pierwsze, szeroko rozumiana wolność. Świat, w którym ludzie wiedzą, dlaczego robią to, co robią, jakich wyborów dokonują. Po drugie, kierują się racjonalnością, a nie utartym przekonaniem, stereotypem, wiarą niepopartą dowodami. Trzecia zaś sprawa to przyjaźń, rozumiana jako pewna alternatywa dla tego, co w Polsce czy we Włoszech nazywamy familizmem/rodzimizmem.
Chodzi mi tu o taki kult rodziny, przekonanie, że jest ona najważniejsza. Bez względu na to, co się dzieje, jak się dzieje, trzeba ją chronić. A jak wiemy na wielu przykładach przemocy w rodzinie, takie myślenie może mieć tragiczne skutki. W Polsce to przejawia się również tym, że w rodzinie funkcjonuje wiele różnych tematów tabu tylko po to, by chronić jej wspólny interes. Nie rozmawia się na tematy, które mogą powodować konflikty. Dlatego właśnie ta przyjaźń może być alternatywą dla zamkniętego rodzinnego kręgu. Balansujemy w ten sposób społeczne wartości, konfrontujemy się z odmiennymi przekonaniami, uczymy się dyskutować.
Czy ateizm niesie ze sobą zagrożenia?
Uważam, że nawet ta forma ateizacji, którą mamy obecnie w Polsce, może nie tyle niesie ze sobą jakieś zagrożenia, co nie poprawia naszej sytuacji. Ten autorytaryzm, rozumiany na wiele możliwych sposobów jako bierna i czynna postawa, w aspekcie kulturowym czy politycznym jest zagrożeniem dla naszej wolności jako obywateli.
Niestety, nasza bezrefleksyjność powoduje, że nawet gdy odchodzimy od religii, to nie stajemy się przez to mniej autorytarni niż osoby wierzące. W związku z tym taki ateizm nie niesie ze sobą właściwie żadnych wartości. Z kolei w krajach skandynawskich ateizm utożsamiany jest z nieustanną debatą i dyskusją, a co za tym idzie – daje pole szeroko rozumianej wolności i tolerancji dla osób, które mają inne przekonania niż my.
*Andrzej Dominiczak – działacz społeczny, publicysta, tłumacz. Prezes Towarzystwa Humanistycznego, założyciel i prezes Fundacji Sapere Aude – polskiego partnera Center for Inquiry Transnational z siedzibą w Buffalo w Stanach Zjednoczonych.