Prawda i Dobro
Aktywiści i kanciarze. Tak się zarabia na uprzedzeniach w USA
13 stycznia 2025
Jan Smeterlin, określany jako „duch Chopina”, był jednym z najwybitniejszych polskich pianistów pierwszej połowy XX wieku. Dlaczego jednak jego nazwisko zniknęło z kart historii, mimo imponującej kariery i wielkiego wkładu w popularyzację polskiej muzyki? O tym z Andrzejem Kucybałą, współautorem biografii artysty, rozmawia Mateusz Tomanek.
Mateusz Tomanek: Rozmawiamy o książce poświęconej Janowi Smeterlinowi. Co pana zainspirowało do napisania akurat o tym zapomnianym muzyku?
Andrzej Kucybała, wspólautor książki Jan Smeterlin — zapomniany wirtuoz fortepianu: To jest bardzo skomplikowana historia, która rozpoczęła się w roku 1999. Do szkoły muzycznej w Bielsku-Białej, której wówczas byłem dyrektorem, zawitała Lilian de Arias, siostrzenica Smeterlina. Chciała się dowiedzieć, w którym domu urodził się jej wuj. Sama wiedziała tylko, że urodził się w Bielsku-Białej. Szczerze mówiąc, to zrobiłem „baranie oczy”, bo nie znałem tego nazwiska. Poszukałem na jego temat informacji w naszej szkolnej bibliotece, ale nic nie znalazłem. Szukałem też w książkach do historii muzyki i też bez powodzenia. Poczułem się trochę niezręcznie. Pani de Arias w czasie tej wizyty opowiedziała mi o wielkiej światowej karierze pianistycznej Jana. Ogarnęło mnie zdziwienie i zaskoczenie, że o takim artyście w naszym kraju całkowicie zapomniano. Obiecałem poszukać informacji na jego temat.
Okazało się, że Smeterlin faktycznie urodził się w Bielsku w roku 1892 jako Hans Schmeterling — syn znanego w Bielsku adwokata, rajcy miejskiego i prezesa gminy żydowskiej.
Później pani de Arias zaprosiła mnie do swojego domu w Londynie, gdzie mieszkał Smeterlin. Tam miałem okazję dotknąć instrumentu, na którym ćwiczył. Otrzymałem również kilka pamiątek, które zostawił po sobie ten zapomniany muzyk – jego słynną papierośnicę, materiały nutowe oraz album ze zdjęciami. Po śmierci Lilian de Arias postanowiłem napisać książkę, dochodząc do wniosku, że tak wielka postać zasługuje na przywrócenie o niej pamięci. Był to przecież jeden z najwybitniejszych polskich pianistów pierwszej połowy XX wieku.
Polecamy: Łotwa likwiduje rosyjskie wpływy. Koniec kremlowskich sentymentów
Niestety, po śmierci Lilian de Arias, musiałem się zatrzymać w moich poszukiwaniach. Co ciekawe, jakiś czas później dowiedziałem się, że australijski oddział firmy Decca Records wydał płytę CD z wybranymi nagraniami Smeterlina. To mnie ponownie zmotywowało do kontynuowania poszukiwań na jego temat. W ten sposób trafiłem na międzynarodowe archiwum pianistyczne (IPAM) w Maryland w USA. Okazało się, że rodzina Jana po śmierci Lilian de Arias tam przekazała cały zbiór dokumentów związanych z jego karierą pianistyczną.
Powiedział Pan, że Smeterlin był określany jako „duch Chopina”. Co sprawia, że jeden pianista jest lepszym interpretatorem Chopina, a drugi gorszym?
Wydaje mi się, że aby to zrozumieć, trzeba przeczytać moją książkę. Smeterlin pod koniec życia został poproszony o napisanie książki na temat wykonawstwa i interpretacji muzyki Chopina. Niestety, nie zdążył jej ukończyć, ale do naszych czasów przetrwały jej pierwsze rozdziały. Zaczął od wyjaśnienia, co jest istotą w muzyce Chopina i jakie środki wykonawcze należy zastosować, aby osiągnąć efekt, o jakim marzył kompozytor, tworząc swoje dzieła.
Warto przeczytać: Tokio walczy o dzietność. Czterodniowy tydzień pracy ma w tym pomóc
Jeden z francuskich recenzentów po wysłuchaniu recitalu Smeterlina napisał dość znaczące słowa. Porównał jego wykonania do tego, co pisano w XIX wieku o pianistyce samego Chopina.
Skąd jednak wiemy, jaki był ten „duch Chopina”? Wiemy tylko tyle, ile umieścił w nutach i nic więcej.
Smeterlin grał utwory różnych kompozytorów, ale wyspecjalizował się w Chopinie. Przez krytyków był często określany jako „duch Chopina”. Smeterlin twierdził, że muzyki nie da się opisać słowami. Użył nawet zdania, że „jeśli chcesz dobrze i prawidłowo grać Chopina, to musisz się urodzić w Polsce”. Podkreślał też, że trzeba słuchać polskiej muzyki ludowej, żeby nauczyć się, jak wydobyć z niej polskość, i wspominał, że należy ją również śpiewać. Dla niego połączenie włoskiego bel canto z muzyką Chopina było kluczem do tego, czym się wyróżniał – fascynował swoją grą, prowadzeniem linii melodycznej i artykulacją. Przyznam szczerze, że po przesłuchaniu nagrań wydanych przez Decca Records miałem ciarki na plecach i łzy w oczach. Piano i pianissimo w jego wykonaniu uspokajają, a jednocześnie wzbudzają niesamowite emocje. To właśnie tajemnica gry tego wybitnego pianisty.
Mówiąc o Smeterlinie, nie sposób nie porozmawiać o jego pochodzeniu. Urodził się na terenie Austro-Węgier, w regionie, który był integralną częścią cesarstwa. Mimo ogromnych wpływów germańskich człowiek ten wybrał polską muzykę. Jak to się stało?
W tamtym okresie Bielsko było niemalże w całości niemieckojęzyczne. Na początku XX wieku w spisie mieszkańców 85 procent zadeklarowało język niemiecki jako ojczysty. Co więcej, społeczność żydowska uważała, że należy utrzymać powiązanie Bielska z Wiedniem. Bardzo mocno wierzyli w Austro-Węgry i dla nich kontakt z niemieckością kojarzył się z dobrobytem. W takim duchu byli wychowywani. Zresztą tu mała ciekawostka, w Lipniku, a więc dzisiejszej dzielnicy Bielska-Białej o dziesięć lat wcześniej urodził się inny światowej sławy pianista Artur Schnabel, z którym dozgonnie przyjaźnił się Jan Smeterlin. Z tą różnicą, że Schnabel nigdy nie przypisywał sobie polskości i do końca swych dni deklarował, że jest Austriakiem. Myślę, że na postawione przez Pan Redaktora pytanie nie da się prosto odpowiedzieć, śledząc chociażby losy tych dwóch sławnych pianistów urodzonych w odległości zaledwie kilku kilometrów.
Warto przeczytać: Holistic Talk w Bielsku-Białej. Tu idee staną się rzeczywistością
I jak w tym wszystkim odnalazł się Jan Smeterlin?
Nie odnalazł się. On zaczął uczyć się grać na fortepianie jako dziecko i w wieku 8 lat już koncertował w teatrze polskim w Bielsku, grając koncert Mozarta. Jednak później ojciec zaproponował mu studia prawnicze w Wiedniu, Berlinie lub Warszawie. Świadomie wybrał Wiedeń, bo zdawał sobie sprawę, że jest tam najlepsza szkoła pianistyczna i skrycie marzył, aby jego nauczycielem był Leopold Godowski. Jednak wybór szkoły w stolicy CK Monarchii nie przekreślał jego polskości. Zresztą prawa nigdy nie skończył, zaliczył wprawdzie wszystkie semestry, ale nie napisał pracy doktorskiej, która warunkowała uzyskanie dyplomu ukończenia studiów prawniczych.
W 1920 roku w jednej z gazet gminy żydowskiej wydawanych w Wiedniu pojawiła się notatka, że „Jan Smeterling porzucił wiarę mojżeszową i przeszedł na katolicyzm”. Wcześniej, w 1915 roku, wstąpił do Legionów Polskich. W tamtym czasie figurował jeszcze jako Jan Smeterling, z „g” na końcu nazwiska. Ostatecznie pozbył się tej literki na żądanie swojego przyszłego teścia – już w Londynie. Teść powiedział, że „g” przeszkadza mu w nazwisku, które miała nosić jego córka. O tym zdarzeniu Smeterlin wspomniał w liście do Karola Szymanowskiego. W ten sposób zachowała się pamiątka po niecodziennej sytuacji, której doświadczył nasz zapomniany muzyk.
Smeterlina stawia się obok Paderewskiego i Rubinsteina, czyli dwóch wielkich pianistów polskich XX wieku. Ich wkład w popularyzację naszego kraju na Zachodzie jest bezsprzeczny. Smeterlin również ma na tym gruncie duże zasługi, a jednak można o nim powiedzieć, że to zapomniany muzyk w dzisiejszej Polsce
Nie jestem w stanie tego jednoznacznie wyjaśnić, bo on nigdy sam o tym nie wspominał w żadnym z wywiadów. Smeterlin podkreślał, że Polska jako kraj utraciła swoją niepodległość w Jałcie. Nie mógł się pogodzić z powojennym podziałem świata i wpływem Związku Radzieckiego. Do końca życia pozostał w opozycji do krajów, które znalazły się po drugiej stronie żelaznej kurtyny. O ile przed wojną koncertował w dawnej Jugosławii czy na Węgrzech, to po 1945 roku nigdy nie przyjechał do krajów tzw. demokracji ludowej. Dla niego ten świat przestał istnieć.
Polecamy: O Cavatina Philharmonic Orchestra z Bielska-Białej będzie głośno (część 1)
Kiedy porzucił studia prawnicze, jego ojciec praktycznie pozbawił go środków do życia. Być może brak pieniędzy był jedną z przyczyn jego wstąpienia do Legionów Polskich, które opuścił w 1923 roku w stopniu porucznika kawalerii. Po skończeniu studiów pianistycznych i dyrygenckich mógł dojść do wniosku, że w czasie wojny nie będzie zamówień na koncerty i recitale. Nie można jednak wykluczyć, że zrobił to z pobudek patriotycznych. Smeterlin od 1935 roku był obywatelem brytyjskim, ale w każdym wywiadzie podkreślał, że jest polskim pianistą. Zresztą na afiszach pojawiał się jako polski muzyk, a nie angielski czy amerykański. Tę polskość mocno wspierał i to nie tylko duchowo. O jego przywiązaniu do Polski świadczy jeszcze jeden przykład. W latach 50. i 60., kiedy był już bardzo bogatym człowiekiem, corocznie sporymi datkami dofinansowywał polską bibliotekę w Londynie oraz tamtejszy Instytut Kultury Polskiej.
Jakie jeszcze ciekawostki z życia Smeterlina może nam Pan zdradzić.
O tej postaci nie da się opowiedzieć w kilku zdaniach. W naszej książce staramy się ukazać Smeterlina jako podróżnika, prawie pielgrzyma propagującego na całym świecie muzykę Chopina, uwielbianego przez wszystkich. Był człowiekiem, który darzył szacunkiem każdego spotkanego na swej drodze człowieka. W jednym z wywiadów jego żona Edith powiedziała, „bagażowi na wielu stacjach i lotniskach byli z nim tak zaprzyjaźnieni, że woleliby nosić na rękach Jana niż jego walizki’.
Nie można zapomnieć o jego przepisach kulinarnych, z których słynął!
To wszystko czytelnik znajdzie w naszej książce o pianiście, który okrążył z koncertami kulę ziemską, wciąż pozostając skromnym, ciepłym, niezwykle dowcipnym człowiekiem.
A jego nagrania? Niewiele ich po sobie pozostawił, gdyż uważał, że jego rolą jest grać dla słuchacza, a nie do „sitka”, z którym nie ma emocjonalnego kontaktu. Ale warto posłuchać w jego wykonaniu nokturnów, mazurków, preludiów Chopina szukając na You Tube, wpisując w wyszukiwarce jego nazwisko.
Takiego pianistę, kucharza, obieżyświata poznacie bliżej czytając naszą opowieść Jan Smeterlin — zapomniany wirtuoz fortepianu, a najlepiej jeszcze słuchając w tym czasie jego nagrań.
Dziękuję bardzo za rozmowę.
Dziękuję.