Zastaw się, postaw się. Jacek Piekara o toksycznym szpanie

Już w epoce Polski szlacheckiej wielu kronikarzy, publicystów, czy mówców sejmowych potępiało lub wyśmiewało tak zwane „życie ponad stan”. Zapatrzenie w nowinki, ciągłą konkurencję, kto będzie pokazywał się bogaciej, bardziej oryginalnie, z większą pompą. To wtedy powstało przysłowie „zastaw się, a postaw się”, mówiące, że niektórzy, aby wzbudzić podziw innych, potrafią sprowadzić na siebie katastrofę finansową.

„Zastaw się, a postaw się”. To przysłowie jest wiecznie żywe

Chęć oszołomienia i zadziwienia obserwatorów własnym stanem posiadania jest stara niczym ludzkość. Już w opowieściach o antycznym Rzymie słyszymy o wielkich bogaczach, którzy starali się tym wielkim bogactwem epatować. Zarówno wyprawiając olśniewające uczty, w czasie których podawano najdziwniejsze i najkosztowniejsze potrawy (np. pasztet ze słowiczych języków) oraz napoje (np. pito perły rozpuszczane w winie), jak i organizując igrzyska z udziałem zwierząt sprowadzanych z samych krańców znanego świata.

Ba, jeden z rzymskich bogaczy, Didius Julianus, kupił sobie nawet cesarską koronę, wygrywając licytację wśród pretorianów! Nie na wiele mu się jednak przydało bogactwo, kiedy w dwa miesiące potem do Rzymu weszły wojska jego konkurenta. A Didius został zamordowany przez tych samych pretorianów, od których kupił władzę.

Co ciekawe, Didius nie wydawał się pasować do wizerunku bogatego głupca, którego olśniłyby splendory. Był nie tylko bajecznie zamożny, ale miał za sobą udaną karierę wojskową jako dowódca legionu oraz udaną karierę urzędniczą i administracyjną jako namiestnik kilku wielkich rzymskich prowincji. Zobaczcie więc, że fałszywy blask korony może olśnić nawet takich ludzi.

Francuski ogród i pusty zamek

Przenosząc się do czasów i krain nam bliższych muszę wspomnieć o I Rzeczpospolitej. Otóż był taki czas w naszych dziejach (XVI i pierwsza połowa XVII wieku), że wielu obywateli stało się bardzo bogatych, przede wszystkim dzięki handlowi produktami rolnymi. Eksportowaliśmy w wielkich ilościach zboże, ale również bydło i trzodę chlewną. Majątki szlacheckie rosły jak na drożdżach. I wielu szlachciców robiło wówczas to, co często robią ludzie nieprzyzwyczajeni do posiadania bogactwa, a nagle wzbogaceni: trwonili te pieniądze na prawo i lewo.

Kto miał więcej środków, budował sobie kamienny pałac czy zamek zamiast drewnianego dworu. Kto nieco mniej, ten, chociaż sprowadzał z Francji ogrodników, by zaprojektowali mu ogród w stylu francuskim. Wydawano też pieniądze na różne nowinki: mechaniczne zabawki i zegary, szkła, szyby, kryształowe lustra i może nawet przede wszystkim: na służbę. Na służbę, która często nie była przydatna w zasadzie do niczego poza celami reprezentacyjnymi.

Szlachecki szał na pokaz. Potrzeba imponowania innyms

Aby pan dziedzic, w karecie i otoczony przez umundurowanych hajduków, mógł pojechać z pompą do kościoła, zadziwiając okolicę. Kronikarze opisują jak często jeden taki wyskok jednego szlachcica pobudzał całe sąsiedztwo do rywalizacji, kto bogaciej się zaprezentuje. Zresztą szlachta, i ta biedniejsza i ta bogatsza, miała przykład idący z samej góry, a mianowicie od magnatów.

Bowiem magnaci w I Rzeczpospolitej byli nieprawdopodobnie bogaci i to nie patrząc tylko na warunki polsko-litewskie, ale na sytuację ogólnoeuropejską. Majątkiem mogli imponować na całym znanym świecie i zresztą chętnie się nim chlubili, nie tylko ze względu na podbudowywanie własnego ego, ale uważając to za element budowania politycznych wpływów.

Niestety nowobogackie szaleństwa często kończyły się klęską. Zimne, kamienne zamki opuszczano (historycy twierdzą nawet, że w historii Rzeczpospolitej więcej zamków zniszczało z powodu opuszczenia niż z powodów wojennych), ogrodów nie było komu umiejętnie pielęgnować i marniały, mechaniczne zabawki psuły się (a nie było fachowców, by je naprawić), ozdobne, kosztowne szyby tłukły się i pękały, więc otwory okienne zatykano słomą, by chronić się przed zimnem. I tak i tak dalej…

Zobacz też: Jacek Piekara: Wiedźmin miał zginąć, zanim powstał

Potrzeba imponowania innym. Kolejny problem młodych ludzi. Fot. Chat GPT/W.Wybranowski
Fot. Chat GPT/W.Wybranowski

Od „gargamela” po iPhone’a. Współczesna potrzeba imponowania innym

Czy dzisiaj jesteśmy lepsi od naszych przodków? O, nie. Jeśli już, to gorsi albo tacy sami. Może nie stać nas na budowanie własnych zamków (przynajmniej większości), ale pamiętamy przecież:

  • Rezydencje „na Carringtonów” z przepychem w złym guście,
  • Nowobogackie domy ironicznie nazywane „gargamelami”,
  • Szpanowanie nowym BMW i Audi (najlepiej z pitbulem w środku),
  • I wreszcie iPhone jako wyznacznik statusu społecznego.

A pamiętam również lata, kiedy dla wielu osób takim najprostszym wyznacznikiem statusu społecznego było posiadanie telefonu Apple. Widziało się często młodych mężczyzn ostentacyjnie kładących na klubowym czy kawiarnianym stoliku telefon, tak by wszyscy widzieli logo firmy w postaci charakterystycznego jabłuszka. To był sygnał dla otoczenia: jestem kimś lepszym, świetnie radzę sobie w życiu. A że iPhone często był na raty albo kupiony na kredyt, to już inna sprawa.

Przeczytaj także: Jacek Piekara: Zakładają nam kaganiec. Wolności oddać nie umiem

Pociąg wstydu długi na 1200 km. Prawdziwa cena konsumpcji

Nadmierna konsumpcja powoduje gigantyczne straty środowiskowe i zdrowotne, ale również straty społeczne. Ludzie jedzą za dużo, kupują zbyt wiele ubrań, mają za dużo samochodów, telefonów, sprzętu elektronicznego, zużywają za dużo energii, za bardzo zanieczyszczają środowisko – wszystko to prawda.

Nieokiełznany pęd do konsumowania jest napędzany przez reklamy, przez nadprodukcję wielu towarów oraz wspomagany bezwzględną polityką koncernów, wykorzystujących tanią, niewolniczą siłę roboczą z krajów III Świata. Z drugiej jednak strony powstają horrendalne pomysły na oszczędzanie. Aby zmusić nas wszystkich do skromności, rodzą się koncepcje przymusowego ograniczenia wszelkich towarów: od jedzenia poprzez ubrania aż po samochody.

Jeśli wyczerpałbyś przyznany ci limit, to nie pomogłoby ci już pieniądze. Musiałbyś czekać aż limit się odnowi i opcja zrobienia zakupów znowu się uaktywni. Trzy ubrania na rok, jeden lot samolotem na dwa lata, rezygnacja z mięsa, ograniczenie nabiału, wprowadzenie kart kredytowych notujących nasz „ślad węglowy” – to wydawałoby się pomysły rodem z państw-gułagów, czy z dystopii science-fiction, ale w rzeczywistości są one serio rozpatrywane przez instytucje związane z Unią Europejską.

Powiem Państwu, że mnie zawsze jest najbardziej żal marnowanej żywności. I bynajmniej nie z tego powodu, że „jedz, bo ty kaprysisz, a dzieci w Etiopii umierają z głodu”, bo to argument słabo trzymający się kupy.

Ale w samej Polsce marnujemy monstrualną ilość 4.8 miliona ton żywności rocznie. Wiecie ile to jest? To 80 tysięcy załadowanych do pełna wagonów kolejowych.

Ustawione jeden za drugim zajęłyby 1200 kilometrów torów. To jak odległość z Białegostoku do Monachium! Wszystko to zmarnotrawiliśmy i wyrzuciliśmy. W jeden rok!

Możliwość nie oznacza konieczności”. Zdanie, które warto zapamiętać

Tak więc zabija nas pęd do coraz to większych atrakcji (szybko zapominanych i porzucanych, bo często chodzi tylko o chwilowy efekt przyjemności, że coś atrakcyjnego znalazło się w naszych rękach) oraz rozbuchany konsumpcjonizm. Oczywiście nikt nie każe nam żyć w ascezie: głodować, biczować się czy jeść stary chleb oraz zgniłe owoce (ulubiona dieta francuskiego króla Ludwika Świętego). Ale warto rozejrzeć się wokół siebie i zapytać: czy naprawdę tego potrzebuję? Tych nowych butów, nowej kurtki, nowego smartfona, nowego abonamentu streamingowego? A potem wbić sobie w głowę jedno, arcyważne zdanie „MOŻLIWOŚĆ NIE OZNACZA KONIECZNOŚCI”.

Szukasz treści, które naprawdę dają do myślenia? Sięgnij po kwartalnik Holistic News

magazyn Holistic News 03/2025
Kwartalnik Holistic News można kupić pod TYM LINKIEM

Opublikowano przez

Jacek Piekara

Dziennikarz


Jacek Piekara: jeden z najpopularniejszych polskich pisarzy fantasy, dziennikarz i publicysta. Autor głośnego „Cyklu Inkwizytorskiego”, kilkudziesięciu książek, całego szeregu opowiadań. Współpracował również z prasą branżową i popularną, w tym z czasopismami „Click!” i „Gambler”. Poza literaturą Piekara zajmuje się scenariuszami do gier komputerowych i publicystyką.

Chcesz być na bieżąco?

Zapisz się na naszą listę mailingową. Będziemy wysyłać Ci powiadomienia o nowych treściach w naszym serwisie i podcastach.
W każdej chwili możesz zrezygnować!

Nie udało się zapisać Twojej subskrypcji. Proszę spróbuj ponownie.
Twoja subskrypcja powiodła się.