Nauka
Pierwszy satelita z drewna na orbicie. Japonia testuje nowy koncept
15 listopada 2024
Haruki Murakami (ur. 1949 r.), japoński pisarz i eseista, stwierdził: „Na tym świecie nie ma nic równie trudnego do zdobycia i równie łatwego do stracenia jak zaufanie”. Dlaczego dla współczesnego człowieka kwestia zaufania jest tak trudnym, często traumatycznym doświadczeniem? Czy nie byłoby naturalne, żeby jako ludzie, przedstawiciele jednego i tego samego gatunku, potrafilibyśmy sobie ufać i na tej drodze budować wzajemność i wsparcie?
W opowieści Érica-Emmanuela Schmitta (ur. 1960 r.) pt. „Dziecko Noego” dwójka bohaterów prowadzi ze sobą dialog, w którym padają słowa:
– No, no, nie trać nadziei. Powinieneś ufać.
– Nie cierpię ufać. Czuje się dennie, kiedy ufam.
Ten fragment rozmowy ukazuje dwa różne stanowiska: jeden bohater wierzy w siłę zaufania, drugi nie. Ciekawe wydaje się wytłumaczenie: „czuję się dennie, kiedy ufam”, które w jakiś sposób oddaje kondycję współczesnego człowieka. Nie chcemy, unikamy, boimy się zaufać drugiemu, bo dla wielu z nas jest to równoważne z doświadczeniem bezradności i bezsilności. Trzeba zdać się na kogoś innego. Oddać część kontroli. Polegać na wiedzy, doświadczeniu, wsparciu, które przychodzi z zewnątrz. A co najgorsze: przyznać się przed samym sobą, że przychodzą w życiu momenty, w których potrzebuję drugiego człowieka. Nie każdy ma siłę i odwagę, żeby się na to zdobyć.
A może jednak warto czasami uznać i zaakceptować swoją niewystarczalność? Może się bowiem okazać, że obdarzenie kogoś zaufaniem, nie musi być porażką i przegraną, ale odważnym doświadczeniem przyjęcia pomocy i życzliwości od kogoś, kto czyni to z czystych pobudek i chce dla nas dobra.
Polski filozof Józef Tischner (1931–2000 r.) pisał:
„Zaufanie jest więzią łączącą człowieka z człowiekiem, ludzi z ludźmi. Zaufanie oznacza, że człowiek może polegać na drugim człowieku nie tylko w chwilach łatwych, ale również w granicznych sytuacjach życia”.
Zaufanie jest więc zarówno rodzajem wiary, jak i przekonania, że możemy na kogoś liczyć. Ufając, wierzymy, że możemy oddać jakiś moment, fragment naszego życia, pod opiekę drugiej osoby i że nie zostaniemy wykorzystani ani zranieni w tej sytuacji.
To nie jest łatwe doświadczenie. Zawsze wiąże się z ryzykiem, a prawdziwie głębokie zaufanie buduje się latami. Tak jak wszystko, co ważne i znaczące w ludzkim życiu – zaufanie do drugiego człowieka dojrzewa krok po kroku. To proces, który bazuje na cierpliwości, wyrozumiałości i czasie. Co jednak począć w sytuacji, kiedy ktoś nie potrafi nam zaufać nawet w najdrobniejszych, codziennych sprawach? Czy wtedy w ogóle można myśleć o budowaniu tej więzi, o której pisał Tischner? Nie raz i nie dwa w swoim życiu spotykamy ludzi, którzy z różnych powodów nie chcą lub nie potrafią zaufać innemu. Może u źródeł takiej postawy kryje się jakiś głęboko zakorzeniony lęk? Może jakieś zranienie? Może wiara we własną omnipotencję? A może to składowa wielu czynników. Nie nam oceniać, ale zawsze można spróbować zrozumieć. I warto tłumaczyć swój punkt widzenia. Fakty są takie, że bez ufności w uczciwość, prawdomówność i dobre intencje innych ludzi, nasze życie nie byłoby możliwe. Darzymy ludzi zaufaniem każdego dnia w rozmaitych sytuacjach, nawet nie mając świadomości tego. Inaczej nie zjedlibyśmy posiłku w restauracji, w której obca osoba przygotowuje dla nas zamówione danie. Nie oddalibyśmy dziecka na operację do szpitala, w którym obcy ludzie będą decydować o jego życiu lub śmierci. Nie wsiedlibyśmy do samolotu bez zaufania, że pilot jest profesjonalistą w swoim fachu. Nie można żyć, nie ufając innym ludziom.
Pytanie zasadnicze brzmi jednak: w jakim zakresie darzymy innych zaufaniem i od czego to zależy? Doświadczenie życiowe pokazuje, że pełne zaufanie możemy żywić do wybranych osób, których grono zazwyczaj jest nieliczne. W większości przypadków darzymy ludzi ograniczonym zaufaniem, które możemy poszerzać lub zmniejszać wraz ze stopniem znajomości i wspólnymi doświadczeniami różnych sytuacji życiowych. Rzymski filozof i słynny starożytny retor Lucjusz Anneusz Seneka (4 p.n.e.–65 n.e.) pisał:
„Jedno i drugie bowiem – ufać wszystkim i nie ufać nikomu – jest błędne”.
Absolutne zaufanie byłoby naiwnością, ale ciągła ucieczka od drugiego człowieka prowadziłaby tylko do wiecznej podejrzliwości i pogłębiającego się kryzysu zaufania.
Z czego więc wynika nasze zaufanie lub jego brak względem drugiego człowieka? Wydaje się, że u podstaw tkwi postrzeganie ludzkiej natury. Jeżeli zakładamy, że świat jest z gruntu dobry, a ludzie z natury swojej kierują się szczerością, życzliwością i czystymi intencjami, i tylko nieliczni łamią te zasady, to łatwiej nam zaufać nawet obcemu człowiekowi. Sytuacja komplikuje się, jeśli patrzymy na ludzką naturę w pesymistyczny sposób. Jeśli postrzegamy drugiego człowieka jako z gruntu nieuczciwego egoistę, który tylko czeka na nasze potknięcie i na pewno wykorzysta to prędzej czy później przeciwko nam, to nie sposób zaufać. Wtedy pojawia się przepaść w relacji z drugim człowiekiem ufundowana na podejrzliwości.
Zobacz też:
Podejrzliwość jest jak jad, który, wnikając w organizm, zatruwa go od środka. Stopniowo, ale sukcesywnie potęguje naszą nieufność względem drugiego człowieka, zazwyczaj w sposób nieuzasadniony. Przy takim nastawieniu nie ma szansy na zbudowanie szczerej i życiodajnej relacji. Seneka pisał, że podejrzliwość oparta jest na domniemaniach, a nie na wiedzy popartej faktami, generuje negatywne emocje – najczęściej w postaci gniewu, złości, irytacji. Jednakże to esej autorstwa Francisa Bacona (1561–1626 r.) zwraca na to szczególną uwagę, akcentując ponadczasowość swoich obserwacji. Filozof pisał:
„Podejrzenia są wśród myśli tym, czym nietoperze wśród ptaków: zawsze latają w mroku. Należy je z pewnością tłumić lub co najmniej roztaczać nad nimi ścisłą kontrolę, albowiem rzucają one mrok na umysł, odbierają przyjaciół i przeszkadzają w załatwianiu spraw, jako że przy nich sprawy nie mogą biec gładko i bez przerwy. Królów usposabiają one do tyranii, mężów do zazdrości, ludzi rozumnych do niezdecydowania i posępnego nastroju. Są to ułomności nie serca, lecz mózgu; zdarzają się u natur najbardziej krzepkich”.
Angielski filozof nie tylko zauważa, że podejrzenia będące źródłem braku zaufania, zatrzymują człowieka w strefie mroku, ale co gorsza: uniemożliwiają wchodzenie w nowe relacje i budowanie więzi z drugim człowiekiem. A takie podejście skutkuje zatrzymaniem rozwoju i uniemożliwieniem realizacji różnych postawionych przed sobą celów. Ceną nieufności względem innych jest w efekcie ucieczka, wycofanie się i samotność. Przerażająca pustka wypełniona działaniami, być może przynoszącymi różnego rodzaju korzyści, ale nie głębokimi i autentycznymi relacjami z ludźmi. Mając przed oczami taką perspektywę klasyków humanizmu, może więc warto zawalczyć ze swoimi demonami, żeby jak najmniej w życiu uciekać, a jak najwięcej budować. Wybitna polska poetka Halina Poświatowska (1935–1967 r.) prowadzi nas w tym kierunku:
„Daj rękę, pójdziemy wstecz po naszych wspólnych śladach, pozwól, że poprowadzę cię raz jeszcze”.
Może cię również zainteresować: