Nauka
Serce ma swój „mózg”. Naukowcy badają jego rolę i funkcje
20 grudnia 2024
Umiejętność stawiania granic to w rzeczywistości szacunek do samego siebie. Jego brak, często wyraża się w zbytniej uległości lub wręcz przeciwnie: agresywnej postawie wobec tych, z którymi się nie zgadzamy. Wydaje się, że w świecie, w którym liczy się oryginalność i indywidualizm, większość dorosłych nie ma problemu z wyrażaniem siebie i swoich emocji. Prawda jednak jest zgoła inna, o czym często przekonujemy się w gabinecie psychoterapeuty.
O asertywności wiele mówi się w szkole. Często jednak są to tylko pojedyncze lekcje, a w codziennym życiu temat niemal nie istnieje. Zapominamy, że dziecko uczy się przez obserwację i naśladowanie. Potrafi już w bardzo wczesnym wieku wyciągać wnioski i na tej podstawie kształtuje swój obraz świata. Obraz, który może być ilustracją wielkiej przygody lub wielkiego koszmaru.
To jedna z najważniejszych cech, której brak często wytykany jest innym jako poważne uchybienie. Wtłoczona do naszych umysłów jako źle rozumiana i interpretowana cnota. Często niesprawiedliwie przypisywana oddziaływaniu religii, w szczególności chrześcijaństwu, które w sposób represyjny ma wpływać na swoich wyznawców, przemieniając ich w bezwolnych i podatnych na manipulację męczenników.
Tymczasem, w ujęciu biblijnym, pokora to przeciwieństwo pychy. Jest cnotą, która nazywana jest fundamentem do budowania zdrowej relacji ze stworzeniem i rzeczywistością nadprzyrodzoną. W skrócie jest więc uznaniem prawdy o samym sobie i o Bogu, to znaczy świadomość własnych ograniczeń, i jednocześnie omnipotencji stwórcy.
Przekładając rzeczoną definicję na wartości uniwersalne: pokora w ujęciu humanistycznym jest stanem ducha i postawą życiową. Jest to świadomość swojej ograniczoności, ale również ograniczoności innych ludzi, co daje psychologiczną siłę polegającą na przeświadczeniu, że wszyscy jesteśmy równi i podlegamy tym samym prawom.
Pokora nie ma więc nic wspólnego z „dokuczaniem samemu sobie” i kompulsywną reakcją negowania swoich osiągnięć, byleby tylko nikt nie pomyślał, że „zadzieramy nosa”.
Mimo iż poczucie własnej wartości to wewnętrzne przekonanie o sobie, swoich możliwościach i ograniczeniach, to jej kształt nadaje nam środowisko zewnętrzne, w jakim wzrastamy.
Dziecko, wchodząc w fazę swobodnego eksplorowania otoczenia, podejmuje pierwsze próby odkrycia czegoś nowego przy poczuciu asekurującej obecności opiekuna. Jeśli znajduje w nim oparcie i bezpieczną bazę, wówczas traktuje świat jak wyzwanie – coś ciekawego i pociągającego. Kilkulatek, który skacze na trampolinie i krzyczy „mamo patrz!” wcale nie oczekuje oceniającego komunikatu w stylu: „jak ładnie” lub „bardzo dobrze”. Tak naprawdę, chodzi mu o to, by być dostrzeżonym. Chce niejako włączyć w tym momencie matkę w swój wewnętrzny stan radości, aby dzielić ją razem z nią i wspólnie przeżywać tę chwilę. Jest to jedna z wielu sytuacji, w której budować możemy zdrową, opartą na szacunku więź, a w dziecku kształtować poczucie bezpieczeństwa i wiary we własne siły.
Z drugiej strony postępowanie, które jest ryzykowne, często budzi lęk w samym opiekunie. Dziecko, które weszło na drzewo, nie przewidziało pewnie wszystkich konsekwencji swojego zachowania. Jako opiekunowie odpowiadamy za jego bezpieczeństwo, musimy więc skłonić je do bezpiecznego zejścia na ziemię. Warto wówczas sformułować zdanie, które jasno interpretuje sytuację i jest nieoceniające wobec dziecka. „To nie jest zbyt bezpieczne, zejdź” jest jasnym komunikatem realnie oceniającym sytuację i niepozbawiającym wiary we własne siły, w przeciwieństwie do zdania: „zejdź, bo spadniesz”.
Częstym zachowaniem rujnującym w dziecku pozytywny obraz siebie jest posługiwanie się poczuciem wstydu. Jest to zdecydowanie ostatnia emocja, którą chcemy czuć nawet my – dorośli. Wyraża często dezaprobatę emocji czy bieżącego zachowania. „Taki duży chłopczyk i płacze”, „Popatrz na Basię, ona się tak nie wybrudziła jak ty!” Tak sformułowane wypowiedzi dziecko interpretuje: „duzi chłopcy nie płaczą” czy „jestem gorsza od Basi”. Powoduje to formowanie błędnych przekonań utrzymujących się w życiu dorosłym i często bywa jednym z powodów późniejszych problemów, z którymi trudno sobie poradzić.
Największą wartością w życiu dziecka stanowią opiekunowie, którzy wierzą w jego siły i sprawczość. Takie przekonanie u dorosłych jest niejako wdrukowywane w psychikę dziecka. Czasami wystarczy pozwolić dziecku ubrudzić spodnie czy nabić sobie guza, gdy próbuje złapać równowagę na rowerze. Jeśli będziemy nieustannie trzymać jego jednoślad za kierownicę i siodełko, to cały czas będzie nas potrzebowało. Dopóki nie nauczymy się „odpuszczać” (w tym wypadku dosłownie), dopóty nie będzie jeździło samodzielnie. Ważne jest również, aby w momencie porażki miało nas przy sobie jako pocieszenie, wyrażające się we wsparciu, akceptacji smutku i wstydu spowodowanego upadkiem oraz wyrażoną wiarą w to, że w końcu mu się uda.
Rodzice muszą również stawiać przed swoimi pociechami wymagania. Aby wychować młodą osobę, która potrafi poruszać się w świecie, musimy nauczyć je konsekwencji i zasad współżycia społecznego. Niestety, wciąż dominującym modelem warunkowania zachowania są kary. Oczywiście, mogą one działać w niektórych przypadkach i szybko przynoszą rezultaty, jednak tylko do czasu. Kara jest oddziaływaniem, które bazuje na poczuciu lęku. „Jeśli zrobię to i to, mama lub tata mnie ukarzą”. W dziecku więc pojawia się strach przed karą, który jednocześnie jest strachem przed tym, kto ją wymierzy, a chyba żaden rodzic w XXI wieku nie chce, aby jego dziecko się go bało. Ponadto dojrzewający nastolatek w pewnym momencie uświadamia sobie, że rodzice tak naprawdę „nic nie mogą mu zrobić”, a więc znika w nim poczucie lęku przed konsekwencjami, gdyż te, które możemy mu wymierzyć, przestają być dla niego dotkliwe. Znika więc iluzja tego, że dziecko nas szanuje, a ono po prostu przestało się nas bać.
Dużo skuteczniejszą metodą wychowawczą są pozytywne wzmocnienia. Ilekroć dziecko wykona coś, o co je poprosiliśmy, lub spontanicznie zrobi coś dobrego, doceńmy je za to. Nie chodzi o nagradzanie za wypełnienie obowiązków czy okazywanie kultury osobistej. Chodzi po prostu o miłe słowo, zwykłe „dziękuję” lub powiedzenie „jestem z ciebie dumny”. Takie słowa zapadają w pamięci na dłużej, kształtują pozytywny obraz siebie oraz przekonanie, że warto dobrze postępować.
Nie można oczywiście popadać w skrajności, a do wszystkiego należy podchodzić z dystansem i wyczuciem. Oczywiście, że złe zachowanie dziecka, które krzywdzi innych, trzeba natychmiast przerwać. Chodzi jednak o to, żeby starać się nie sięgać po odruchowe, szybkie i często błędne strategie. Więcej wiedzy i szacunku pomoże nam w znalezieniu proporcji pomiędzy byciem wymagającym i kochającym.
Jesteśmy istotami społecznymi. Jednym z podstawowych wyznaczników dobrostanu psychicznego jest prawidłowe funkcjonowanie wśród innych. Każdego dnia stajemy przed wyborami i często trudnymi sytuacjami. Być może też, często czujemy się skrzywdzeni czy to w związkach, pracy, czy innych relacjach.
Poczucie krzywdy jest reakcją na przekroczenie naszych granic, naruszenie naszej godności czy pozbawienie zasobów. Często dzieje się to w taki sposób, że nie mamy możliwości się temu przeciwstawić np. poprzez przemoc. Bywa jednak, że niekiedy część siebie „oddajemy” z uśmiechem na ustach, a potem odczuwamy smutek z powodu realnej straty, oraz silną złość skierowaną ku sobie, ponieważ „wciąż nie umiemy się postawić”. Zjawisko zadowalania innych ma swoje źródło właśnie w niskim poczuciu własnej wartości i sprawczości, a także, bardzo często, w źle rozumianej pokorze. Nie chcemy wyjść na zarozumiałych, nieskromnych, nie chcemy przecież również krzywdzić innych! Rezygnujemy wówczas ze swojego komfortu, aby tylko nie pojawiło się dojmujące poczucie winy, że kogoś zasmuciliśmy, obraziliśmy czy wyszliśmy na zarozumialców.
Nauczenie dziecka tego, że warto się dzielić, ale tylko wtedy, gdy odbywa się to w atmosferze porozumienia i nie naszym kosztem jest bardzo istotne. Dziecko ma prawo w danym momencie nie podzielić się swoją zabawką, ma prawo nie chcieć być zaczepianym przez innych, ma też prawo wyrażać swoje emocje i być przy tym zrozumiane. Jeśli my dorośli nauczymy się, że dziecko wie dużo więcej, niż nam się wydaje, będziemy w połowie drogi do tego, aby wychować dorosłego umiejącego wyznaczać swoje granice i szanować je u innych.
Problem w niezrozumieniu naszych własnych dzieci jest często efektem tego, że sami nie doświadczyliśmy wystarczającej akceptacji w dzieciństwie. Jako dorośli nosimy w sobie ranę, która krwawi. Mieszka też w naszych wspomnieniach malutki chłopiec czy dziewczynka, którzy byli zalęknieni, niesprawiedliwie karani czy poniżani, czy to w szkole, czy w domu. Będąc nieświadomymi swoich ograniczeń spowodowanych przeszłością, będziemy niewłaściwe wzorce przekazywać naszym dzieciom. Nieprzepracowana przeszłość nie zniknie po solennym postanowieniu: „nie będę taka jak matka”! Jeśli nie podejmiemy pracy nad sobą, trudniej będzie nam wychować dziecko wolne od naszych własnych lęków i poczucia winy. Warto więc zatroszczyć się również o samego siebie.
Może cię również zainteresować:
Źródła:
Bielecka-Prus, Joanna. „Poczucie winy jako emocja społeczna. Analiza wybranych nurtów badawczych”. Przegląd Socjologii Jakościowej
Inglot-Kulas, Joanna. „Asertywność–trudna sztuka dojrzałej postawy wobec złożonych sytuacji i przeżyć”. Studia i prace pedagogiczne
Ryś, Maria. „Kształtowanie się poczucia własnej wartości i relacji z innymi w różnych systemach rodzinnych”. Kwartalnik Naukowy Fides et Ratio