Prawda i Dobro
Czas „Ministerstwa Prawdy”. O informacji chcą decydować urzędnicy
24 lutego 2025
Przełom stycznia i lutego. Dzień niedawno się zaczął, a już za kilka godzin zajdzie słońce. Środek kalendarzowej zimy dopiero przede mną, a termometr już pokazuje blisko 8 stopni powyżej zera. W tym samym czasie prezenter w radiu podaje temperatury dla kolejnych regionów i entuzjastycznie komentuje piękną pogodę. Ja jednak widzę szarugę oraz czuję niepokój, że coś jest nie tak. Zamiast cieszyć się z braku śniegu, czekam na wiosnę i tęsknię do zim, które utraciliśmy. Czy to już solastalgia?
Według danych IMGW średnia liczba dni w Polsce z pokrywą śnieżną w drugiej połowie XX wieku wahała się między ok. 40 (na zachodzie) a ponad 90 dniami (w części północno-wschodniej). Jednak już w ubiegłej dekadzie (2011–2020) liczba ta spadła według pomiarów do ok. 20 dni na zachodzie kraju i ok. 60 dni na wschodzie. Straciliśmy w tym okresie nawet kilka tygodni z pokrywą śnieżną. Co to oznacza w praktyce?
Skutki mniejszej liczby dni śnieżnych odczuwa szczególnie turystyka zimowa. W nowych realiach właściciele stoków zmuszani są co roku do intensywnego dośnieżania. To ma konsekwencje zarówno ekonomiczne, jak i hydrologiczne dla lokalnego środowiska. Brak śniegu to również szybsze nagrzewanie się odsłoniętej gleby. Skutki ocieplenia odczuwają także zwierzęta z rozregulowanym zegarem biologicznym, brakiem naturalnej ochrony przed nagłymi spadkami temperatur czy przed drapieżnikami, ale także rośliny, a dalej rolnictwo.
„Pokrywa śnieżna pozwala dużo lepiej niż opady deszczu uzupełniać zasoby wody w krajobrazie. Śnieg gromadzi się, gdy rośliny są w »uśpieniu« i powoli uwalnia wodę do gleby na wiosnę, gdy wzrost roślin, ich zapotrzebowanie na wodę i wrażliwość na jej niedobory są największe. Jeśli nie ma pokrywy śnieżnej lub stopnieje ona jeszcze przed okresem wegetacyjnym, wzrost i rozwój roślin może być zaburzony” – czytamy w artykule Polska zima topnieje w oczach Anny Sierpińskiej na portalu Nauka o klimacie.
Raporty IMGW to nie tylko dane przeznaczone dla specjalistów. Zmieniające się klimat i środowisko wpływają na wszystkie sfery życia, w tym na nasze samopoczucie i psychikę. W rezultacie coraz bardziej tęsknimy za utraconą przyrodą, tą, którą znamy z młodości – o tym uczuciu traktuje transdziedzinowe zjawisko solastalgii.
Szymon Bujalski jest dziennikarzem zajmującym się zawodowo kwestiami środowiskowymi, klimatycznymi i zwierzęcymi. W styczniu tego roku na autorskim profilu Dziennikarz dla klimatu na Instagramie zauważył pewną zależność.
„W ostatnich dniach miałem najprzyjemniejsze spacery od dobrych kilku tygodni. I to w najniższych temperaturach, parę stopni na minusie, czego baaardzo nie lubię. Skąd więc ta przyjemność? Bo chodziłem po śniegu, a nie brei. Białe drzewa i krzewy cieszyły oczy. A popołudnia i wieczory nagle stały się o wiele bardziej znośne” – pisze Bujalski.
Dziennikarz kończy swój post wyznaniem:
„Cześć, mam na imię Szymon i odczuwam solastalgię. A Ty?”.
Należałoby zrobić krok wstecz i dopytać, czym właściwie jest solastalgia? Zjawisko pojawia się w analizach psychologicznych, socjologicznych czy ekologicznych. Po raz pierwszy jednak zostało sformułowane przez Glenna Albrechta, ekologa i filozofa środowiskowego, a obecnie emerytowanego profesora na Uniwersytecie Murdocha w Perth.
„Manifestuje się ona [solastalgia – przyp. P. P.] w ataku na odczuwanie miejsca, w rozpadzie poczucia przynależności (tożsamości) do danego miejsca oraz w niepokoju (spustoszeniu w sferze psychicznej) wywołanym jego transformacją” – definiuje zjawisko prof. Albrecht w artykule ‘Solastalgia’: A New Concept in Health and Identity.
W ujęciu badacza solastalgia byłaby bliska nostalgii, jednak dotyczyłaby tęsknoty specyficznej – za utraconym środowiskiem naturalnym. Za prawami przyrody i stabilnością zjawisk atmosferycznych, którą pamiętamy z przeszłości. Przy czym, jak dodaje w przywołanej pracy prof. Albrecht:
„Solastalgia nie polega na oglądaniu się za siebie na jakąś złotą przeszłość, ani też na poszukiwaniu »domu« w innym miejscu. To »przeżyte doświadczenie« utraty teraźniejszości, które objawia się w poczuciu wysiedlenia”.
Polecamy: Upływ czasu to iluzja. Tak sugeruje fizyka kwantowa
Generacja Z często definiowana jest przez dorastanie ze smartfonem w ręku. Stąd też popularne określenie na tę grupę – „cyfrowi tubylcy” (digital natives). Jednak zetki to także pokolenie wchodzące w dorosłość już w destabilizującym się środowisku. Mimo tego oni także na przestrzeni swojego życia często dostrzegają gwałtowne przyspieszenie postępujących zmian, a w rezultacie mogą doświadczać solastalgii.
Ania ma 25 lat, mieszka w Zagłębiu i właśnie skończyła studia neofilologiczne. Kiedy pytam ją o to, jakie zimy w Polsce pamięta z przeszłości, odpowiada:
– Wydaje mi się, że jeszcze, jak byłam małym dzieckiem, zimy były… zimami. Ale już pod koniec podstawówki, zazwyczaj prawie nie było śniegu albo spadał na Wielkanoc. I teraz to się jeszcze bardziej pogłębia. Jak śnieg się utrzyma przez trzy dni z rzędu, to jest sukces.
Podobne odczucia ma młodszy o rok Franciszek, pracujący na co dzień w międzynarodowej korporacji:
– Tęsknię do uczucia przeżywanej zimy, chociaż oczywiście nie zawsze to były zimy białe jak z obrazka. Czuję, że mój zegar biologiczny jest dziś całkowicie rozregulowany nagłymi wahaniami temperatur. To taki niepokojący dysonans poznawczy, gdy mamy styczeń, na drzewach widzę pierwsze pąki, a potem na dwa dni chwyta mróz i znów mija.
Oboje jednak nie wspominają wprost o solastalgii. Celowo nie naprowadzam ich na ten trop. Ania na koniec rozmowy rzuca krótko:
– Zmiany klimatu postępują i na pewno mają wpływ na mnie. Głównie psychiczny. Trochę przerażają, a trochę zasmucają.
Paradoksem jest to, że zimy w Polsce stają się obecnie coraz łagodniejsze, a my coraz gorzej psychicznie je znosimy. Brak śniegu w Polsce oznacza ciemniejsze wieczory. Goła ziemia nie odbija tak efektywnie światła latarni czy księżyca jak biała pokrywa śnieżna. Ten niedostatek światła bezpośrednio wpływa na nasze samopoczucie, niezależnie od wieku.
– Zawsze miałam mało energii zimą, przez małą ilość słońca. Ale mam wrażenie, że teraz jest mi szczególnie trudno. Bez śniegu długie zimowe wieczory wydają się jeszcze dłuższe, a na pewno ciemniejsze. Żeby choć trochę poczuć normalną zimę, uciekam w góry, ale teraz i tam nie ma pewności, że zastanę klimat, jaki pamiętam z dzieciństwa – odpowiada Katarzyna, millenialka i mieszkanka dużego miasta na południu Polski.
Choć dzieli ją z Katarzyną pokolenie, podobne odczucia ma Anna, nauczycielka z Katowic. Gdy pytam ją o wspomnienie z przeszłości, poważnieje:
– Zimy mojego dzieciństwa to przede wszystkim ferie, lodowiska na wolnym powietrzu. Strasznie do nich tęsknię. Wtedy, na początku lat 70., śnieg zawsze był brudny, bo dorastałam na Górnym Śląsku, ale nie przypominam sobie, żeby były ferie bez niego. Teraz w Katowicach ferie zimowe bez śniegu to niestety nowa normalność. Ciemna i przygnębiająca normalność, niestety. Nasiliły się też gwałtowne wiatry. Często bywam w Beskidach, gdzie szczególne doskwiera halny. Oczywiście one były zawsze, ale nigdy tak intensywne i dojmujące.
Anna milczy chwilę i dodaje: – W zasadzie nie powinnam mówić o zimie, ale o rozciągniętej szarudze jesiennej.
Epoka antropocenu i nasilenie zmian klimatycznych to okres dojmującej dziwności. Ta nieprzynależność do znanego miejsca, obok przygnębienia psychicznego, to cecha charakterystyczna solastalgii, a w zaostrzonym wariancie – depresji klimatycznej. Jak pisze prof. Albrecht, „solastalgia jest formą tęsknoty za domem, którą odczuwa się, nadal pozostając »w domu«”. Dziś jesteśmy u siebie, choć środowisko, które znamy, staje się wspomnieniem. Granica między wyobrażaniem z przeszłości a rzeczywistością zarysowuje się coraz wyraźniej. Dostrzegana sprzeczność odbija się na naszej psychice.
– Mój syn uczy się w przedszkolu, że zima wciąż jest biała. Wycina płatki śniegu z papieru, rysuje bałwany. A potem wychodzi ze mną na zewnątrz i nie ma tam nic ze świata śnieżnych dekoracji. Nie wiem, w jakim stopniu dziecko dostrzega ten absurd, ale mi jest strasznie przykro – dopowiada Katarzyna.
Przeczytaj także: Klimat przestaje być tematem. Ludzie mają dość hipokryzji