To miała być rewolucja w edukacji. Zniszczono ją jednym podpisem

Nieczęsto zdarza się, by kilka lat w historii edukacji muzycznej miało wagę przełomu. Jeszcze rzadziej bywa, że ten przełom zostaje odwołany, zanim ktokolwiek zdążył odczuć jego długofalowe skutki. A jednak lata 2012–2015 w polskim szkolnictwie artystycznym były czymś więcej niż tylko kolejnym epizodem w dziejach edukacyjnych reform – były próbą stworzenia szkoły, która uczy przez sztukę, a nie mimo niej. I właśnie dlatego dziś, patrząc na brutalnie przerwane zmiany, trudno oprzeć się wrażeniu, że wykonaliśmy bolesny „w tył zwrot” – i to nie w stronę przeszłości, ale skostniałej, archaicznej wizji kształcenia, której powinniśmy się już dawno pozbyć.

Reforma szkół artystycznych. Miał być krok ku wolności

Dlaczego właśnie ten krótki okres zasługuje na uwagę?

Przecież polskie szkolnictwo muzyczne istnieje od ponad stu lat, a jego powojenna, państwowa forma funkcjonowała dość stabilnie przez dekady. To prawda. Jednak stabilność ta była pozorna – bardziej przypominała zabetonowaną strukturę, w której twórczość i swoboda pedagogiczna były duszone przez rygory przesłuchań, testy i kontrole. System ten, odziedziczony w dużej mierze po PRL-u, przetrwał aż do 2012 roku niemal bez zmian.

Uczeń miał grać, ćwiczyć, występować – a wszystko w rytmie kolejnych przeglądów i ocen, nierzadko rozmijających się z jego realnymi predyspozycjami i emocjami. Szkoła miała kształcić solistów na miarę Krzysztofa Zimermana. Zarządzających nie interesowało, czy kandydat na Zimermana spełnia warunki, aby nim się stać. On musiał próbować. Nacisk i stawianie wymogów ponad możliwości ucznia powodowały, że część z nich po prostu przestała się interesować muzyką, a nawet zaczęła jej unikać. Po prostu poprzeczka była dla nich zawieszona za wysoko. I w ten sposób traciliśmy nie tylko przyszłych muzyków, ale także potencjalnych melomanów – miłośników muzyki klasycznej.

Nauczyciel? W najlepszym razie był wykonawcą poleceń dyrektora szkoły, władz kuratoryjnych, ministerialnych. W najgorszym – strażnikiem systemu.

Zmiany w szkołach. Nowa wizja szkoły kształcącej artystów

I nagle, w 2012 roku, coś się zmieniło w ministerstwie kultury. Zainicjowano „pilotaż”, który w istocie był próbą rewolucji: odejścia od centralnego sterowania i wejścia na drogę prawdziwej autonomii szkół artystycznych. Wizja była jasna – szkoła jako przestrzeń wspólnego muzykowania, rozwijania pasji, współpracy między nauczycielem a uczniem. Szkoła, która nie tylko uczy, ale także współtworzy lokalną kulturę. Nie chodziło o rewolucję dla samej rewolucji – zmiany miały być ewolucyjne, przemyślane, opracowane wspólnie przez środowisko nauczycieli, ekspertów i praktyków.

Miałem szczęście uczestniczyć w tym procesie jako osoba powołana przez ówczesnego Ministra Kultury do koordynowania pracy zaproszonych – a nie powołanych – ekspertów: czynnych nauczycieli odpowiedzialnych za przeprowadzenie zmian. Byłem zbudowany ich kreatywnością i głęboką znajomością zagadnień pedagogiki muzycznej. To była czysta przyjemność – wymieniać się doświadczeniami, wspólnie kreować nową strukturę i program współczesnej szkoły muzycznej.

W sercu tych działań było przekonanie, że edukacja artystyczna nie może być kalką edukacji ogólnej. Talentu nie da się wtłoczyć w ramy rozporządzenia, a twórczość nie rodzi się z lęku przed złą oceną, lecz z radości wspólnego działania i muzykowania.

Warto przeczytać też: Muzyka przenosi nas w czasie. Nostalgia aktywuje pamięć i emocje

Zmiany w szkołach. Czy artystyczne uczelnie będą mekką wolności? Fot. Michał Parzuchowski/Unsplash

Co zmieniał nowy projekt?

Koncepcja zakładała, że szkoła sama – w oparciu o własne kadry, możliwości i potrzeby – będzie mogła decydować, czy kształcić muzyków klasycznych, jazzowych, folkowych, czy może rozwijać muzykę dawną. W miejsce sztywnej siatki godzin pojawi się elastyczność – warunek niezbędny, by dziecko mogło pokochać instrument, a nie tylko nauczyć się na nim grać.

To podejście miało także wymiar społeczny. Zakładało współodpowiedzialność – nauczycieli, rodziców, uczniów i dyrektorów – za proces edukacyjny. Miało obudzić podmiotowość wszystkich uczestników szkolnego życia. Wzorem była audiacja (zdolność do słyszenia muzyki w myślach) – proces wyobrażania i odczuwania muzyki bez jej fizycznej obecności – metoda nauczania rozwijana przez Edwina E. Gordona, entuzjastycznie przyjęta także przez polskich pedagogów.

Wprowadzano ją m.in. do zajęć przedszkolnych – dzieci i ich rodzice nie tylko osłuchiwali się z muzyką, ale zaczynali ją rozumieć. Skutki tej nowatorskiej metody obserwowałem w mojej szkole, gdzie zainteresowanie rodziców i maluchów tą formą wprowadzania w świat muzyki przekroczyło nasze możliwości organizacyjne i lokalowe.

Dzieci wprowadzane w świat dźwięków

To było fantastyczne, gdy dzieci i ich rodzice, krok po kroku, wprowadzani byli w tajemny świat dźwięków. Jak sami rodzice mówili – ten rodzaj spotkania z muzyką okazał się świetną zabawą, w której ich pociechy pouczały dorosłych, że nierytmicznie tańczą albo nie pamiętają słów piosenki.

Brzmi idealistycznie? Owszem. Ale ta wizja miała moc sprawczą – nie tylko w sferze idei, ale i w praktyce. Bielska szkoła muzyczna, będąca jednym z liderów pilotażu, stała się wzorem dla innych. Dzięki otwartości zespołu pedagogicznego powstały tam nowe wydziały, eksperymentowano z programami, dzielono się dobrymi praktykami. Środowisko, dotąd przytłoczone kontrolą, nagle zaczęło oddychać.

Czy wszyscy byli zachwyceni? Oczywiście, że nie. Część nauczycieli nie potrafiła odnaleźć się w nowej rzeczywistości bez sztywno wyznaczonych ram. Trudno się dziwić – przez lata pracowali w systemie, który premiował posłuszeństwo, nie kreatywność. Reforma wymagała od nich nie tylko znajomości repertuaru czy metod pracy, ale przede wszystkim odwagi pedagogicznej. I to był dla wielu zbyt wysoki próg.

Zmiany w szkołach. Projekt zamknięty z dnia na dzień

Ale szczęście entuzjastów reformy nie trwało długo. Gdy w 2015 roku władzę przejął PiS, całość projektu została niemal z dnia na dzień odwołana. Bez debaty, bez oceny efektów, bez szacunku dla pracy setek ludzi. W jego miejsce przywrócono dawne struktury – testy, przesłuchania, kontrole. Rozporządzenie o wycofaniu szkół z pilotażu ukazało się z opóźnieniem, z końcem września, a decyzje narzucono nakazowo, w trybie natychmiastowym. Zniknęły programy, zniknęła koncepcja, zniknęła nadzieja.

Kropką nad „i” była wypowiedź jednej z wysokich rangą nowych urzędniczek Ministerstwa Kultury, która po niemal dwugodzinnej rozmowie ze mną, gdy wskazywałem pozytywne strony wprowadzanej reformy, skwitowała wszystko jednym zdaniem: „Panie dyrektorze, może pan ma rację, ale my i tak zrobimy to po swojemu”. To zdanie nie wymaga komentarza – ono podsumowuje cały styl myślenia: nie reformujemy, nie ulepszamy, tylko cofamy. Bez argumentów, bez diagnozy, za to z urzędową pieczątką. Dla wielu to był moment porzucenia złudzeń – nie będzie lepiej. Będzie, jak było.

Ciekawy temat: Polska A kontra Polska B. Fałszywy mur dzieli Polaków

Kiedy zmiany w szkołach mają sens?

Dziś, dziesięć lat później, trudno oprzeć się poczuciu straty. Nie tylko tych kilku lat pracy, debat, konsultacji, ale przede wszystkim wizji szkoły, która mogła być przestrzenią twórczego rozwoju, a znów stała się fabryką ocen i „wymagań programowych”. Szansę na nowoczesną edukację artystyczną zastąpiła nostalgia za „tradycją”, choć ta tradycja – jak się okazuje – lepiej służy instytucjom niż uczniom.
Czy jest jeszcze szansa, by do tej wizji wrócić? Być może. Ale jedno jest pewne – reforma nie uda się bez zaufania. Do nauczyciela, do ucznia, do wspólnoty szkolnej. Jeśli władza nie jest gotowa tego zaufania udzielić, to żadna zmiana nie przetrwa. Bo szkoła artystyczna to nie tylko miejsce ćwiczeń – to miejsce budowania wrażliwości. A tej nie da się zadekretować.

Przeczytaj inny tekst Autora: Andrzej Kucybała: Muzyka łączy pokolenia, koi duszę, leczy i rozwija

Opublikowano przez

Andrzej Kucybała

publicysta


Polski dyrygent, pedagog i menedżer kultury. Założył i prowadził Orkiestrę Symfoniczną w Tarnobrzegu, a także współorganizował prestiżowe festiwale muzyczne. Był między innymi dyrygentem i kierownikiem artystycznym Zespołu Pieśni i Tańca „Lasowiacy”. Kierował też Zespołem Szkół Muzycznych im. Stanisława Moniuszki w Bielsku-Białej, przekształcając go w jedną z czołowych placówek artystycznych w kraju. Uhonorowany wieloma odznaczeniami, w tym Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski, Złotym Krzyżem Zasługi i Srebrnym Medalem „Gloria Artis”.

Chcesz być na bieżąco?

Zapisz się na naszą listę mailingową. Będziemy wysyłać Ci powiadomienia o nowych treściach w naszym serwisie i podcastach.
W każdej chwili możesz zrezygnować!

Nie udało się zapisać Twojej subskrypcji. Proszę spróbuj ponownie.
Twoja subskrypcja powiodła się.