Nauka
Dźwięk na chorobę lokomocyjną. 100 Hz łagodzi zawroty głowy i nudności
05 maja 2025
Któż z nas choć raz w życiu nie pomyślał o porzuceniu wszystkiego, z czym ma do czynienia na co dzień i ucieczce na drugi koniec świata? „Wsiąść do pociągu, byle jakiego…” – śpiewała kiedyś Maryla Rodowicz – wydaje się manifestem marzeń niektórych współczesnych ludzi. Wszystko i wszystkich zostawić, uwolnić się od obowiązków, powinności, presji, oczekiwań i zacząć życie od nowa. Z obecnym doświadczeniem i wiedzą życiową zupełnie inaczej zbudowałbym moje nowe życie. Dla większości z nas to tylko chwilowa impresja. Ale są tacy, którzy się na to decydują…
Sympatycy filmów dokumentalnych nie mogliby przejść obojętnie wobec filmu pt. Johatsu (2024) w reżyserii Andreasa Hartmanna. Wybrał się on do dzielnicy Nishimari w Osace, aby przyjrzeć się z bliska historii kilku Japończyków, którzy w radykalny sposób postanowili zmienić swoje dotychczasowe życie. Ten film ukazuje zjawisko coraz bardziej popularne w Japonii, ale stawia pytanie o charakterze uniwersalnym: „Czy rzeczywiście łatwiej problem porzucić niż go rozwiązać?”
W Japonii co roku znika bez śladu 80 tys. ludzi. Część z nich znika celowo – aby uciec od swojego dotychczasowego życia. Nie chcą być szukani, chcą „wyparować” i zacząć nowe życie. Ten mechanizm staje się coraz częściej praktykowany nie tylko w azjatyckiej części świata, ale teraz także w Stanach Zjednoczonych, Niemczech czy Wielkiej Brytanii. Tych, którzy znikają bez śladu, Japończycy nazywają johatsu, co tłumaczą dosłownie jako „parowanie”.
Krąg kultury azjatyckiej na pewno sprzyja bardziej niż europejski takim ucieczkom. Tamtejsza niezwykle surowa i rygorystyczna kultura pracy, połączona z coraz słabszymi więziami rodzinnymi i zanikiem bliskości, nie daje żadnego wsparcia osobom w kryzysie.
Odejście z pracy czy decyzja o rozwodzie są w kulturze azjatyckiej traktowane jako porażka honorowa, powód do wstydu. Jak pokazują wskaźniki prowadzi to także do zwiększających się co roku nie tylko przypadków depresji, ale także samobójstw. Wielu Azjatów obawia się wykańczającej pracy (zjawisko to nosi nazwę karoshi, co dosłownie oznacza: pracę na śmierć, śmierć z wyczerpania pracą. Według oficjalnych statystyk: 200 osób rocznie, ale nieoficjalne dane to aż 10 tys. osób w samej tylko Japonii). Dlatego wielu woli zniknąć bez śladu i uciec od życia, żeby w ogóle przeżyć.
Co ciekawe: w Japonii rozwinęły swoją działalność specjalne firmy, które ułatwiają takie ucieczki od życia i zatarcie jakichkolwiek śladów. Organizują one tzw. nocne przeprowadzki, pomagają w spakowaniu bagaży i transporcie, czy nawet w wyrobieniu nowych dokumentów. Pomagają zniknąć bez śladu.
Warto przeczytać: Nie wyrzucę, bo się przyda. Kiedy pasja staje się obsesją
W Polsce taki trend na szczęście – póki co – jest marginalny, jednak w pozostałych państwach europejskich znajduje coraz więcej naśladowców. Europejscy johatsu to ludzie, którzy z własnej woli wybierają zniknięcie a powodów tego można wymienić co najmniej kilka.
Ludzie uciekają przed długami lub bankructwem, po zaciągnięciu kredytów, których nie są w stanie spłacać, umęczeni związanymi z tym niewygodami i rezygnacjami dnia codziennego. Bardzo często bez wieści przepadają ofiary przemocy domowej: fizycznej, emocjonalnej. Coraz częściej znikają bez śladu ludzie z problemami finansowymi, dla których wstyd przed ujawnieniem prawdy, prośba o pomoc czy lęk przed opinią innych, okazują się silniejszymi bodźcami niż racjonalne podejście.
Ucieczkę od swojego dotychczasowego życia praktykują także ludzie, którzy nie radzą sobie z presją zawodową lub społeczną. Ciężar stawianych przed nimi kolejnych wyzwań i celów, okazuje się dla nich koszmarem nie do uniesienia.
I wreszcie: na ucieczkę i rozpoczęcie nowego życia – z dala od bliskich i dotychczasowych znajomych – wybierają ludzie młodzi, studenci, którzy cały czas nie mogą odnaleźć się w życiu. Ciągle szukają właściwej dla siebie drogi, ale jej nie znajdują. Oczekiwania rodzinne, żale, pretensje, rozczarowania ze strony najbliższych, doprowadzają ich do skrajności psychicznej i emocjonalnej.
Przeczytaj też: Rodzice nastolatków na krawędzi. Jak sobie radzą (i nie radzą)
W Polsce co roku oficjalnie zgłaszanych jest około 13 tysięcy zaginięć. Według danych Komendy Głównej Policji, w okresie od 1 stycznia do 30 listopada 2024 odnotowano 13 139 takich przypadków (w tym 1985 dotyczyło osób małoletnich). Trzeba zaznaczyć, że większość tych osób zostaje znaleziona w krótszym lub dłuższym okresie czasu. Jednak nie wszyscy.
Nawet gdyby przyjąć, że część z nieodnalezionych padła ofiarą przestępstw lub nieszczęśliwych wypadków, to zawsze pozostaje spory odsetek osób, których los pozostaje czasami na zawsze nieznany. Bywa, że jest wynikiem świadomej decyzji polskich johatsu.
Czy taka tendencja znajdzie uznanie na większą skalę w Polsce i na stałe zagości w naszej kulturze? – to pytanie, które zadaje sobie wielu psychologów obserwujących trendy panujące na świecie. Zdania w tym temacie są podzielone.
Z jednej strony specjaliści podkreślają znaczenie różnic kulturowych między Europą a Azją, które w tym przypadku mogłyby działać na naszą korzyść. W Polsce, na tle innych państw europejskich, cały czas silna jest tradycja rodzinna. Większość Polaków zapytanych o wartości, które kultywują, na pierwszym miejscu wskazuje rodzinę, a na dalszych: wartości związane z karierą i pracą.
Co warto zauważyć na marginesie: sama definicja rodziny ulega transformacji, ponieważ już dzisiaj wiele osób poszerza swoje rozumienie rodziny o osoby bliskie, przyjaciół, z którymi nie łączą ich więzy krwi, ale więzy bliskości i zaufania. To pokazuje, że relacje z innymi ludźmi cały czas są dla nas fundamentalne. I to właśnie w nich często znajdujemy oparcie, poczucie bezpieczeństwa czy zwykłą ludzką pomoc.
Wielu Polaków swoje porażki zawodowe czy problemy prywatne ma z kim przepracować i nie zostaje z nimi sam na sam. Zwiększająca się popularność uczestnictwa w psychoterapiach, czy korzystanie z rad psychologów lub psychiatrów z jednej strony ukazuje pogłębiający się kryzys psychiczny Polaków, ale z drugiej strony: ich odwagę, gotowość i motywację do sięgania po pomoc fachowców. Takich postaw trudno szukać u Japończyków, ponieważ tam obowiązują inne wzorce i tradycje.
Jednak obawy psychologów także są poważne i konkretnie uargumentowane. Żyjemy w społeczeństwie szybko rozwijającym się a tzw. wyścig szczurów od dawna dominuje wiele sektorów zawodowych. Postępująca technicyzacja, doświadczenie pandemii, wojna za wschodnią granicą – to doświadczenia, które dodatkowo generują stres, poczucie lęku i niepewności dnia codziennego.
Przebodźcowanie, o którym pisał szerzej współczesny myśliciel Byung-Chul Han prowadzi do powstawania społeczeństw zmęczenia, w których my też uczestniczymy. To bynajmniej nie sprzyja komfortowi emocjonalnemu a jedynie osłabia naszą odporność psychiczną. „To nie imperatyw bycia sobą, ale presja sukcesu wywołuje depresję z wyczerpania. Z takiej perspektywy syndrom wypalenia nie jest ekspresją wyczerpanego Ja, lecz wyczerpanej, wypalonej duszy” – ostrzega filozof w swojej książce Społeczeństwo zmęczenia.
Gorący temat: Jak rozwiązać konflikty rodzinne? Mogą przynieść bolesne skutki
Opisane wyżej warunki funkcjonowania, coraz obecne także w naszym społeczeństwie, w opinii wielu psychologów i socjologów mogą prowadzić do popularyzacji mechanizmów unikowych (Avoidant Coping Mechanism). Wysoki poziom lęku i zagrożenia, w połączeniu ze słabą odpornością psychiczną i trudnościami w radzeniu sobie z kryzysami, coraz częściej będzie generował ucieczkę zamiast konfrontacji.
To u wielu osób naturalny mechanizm samoobronny, w którym stawienie czoła problemom i odważne zmierzenie się z nimi, może wydawać się nie do udźwignięcia,. To dlatego człowiek wybiera ucieczkę. Takie podejście może z czasem przekształcić się w japońskie johatsu w polskim wydaniu – traktowane jako mechanizm obronny.
Czy to jest jednak dobre wyjście? Wielu osobom pozostającym w kryzysie metoda ucieczki lub uniku często wydaje się jedynym możliwym rozwiązaniem. Warto uświadomić sobie, że to nieprawda. To dla wielu osób być może najprostsza i najwygodniejsza metoda, ale jak podkreślają specjaliści: krótkoterminowa i bardzo często impulsywnie podjęta.
Po jakimś czasie mogą pojawić się poczucie winy i wyrzuty sumienia. Pozostawione za sobą problemy nie przestają przecież istnieć a nieprzepracowane emocje – nie wyparowują z samego faktu zmiany miejsca zamieszkania. Porzucenie ludzi bliskich może przerodzić się w poczucie samotności. Zbudowanie nowych relacji w oparciu o reakcje lękowe, to raczej mission impossible.
Niektórych z nas piosenka zespołu Dżem pt. Mała Aleja Róż może pociągać i fascynować:
„Któregoś dnia rzucę to wszystko
I wyjdę rano, niby po chleb
Wtedy na pewno poczuję się lepiej
Zostawię za sobą ten zafajdany świat”
Ale może jednak lepiej pozostać przy fantazji na ten temat i pięknym wyobrażeniu, niż wcielać je w życie. W realiach mogłoby się bowiem okazać, że ucieczka do nowego życia jest jeszcze trudniejszym zadaniem, a nawet całkowicie nietrafionym pomysłem, niż praca nad sobą tu i teraz.
Przeczytaj inny tekst Autorki: Jesteśmy razem, ale osobno. Rozbijamy się o emocje