Humanizm
Hulaj dusza, piekła nie ma. Zetki, influencerzy i pieniądze
16 listopada 2024
W Stanach Zjednoczonych obserwujemy kolejne efekty rewolucji wywołanej przez sztuczną inteligencję i chatboty. W kraju, gdzie tylko oskarżeni o przestępstwo mają prawo do adwokata, pozostawiona sama sobie reszta zwróciła się o pomoc do prawników-botów. Okazuje się, że system sądowniczy USA zupełnie nie jest na to gotowy.
Procesy sądowe w Stanach Zjednoczonych nie wyglądają jak kadry z serialu „Suits”. Codzienność jest znacznie mniej porywająca i sprowadza się do ogromu papierkowej roboty. Dopóki stworzenie pozwu czy pisma procesowego było zarezerwowane dla specjalistów, dopóty mało kto walczył o drobne sprawy. Dzięki pomocy botów, do sądu zaczęli pozywać ci, którzy kiedyś odpuszczali. A także ci, którzy chcą wykorzystać luki w prawie i działaniu aparatu dla własnej korzyści. System prawny potrzebuje głębokiej reformy i to szybko.
Sądy w krajach demokratycznych powinny być wolne i każdy obywatel teoretycznie ma zagwarantowane prawo do sprawiedliwego procesu. I na pierwszy rzut oka może tak być, ale rzeczywistość jest inna. Skomplikowanie systemu sprawiło, że rozumieją go tylko wysoko wykwalifikowani specjaliści. A nie wszyscy obywatele potrzebujący pomocy mogą sobie pozwolić na ich usługi.
W rezultacie, w zdecydowanej większości spraw cywilnych w sądach stanowych i lokalnych w USA przynajmniej jedna strona nie ma prawnika – często dlatego, że nie ma innej możliwości. A ponieważ procesy zostały stworzone z myślą o tych ostatnich, rozprawy z osobami reprezentującymi się samodzielnie trwają znacznie dłużej. Zakładając, że strona bez obrońcy w ogóle się pojawi.
Z nieszczelności legislatury korzystają np. agencje windykacyjne, które są tzw. high-volume filers – firmami masowo piszącymi pozwy. Zasypują nimi sądy, licząc, że druga strona nie pojawi się na rozprawie. To często się zdarza, gdyż obywatele nie wiedzą, jak reagować na wezwanie. Bywa, że jego dostarczenie celowo jest utrudniane lub falsyfikowane. Prawnik zwykle jest zbyt drogi, więc pozwani po prostu ignorują dokument. Wówczas w przytłaczającej większości przypadków sąd spełnia żądania powoda. W efekcie trudno ściągalny dług jest zaocznie zamieniany na łatwo ściągalne zajęcie konta bankowego.
Przeczytaj również: Jest niewidomym graczem. Jak to możliwe?
Dzięki narzędziom takim jak ChatGPT dzisiaj każdy może w krótkim czasie zostać takim „producentem pozwów”, jakimi dotąd byli windykatorzy. Widać już pierwsze objawy uginania się sądów pod napływem dużej liczby dokumentów pisanych przez boty.
To kontynuacja i przyspieszenie problemu, który trwa od przeszło 30 lat. Tak zwane small-dolar debt cases, czyli pozwy o dług nieprzekraczający 5000 dolarów, stanowiły w 1993 roku nieco ponad 10 proc. wszystkich spraw cywilnych w USA. W 2013 roku było to 25 proc. Szacunki mówią, że w 2020 roku stanowiły już większość z ponad 18,6 miliona pozwów cywilnych, które wpłynęły do sądów stanowych.
Można tylko przypuszczać, jak rozwinie się sytuacja wraz z dalszym upowszechnianiem się zaawansowanych modeli językowych opartych na sztucznej inteligencji. Zwłaszcza że wciąż są one bardzo omylne, a bezkrytycznie korzystanie z nich zwykle prowadzi na manowce.
Keith Porcaro, kierownik Digital Governance Design Studio w Duke Law School, argumentuje na łamach „Wired”, że sądy zostały daleko w tyle za szybko zmieniającym się światem i cały system potrzebuje reformy:
Obecnie ChatGPT może wygenerować przyzwoity list eksmisyjny lub żądanie windykacji, a czasem to wystarczy, aby wyegzekwować zobowiązanie. Dlaczego powód miałby się przejmować tym, że duży model językowy wygeneruje wadliwy pozew, jeśli sądy go nie sprawdzą, a pozwani nie pojawią się na rozprawie?
Porcaro wskazuje na zagrożenia, które mogą wkrótce dotknąć sądownictwa. Dzisiaj problemem jest zalew spraw dotyczących niewielkiego zadłużenia, a niebawem botów mogą użyć np. korporacje do tworzenia zwodniczych i agresywnych strategii wysiedlania. Albo aktywiści do zorganizowanego ataku prawnego na określone grupy społeczne. Trudno przewidzieć, kto i w jaki sposób będzie korzystał z tego narzędzia.
Receptą może być aktualizacja systemu obsługi dokumentów w sądach. Te na szczeblu lokalnym i stanowym w USA polegają głównie na plikach PDF wysyłanych mailowo. Błędy proceduralne, które pojawiają się nagminnie, muszą poprawiać pracownicy administracyjni. Proste formularze internetowe, których nie da się wysłać bez uprzedniego skorygowania i skompletowania odpowiednich dokumentów, mogłyby być pierwszym krokiem ku zwiększeniu wydajności całego aparatu.
Przede wszystkim sądy, decydenci i prawnicy muszą dostrzec istotę problemu. Gwałtowny wzrost liczby porad udzielanych przez oprogramowanie jest wołaniem o reformę systemową.
– podsumowuje Porcaro.
Źródła: