Humanizm
Psychiatra przestrzega: pigułkami nie naprawimy życia ani związku
22 listopada 2024
Rada Bezpieczeństwa ONZ przyjęła rezolucję, której celem jest zwalczanie przemocy seksualnej. To chwalebny cel, ale rezolucja nie wystarczy, by go osiągnąć. I jest to wina Stanów Zjednoczonych.
Rada Bezpieczeństwa ONZ przyjęła rezolucję, której celem jest zwalczanie przemocy seksualnej jako broni w konfliktach zbrojnych. To chwalebny cel, od dłuższego czasu popierany m.in. przez Stany Zjednoczone, ale rezolucja nie wystarczy, by go osiągnąć. I jest to właśnie wina Ameryki.
Oprócz samego zwalczania przemocy seksualnej rezolucja 2467 miała zapewnić potrzebne wsparcie ofiarom. Projekt dokumentu przewidywał dostęp do opieki zdrowotnej pod kątem „zdrowia seksualnego i reprodukcyjnego”.
Ten zapis był nie do przyjęcia dla administracji prezydenta USA Donalda Trumpa, ponieważ jego konsekwencją mogło być włączenie w zakres świadczeń również dostępu do aborcji. W związku z tym Stany Zjednoczone zagroziły zawetowaniem rezolucji.
Sojusznicy Ameryki wpadli w furię, ale triumfował jednak Trump. Rezolucja przegłosowania stosunkiem głosów 13:0, przy dwóch głosach wstrzymujących się, nie zapewnia ofiarom gwałtów dostępu do środków wczesnoporonnych, badań z zakresu zapobiegania AIDS czy zabiegów aborcji.
Nie pierwszy już raz międzynarodowa organizacja pokroju ONZ uległa presji skutkującej usunięciem konkretnych zapisów z instrumentów prawnych. Prawdą jest, że antyaborcyjni fanatycy od lat ciężko pracują nad zmianą koncepcji praw człowieka podług ich własnych dogmatycznych przekonań. I osiągają na tym polu sukcesy.
Podczas 63. corocznej sesji Komisji ds. Statusu Kobiet, która odbyła się w marcu, Amerykanie uwikłali się w spór dotyczący używania takich słów jak „płeć” i „zdrowie seksualne” w niemającym mocy wiążącej dokumencie końcowym, zajmując ostatecznie stanowisko, które jeden z delegatów wprost określił mianem „szaleństwa”.
Taki trend zagraża utrzymaniu porozumienia dotyczącego definicji praw człowieka. Rada Bezpieczeństwa ONZ nie słynie z podejmowania szybkich działań w odpowiedzi na zagrożenia i wyzwania związane z tym obszarem. Określenia w rodzaju „zdrowie seksualne i reprodukcyjne” to wymierny rezultat trwających dziesięciolecia debat oraz rozwiązań prawnych stanowiących dowód na rosnącą świadomość potrzeb ofiar przemocy.
Co gorsza, dzięki polityce nadzoru nad stosowanym w dokumentach językiem ze strony administracji Donalda Trumpa Rada Bezpieczeństwa może zostać zmuszona do ponownego rozpatrzenia przyjętych już norm ochrony prawnej i zapisów prawa międzynarodowego, włączając w to przepisy dotyczące gwałtów i przestępstw pokrewnych uznanych za zbrodnie przeciwko ludzkości.
Choć gwałt przez długi czas był przerażającą cechą konfliktów zbrojnych, społeczność międzynarodowa nie zawsze uznawała go za zbrodnię wojenną. Ta kategoryzacja – jeden z największych sukcesów prawa międzynarodowego – jest wynikiem wieloletnich wysiłków podejmowanych przez kobiece ruchy i ofiary gwałtów. Świat oraz kolejni amerykańscy przywódcy powinni budować na tym osiągnięciu, by wzmocnić egzekwowanie prawa i wiarygodność takich wysiłków; ale zamiast tego, grozi nam krok w tył.
Administracja Trumpa zwiększa to ryzyko przez wykorzystywanie środków finansowych do narzucenia swojej woli organizacjom działającym na rzecz ochrony zdrowia. Jednym z pierwszych kroków podjętych przez administrację było przywrócenie „zasady globalnego knebla” (ang. global gag rule), zgodnie z którą każda organizacja pozarządowa, związana z usługami aborcyjnymi, straci wszystkie amerykańskie fundusze, włączając w to również fundusze przeznaczone na interwencje zdrowotne w takich obszarach, jak np. choroby dzieci.
Zgodnie z tą zasadą sekretarz stanu Mike Pompeo ogłosił niedawno, że USA ograniczą finansowanie Organizacji Państw Amerykańskich, ponieważ jeden z jej organów – Międzyamerykańska Komisja Praw Człowieka (IACHR) – wydał orzeczenie związane z aborcją. W odpowiedzi działacze Fundacji Społeczeństwo Otwarte, wraz z grupą ekspertów z 50 organizacji obywatelskich, tak jak członkowie amerykańskiego Kongresu i byli liderzy IACHR, wezwali do utrzymania finansowania dla organizacji.
Podejmowane na wysokim szczeblu wysiłki, które miałyby polegać na kontrolowaniu kobiet, to znak ostrzegawczy przed narastającym autorytaryzmem. Nie ma żadnego przypadku w tym, że stanowisko administracji Trumpa stawia go w jednym szeregu wraz z władzami krajów, takich jak Bahrajn, Rosja czy Arabia Saudyjska. Podobnie jak te represyjne reżimy administracja Trumpa wydaje się postrzegać rosnącą rolę kobiet w charakterze zagrożenia dla patriarchalnego status quo.
Ale kobiety, podobnie jak osoby transpłciowe, nie siedzą cicho w obliczu działań ekstremistycznych rządów, które próbują je uciszać, kontrolować i pozbawiać praw. W Indiach dwie kobiety zlekceważyły wspierany przez rządzącą partię stary zakaz zabraniający wchodzenia do hinduistycznych świątyń w czasie menstruacji. W Afganistanie kobiety walczą o silniejszą pozycję w rozmowach z talibami, by móc chronić swoje prawa. Ruchy #MeToo, #EleNao I „zielona fala” w Ameryce Łacińskiej, na czele których stoją kobiety, reprezentują wszystkich, którzy chcą żyć w otwartych społeczeństwach.
Po przegłosowaniu rezolucji 2467 amerykański Departament Stanu zadeklarował zrozumienie dla wysiłków na rzecz powstrzymywania przestępstw seksualnych i udzielania pomocy ich ofiarom. Jeśli ma to być prawda, to Stany Zjednoczone powinny przestać brać udział w powtarzających się atakach na godność i niezależność kobiet oraz osób transpłciowych. Ich prawa są przecież prawami człowieka.
Polecamy: Dożywocie za post na Facebooku. Kanada zaostrza prawo. Czy Unia zrobi to samo?