Prawda i Dobro
Toksyczna przyjemność. Uzależniające substancje zagrażają młodym
11 października 2024
Bycie honorowym – zestaw cech i postaw, które pozwalają przetrwać całym społecznościom, chronią wartości nadrzędne i nieprzemijające, wzbudzają pogardę wobec śmierci i pozwalają na nadludzkie czyny. Źle pojęte prowadzą do bezsensownego końca lub zemsty żyjącej własnym życiem.
W komedii Ożenek Mikołaja Gogola swatana panna na wydaniu wyraża obawy, czy jest sens pozbywać się od razu kilku kandydatów na męża. Bo w końcu ci mogą się obrazić. Jednak swat Koczkariew, podsuwający jej tę kategoryczną decyzję, odpowiada: „Niech się obrażają. Inna sprawa, gdyby coś z tego miało być. Ale tak… Najwyżej ktoś z nich plunie w oczy — i to wszystko (…) Więc co to szkodzi, że ktoś plunie? Inna sprawa, gdyby chusteczka była daleko. Ale wystarczy przecież sięgnąć do kieszeni i wytrzeć”.
Jego postawa była tak dalece niehonorowa, że budziła i budzi śmiech po dzisiejsze czasy. Pozostając jednak w imperialnej Rosji, właśnie pojęcie bycia honorowym stało się nader wrażliwe, jak owa obawa Koczkariewa: „Inna sprawa, gdyby coś z tego miało być…”. Ujma na honorze była bowiem szczególnie rozpowszechnionym powodem do nierzadko śmiertelnych pojedynków. W ten sposób zginęli choćby Aleksander Puszkin i Michaił Lermontow, którzy sami, w swoich największych dziełach, wikłali bohaterów w pojedynki na śmierć i życie.
Pierwszy z poetów zginął chcąc zaradzić plotkom i intrygom związanym z wiernością swojej pięknej żony. Drugiego dosięgła kula zdymisjonowanego za karciane oszustwa carskiego oficera, z którego artysta dworował sobie przy damach.
Jak pisze Jurij Łotman, rosyjski teoretyk literatury:
„Pojedynek to odbywająca się zgodnie z określonymi regułami walka parami, której celem jest przywrócenie honoru, zdjęcie z pokrzywdzonego hańbiącego piętna, spowodowanego obrazą. (…) Pojedynek stanowi określoną procedurę (…) i nie można go zrozumieć poza specyficznością pojęcia „być honorowym” w ogólnym systemie etyki rosyjskiej, zeuropeizowanej, popiotrowej społeczności szlacheckiej. Jest rzeczą naturalną, że z pozycji, która odrzucała to pojęcie, pojedynek tracił sens, przekształcając się w zrytualizowane morderstwo”.
Honorowe pojedynki potrafiły przetrzebić korpus oficerski. Bardziej jednak nie do pomyślenia było to, by owe „walki parami” wymykały się spod kontroli państwa. Dlatego kolejni carowie próbowali tego zakazać. Jak się okazało ostatecznie bez skutku. Jeszcze w XVIII w. car Piotr I wydał zakaz procederu pod karą szubienicy i konfiskaty mienia wszystkich uczestników pojedynku: od walczących, przez sekundantów, po świadków. W kolejnym stuleciu Mikołaj I uznał pojedynki honorowe za barbarzyństwo, ale biorącym w nich udział oficerom zagroził już tylko degradacją. Aleksander III pod koniec XIX w. pojedynki oficerskie zalegalizował.
Polecamy również: Polska na mapie wartości. Daleko od Rosji
Obrona tak pojętego honoru była silniejsza niż imperium. Choć powoli nie było już wiadomo, czy kwestia bycia honorowym jest tu prawdziwym powodem, czy mało istotnym pretekstem.
Honor tak wtedy, jak i we wcześniejszych oraz późniejszych epokach, nie był dostępny dla wszystkich. Bójka w karczmie zwaśnionych przedstawicieli pospólstwa nie mogła być uznana za pojedynek w obronie honoru.
Polski Kodeks Honorowy autorstwa Władysława Boziewicza obowiązujący w Rzeczpospolitej międzywojennej precyzyjnie wskazywał co znaczy — być honorowym- a także, kto nie może wyzywać na pojedynek i od kogo nie można oczekiwać satysfakcji. W artykule 8. można znaleźć 28 przypadków delikwentów, którzy do pojedynku przystąpić nie mogą. Wśród nich był: dezerter z armii polskiej; tchórz na polu bitwy lub pojedynku; denuncjant i zdrajca; homoseksualista; przyjmujący utrzymanie od kobiet, niebędących jego najbliższymi krewnymi; kompromitujący cześć kobiet niedyskrecją; gospodarz łamiący prawa gościnności i obrażający gości we własnym domu.
Przeczytaj także: Moralność: czego możemy nauczyć się od… dzieci
Z kolei w średniowieczu rycerstwo przypisywało tę domenę swojemu stanowi, mimo że chrześcijaństwo udowadniało posiadanie przez każdego duszy, równających wszystkich przed Bogiem. Jednak właśnie rycerstwu udało się stworzyć własny „kodeks” honorowy. Nie został on wprawdzie nigdzie spisany, ale cechy i obowiązki określające, co znaczy „być honorowym”, a także zagrożenia czyhające na honor przekazywano sobie ustnie, utrwalając kod postępowania i granice, których nie wolno przekroczyć.
Wiele z zasad honoru europejskiego rycerza można uznać za uniwersalne dla tego stanu. Mimo oddalenia dwóch różnych światów miały wiele wspólnego z etosem japońskiego samuraja. Kodeks bushido, czyli droga życia japońskiego wojownika, opierał się również na oddaniu sprawie i pokorze wobec zwierzchnika, choć w tym przypadku poświęcenie nierzadko szło jeszcze dalej.
Przeczytaj też: Japończycy znudzili się seksem
Rzeczą naturalną było, by za odstępstwo od bezwzględnego oddania panu samuraj sam wyznaczał sobie karę samobójczej śmierci. Sprawą honoru była również uczciwość, bowiem wojownik nigdy nie mógł być krętaczem, od myśli do czynu powinna prowadzić go prosta droga, podobnie jak proste i uporządkowane były jego uczucia, oparte na równowadze ducha. Samuraj za punkt honoru stawiał sobie również rozwój. Stale musiał być coraz lepszy, a każdy regres był uznawany za znaczącą porażkę. Dla europejskiego rycerza, jak i japońskiego wojownika, sprawą honoru była odwaga i męstwo w obronie własnych przekonań.
Bez względu na szerokość geograficzną nieodłączną cechą honoru rycerskiego była pomsta za jego obrazę. W XIX w. sprzeciwiał się temu Artur Schopenhauer. Niemiecki filozof uważał, że tak pojęty honor oparty jest na cudzej opinii o naszej wartości, zaś jego obrona nie polega na walce o rzeczywistą godność, lecz na odwecie poprzez zemstę lub pojedynek i obronie zaledwie pozorów godności, niezależnie od tego, czy przeciwnik ma rację, czy nie. Zdaniem filozofa to zafałszowany sposób pojmowania honoru i równie fałszywy koncept na zmazanie czyjejś obrazy.
Z kolei antyczni stoicy odróżniali dobrą sławę od honoru. Jak pisze dr Teresa Zawojska, „Stoickim uosobieniem człowieka honoru jest mędrzec-filozof; lekceważy on dobrą sławę, ponieważ zewnętrzne naruszenie dobrej opinii nie godzi w istotę honoru, który leży we wnętrzu człowieka”.
Polecamy: Kryzys fantasy i wkurzeni fani. Czego brakuje dziś serialowym produkcjom o zmyślonych światach?
Czy zatem człowiek w ogóle nie musi bronić honoru i dobrej sławy? Według św. Tomasza z Akwinu „urągającego komuś i rzucającego nań obelgi należy poskromić w sposób umiarkowany, z obowiązku miłości, a nie z żądzy osobistego honoru”. W tym kontekście, poruszając się płynnie poprzez epoki, nasuwa się incydent z lat 30. ubiegłego wieku, kiedy to ułan Walenty Kozioł na potańcówce we wsi Aligawa pod Łańcutem, wszedł w spór z miejscowymi parobkami. Gdy któryś z cywili prowokacyjnie i niefrasobliwie wyraził się wulgarnie o ułanach, wówczas żołnierz wyciągnął szablę i nadciął ucho oszczercy.
W dzisiejszych czasach za taki czyn mógłby się liczyć z poważnymi konsekwencjami. Wówczas jednak efektem tego incydentu była… oficjalna pochwała ułana przez dowódcę płk. Kazimierza Plisowskiego za obronę honoru pułku.
Zastosowanie proporcjonalnych środków do sytuacji przyświecało wspomnianemu już Kodeksowi Boziewicza. Już we wstępie czytamy, iż kodeks nie zamierza kultywować pojedynków w rozumieniu średniowiecznym. Jednak nadaje on reguły zjawisku, które przecież realnie występuje i nie można go znieść karą aresztu lub grzywny. Artykuł 311 opisuje ciężkie wykroczenia przeciw honorowemu pojedynkowi. Należą do nich m.in.: „zaatakowanie widocznie rannego przeciwnika lub takiego, który upadł”, a także „znieważenie przeciwnika słownie lub gestykulacją”.
Czy dziś przywiązuje się do takich „szczegółów” wagę? Oficjalnym widowiskom, typu walka w klatce, media starają nadać pozory walki o honor. Dorabiają do nich legendę poróżnionych na tym tle przeciwników. A ci, na konferencjach prasowych, nierzadko obrażają się nawzajem, wyciągają sceny z życia prywatnego swojego rywala. Wreszcie dochodzi do bójek podczas samej prezentacji czy spotkań z dziennikarzami.
Pseudo sportowa walka nabiera rangi niby pojedynku honorowego, a raczej jego farsy. Walki propagują zasady bójek z ciemnych zaułków, które stają się powszechną normą. Znokautowany przeciwnik nie może już dojść do siebie, by kontynuować walkę. Leżący, półprzytomny dostaje serię ciosów, które mają go „załatwić”. A wszystko ku uciesze rozbawionej gawiedzi, szukającej nowych, zakazanych doznań.
Sam „honor” tak chętnie wpisywany na plakaty, reklamujące podobne imprezy, stał się jedynie elementem show, geszeftem, na którym można nieźle zarobić.
Czy pojęcie „bycia honorowym” straciło u nas na znaczeniu wraz ze swoją elitarnością? Albo w tradycyjnym znaczeniu stało się pojęciem archaicznym? Przeciwnie. Polski filozof prof. Henryk Skolimowski uznał honor za jedną z naczelnych cech polskiego charakteru. Czasem jest to honor „nieprzejednany i w swym nieprzejednaniu – wspaniały. Niekiedy jest to honor śmieszny i wyszydzany, jako że jest niepomny na praktyczne konsekwencje”.
Jednak, jak przypomina polska etyk dr Antonina Sebesta, „stworzenie hierarchii wartości, w której własne życie nie jest najważniejsze, oprócz ubolewania godnych przypadków, miało ogromne znaczenie dla przetrwania wielu społeczności, w tym narodów podbitych. Hasło (…) „Bóg, Honor, Ojczyzna”, nie było tylko napisem na sztandarze, posiadało konkretną treść, oznaczało heroizm, ofiarność, pogardę dla śmierci, wierność i bezgraniczne poświęcenie dla sprawy”.
Przeczytaj też: Imigranci we Francji. Porażka francuskich elit
Honoru, opartego na ogólnie przyjętych zasadach moralnych, nie da się odebrać. Można go natomiast stracić, pozbyć się niejako na własne życzenie, łamiąc wspomniane zasady. Człowiek honoru niekiedy rzeczywiście nie jest może praktyczny. Czasem może nawet na bakier z rozsądkiem, ale stroni od zysku zarobionego dzięki służalczości i lizusostwu. Na tym opiera swoją wiarygodność.
Honor jest więc – jak pisze prof. Skolimowski – „piękną cechą w naszym współczesnym święcie, tak steranym, zużytym, niejako wyplutym. […] Nie mieć czasu na honor, to nie mieć czasu na ludzkość w nas zamkniętą”.