Prawda i Dobro
Toksyczna przyjemność. Uzależniające substancje zagrażają młodym
11 października 2024
Kwestia imigrantów we Francji i problemów z nimi związanych to jeden z najważniejszych tematów debaty publicznej we Francji od drugiej połowy XX wieku. Nic zatem dziwnego, że ustawa, która weszła w życie w tym kraju pod koniec stycznia bieżącego roku, była przedmiotem sporów. I mimo rozbieżności dzielących w tej sprawie rozmaite opcje polityczne coś jednak połączyło francuską klasę polityczną ponad podziałami ideowymi. To przekonanie, że w kwestiach imigracyjnych są obszary do poważnej naprawy.
Ostateczna treść ustawy podpisanej przez prezydenta Emmanuela Macrona okazała się mniej restrykcyjna od tej, którą uchwalił parlament. Zanim bowiem dokument trafił do głowy państwa, pochyliła się nad nim Rada Konstytucyjna, a ta uchyliła jedną trzecią przepisów. Odrzucono między innymi w przypadku imigrantów niebędących Europejczykami ograniczenie im dostępu do świadczeń socjalnych. Nadal zatem mogą oni korzystać z rozmaitych benefitów socjalnych, z których system francuski jest znany.
Niemniej ustawa jest odpowiedzią na oczekiwania tej olbrzymiej części Francuzów, która traci cierpliwość, bo coraz bardziej zarzuca swojemu państwu pobłażliwość wobec przybyszów spoza Europy, zwłaszcza z krajów muzułmańskich.
Przeczytaj również: Skrajne oburzenie we Francji. Rząd reaguje na problem przemocy w szkołach
Powiedzieć, że Francja boryka się z nielegalną imigracją, to nic nie powiedzieć. Według szacunków francuskiego resortu spraw wewnętrznych obcokrajowców o nieuregulowanym statusie jest od 600 tys. do 900 tys. (Francja liczy ok. 68 mln mieszkańców). Bardzo niski odsetek legalizuje swój pobyt, a gettoizacja osób z Afryki i Azji jest zjawiskiem powszechnym.
Dlatego zasadnicze pytanie brzmi: w jakim zakresie nowy akt prawny zaostrza przepisy migracyjne?
Ustawa upraszcza szereg procedur, w tym deportację cudzoziemców, którzy popadli w konflikt z francuskim wymiarem sprawiedliwości. Zwiększone zostały uprawnienia policji i żandarmerii, jeśli chodzi o kontrolę granic (skądinąd wokół tych francuskich służb narosła w świecie legenda o ich rzekomej lub nierzekomej brutalności).
Jednocześnie nowe prawo ma na celu poprawić integrację obcokrajowców z Republiką. Jeśli ktoś z nich ubiega się o dokument pobytowy, w świetle nowej ustawy musi podpisać umowę zobowiązującą go do poszanowania zasad państwa francuskiego, w tym takich świętości nowoczesnej cywilizacji zachodniej jak równość płci oraz wolność słowa i sumienia. Można to interpretować w ten sposób, że Republika zamierza dyscyplinować tych wyznawców islamu, dla których reguły szariatu znaczą więcej niż zachodnie liberalne wartości.
Na Zachodzie zazwyczaj wyróżnia się dwa główne modele imigracyjne: anglosaski i francuski. Ten pierwszy zakłada wielokulturowość, co oznacza, iż ważne jest, żeby imigranci mogli zachowywać swoje odrębne tożsamości kulturowe. W modelu drugim priorytetem jest asymilacja, czyli zespolenie się – zwłaszcza kulturowe – imigrantów z rdzennymi mieszkańcami kraju, w którym przebywają.
Przeczytaj: Dania i Francja. Zmiany w wypłacie zasiłków dla bezrobotnych budzą kontrowersje
Źródłem modelu francuskiego jest po prostu historia Francji. Jak wiadomo, momentem przełomowym w dziejach tego kraju była rewolucja 1789 roku, która położyła podwaliny pod Republikę.
Wcześniej Francją władali królowie, a jej elity stanowiła kosmopolityczna arystokracja. Pod berłem monarchów Francuzi nie byli wspólnotą narodową, lecz tworzyli zbiorowość osobnych tożsamości regionalnych, które jednoczyła korona Burbonów.
Procesy narodotwórcze uruchomiła dopiero rewolucja 1789 roku, której przyświecał – by użyć dzisiejszego żargonu – inkluzywizm. W myśl hasła „Wolność, Równość, Braterstwo”, na gruzach feudalizmu, lud miał zostać upodmiotowiony – między innymi poprzez upowszechnienie edukacji (choć rozłożyło się ono w czasie).
Polecamy: Dlaczego polskie państwo nie chce swoich pieniędzy?
Tym samym nacjonalizm francuski szedł w parze z demokratyzacją społeczeństwa francuskiego. To istotna uwaga, ponieważ obecnie na Zachodzie nacjonalizmy przypisywane są prawicy, a więc siłom konserwatywnym i „reakcyjnym”. Tymczasem we Francji przełomu XVIII i XIX stulecia – ale i później również – nacjonalizm miał charakter progresywny – wymierzony w dziedzictwo monarchii i Kościół katolicki (tak zresztą było też wtedy i w innych krajach Europy).
Zwrot akcji nastąpił w XX wieku. Nacjonalizm francuski wyewoluował w kierunku prawicowym. Ale przede wszystkim trzeba zwrócić uwagę nie na ferment ideowy, a na zmiany społeczne po drugiej wojnie światowej. I tu dochodzimy do kwestii imigracyjnych.
W XX stuleciu we Francji były dwie wielkie fale imigracyjne: jedna w okresie międzywojennym, druga – od lat 50. do 70. W przypadku tej drugiej istotne jest to, że napłynęła wówczas ludność spoza Europy. A przez świat przetaczała się wtedy dekolonizacja, która dotknęła również zamorskie posiadłości francuskie.
Trzeba wspomnieć zwłaszcza o ogłoszeniu przez Algierię w 1962 roku niepodległości państwowej, które poprzedziła wojna „narodowowyzwoleńcza” Algierczyków z Francuzami. Związki państwa francuskiego z jego koloniami w północnej Afryce były zaś bardzo silne. To decyduje o specyfice imigrantów z krajów Maghrebu we współczesnej Francji, bo poniekąd mają oni powód postrzegać ją jako coś bliższego niż zagranicę.
Polecamy: Panowie na prawo, panie na lewo – pokolenie Z i bezprecedensowy podział polityczny
Znamienne jednak, że jeszcze pół wieku temu nad Sekwaną imigranci z krajów muzułmańskich nie byli w gorącym konflikcie kulturowym z Republiką. On się zaczął potem. Był konsekwencją przemian kulturowych, które w latach 60. i 70. przeorały Zachód. We Francji kojarzone one są z pokłosiem Maja ’68 – buntu studentów przeciw mieszczańskiemu, „faszystowskiemu” (bo taki przymiotnik padał) porządkowi politycznemu i społecznemu, symbolizowanemu przez prezydenturę generała Charlesa de Gaulle’a.
Przeczytaj:
We francuskim życiu publicznym do głosu doszły idee nowej lewicy. Zainspirowani nimi intelektualiści – osoby opiniotwórcze, a więc wpływające na klasę polityczną – zaczęli się upominać o prawa grup społecznych, które – jak twierdzili – były na przestrzeni dziejów prześladowane przez białych heteroseksualnych chrześcijan. Do tych grup zostali zaliczeni imigranci spoza Europy, zwłaszcza z krajów muzułmańskich, których uznano za ofiary francuskiego rasizmu.
I tak idee nowej lewicy zderzyły się z francuskim republikanizmem, a precyzyjnie rzecz ujmując – z francuskim republikańskim nacjonalizmem, mniej lub bardziej wymagającym od obcokrajowców, którzy chcą zadomowić się wśród Francuzów, asymilacji. Przy czym trzeba mocno podkreślić, że francuski republikanizm to twarda laickość. Stoi on na straży ustanowionego we Francji w 1905 roku rozdziału Kościoła (katolickiego) od państwa. Wydawałoby się więc, że Francja jest krajem laickim.
Polecamy: Na Północy bez zmian. Szwecja na wojnie z przedmieściami
Paradoksalnie jednak francuski nowolewicowy antyrasizm – sytuujący się w opozycji do chrześcijaństwa jako wytworu „cywilizacji białego człowieka” – stał się sprzymierzeńcem czegoś zgoła antylaickiego, a mianowicie fundamentalizmu islamskiego. Czymś intrygującym jest na przykład to, że jeden z mentorów nowej lewicy, czołowy autorytet środowiska postmodernistów, filozof Michel Foucault, popierał przewrót ajatollahów w Iranie pod koniec lat 70. Smaczku dodaje fakt, że był on jawnym homoseksualistą, a mimo to opowiedział się po stronie ruchu irańskich „homofobów”.
Przeczytaj również: Francja zaostrzy prawo? Aktywiści klimatyczni na celowniku
Jednocześnie we Francji zaczęło o sobie dawać znać wykorzenienie kręgów imigranckich. Wywodząca się z nich młodzież nie odnalazła się na francuskich betonowych przedmieściach. Z jednej strony organizowała się ona w pospolite grupy przestępcze, z drugiej zaś – co francuski historyk Gilles Kepel określił jako „zemstę Boga” – stała się podatna na oddziaływanie radykalnych wersji islamu, które od lat 80. są problemem krajów zachodnich zamieszkiwanych na masową skalę przez ludność pochodzącą z krajów muzułmańskich.
Nasze wideo:
Wobec takich zjawisk francuski republikanizm okazuje się bezradny. I dlatego już na początku XXI wieku nawet część establishmentu – jak Nicolas Sarkozy jako minister spraw wewnętrznych – doszła do wniosku, że trzeba dać sobie spokój z poprawnością polityczną i wobec imigrantów spoza Europy obrać ostry kurs. Szczególnie że zagrożenia z ich strony dostarczały politycznego paliwa Frontowi Narodowemu – antyimigranckiej partii zwalczanej przez cały francuski establishment.
Tak więc podejmowane są inicjatywy w rodzaju wprowadzonej w roku 2004 ustawy zabraniającej noszenia w szkołach publicznych burek – nakryć głowy dla kobiet wyznających islam. Ale imigranci z krajów muzułmańskich sprawiają Francji nadal kłopoty. Czy nowa ustawa jest na nie lekarstwem?
Czas pokaże. Niemniej akt prawny w wersji podpisanej przez prezydenta Macrona spotkał się z ostrą krytyką prawicy – i to zarówno Zjednoczenia Narodowego (kontynuatora Frontu Narodowego) – antyestablishmentowej partii, której liderką jest Marine Le Pen, jak i należących do establishmentu gaullistów z ugrupowania Republikanie.
A we Francji to ta pierwsza formacja zbiera w tej chwili najwyższe notowania w sondażach społecznych, z gigantyczną przewagą nad następnym w kolejce Odrodzeniem – lewicowo-liberalnym stronnictwem, któremu patronuje Macron. I jeśli chodzi o kwestie imigracyjne, historia wydaje się przyznawać Zjednoczeniu Narodowemu na razie rację.
Może Cię zainteresować: Dożywocie za post na Facebooku. Kanada zaostrza prawo. Czy Unia zrobi to samo?