Prawda i Dobro
Powrót z emigracji. Zazdrość, niechęć i trudne początki
20 listopada 2024
W Unii Europejskiej trwa debata o blokowaniu dostępu do mediów społecznościowych w czasie zamieszek. Nowe prawo zostało już uchwalone i niedługo wejdzie w życie. Wielu komentatorów obawia się, że będzie ono nadużywane i mówi o cenzurze, porównując regulacje do tych obowiązujących w państwach autorytarnych jak Chiny i Iran. Jeśli już zgadzamy się na podobne kroki, to muszą one podlegać ścisłej kontroli społecznej i być podejmowane jedynie w wyjątkowych przypadkach.
Cenzura miała nie dotyczyć internetu. Teraz toczy się w nim życie wielu osób i zmienia się podejście społeczeństwa do tematu. Sieć daje szansę na rozwój, usprawnia porozumiewanie się, ułatwia pracę i naukę. Problemem pozostają cyberprzestępstwa jak na przykład phishing (podszywanie się pod zaufane instytucje), hacking (włamania do systemów komputerowych), cyberprzemoc, handel nielegalnymi substancjami i kradzionymi rzeczami, wykorzystywanie dzieci, terroryzm czy naruszanie praw autorskich i antymonopolowych.
Debata nie powinna skupiać się na tym „czy”, ale w jaki sposób kontrolować internet. Problem jest złożony, bo „władzę” nad siecią (a w konsekwencji jej użytkownikami) chcą mieć nie tylko politycy, ale również wielkie korporacje. Kluczowe wydaje się znalezienie równowagi między właścicielami platform internetowych a rządami poszczególnych państw. Tego właśnie powinna dotyczyć dyskusja.
Spór o wolności słowa w internecie trwa nieprzerwanie od wielu lat. Debata rozgorzała na nowo po słowach prezydenta Francji Emmanuela Macrona. Sugerował on, aby w sytuacjach kryzysowych odcinać odbiorcom dostęp do mediów społecznościowych. Europejski Komisarz ds. Rynku Wewnętrznego i Usług Thierry Breton zgadza się z tym stanowiskiem.
Ustawa o usługach cyfrowych (The Digital Services Act, DSA), która wejdzie w życie w UE 25 sierpnia, nakłada na korporacje będące właścicielami m.in. Facebooka, Instagrama, Twittera, Snapchata, YouTube’a i TikToka obowiązek moderowania treści nawołujących do przemocy i nienawiści. Jeśli serwisy nie będą usuwały podobnych postów, to mogą zostać czasowo wyłączone na podstawie przepisów DSA – uważa Breton.
„Kiedy pojawią się nienawistne treści, które zachęcają na przykład do buntu, zabijania czy palenia samochodów, to portale społecznościowe będą musiały natychmiast je usuwać. Jeśli tego nie zrobią, zostaną szybko ukarane. Możemy nie tylko nałożyć grzywnę, ale także czasowo je wyłączyć”
– wyjaśnia Breton w wywiadzie dla France Info.
Polecamy: Coraz mniej osób czyta wiadomości, które znajduje w mediach społecznościowych
Korporacje prowadzące interesy w internecie mają jeszcze miesiąc na dostosowanie się do wymogów UE. Nowe prawo nakłada też na strony, które odwiedza przynajmniej 45 milionów użytkowników miesięcznie, obowiązek przekazania Komisji Europejskiej szczegółowych raportów opisujących zagrożenia dla ich odbiorców.
Dyskusja o wolności słowa w sieci rozgorzała na nowo po zamieszkach, które przetoczyły się ostatnio przez Francję. Protesty wybuchły po tym, gdy 27 czerwca w czasie rutynowej kontroli policjant śmiertelnie postrzelił domniemanego 17-letniego handlarza narkotyków. Od tamtej pory funkcjonariusz przebywa w areszcie z zarzutem nieumyślnego spowodowania śmierci. Francuskie siły bezpieczeństwa oskarżane są o rasizm.
Choć 90 proc. osób aresztowanych podczas niedawnych demonstracji to obywatele Francji, wielu polityków oskarża imigrantów o nawoływanie do przemocy. Bruno Retailleau, który stoi na czele prawicowej partii Les Républicains ocenia, że sprawcy zamieszek nie są prawdziwymi Francuzami.
Zobacz też:
Debata nad kontrolą sieci dotyczy nie tylko wolności słowa. Amazon i Apple zostały niedawno ukarane grzywną w wysokości 194 milionów euro za zmowę, która mogła zaszkodzić Hiszpanom.
Amazon prowadzi największy na świecie sklep internetowy. W 2018 roku firma podpisała umowę, w której zobowiązała się do promowania elektroniki produkowanej przez Apple – stwierdził hiszpański urząd antymonopolowy. Spowodowało to spadki sprzedaży urządzeń innych producentów i nie dawało klientom rzeczywistej wolności w wyborze najlepszego dla nich sprzętu.
Powyższe przykłady pokazują, że cenzurowanie treści i kontrola internetu w niektórych sytuacjach są konieczne. Jednak regulacje pozwalające władzom na podobne działania muszą być bardzo konkretne i rozumiane w sposób zawężający. Mogą one stanowić pokusę dla polityków, którzy będą ich nadużywali.
Wolność słowa to podstawa internetu i co do zasady nie powinna być ograniczana, chyba że chodzi o szczególne przypadki jak ochrona życia, zdrowia i mienia. Debata na temat rządowej cenzury treści i odpowiedzialności korporacji za podejmowane działania nie skończy się wraz z wejściem w życie DSA. Ważne, aby zachować równowagę między wolnością osób, firm i instytucji a prawem, które ma nam zapewnić cyberbezpieczeństwo.
Zobacz więcej:
Polecamy: Serial „Przyjaciele” przestał być śmieszny? Cenzura wkracza do telewizyjnej komedii
Więcej interesujących artykułów znajdziesz na stronach holistic.news.
Źródła: Der Standard, Politico