Prawda i Dobro
Szkodliwe reklamy leków. Pytamy, kto za to odpowiada
06 czerwca 2025
Mężczyzna w długim płaszczu i kapeluszu. Zakrada się za nami w ciemnej alejce. Gdy jesteśmy już sam na sam, rozchyla płaszcz. Pod nim nie ma nic. Miejmy nadzieję, że ten stereotypowy, ale i tak traumatyzujący obraz ekshibicjonisty znamy tylko z jakichś filmów. Niestety każdego dnia stajemy się ofiarami innego rodzaju ekshibicjonizmu. Ba! Może sami go praktykujemy.
Mowa oczywiście o ekshibicjonizmie emocjonalnym, który w ostatnich latach staje się także cyfrowym ekshibicjonizmem. Możemy go zdefiniować jako tendencję do otwartego dzielenia się swoimi emocjami. A także osobistymi przeżyciami oraz intymnymi szczegółami życia z osobami, które nie są nam bliskie. Być może doświadczyliśmy czegoś takiego w kolejce do lekarza? Na przykład wtedy gdy zupełnie obca osoba w kilka minut opowiedziała o swoich chorobach, życiu rodzinnym i emocjonalnym oraz o największych marzeniach i pragnieniach. Albo — przeczytaliśmy na jej profili na portalu FB bądź na Instagramie?
Dlaczego są osoby, które nie mają oporu w dzieleniu się tak intymnymi szczegółami z tymi, których w ogóle to nie powinno obchodzić? Psycholog Bogna Białecka wyróżnia trzy główne powody takiego cyfrowego ekshibicjonizmu emocjonalnego:
Pierwszy powód to zagłuszanie sumienia i próba uzyskania społecznego dowodu słuszności, że jest się ofiarą w sytuacji gdy tak naprawdę nie jest. Drugi powód to krzyk o pomoc. Łatwiej uzewnętrzniać się w Internecie, niż prawdziwej osobie. Trzeci powód jest instrumentalny chodzi o zdobycie sławy, popularności, klikalności, a co za tym często idzie – pieniędzy.
Warto przeczytać: Polska A kontra Polska B. Fałszywy mur dzieli Polaków
Łukasz Najder – literaturoznawca, publicysta, pisarz, krytyk literacki – w wywiadzie dla Onet Kultura sprzed kilku lat, zauważa: – Od relacji międzyludzkich, sposobów komunikacji, zawierania znajomości, randkowania i szukania pracy przez zakupy aż po przyswajanie wiedzy i informacji, konsumowanie kontentu i produkowanie kontentu, bycie kontentem. Staliśmy się nadajnikami. Jesteśmy usieciowanymi ekshibicjonistami, którzy oferują dostęp do swojego serca, mózgu, szafy. Otwieramy dostęp do serc, ale także szeroko dzielimy się niemal wszystkim, co dzieje się w naszym życiu.
Ana Maria Munar z Copenhagen Business School w swoim artykule Digital Exhibitionism The Age of Exposure stwierdza, że współczesne media pozwalają na tworzenie cyfrowej autobiografii w czasie rzeczywistym.
Z kont na Facebooku, Instagramie, LinkedIN czy X dowiemy się o drugim człowieku niemal wszystkiego. Jakie są jego poglądy polityczne i zainteresowania, jakie są lęki, kompleksy, z kim jest w związku lub kto go zdradził. Poznamy tak intymne szczegóły życia, jak zajście w ciąże, poród dziecka (łącznie ze zdjęciami nowo narodzonego potomka) lub jego utraty. Poznamy choroby, stan zdrowia, miejsca, do których ktoś udaje się na wypoczynek i wiele, wiele innych danych.
Cały ten kontent, który tworzymy, użytkownicy surowo oceniają przez lajki, komentarze i udostępnienia. Ten cyfrowy ekshibicjonizm napędza kolejne interakcje w Internecie.
Katarzyna Borzucka-Sitkiewicz i Karina Leksy z Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach w Social Exhibitionism on the Internet as a New Risky Behaviour Demonstrated by Polish Youth zauważają: „Jak pokazują przeprowadzone badania, dla ponad jednej czwartej respondentów zaspokojenie potrzeby bycia zauważonym i docenionym jest jednym z głównych powodów nawiązywania interakcji społecznych online”.
Przeczytaj również: „Narcyz” to modny i nadużywany slogan. Objawy są bardziej złożone
Ana Maria Munar stwierdza: „W etyce tych społeczności (online) akceptowane jest eksponowanie swojego «ja»”. Ujawnianie najmniejszych szczegółów z życia staje się normą i nie jest postrzegane jako ekshibicjonizm. Zaś Borzucka i Leksy zauważają: „Bycie członkiem sieci społecznościowej to dziś dla młodego pokolenia nie tylko moda, ale także naturalny element codziennego funkcjonowania”. Kultura masowa już od dawna potratuje to zjawisko, jako coś normalnego. Klasycznym przykładem jest przywoływany przez Munar, film Julie and Julia z 2009 r. To opowieść o sekretarce, która zakłada bloga, w którym opowiada próbie ugotowania wszystkich potraw z książki słynnej Julii Child. Obok przemyśleń związanych z kuchnią szybko zaczyna się dzielić także tym, czego doświadcza w pracy i relacjach, nieświadomie przekraczając granice prywatności.
Narzędzia, które obecnie mamy do dzielenia się swoimi przeżyciami są dostępnie do każdego. By stać się mikroblogerem, nie trzeba mieć własnej domeny i obsługiwać narzędzi do budowania stron internetowych. Zdjęcia, filmy i relacje umożliwiają nam korzystanie z „internetowego placu zabaw” – jak nazywa go Munar. Uczestnicy sami wyrażają emocje wprost, rzadko zastanawiając się nad obrazem siebie, który tworzą.
W tłumie mikroblogerów mamy kilku takich, których działania przyniosły im nie tylko sławę i pieniądze, ale też realizację własnych marzeń. Są oni niezwykle pomocni dla osób borykających się z podobnymi sytuacjami – to korzyść nie do przecenienia.
We wspomnianym filmie Julie i Julia główna bohaterka zyskuje pewien stopień sławy, ale doprowadza też własny związek na granicę rozpadu poprzez naruszenie prywatności.
Bądź co bądź, mimo normy, jaką staje się cyfrowy ekshibicjonizm emocjonalny i ewentualnych pozytywnych aspektów, które ze sobą niesie, jest wystawieniem się na wojeryzm, czyli podglądactwo.
Wojeryzm jest zaburzeniem, polegającym na uzyskiwaniu satysfakcji seksualnej potrzeb poprzez podglądanie rozbierających się osób, nagich lub będących w trakcie czynności seksualnych. Wojeryzm cyfrowy różni się oczywiście od tego dziedziny psychologii i możemy go rozpatrywać tylko w analogii. W literaturze dotyczącej internetu stosuje się termin lurking (ang. czaić się). Monar opisuje lurkierów, jako tych użytkowników internetu, którzy obserwują innych tak na ich profilach jak i w grupach i społecznościach. Nie angażują się oni w żaden sposób w interakcje społeczne. W ten sposób uzyskują jakąś satysfakcję (nie chodzi tu o satysfakcję seksualną).
To nic poważnego, jeśli staniemy się „ofiarami” lurkera, który obejrzy relację z naszych wakacji. Co jednak jeśli nasze zdjęcie stanie się jednym w kolekcji kobiet na plaży? Co gdy ktoś dowie się o naszej nieobecności w domu i w tym czasie po prostu się do niego włamie?
Wystarczy wspomnieć choćby gang The Bling Ring, który śledził aktywność celebrytów i włamywał się do ich domów, pod ich nieobecność. I w końcu co, gdy zdjęcie naszego dziecka umieszczone w sieci stanie się materiałem w pornografii dziecięcej?
Przeczytaj inny tekst Autora: Nie krzyczała, nie uciekała. Tak działa psychologiczne uwiedzenie