Prawda i Dobro
Toksyczna przyjemność. Uzależniające substancje zagrażają młodym
11 października 2024
Był wielkim teoretykiem, którego w politycznej praktyce spotkała sromotna porażka. Jego dzieło przetrwało jednak trudne czasy i stało się jednym z najważniejszych w historii myśli politycznej
Niektóre z odległych zwykle od codziennego życia idei filozoficznych mają szczęście zagościć w nim na dobre, okrzepnąć i stać się jego stałym elementem. Owo „szczęście” jest zwykle pozorne, bo ceną za sławę okazuje się najczęściej swego rodzaju kryzys tożsamości. Było tak np. ze stoikami, których bogata myśl ograniczona została do jednego tylko, niezbyt oryginalnego, przekonania o konieczności zachowania spokoju wobec przeciwności losu.
Podobnego „zaszczytu” zaznał niemiecki filozof Artur Schopenhauer, będący dziś postacią memiczną, czy Martin Heidegger, którego skomplikowany projekt przekopania całej dotychczasowej filozofii sprowadzony został do tyleż nośnej, co wypaczonej przez popularne interpretacje formuły bycia-ku-śmierci.
Ofiarą podobnego zjawiska stał się już dość dawno temu włoski myśliciel
Niccolò Machiavelli. Autor Księcia miał z pewnością do powiedzenia więcej niż przypisywane mu zwykle „cel uświęca środki”. Słowa te zresztą nigdy nie wyszły z jego ust w tym kształcie – jest nawet kwestią dyskusji, czy aforyzm trafnie oddaje choćby część poglądów filozofa.
Popularna recepcja autora Księcia została w Polsce raz na zawsze ustalona przez Adama Mickiewicza i słynne motto z Konrada Wallenroda: „Macie bowiem wiedzieć, że są dwa sposoby walki… trzeba być lisem i lwem”. Wallenroda spotkał trudny los szkolnej lektury, a makiawelizm – jako główna oś ideowego wydźwięku poematu – oberwał przy tym rykoszetem.
Być może precyzyjniej byłoby powiedzieć, że sam makiawelizm ma się całkiem dobrze – w niewielkim jednak stopniu oddaje idee włoskiego prawnika i filozofa. Co roku maturzyści uczą się, by na widok wspomnianego tekstu Mickiewicza niemal automatycznie przywoływać postać Machiavellego. Wykute w szkole połączenie rezonuje w dorosłym życiu, gdzie co jakiś czas spotykamy się ze stwierdzeniem, że ten lub ów jest „makiaweliczny”, bo donosi na współpracowników dla własnej korzyści, kłamie czy dopuszcza się zdrady.
Polska lektura włoskiego klasyka nie jest pod tym względem wyjątkowa. Igor Kąkolewski z Instytutu Historycznego UW stawia tezę, że popularne odczytania Machiavellego zwykle mniej lub bardziej zniekształcają idee filozofa. „Stanowią one interpretację, często przewrotną, tych jej fragmentów, które w danej epoce wydają się szczególnie aktualne” – twierdzi badacz. Podobnie, jak zaznacza Kąkolewski, rzecz się ma z naukowymi interpretacjami dzieł Machiavellego. Analizując prace jemu poświęcone od połowy XIX w., czyli od momentu ukształtowania się historii jako nauki w dzisiejszym rozumieniu tego słowa, można stwierdzić, że są one właściwie odbiciem tradycji i kultury politycznej kraju, z którego wywodzą się ich autorzy”.
Słowem, do lektury włoskiego filozofa raczej wkładamy swoje myśli, niż z niej czerpiemy. A szkoda, bo idee Machiavellego są często inspiracją dla aktywnych polityków, a więc także świetnym kluczem do czytania politycznej rzeczywistości.
Machiavelli, znany głównie z działalności teoretycznej, karierę zaczynał jako polityczny praktyk z umiarkowanymi sukcesami. W rodzimej Florencji zajmował się dyplomacją i odpowiadał za sprawy wojenne. Wiele też podróżował. Podczas misji dyplomatycznych poznał tajniki zarządzania wielkimi państwami, co pozwoliło mu potem spoglądać z innej perspektywy na rozbite w tym czasie Włochy.
Prawdziwym przełomem, który w efekcie zmusił późniejszego autora Księcia do skupienia się na teorii, było przejęcie władzy we Florencji przez Medyceuszy. Wskutek tego wydarzenia Machiavelli zostaje pozbawiony wszelkich funkcji, a później także oskarżony o zdradę i uwięziony. Po wyjściu z więzienia oddaje się pisaniu – m.in. poradnika dla władców, który stał się potem jedną z istotniejszych pozycji w historii myśli politycznej.
Machiavelli był jednym z najbardziej znanych przedstawicieli realizmu politycznego – prądu, który zrobił wielką karierę przede wszystkim w XX w. Realizm to pogląd zakorzeniony w niezbyt pochlebnej, acz trzeźwiej ocenie ludzkiej natury. „Zachłanność ludzka jest bezgraniczna, gdyż z samej natury człowiek rodzi się z pragnieniem wszystkiego, los zaś pozwala mu posiąść niewiele” – podkreślał filozof. Skłonna do złego natura nie musi jednak powodować szkód – rolą państwa jest sprawianie, by poszczególne – same w sobie dość nędzne – jednostki tworzyły uporządkowane społeczeństwo.
„Rządzenie nie polega na czym innym, jak tylko na utrzymaniu poddanych w stanie, w którym nie mogą oni ani nie są zmuszeni ci szkodzić. W tym celu należy albo odpowiednio przed nimi się zabezpieczyć, pozbawiając ich wszelkiej możliwości szkodzenia ci, albo też zapewnić im taki dobrobyt, aby nie pragnęli zmiany swego losu” – pisał.
Z przytoczonego wyżej przykładu dość łatwo wywnioskować można przyczyny, dla których niektórzy z XX-wiecznych realistów nie byli przeciwnikami zimnej wojny. Jeśli natura ludzka jest zła, to być może trwały klincz wynikający ze względnej równowagi sił jest jednym z niewielu sposobów na współistnienie w pokoju.
Machiavelli nie był więc niemoralny, lecz raczej opisywał rzeczywistość, w której moralność niewiele ma do rzeczy – nie jest miarą ani kluczowym narzędziem do oceny sytuacji. W polityce, jak zauważał już Tukidydes w Wojnie peloponeskiej, miarą jest interes, a nie dobro. Przykładając linijkę do gleby, nie zmierzymy jej temperatury – naszą energię powinniśmy raczej spożytkować na zmianę rzeczywistości, niż oburzenie, że ktoś opisuje ją bez ogródek.
Włoski filozof łączony jest wobec powyższego z postawą niemoralną, dążeniem do wyeliminowania przeciwności przy użyciu wszystkich dostępnych środków. Gwoli sprawiedliwości powiedzieć trzeba, że sam Machiavelli zrobił sporo, by dorobić się takiej opinii. W Księciu pisał np. o „dobrym lub złym posługiwaniu się okrucieństwem”. I niewiele zmienia dodane chwile potem zdanie, które zaleca uciekanie się do okrucieństwa tylko „raz jeden z konieczności, dla ubezpieczenia się, nie powtarza się ich później, a które nadto przynoszą możliwie największy pożytek poddanym”.
Innym razem autor Księcia doradza, by krzywdzić poddanych raczej raz a porządnie, niż małymi kroczkami. „Władca, opanowawszy rządy, powinien przygotować i popełnić naraz wszystkie nieodzowne okrucieństwa, aby nie wracając do nich codziennie i nie powtarzając ich, mógł dodać ludziom otuchy i pozyskać ich dobrodziejstwami. Kto czyni inaczej, czy to przez tchórzostwo, czy złą radę, jest zmuszony trzymać ciągle nóż w ręku” – zauważał.
Obserwatorom życia politycznego z pewnością przychodzi do głowy wiele praktycznych przykładów realizacji tego postulatu. Chcesz wprowadzić radykalne reformy – brzmi uwspółcześniona wersja nakazu Machiavellego – zrób to na początku kadencji, tak by do jej końca większość nie pamiętała już o doznanych szkodach.
Wobec powyższego dziwić może, że jednym z podstawowych pojęć, którymi posługuje się włoski filozof, jest… cnota, a szczególnie dzielność. Rozumie ją jednak w opozycji do niektórych ujęć antycznych i całości myśli chrześcijańskiej. „Cnota dzielności ma wyłącznie polityczny wymiar. Takie zaś ujęcie generalnie różni myśliciela od starożytnych i średniowiecznych koncepcji cnoty. Przekonanie o wartości działania skłania Machiavellego do krytyki chrześcijaństwa jako religii głoszącej bierność” – zaznacza historyk doktryn politycznych Lech Dubel.
Filozof nie neguje więc etyki w ogóle, lecz pewną określoną etykę. Także główny cel jego rozważań, a więc wskazanie drogi do zjednoczenia Włoch, nazywany bywa „posłannictwem moralnym” (K.T. Toeplitz, Wielki manipulator). Moralność więc istnieje, ale i ona podporządkowana jest dobru państwa. Despotyzm i okrucieństwo – pisze Szymon Maciejewski w Korzeniach realizmu politycznego – w pewnych okolicznościach stają się cnotą, gdyż strach przed władcą jest najlepszym gwarantem ładu i porządku w państwie.
I Machiavelli jednak nie nazywa dzielnością „mordowania obywateli, zdradzania przyjaciół, braku wierności, człowieczeństwa i bogobojności; takimi sposobami – dodaje autor Księcia – można zdobyć władzę, ale nie chwałę”.
Realiści uznają zwykle, że moralność nie jest dobrym punktem wyjścia do mówienia o polityce. Podobnie jak wzrostu nie mierzy się w kilogramach, tak polityków nie ocenia się pod względem ich postawy etycznej. Nie jest to postulat, lecz konstatacja uznawanego przez realistów faktu – w grze między państwami znaczenie mają siła, surowce, strach i terror, a nie dobro w sensie moralnym.
Politycy mogą kierować się dobrem kraju, ale w znaczeniu interesu, czyli w takim, w którym zdanie „dobrze będzie, jeśli zamordujemy tych ludzi”, może być prawdziwe. Można – a być może nawet należy – buntować się przeciw takiemu stanowi rzeczy, lecz aby go zwalczyć, należy najpierw zrozumieć jego fundamenty, a do tego realizm polityczny nadaje się jak nic innego.