Prawda i Dobro
Siła śmiechu. Manifest wolności i broń przeciw tyranii
13 grudnia 2024
To, że sztuczna inteligencja jest w stanie nas zastąpić, pośrednio pokazuje też, że wcale nie jesteśmy tak superkreatywni i nadzwyczajni, jak lubimy o sobie myśleć. Żeby pokazać, że jesteśmy lepsi od AI, musimy tworzyć takie rzeczy, których ona nie będzie potrafiła – przekonuje socjolog dr Berenika Dyczek z Uniwersytetu Wrocławskiego.
Dominika Tworek: W Polsce mieliśmy ostatnio aferę o zwolnienie dziennikarzy z OFF Radia Kraków i zastąpienie ich botami AI. Projekt trwał jedynie tydzień. Prawdopodobnie został rozwiązany ze względu na społeczny opór.
dr Berenika Dyczek*: To był ciekawy eksperyment natury społecznej, skłaniający do refleksji i głębokich przemyśleń. W pierwszej kolejności należy wskazać, że aktualna „pełzająca powoli” czwarta rewolucja społeczno-technologiczna – która jest rezultatem rozwoju sztucznej inteligencji – powoduje całkowite zaburzenie porządku społecznego. Mowa o pewnej hierarchii, na którą dobrowolnie się umówiliśmy jako członkowie danej społeczności. Ten eksperyment pokazał, co się stanie, kiedy powiemy ludziom, że ich dotychczasowe role w społeczeństwie są zachwiane. Gdy nagle okazało się, że możemy wykorzystywać technologię AI do tworzenia tego, co tradycyjnie przypisywało się człowiekowi.
Szczególną krytykę wywołał opublikowany tam wywiad z nieżyjącą poetką Wisławą Szymborską.
Jako społeczeństwo umówiliśmy się, że mamy podział na rzeczywistość realną i fantazję, którą możemy realizować w książkach czy filmach. To jest właśnie przestrzeń do robienia tego, co nam się tylko podoba, ponieważ wiemy, że to jest fikcja. A tutaj możliwości techniczne pokazały, że owa fantazja przeniknęła do świata realnego, w którym nieobecni już w społeczeństwie ludzie mogą dalej żyć. Zostały więc przesunięte pewne umowne granice.
Z drugiej strony okazało się, że dziś już możemy tą technologią zastąpić poszczególne jednostki – zarówno te żyjące, jak i nieżyjące. Co więcej, większość z nas nie będzie potrafiła ich odróżnić. Można przyjąć, że niewielka grupa ludzi, która zna wszystkie dzieła tej wielkiej poetki, zareaguje z oburzeniem, że literatka czegoś nie mogła powiedzieć. Ale cała reszta mniej obeznanych z jej twórczością i stylem nie będzie umiała dokonać tego rozróżnienia.
Z oburzeniem spotkało się też wystawienie na deskach krakowskiego teatru napisanej przez Witkacego sztuki, którą dokończyła AI.
Zwróćmy uwagę, że to oburzenie tych, którzy sami tworzą sztukę wysoką. Jest to bowiem uderzenie w ich „iluzjo”, czyli pewną tworzoną przez lata hierarchię: ktoś jest ważny, robi coś wyjątkowego. AI uderza właśnie w sens całej tej hierarchii, podziału klasowego i tego, że pewni ludzie są postrzegani jako namaszczeni talentem, niesamowitością. Co może być oczywiście prawdą, choć – z drugiej strony – samo środowisko twórców też w pewien sposób taki wizerunek kreuje. Tymczasem pogląd, że coś jest zarezerwowane ściśle dla ludzi – bo przez lata karmiliśmy się przekonaniem, że tylko człowiek potrafi tworzyć niesamowitą sztukę – uległ zachwianiu. Zauważmy, że typowemu odbiorcy, który chce mieć przyjemność z tej sztuki (niekoniecznie wysokiej), to wcale nie przeszkadza, bo to nie burzy jego hierarchii.
Polecamy: Nie dać sobie wejść na głowę. Nowe zasady na czas życia w sieci
Na początku rozwoju sztucznej inteligencji wyobrażaliśmy sobie ją raczej jako roboty, które będą za nas sprzątać, a nie „mózgi”, które każdy z nas będzie miał w swoim komputerze.
Tak, i wtedy wydawało nam się, że tym właśnie różni się człowiek od AI, że potrafi myśleć kreatywnie – tworzyć i wykonywać abstrakcyjne zadania czy skomplikowane obliczenia. Dziś jest zupełnie inaczej. Sztuczna inteligencja może napisać książkę, wyreżyserować film, nagrać utwór, wykonać analizy statystyczne. Na razie ona nie widzi i nie czuje, a do sprzątania te zmysły są potrzebne. Jak się okazało, wykonywanie pracy intelektualnej jest dla AI najłatwiejsze.
Rozwój tych technologii godzi więc w kapitał kulturowy klasy średniej.
Zdaniem niektórych badaczy AI już teraz większość korporacji jest zdolnych do tego, by zastąpić ludzi sztuczną inteligencją. Ale nie robią tego ze względów społecznych, taktycznych i politycznych, bo mogłoby to wywołać rewolucję. Zmiany te będą wprowadzane powoli. To da też czas korporacjom, by opracować jakąś dobrze przemyślaną strategię i wymyślić, co z tymi zwalnianymi ludźmi zrobić. Jedną z propozycji jest oferowanie im tak zwanego dochodu podstawowego. W końcu bardziej opłacalne dla firm jest, żeby tym ludziom zapłacić, niż żeby oni rozpoczęli rewolucję czy strajki lub żeby doszło do wojny na tle ekonomicznym, bo biznes nie będzie mógł wtedy spokojnie pracować.
To szalenie kontrowersyjny pomysł!
Z moich badań wynika, że jest on bardzo niebezpieczny, bo klasa średnia jest kluczowym elementem społeczeństwa demokratycznego. Chodzi o to, żeby była w nim pewna grupa ludzi niezależna od państwa i od tych wielkich korporacji. Jeżeli oni znikną, to zostaną tylko ci właściciele i pracownicy. Tak jak było kiedyś: pan i niewolnik.
Ciekawe, że same te firmy stawiają na powolną, niezauważalną wręcz dla nas zmianę.
Ludzie muszą mieć czas, żeby się przekwalifikować, więc może powstanie też – to mniej pesymistyczna wersja – zupełnie nowa klasa średnia, której jeszcze teraz nie jesteśmy w stanie sobie wyobrazić. Według mnie istnieje rozwiązanie na to, by ona nie zniknęła. Kluczowe jest, aby każdy z nas nauczył się używać sztucznej inteligencji do własnych celów. Co pozwoliłoby pokazać tym firmom, że umysł w połączeniu z możliwościami AI może zaoferować im więcej niż sama sztuczna inteligencja.
Przypomina to wyścig, w którym musimy być o krok przed przeciwnikiem.
To trochę tak, jak jest zabawa w hackera i podatną aplikację. Jeśli hacker nauczy się już przełamywać zabezpieczenia, to trzeba stworzyć nowe. Analogicznie: my musimy natychmiast zmienić nasz sposób funkcjonowania. Przedefiniować, czym są wiedza, nauka, edukacja. Jest teraz takie modne pojęcie, które to opisuje – rezyliencja.
Musimy przedefiniować edukację?
Edukacja, która polega na scholastyce – gdzie uczymy się na pamięć różnych definicji i koncepcji czy odtwarzamy w kółko te same matematyczne zadania, podstawiając tylko inne dane – traci już rację bytu. AI szybciej się tego wszystkiego nauczy, wszystko znajdzie, wykorzysta.
Polecamy: HOLISTIC NEWS: Zabawy ze zmarłymi. Sztuczna inteligencja i rozmowy zza grobu
Dziś trzeba zatem postawić na naukę opartą na kreatywności. Chodzi o to, by skupić się na rozumieniu zjawisk i umiejętności wykorzystania tego, co oferuje nam AI. Gdzie nie liczy się już odtwarzanie wiedzy, tylko próba wykorzystania jej do robienia czegoś nowego.
Czyli potrzebna jest nam systemowa zmiana?
Myślę, że to jest jedyne rozwiązanie. To, że sztuczna inteligencja jest w stanie nas zastąpić, pośrednio pokazuje też, kim my jesteśmy. Że wcale nie jesteśmy tak superkreatywni i nadzwyczajni, jak lubimy o sobie myśleć. Większość prac – nawet klasy średniej – opiera się na pewnej powtarzalności, więc wcale nie są to zawody kreatywne. Żeby pokazać, że jesteśmy lepsi od AI, musimy tworzyć takie rzeczy, których ona nie będzie potrafiła.
Obserwując dotychczasowe reformy polskiej edukacji, mocno wątpię w taką rewolucję.
Przede wszystkim „operujemy na organizmie żywym” i nie mamy gotowych scenariuszy działania. Politycy mają dziś twardy orzech do zgryzienia, bo z jednej strony są związani głosami wyborców, a z drugiej – będą zmuszeni do podejmowania kontrowersyjnych decyzji. Między innymi dlatego, że najnowsze badania pokazują, że pokolenie Z w ogóle nie chce iść już teraz na studia. Ono nie widzi w tym sensu. Po co ma się uczyć czegoś, skoro w pracy i tak będzie miało ChataGPT, z którego zawsze można skorzystać? Więc może się okazać, że niedługo nikt nie będzie chciał chodzić do takiej szkoły.
Dziś bardziej liczą się kompetencje, a tytuły naukowe nie roztaczają już nad nami nimbu intelektualnej wyższości?
Jak twierdził socjolog Pierre Bourdieu, klasa wyższa dotychczas bazowała na tym, że tworzyła w szkołach „przemoc symboliczną”. Ona polegała na narzucaniu pewnych norm, wartości, wzorów życia wszystkim innym klasom społecznym. Dobrze oddaje to cytat z Ferdydurke Gombrowicza: „Juliusz Słowacki wielkim poetą był!”. Tak naprawdę chodziło o to, że wszyscy musieli to wykuć na pamięć, nieważne, czy w to wierzyli czy nie. Ta „klasa wyższa” to też tytuły, dyplomy, certyfikaty, które kiedyś były bardzo trudne do zdobycia. A w tym momencie wchodzi AI i tak naprawdę całkowicie ten porządek zmienia. Okazuje się, że można przestać grać w tę grę.
Dziś nie rządzą już nami intelektualiści, a korporacje?
Obecnie zmienia się całkowicie struktura społeczna i grupa, która wyznacza trendy, też. Dla korporacji nie jest ważne, czy pracownik ma dyplom czy go nie ma, bo on ma po prostu przynosić dochód. Firmom jest to bardzo na rękę, żeby człowiek w wieku 18 lat już poszedł do pracy, zamiast cieszyć się studenckim życiem. Myślę, że to, iż pokolenie Z nie chce iść do szkoły, wcale nie jest ich indywidualną świadomą decyzją, a jedynie wypadkową czynników i mechanizmów, które się po prostu w nich wtłacza, aby zachowywali się tak, jak tym korporacjom pasuje.
W rzeczywistości tych przemian społecznych pojawia się zasadnicze pytanie: czy sztukę tworzoną przez AI dalej możemy nazwać sztuką?
Przyjęło się, że artysta to ktoś, kto oprócz tego, że posiada pewną technikę, ma również do przekazania ludziom coś nowego, interesującego, wizyjnego, być może wyprzedzającego epokę. Jest to tak zwana węższa definicja sztuki. W mojej ocenie nie jest to prawda, bo na przykład malowidła w Lascaux w Akwitanii przedstawiają sztukę, która jest ponadczasowa, ale po prostu pokazuje pewne wyobrażenie otaczającego świata.
Z bardziej antropologicznego punktu widzenia wszystko, co jest przejawem indywidualnego tworu, jest formą sztuki. Bez względu na to, czy twórca zasługuje na nazwanie go artystą. Ta kategoria została stworzona przez klasy wyższe do własnych celów.
W zachodnich społeczeństwach bardzo ważna jest kwestia praw autorskich. To właśnie ona napawa dziś niepokojem wielu twórców.
Dla nas to, co zrobił człowiek, jest jego własnością. Według mnie to błędne założenie, które w naszej kulturze demotywuje twórcę do działania i prowadzi do stagnacji intelektu ludzkiego. Na przykład w Azji jest zupełnie inaczej, bo tam ważniejsza jest grupa niż sam autor. Ktoś robi coś, żeby inni mogli z tego korzystać. Autorzy nie mają problemu z kopiowaniem swoich dzieł, skoro społeczeństwo na tym zyskuje.
Czyli diagnozujesz, że przejdziemy w taki model azjatycki?
Z moich badań i obserwacji wynika, iż powstanie bardziej użyteczny dla naszej zachodniej kultury model hybrydowy. Co prawda, kultury azjatyckie przejmują dziś stery w rozwoju społeczno-technologicznym świata, ale to, co jest dla nich odpowiednie i zrozumiałe, dla nas już niekoniecznie. W swojej pracy naukowej staram się znaleźć model pośredni – który ochroni nas przed zbyt dynamicznym procesem zmian społecznych, a jednocześnie w sposób zrównoważony będzie implementował rozwiązania innych kultur. Takie, które są zgodne z naszym „kulturowym genotypem”.
Może Cię także zainteresować: Abecadło znowu spadło. Analfabetyzm powraca, choć inny niż kiedyś
*Berenika Dyczek – doktor nauk społecznych, adiunkt w Instytucie Socjologii Uniwersytetu Wrocławskiego. Naukowo zajmuje się socjologią kultury i sztuki, a przede wszystkim socjologią cyberprzestrzeni i socjoinformatyką. Aktualnie prowadzi badania nad wpływem sztucznej inteligencji na społeczeństwo. Jest autorką dwóch monografii i licznych artykułów publikowanych w czasopismach międzynarodowych.