Humanizm
Klawo, w dechę, mega. Każde młode pokolenie ma swój język
25 grudnia 2024
Czy szef PiS, jak twierdzą jego krytycy, inspiruje się myślą niemieckiego filozofa oskarżanego o popieranie nazizmu? Wyjaśniamy co w tej teorii może być prawdą, a co musi być zmyśleniem lub insynuacją
Jest rok 1932. 44-letni Carl Schmitt współpracuje z ówczesnym ministrem obrony Republiki Weimarskiej nad ściśle tajnym projektem delegalizacji NSDAP. Filozof w dwóch obszernych publikacjach opracowuje nawet podstawy teoretyczne, które mają stanowić uzasadnienie tego radykalnego posunięcia. Planu nie udaje się ostatecznie zrealizować, bo już rok później Hitler dochodzi do władzy. Sam Schmitt dokonuje wtedy wyboru, który zaważy na całym jego późniejszym życiu. Intelektualista wprawdzie nie podpisuje w marcu 1933 r. listu poparcia dla Hitlera, lecz później wstępuje w szeregi zwalczanej niedawno partii, stając się obok Martina Heideggera jednym z największych filozofów uwiedzionych przez narodowy socjalizm.
Mija kilkadziesiąt lat. W Sejmie Waldemar Pawlak wzbudza ogromną sensację, odczytując schmittowską Teologię polityczną na sali obrad. Kilka lat później pośmiertna kariera niemieckiego prawnika i filozofa zaczyna w Polsce nabierać tempa. Wszystko przez rzekome inspirowanie się myślą Schmitta przez Jarosława Kaczyńskiego.
Niemiecki filozof bywa nazywany inspiratorem, a nawet głównym ideologiem IV RP. Przeciwnicy takiego szufladkowania mówią m.in. o tym, że Kaczyński nie mógł dogłębnie poznać myśli Schmitta w okresie formowania swoich poglądów, bo jego pisma nie były wówczas tłumaczone na język polski.
Jak jest rzeczywiście? Zanim odpowiemy na to pytanie, jeszcze kilka słów o nazistowskich uwikłaniach Schmitta. Spotykają się one z różnymi ocenami – od potępienia do prób bagatelizowania, wybielenia czy nawet racjonalizowania (które jest o tyle trudne, że Schmitt był osobiście zaangażowany w antysemickie akcje w latach 30.).
Ale też, co warto zastrzec, z samej myśli Schmitta nie wynika w sposób konieczny nazistowska organizacja państwa. Jej zręby powstawały na długo przed dojściem Hitlera do władzy i były przeznaczone raczej na służbę Republiki Weimarskiej niż NSDAP.
Nas oczywiście – bardziej niż ocena niemieckiego filozofa – interesuje jaki ma wpływ na naszą teraźniejszość. Krytycy PIS alarmują: „Oto ideolog III Rzeszy jest jednocześnie ideologiem IV RP!”.
Wiele osób przyjmuje bezkrytycznie tę tezę, która – jak zauważa zajmujący się myślą Schmitta politolog Filip Biały – opiera się na retorycznym chwycie guilty by association (ang. winny przez skojarzenie). Skądinąd stosowanie takich chwytów względem przeciwników politycznych jest powszechne w systemach totalitarnych.
Schmitt twierdzi, że w opisie rzeczywistości każdorazowo trzeba wskazywać parę opozycyjnych pojęć, wokół których skupia się ten czy inny jej aspekt. Dla etyki parę taką stanowi dobro ze złem, dla estetyki – piękno z brzydotą, dla ekonomii – zysk ze stratą.
Polityczność z kolei skupia się wokół pary wróg–przyjaciel. To kluczowe dla całej filozofii politycznej Schmitta rozróżnienie.
Sprawdźmy zatem, co dokładnie kryje się pod pojęciem „wróg”, a co pod pojęciem „przyjaciel”. Zdaniem filozofa nie mają one nic wspólnego z osobistymi animozjami czy sympatiami – zarówno wrogość, jak i przyjaźń w postulowanym przez niego sensie mają mieć charakter publiczny i nie muszą wiązać się z prywatną niechęcią. Kryteria wyznaczające kto ma być wrogiem, a kto przyjacielem, nie mogą być zapożyczane z innych dziedzin, takich jak moralność, religia czy ekonomia. Wróg klasowy, religijny itp. w chwili wybuchu konfliktu staje się wrogiem politycznym, a antagonizmy związane ze wspomnianymi dziedzinami znikają lub schodzą na odleglejszy plan.
Co istotne, wrogość, o której pisze Schmitt, nie jest ani trochę metaforyczna – nie polega na rywalizacji czy dyskusji zmierzającej do kompromisu. Jak twierdzi Schmitt: „Wszystkie polityczne pojęcia mają znaczenie polemiczne. Odnoszą się do konkretnej sytuacji przeciwieństwa i pozostają z nią w ścisłym związku. Jej ostateczną konsekwencją jest jednoczenie się ludzi według kryterium przyjaciela lub wroga, co prowadzi do wojen i rewolucji”.
Wyrażenie „polemiczny” należy tu rozumieć w ścisłym związku z greckim źródłosłowem, który wskazuje na wojnę zewnętrzną (z barbarzyńcami), a nie na wymianę poglądów. Dlatego też obok polityczności, kluczowym dla autora Teologii politycznej pojęciem jest wojna.
Jaka jest więc funkcja podziału na wrogów i przyjaciół? Przede wszystkim stwarza on możliwość zjednoczenia wspólnoty i jest to – przynajmniej jeśli chcemy zachować dzisiejsze rozumienie pojęcia polityczności – możliwość jedyna. Pojęcia „wróg” i „przyjaciel” nie tyle pozwalają zorientować się w rzeczywistości politycznej, co wręcz pozwalają na jej zaistnienie. Według Schmitta triumf ruchów pacyfistycznych byłby zarazem kresem polityczności o znanym nam kształcie.
Analogie, na które wskazują krytycy, PIS są zatem oczywiste. Polityka w wydaniu Jarosława Kaczyńskiego rzeczywiście zmierza do ostrej polaryzacji, która pozwala na zorganizowanie myślenia wspólnoty według schematu wróg–przyjaciel. Wrogiem są m.in. „komuniści”, „beneficjenci Okrągłego Stołu”, „lewacy”, „antyklerykałowie”, „imigranci” i ci, „którzy stali tam, gdzie stało ZOMO”, a ostatnio także „homolobby”.
Analogicznie można stworzyć zbiór przyjaciół: „antykomunistów”, „zwolenników tradycyjnego modelu rodziny”, „obrońców polskości” itd. Taki podział rzeczywistości pozwala na poruszanie się w niej z łatwością. Jest on poręczną mapą, która umożliwia sprawne działanie, a zarazem narzędziem kreowania tożsamości partii. Tożsamość ta powstaje raczej na drodze negacji wartości reprezentowanych przez wroga niż w oparciu o postulaty pozytywne.
Tą diagnozą można skądinąd objąć obie największe polskie partie polityczne, jak również istotną część ich zwolenników.
Myśl Schmitta zdaje się więc bardzo dobrze obrazować podstawowe założenia strategii działania prezesa PiS. Ale nie do końca. Przede wszystkim wróg, o którym mówi Schmitt, jest zewnętrzny wobec wspólnoty (stąd odwołanie do greckiego Pólemos, które nie obejmuje wojny domowej). Kaczyński natomiast, przynajmniej do pewnego momentu, skupiał się na wewnętrznych sporach międzypartyjnych, którymi Schmitt gardził i które uważał za jedną z głównych chorób trawiących Republikę Weimarską. Wróg konsolidujący społeczność powinien być barbarzyńcą, a więc kimś spoza wspólnoty.
Może więc koncepcje Schmitta bardziej przystają do drugiego, a więc obecnego okresu rządów partii PiS. Spory z Unią Europejską, Niemcami, Izraelem i międzynarodowym „homolobby” stały się dziś rzeczywiście jednym z podstawowych elementów budujących tożsamość partii rządzącej i jej zwolenników. Wrogiem zewnętrznym okrzyknięci zostali uchodźcy, którzy – jako zagrożenie ekonomiczne, religijne i kulturowe – wydawali się doskonale pod ten schemat skrojeni.
Ale twierdzenia o „inspiracji” wciąż pozostają wysoce wątpliwe. Kaczyński nie mógł znać Schmitta przed tym, jak teksty filozofa zostały przełożone na język polski, a miało to miejsce w czasie, gdy prezes był już politykiem ukształtowanym. Z pewnością jakieś zręby teorii niemieckiego filozofa docierały do środowisk bliskich Kaczyńskiemu, lecz trudno tu mówić o głębokim wpływie wynikającym z systematycznej lektury.
Być może sprawę należy więc postawić nieco inaczej – nie ma większego znaczenia, czy Schmitt był, czy nie był rzeczywistym inspiratorem działań rządzących. Z całą pewnością jest on użytecznym narzędziem opisu strategii PiS pozwalającym na głębsze zrozumienie poszczególnych ruchów, wypowiedzi czy zabiegów socjotechnicznych. Lektura niemieckiego filozofa powinna być zatem obowiązkowa dla tych, którzy z PiS chcą skutecznie walczyć.
Doktor Jakub Szczepański, filozof polityki z Uniwersytetu Jagiellońskiego, zwraca uwagę, że poszukując odpowiedzi na pytanie o wpływ myśli Carla Schmitta, trzeba najpierw zapytać, „na ile w ogóle jakakolwiek „myśl”, w sensie pogłębionej refleksji filozoficznej, ma wpływ na polską politykę?”.
„O ile oczywiście można wskazać określone obozy ideologiczne, o tyle jestem sceptycznie nastawiony, jeśli chodzi o wpływ konkretnych nurtów filozoficznych na poglądy istniejących w Polsce obozów politycznych. Zresztą można zadać jeszcze bardziej fundamentalne pytanie: »Czy myśl filozoficzna, w sensie teorii, kształtuje rzeczywistość polityczną, rozumianą jako pewna praktyka, czy też jest próbą jej zrozumienia i uchwycenia?«. Opowiadając się za tą drugą opcją, przyczyny popularności myśli Carla Schmitta widziałbym raczej w jej przystawalności do aktualnej sytuacji politycznej, zresztą nie tylko w Polsce” – zaznacza filozof.
Doktor Szczepański podkreśla, że popularność Schmitta wykracza daleko poza szeroko rozumianą prawicę. „Elementy agonistyczne teorii tego filozofa są doceniane również przez myślicieli lewicowych, jak chociażby przez Chantal Mouffe. Sam wpływ Schmitta na polską politykę, jeśli takowy w ogóle występuje, miałby moim zdaniem charakter sprzężenia zwrotnego. Najpierw uwagę czytelnika zwraca trafność diagnoz i opisów, jakie możemy znaleźć w pismach tego filozofa, a dopiero po tym następuje wzmocnienie owej przystawalności poprzez ewentualny wpływ tejże myśli na praktykę polityczną” – ocenia.
Filozof zaznacza, że argumentem potwierdzającym sceptycyzm związany z tezą o „wielkim wpływie myśli Schmitta” jest krótka historia zbioru jego tekstów przetłumaczonych na język polski. „Chodzi tutaj oczywiście o Teologię polityczną i inne pisma w tłumaczeniu Marka A. Cichockiego. Tom ten opublikowany został po raz pierwszy w 2000 r. i jest to pierwszy przekład pism tego filozofa na język polski. Początkowo ze względu na niski nakład i brak wznowień książka ta była bardzo trudno dostępna i osiągała na rynku wtórnym zawrotne ceny” – tłumaczy Szczepański.
Jak dodaje, sytuację unormowało dopiero jej wznowienie, które ukazało się w 2012 r. „Jeśli więc chodzi o kanon tekstów Schmitta, sytuacja względnie dobrej ich dostępności jest, jak widać, bardzo świeża, trudno zatem mówić o jakimś długofalowym wpływie jego myśli na polską politykę, skoro nawet dostęp do niej miał, do niedawna, bardzo ograniczony charakter” – konkluduje Szczepański.