Nauka
Serce ma swój „mózg”. Naukowcy badają jego rolę i funkcje
20 grudnia 2024
Gwałtowny rozwój sztucznej inteligencji znacząco wpłynął na praktycznie wszystkie dziedziny życia i w naturalny sposób przyniósł pytanie, jak poradzi sobie ludzkość w obliczu wyzwań nowej rzeczywistości? Czy w XXI wieku uniwersalne wartości człowieczeństwa zachowają swoje znaczenie? Czym z AI może dziś „handlować” ludzkość? I czy prawda, dobro i miłość zdołają obronić się przed AI?
Być może od jakiegoś czasu spodziewany ale ponad wszelką wątpliwość niezwykle gwałtowny rozbłysk sztucznej inteligencji w postaci Chata GPT (choć ten jako model językowy jest wprawdzie tyko wąskim AI wycinkiem) nie zmiótł, jak wieszczyli niektórzy, myśli ludzkiej z planszy dziejów, niemniej pewną nieuniknioną i niespotykaną w całej historii ludzkości zmianę w sposób jednoznaczny zapowiedział. W rzeczy samej świat w ciągu dwóch lat na tym polu wcale nie zmienił się radykalnie. Ów radykalizm, choć w gruncie rzeczy bezsprzeczny, nazwać by można radykalizmem raczej „pełzającym”. Nie przestaliśmy z dnia na dzień żyć jak dotychczas, choć samo tempo przyrostu zmian niewątpliwie nabiera coraz większego rozpędu.
Trudno też mówić, że stoimy u progu XXI wieku bo w istocie już prawie domykamy pierwszą jego ćwiartkę. Ćwiartkę, w której mieliśmy odkryć Święty Graal lekarstwa na raka, postawić stopę na Marsie, a co odważniejsi przewidywali stworzenie technologicznej osobliwości. Nic z tych rzeczy (na razie) się nie stało jednak w naturalny sposób wydają się one jedynie kwestią czasu. Zresztą – osiągnięcie któregokolwiek z tych wielkich zamierzeń samo w sobie nie musi już dzisiaj zmienić niczego w obliczu faktu, że jesteśmy świadkami początku nowej ery, w której wielkie marzenie ludzkości o homunkulusie przybiera postać cyfrowego algorytmu. Stoimy u progu „pełzającej” rewolucji, którą porównać można już chyba tyko do starotestamentalnych scen rozmowy ludzi z Bogiem czy też futurystycznego kontaktu z obcą cywilizacją.
Współistnieje oto bowiem z nami byt tak do nas podobny, że można by rzec, że „stworzony na nasz obraz i podobieństwo”. Byt całkowicie jednak od nas różny i przewyższający człowieka tak dalece potencjałem swojego rozwoju, że już za chwilę stanie się dla nas fundamentalnie niezrozumiały. W opublikowanym nieco ponad rok temu wywiadzie Patrycjusza Wyżgi z Andrzejem Draganem [1] wybitny fizyk mówi, że algorytmy uczenia maszynowego osiągnęły już poziom ośmiolatka i rozwijają się w błyskawicznym tempie, raz na zawsze wymykając się ludzkiej nad nimi kontroli. Rysuje przy tym wizję przyszłości niczym z „Odysei Kosmicznej” Stanleya Kubricka [2], w której podobnie jak astronauta w jednej z końcowych scen, znajdując się w jakiejś nieokreślonej przestrzeni, zdezorientowani będziemy obserwować przesuwające się wokół nas obrazy, absolutnie nie rozumiejąc co właściwie się dzieje. Czy wobec tej wizji można w ogóle pytać o drogę jaką powinna obrać ludzkość w urzeczywistniającej się na naszych oczach przyszłości? I czy ten wybór będzie miał jakiekolwiek znaczenie?
Przeczytaj zwycięski esej: W poszukiwaniu straconego sensu
Paradoksalnie tym, co natychmiastowo nasuwa się na myśl wcale nie muszą być uniwersalne wartości i największe tęsknoty człowieka w podróży przez eony wzrostu i upadku kolejnych cywilizacji. To nie prawda, dobro i miłość – lecz raczej ich „odwartościowanie” i zaprzeczenie wyłania się z refleksji nad istotą człowieczeństwa. Czymże bowiem jest prawda jeśli nie obiektywnie istniejącą wartością matematycznej funkcji na zdaniu logicznym? Tak samo dobra w tej przestrzeni jak fałsz, nie może być przecież Wartością, nomen-omen, prawdziwą. Czyż dobro nie jest jedynie korzyścią służącą przetrwaniu społeczności, klanu i plemienia? Czyż najwznioślejsze czyny z przestrzeni dziejów, poświęcenia i ofiary wielu ludzkich istnień w imię dobra nie sprowadziły się na fundamentalnym poziomie do zwiększenia szans przeżycia dziecka, rodziny i narodu? I czy wobec tego rozebrawszy etykę z narosłych przez wieki przekonań i filozofii nie otrzymamy na końcu często wielokrotnie zawoalowanego, ale jednak wyłącznie naszego, dobra? A czy miłość nie jest w gruncie rzeczy odrębnym aspektem tej samej troski o przetrwanie, by już nie powielać powszechnych i jakże oczywistych tyrad o reakcjach chemicznych w mózgu, fenyloetyloaminie i idących za nią „miłosnych” hormonach? Musi nam się przecież wydawać, że kochamy aby gatunek przetrwał. Czyż jest w tym coś więcej?
Pojęciom tym, nikłym i słabym w każdym czasie, tym trudniej obronić się w epoce doskonałych algorytmów sztucznej inteligencji zdolnych rozszczepić je na pojedyncze atomy zapewne w ciągu nanosekund. Nie posiadamy niczego ponad wzór, algorytm i strukturę, skrupulatnie opatulone kołderkami interpretacji i prądów filozoficznych, dających jako taką strawność dla biologicznego małpiego mózgu. Nie mamy czym handlować ani z naszą „poczciwą, toporną” AI, ani tym bardziej z AGI (artificial general intelligence), którą zapewne prędzej czy później w naszym świecie ujrzymy.
Warto przeczytaj nagrodzony esej z kategorii Edukacja: FUTURIUM
Jedyne co nam zostaje, to nasza niedoskonałość i nieprzezwyciężalna ludzka małość i ułomność. Ta najdramatyczniejsza, nierozerwalnie zespolona z człowiekiem i człowieczeństwem, właściwość ludzkiej natury, która sprawia, że nawet w najlepszych okolicznościach i najwspanialszej możliwej do wyobrażenia rzeczywistości, pozostawiając człowiekowi jakikolwiek margines zależny od jego wyboru nie można być pewnym absolutnie niczego. Ten pierworodny grzech ludzkości, nasza przyrodzona skaza pociągu do destrukcji i pędu do samounicestwienia. Czymże innym jest nieposłuszeństwo biblijnego Adama? Czym brzemienny w katastrofalne skutki czyn mitycznej Pandory? Historia rodzaju ludzkiego wypełniona jest osobliwymi w swej nieprzewidywalnej absurdalności czynami, których człowiek dokonywał zawsze. I pełna zniszczenia. Każdy wspaniały tryumf małpiej-ludzkiej myśli okupiony był destrukcją, począwszy od ognia, przez żelazo, proch, dynamit, rozszczepienie atomu, na sztucznej inteligencji zapewne nadal nie kończąc.
Lecz paradoksalnie, wbrew wszystkiemu, trwamy. Trwamy, choć wedle wszelkich praw logiki, kosmologii i prawdopodobieństwa nie powinno nas już być. Ba! Nigdy nie powinniśmy nawet zaistnieć! Trwamy rzucając wyzwanie naszej destrukcyjności, z niej wręcz wywodząc rację naszego istnienia. I jak na dnie tragicznej puszki Pandory znalazła się nadzieja, tak samo na jakimś metafizycznym dnie naszego człowieczeństwa ostatecznie odnaleźć musimy rację i uzasadnienie naszego bytu. Kto wie czy to właśnie ta perfekcyjna (niczym w tytule powieści Jacka Dukaja [3]) niedoskonałość nie stanie się dla nas największą wartością i osią istnienia człowieka – tak jak wynikający z niej, na wskroś nielogiczny w swojej naturze, optymizm.
W powieści Bohdana Szymczaka „Pusta Ziemia” [4] grupa astronautów powraca wskutek dylatacji czasu po wiekach na całkowicie wymarłą planetę. Dowiadują się, że nie było na niej żadnych dramatycznych wydarzeń, żadnej wojny, żadnej katastrofy unicestwiającej ludzką cywilizację. Pustka to jedynie logiczny sposób na usunięcie odwiecznego egzystencjalnego bólu, którego nie sposób ukoić inaczej niż przerywając liczącą wiele tysięcy lat sztafetę kolejnych pokoleń. I w tej jakże uporządkowanej i uleczonej z cierpienia rzeczywistości, w opozycji do całej racjonalności zastanego świata, z nielogicznością tak niespodziewaną, że aż arogancką, postanawiają na tej właśnie Ziemi żyć. A przywołane w jednej z końcowych scen fale oceanu omywające stopy bohaterów zdają się znaczyć więcej niż wiele setek lat przemyśleń filozofów i sztucznej inteligencji. Cóż może być bardziej nielogicznego i nieracjonalnego, jeśli nie taki właśnie bezczelny w swym optymizmie człowiek?
Zatem może jedyna rzecz, która pozostanie w mocy naszych możliwości to całkowita i bezwarunkowa akceptacja naszego człowieczeństwa? Akceptacja bólu, bezsensu, a nade wszystko naszej niedoskonałości, z której zrodzić się musi pragnienie stania się kimś i czymś więcej. A wówczas być może z tego właśnie pragnienia wyłoni się prawda – choćby bezsensowna i nielogiczna, dobro – służące choćby tylko przetrwaniu i miłość – niechże i będąca li tylko sumą chemicznych reakcji – bo czymże jesteśmy jeśli nie wdrukowanym w na wskroś materialną i fizyczną czasoprzestrzeń nierozerwalnym z nią jej samej uwikłaniem? Wyłonią się z niego nasze – ludzkie – Wartości. Jaką więc drogę wiodącą do przyszłości mamy wybrać? Tego nie będziemy wiedzieć nigdy, tak jak i nie wiedzieliśmy tego dotychczas. Nigdy wcześniej jednak potrzeba akceptacji naszego człowieczeństwa i naszej „perfekcyjnej niedoskonałości” nie była tak ważka i tak dla nas nieodzowna. To jedyne co mamy i być może jedyna waluta w kontaktach z nową „sztuczną cywilizacją”.
Przypisy:
Powyższy esej zdobył wyróżnienie w kategorii Humanizm w konkursie Holistic News.
Tekst publikujemy w wersji oryginalnej, bez redakcyjnych ingerencji.
Wszystkie eseje konkursowe znajdziesz TUTAJ.