Humanizm
Hulaj dusza, piekła nie ma. Zetki, influencerzy i pieniądze
16 listopada 2024
Sieć WWW stała się tak powszechna, że trudno sobie wyobrazić codzienność bez niej. Choć w niektórych regionach świata dostępność internetu jest ograniczona, cyfrowe wykluczenie sukcesywnie się zmniejsza. Estończycy od 1991 roku używają go do zarządzania państwem, w czym są światowym liderem. Dr Merten Reglitz z Uniwersytetu w Birmingham wnioskuje, że powinniśmy go uznać za podstawowe prawo człowieka.
Za tym, że dostęp do internetu powinien być prawem człowieka stoją według Reglitza dwa argumenty. Po pierwsze, jest on niezbędny do skutecznego realizowania już istniejących praw człowieka. Po drugie, struktura internetu umożliwia taką wymianę informacji, która ma potencjał przyczyniający się do postępu całej ludzkości.
Badania dr Reglitza wskazują na pięć obszarów w krajach rozwiniętych, w których dostęp do internetu jest niezbędny do korzystania ze społeczno-ekonomicznych praw człowieka:
Badacz podkreśla negatywne konsekwencje braku dostępu do internetu. Wskazuje zwłaszcza na sytuację uczniów, mieszkańców odosobnionych osad i zjawisko konsekwentnego przenoszenia do sieci ofert najmu, pracy czy usług publicznych.
Dr Reglitz w taki sposób argumentuje za uznaniem dostępu do internetu za podstawowe prawo człowieka:
Internet ma wyjątkową i fundamentalną wartość dla realizacji wielu naszych społeczno-ekonomicznych praw człowieka — umożliwia użytkownikom składanie podań o pracę, przesyłanie informacji medycznych do pracowników służby zdrowia, zarządzanie swoimi finansami i biznesem, składanie wniosków o ubezpieczenie społeczne oraz przedstawianie ocen edukacyjnych.
Wzywa władze publiczne do zapewnienia bezpłatnego dostępu do internetu i oferowania szkoleń w zakresie podstawowych umiejętności cyfrowych dla wszystkich obywateli. Postuluje też ochronę przez państwo dostępu do internetu przed arbitralną ingerencją państw trzecich i firm prywatnych.
Przeczytaj również: Kleopatra nie była czarna. Dlaczego Netflix przekłamuje fakty i zmienia historię?
Ciekawym przykładem i wzorem do naśladowania w zakresie adaptowania możliwości internetu do administracji i życia obywateli jest Estonia. Jak to się stało, że ten liczący nieco ponad milion mieszkańców kraj stał się globalnym liderem w e-zarządzaniu? To dzięki temu, że po ogłoszeniu niepodległości zmieniono niemal wszystkie kadry aparatu administracyjnego, dopuszczając do niego nowe pokolenie.
Fascynacja potęgą innowacji i wiara w internet sprawiły, że dzisiaj Estończycy są jednym z najbardziej zaawansowanych e-społeczeństw na świecie. Aparat państwowy świadczy obywatelom ponad 600 e-usług, a kolejne 2400 kieruje do biznesu. Estoński dowód osobisty łączy w sobie identyfikator tożsamości, paszport, metodę płacenia za usługi publiczne i wiele innych funkcji, z których obywatele regularnie korzystają.
Zdalne podpisywanie umów, głosowanie, medycyna, edukacja i podatki online – to dla Estończyków codzienność. Państwo chełpi się, że firmę przez internet można założyć już w 20 minut. Do Estonii z całego świata ściągają technologiczne start upy, a koncepcja e-obywatela ułatwia przybyszom funkcjonowanie w lokalnej społeczności.
Pełna cyfryzacja państwa demokratyzuje i gwarantuje dostęp do wielu niezbędnych narzędzi codziennego życia. Wydaje się, że w społeczeństwach z głęboką penetracją internetem zagwarantowanie prawa powszechnego dostępu powinno być wykonalne.
Gdyby prawo do powszechnego dostępu do internetu zostało wpisane do Powszechnej Deklaracji Praw Człowieka ONZ, byłoby to podstawą do tworzenia nowych obowiązków państw-sygnatariuszy wobec obywateli. Powstałby wymóg zagwarantowania w minimalnym stopniu dostępu każdemu obywatelowi oraz ochrony przed niepożądanymi działaniami np. inwigilacją, cenzurą i nadużyciami.
W przypadku krajów nisko rozwiniętych i rozwijających się nawet takie minimum byłoby trudne do osiągnięcia. Jednak w regionach świata z porównywalnym zasięgiem internetu co w Europie, wydaje się to wykonalne. Pozostaje pytanie, czy byłoby ono egzekwowalne?
Źródła: