Humanizm
Najpierw intuicja, potem kultura
20 grudnia 2024
Jak to jest: prawie umrzeć i narodzić się na nowo? Jak smakuje drugie życie? Co zmienia się w człowieku po tak granicznym doświadczeniu?
Gościem czwartego odcinku podcastu #PoLudzku jest Małgorzata Rejdych, która 26 lat temu przeszła przeszczep serca. Przed operacją zdążyła pożegnać się z rodziną. Pożegnać się z życiem. Dzisiaj prowadzi Stowarzyszenia Osób po Przeszczepie Serca działające przy Klinice Chirurgii Serca, Naczyń i Transplantologii w Krakowie. Często jest ostatnią osobą, która rozmawia z pacjentami przed przeszczepem serca. Trzyma ich za rękę i mówi do nich „Czekam po tej stronie życia”. W najnowszym podcaście opowiada, jak wygląda życie po przeszczepie.
[…] Na tamtym etapie byłam już w bardzo kiepskim stanie. Ratowano mnie wiele razy. Leżałam od wielu miesięcy w łóżku. Mnie już właściwie było wszystko jedno, po prostu nie chciałam dłużej się męczyć. Myślałam: będzie, co będzie. Martwiłam się tylko o rodzinę. Miałam wtedy nastoletnią córkę. Było mi jej żal, że nie ma normalnego dzieciństwa, że ciągle czuje strach o mamę. Martwiłam się o też rodziców, bo bardzo tę sytuację przeżywali, a byli już w dość leciwym wieku. […] Gdy przyszedł ten dzień, nawet się nie ucieszyłam. Tylko bardzo się bałam. Nie tyle śmierci, ile samej operacji. Dopiero radość personelu medycznego, który tak bardzo mi kibicował, tak bardzo cieszył się, że doczekałam tego dnia, dała mi do myślenia.
Przeczytaj także: Kiedy nadzieja zamienia się w naiwność?
Ja wcześniej zaznaczyłam, żeby ich o tym nie informować. Nie chciałam narażać najbliższych na ten stres. Chciałam, żeby dowiedzieli się o przeszczepie już po fakcie. Bez względu na to, czy operacja się powiedzie, czy nie. Jednak doszło do pomyłki i koordynatorka zadzwoniła do mojego męża. Przyjechał z córką do szpitala. Ta rozmowa… to było właściwie pożegnanie.
Polecamy: Magia biografii. Dlaczego fascynują nas życiorysy innych ludzi?
Ogromne emocje. Łzy. Chciałam „sprzedać” jak najwięcej dyspozycji (może to nie jest najlepsze słowo, może bardziej – wyobrażeń?) na wypadek mojej śmierci, na którą przecież się nastawialiśmy. Mówię do męża: Poukładaj sobie życie, znajdź kobietę, ale pamiętaj też, że pierwsza w twoim życiu jest nasza córka. Pamiętaj też, proszę, o moim rodzicach, nie zaniedbaj ich, bo oni też zostaną sami. A potem rozmawiałam z córką. Życzyłam jej, żeby ułożyła sobie życie, żeby była szczęśliwa. Łzy nam się lały strumieniami. Lekarze widzieli na monitorach, do których byłam podłączona, że podczas tej rozmowy moje serce kompletnie się rozszalało i ucięli tę wizytę.
Córka po latach powiedziała mi: Mamo, ja tego dnia cię pochowałam.
Ale jednak dostałam nowe życie. Drugie życie. Od tego czasu – zresztą, podobnie jak inni pacjenci po przeszczepach – obchodzę tego dnia drugie urodziny.
Wybudziłam się. Widzę sufit. Widzę krzyż nad drzwiami. Pomyślałam: tak raczej nie może wyglądać Niebo. Dotknęłam swojej klatki piersiowej. Poczułam bicie serca. Biło równo, silnie, zupełnie inaczej. Poczułam wielką radość, że przeżyłam. Że to serce jest. […] Parę tygodni spędziłam w szpitalu, kolejne parę – w sanatorium. Gdy wróciłam do domu karetką Poltransplantu, sąsiedzi bili mi brawo. Oni tyle razy widzieli, jak podjeżdża po mnie karetka. I tylko zastanawiali się: czy tym razem się udało? A nagle zobaczyli mnie, jak ja z tej karetki wysiadam o własnych siłach. Zdrowa, uśmiechnięta, sprawna.
Pamiętam, akurat była wiosna. Zbliżały się święta Wielkiejnocy. Piękna symbolika, prawda? Budzące się życie, nadzieja. I ja w tym wszystkim, z moim nowym sercem, z nową szansą. Cieszył mnie każdy dzień. Każda czynność. Spacer. Pieczenia ciasta. Wszystko. To była najpiękniejsza wiosna mojego życia. Nigdy wcześniej i nigdy później nie byłam taka szczęśliwa.
Obejrzyj najnowszy odcinek podcastu #PoLudzku:
Zobacz: Pamiętamy o lekarzach, nie zapominajmy o pacjentach. Przełomy w medycynie to także ich zasługa