Nauka
Ewolucja to nie przypadek. To odkrycie zmieni postrzeganie życia
08 listopada 2024
Jedną z kluczowych potrzeb człowieka, oprócz oczekiwania bezpieczeństwa i rozwoju, jest potrzeba przynależności. Choć chcemy trochę się wyróżniać, zależy nam głównie na tym, by inni nas zauważyli. By można się z nimi spotkać i być razem. By być jednym z nich. Z wielu powodów nie jest to jednak możliwe. I często stanowi to przyczynę braku zgody na samych siebie, który może niekiedy przerodzić się w próbę samounicestwienia. Bo niby po co taki ja?!
Do skutecznego radzenia sobie z wyzwaniami obecnego oraz przyszłego świata, w tym również przejęcie części konsekwencji za braki kompetencyjne rodziców w zakresie wartościowego wspierania swoich dzieci, powinna służyć edukacja włączająca, nazywana również inkluzyjną. Zakłada ona organizację pracy i wspieranie rozwoju uczniów, które zapewnią równe szanse edukacyjne każdemu uczniowi. Warunkiem tak rozumianego uczestnictwa wszystkich uczniów w życiu szkoły jest jej pełna dostępność. I chodzi tu zarówno o uczniów z niepełnosprawnościami, jak i tych, którzy nie mają na to stosownej dokumentacji medycznej i orzecznictwa, ale mogą odczuwać trudności, np. z racji określonych dyspozycji fizycznych lub psychicznych, innego kodu kulturowego czy społecznego, będącego np. efektem doświadczenia migracji.
Michał Cichy, dziennikarz związany z „Gazetą Wyborczą” w serii tekstów pod wspólnym tytułem „Żyć lepiej” zamieścił znamienny zapis wrażeń ze swojego dzieciństwa:
Jako pięciolatek miałem takie sny: z każdej z czterech stron łóżka czaił się inny potwór. Od strony głowy był to monstrualny pies, który mnie zjadał żywcem. Od strony ściany – karbowana rura od odkurzacza, która mnie połykała. Od strony pokoju była to podwieszona pod powałą lampa, z której spuszczały się sznury, porywały mnie pod sufit i sadzały na znajdującym się wysoko nad podłogą gorącym kaloryferze, z którego nie mogłem zeskoczyć. Ale najgorzej było od strony nóg. Zza firanki wychodziło małe włochate zwierzątko, które nazywałem zimorodkiem, a ja wiedziałem, że za nim idzie ogromny potwór. Nigdy go nie zobaczyłem. Samo przewidywanie jego nadejścia wystarczyło, żebym gwałtownie się budził.
Wypowiedź można potraktować jako szczególną metaforę doświadczeń uczniów, którzy z najrozmaitszym zbiorem odmiennych doznań w obcowaniu ze światem pojawiają się w szkole, w której wszystko powinno być normalne, a przecież nie jest! Jedni nie wszystko widzą, inni zdecydowanie gorzej słyszą lub są przewrażliwieni na dźwięk i obecność innych, a jeszcze inni opacznie rozumieją kierowane do nich gesty oraz słowa. W rozmowach z nauczycielami często słychać, że gwarancja szkoły dla wszystkich jest w gruncie rzeczy w porządku. Problem jednak zaczyna się wtedy, kiedy do palcówki trafiają dzieci z zaniżoną normą intelektualną, reagujące w sposób skrajnie nietypowy: krzykiem, agresją, nadmierną i niekontrolowaną ruchliwością. W gruncie rzeczy uczeń, który rozumie, co się dzieje i działa zgodnie z przyjętymi zasadami jest optymalny. Jeśli tak nie jest, to najlepiej, żeby siedział z boku i nie przeszkadzał innym. Niestety, znaczna część uczniów nie dość, że nie chce się dać posadzić na obrzeżach tego, co się dzieje w klasie, to jeszcze na dodatek nie umie się dostosować do norm, które dla nauczycieli wydają się oczywiste. Po prostu są inni i wymagają odmiennego, specjalistycznego traktowania.
Świat dawno stał się globalną wioską. U narodzin tego pojęcia (autorstwa kanadyjskiego filozofa Marshalla McLuhana) było wskazanie powiązania wszystkich mieszkańców globu tym samym zestawem informacji. Dziś może mniej w telewizorach czy komputerach, ale za to na naszych ulicach i w naszych szkołach gremialnie pojawiają się przybysze z innego świata. Ich dzieci oprócz doświadczenia migracji, żyją w cieniu traumy, przemocy, wygnania czy wojny. Żyją w środowisku, które jest dla nich mniej lub bardziej obce. Pojawienie się w nowym miejscu zamieszkania to dla dzieci doświadczonych migracją zbiór zupełnie nowych wrażeń i emocji. Dotyczy zarówno zmian kulturowych – inny język, zwyczaje, sposoby zachowania, jak i absolutnie osobistych dostrzeganych w kategoriach fizycznych, biologicznych, ekonomicznych czy społecznych. Nie bez wpływu na psychikę tych dzieci pozostają również kwestie zerwania sieci wsparcia społecznego, lęk o osoby i niekiedy zwierzęta, które zostały w kraju. Do tego dochodzi poczucie samotności, niekiedy napiętnowania i wtórnej wiktymizacji oraz pozbawienia wsparcia osób, na które dotychczas można było liczyć. Znaczenie niewątpliwie mają również codzienne zachowania nowych kolegów czy koleżanek, nieadekwatne zachowanie dorosłych – nadmiernie opiekuńcze, współczujące, w gruncie rzeczy wyróżniające w sposób negatywny. To mogą być wreszcie teksty czy komentarze umieszczane w mediach społecznościowych użytkowanych przez środowisko, do którego wchodzi nowy uczeń migrant. Wypowiedzi nierzadko zawierające zawistne i pogardliwe uprzedzenia, skutkujące potępieniem i stygmatyzacją. Nie bez znaczenia może również być popularne wśród młodzieży zjawisko publikowania wizerunku ofiar napaści i obrazy przemocy podkreślające swoiste prawo do jej użycia czy wręcz chwalenie się dokonaną napaścią. W przypadku nastolatków wyzwaniem może być również wygląd, status ekonomiczny, możliwości uczestnictwa w życiu pozaszkolnym, posługiwanie się szczególnym kodem językowym podkreślającym wspólne doświadczenia czy specyficzny dla danego środowiska sposób interpretowania świata.
Obecnie szkoły wypełniają się uczniami, którzy doświadczyli niełatwego czasu izolacji związanej z niedawnymi obostrzeniami sanitarnymi. Znaczna część tej młodzieży to młodsze rodzeństwo przedstawicieli pokolenia płatków śniegu, którzy ze względu na swoich helikopterowych rodziców nie tylko zachowują się w istotnym zakresie irracjonalnie, ale też coraz częściej na brak oczekiwanych perspektyw, reagują autoagresją czy wręcz próbą samounicestwienia.
Przypomnijmy, że „płatki śniegu” (z ang. snow flakes) to osoby głównie skoncentrowane na sobie, bardzo wrażliwe na krytykę i wszelkiego rodzaju niepowodzenia. Helikopterowi rodzice zaś to ci, którzy będąc w pobliżu życia szkolnego, są zawsze skłonni do interwencji. Swoją postawą w znacznym stopniu przejmują więc za swoje potomstwo całkowitą decyzyjność, a nawet odpowiedzialność. Dopełnieniem są media społecznościowe, które w przypadku wielu młodych osób stają się czynnikiem decydującym o tym, jak należy patrzeć na świat, co doceniać, a co odrzucić, jak się jest postrzeganym, w jakim stopniu docenianym i kiedy zostaje się pozbawionym przynależności do wybranej nieobliczalnej i na ogół bezwzględnej wirtualnej grupy.
Warto pamiętać, że poczucie wykluczenia jest podstawową kategorią widzenia siebie w swoich oczach. Myślimy: jestem, kiedy mnie dostrzegają i bezwarunkowo akceptują inni. Kiedyś źródłem wiedzy o fakcie bycia z innymi były konkretne relacje, wspólne rozmowy, imprezy, to jak wyglądaliśmy i w jaki sposób reagowaliśmy na to, co nas bezpośrednio dotykało ze strony innych. Dziś daleko ważniejsze są nasze wyobrażenia o sobie samych, o tym, jak postrzegają nas inni. Źródłem poczucia wykluczenia może więc być każdy oceniający komentarz, jakakolwiek, nawet sfabrykowana informacja na nasz temat, która powoduje poczucie wykluczenia z danej społeczności. Czasami wręcz jest to potrzeba autowykluczenia z własnego życia.
Przeczytaj również: Pokolenie płatków śniegu
W styczniu 2023 r. Komenda Główna Policji odnotowała 856 nieudanych, czyli niezakończonych zgonem prób samobójczych. W tej grupie najliczniej reprezentowana była młodzieży w wieku 13–18 lat. Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) szacuje, że za każdą zarejestrowaną próbą samobójczą jest ok. 100–200, które nie trafiają do oficjalnych statystyk. Wspomniane dane pokazują kontynuację porażającego trendu, który widać coraz wyraźniej od kilku lat.
Kryzysy psychiczne, w tym suicydalne, są powszechne i co szczególnie istotne, w sposób szczególny dotykają młodzież oraz dzieci. Dlaczego? Monika Kamińska z Fundacji Dajemy Dzieciom Siłę podkreśla, że wiele dzieci w Polsce mówi o strachu przed każdym kolejnym dniem. A tymczasem od dorosłych nierzadko słyszą: „Ja w twoim wieku miałem prawdziwe problemy”. Lucyna Kicińska, współautorka raportu „Zachowania samobójcze wśród dzieci i młodzieży” podkreśla potrzebę dofinansowania pomocy psychologiczno-pedagogicznej w szkołach przez Ministerstwo Edukacji i Nauki. MEN natomiast sugeruje głównie, aby finansować m.in. pomocy logopedycznej i grupowej pomocy psychologiczno-pedagogicznej. To jednak zdaniem cytowanej suicydolożki nie jest właściwa odpowiedź na kryzys emocjonalny dziecka. By bowiem realnie pomóc uczniom w kryzysie, szkolni specjaliści potrzebują po prostu zatrudnienia, umożliwiającego realizację odpowiedniej liczby konsultacji indywidualnych. To właśnie bezpośredni kontakt oraz rozmowa dziecka próbującego targnąć się na swoje życie podkreślane są nagminnie jako czynnik, który zdecydował o odstąpieniu od tego zamiaru.
System oświaty od lat próbuje zadbać o właściwe warunki rozwoju dla uczniów o szczególnych potrzebach edukacyjnych. Zróżnicowanie potrzeb może przejawiać się m.in. w: tempie pracy, zainteresowaniach, uzdolnieniach, cechach osobowości, kompetencjach poznawczych, sprawności fizycznej, doświadczeniach społecznych i kulturowych, światopoglądzie, wartościach. Edukacja włączająca to organizacja pracy szkoły, która zapewnia optymalne warunki samorozwoju i samorealizacji każdego ucznia. Dzięki temu naturalna różnorodność uczniów w klasie jest traktowana jako kapitał, a nie jako przeszkoda w drodze do osiągania wyznaczonych celów. By tak się działo, w szkole potrzebni są jednak specjaliści, miejsce i czas na bezpośredni kontakt z każdym uczniem wymagającym indywidualnej pomocy. Ani szumne zapowiedzi, ani puste hasła tego nie zastąpią. Człowiek jako istota społeczna ma trzy podstawowe potrzeby: przynależności, uznania i akceptacji. Jeśli dziecko znajdzie się poza obszarem ich zaspokojenia, traci chęć życia. Na ogół najpierw buntuje się przeciwko innym, ale to tylko czas decyduje, kiedy zwróci się przeciwko sobie!