Nauka
Ziemia straciła siostrę. Badanie Wenus dowodzi, że nie jest podobna
17 grudnia 2024
Adopcje niespokrewnionych dzieci z zagranicy do Polski formalnie są możliwe, jednak w praktyce się nie zdarzają. Natomiast surogacja, czyli „wynajęcie brzucha” obcej kobiety, by donosiła ciążę z in vitro – nielegalna w Polsce – jest zgodna z prawem i dostępna na sąsiedniej Ukrainie. Pary z naszego kraju decydują się na tę procedurę mimo trwającej wojny.
Być może Polacy nie adoptują dzieci z innych kontynentów przez formalne trudności. W naszym kraju z reguły zataja się też, że dziecko jest adoptowane, by oszczędzić mu potencjalnych przykrości. Ukrycie adopcji jest w oczywisty sposób trudniejsze, gdy maluch ma inny kolor skóry niż rodzice.
Raczej na pewno nie chodzi o koszty, bo surogacja czyli wynajęcie kobiety, by donosiła płód powstały z komórek rozrodczych jednego lub obojga rodziców, to koszt od 200 do 300 tys. zł. I tę opcję pary z Polski wybierają chętnie. Adopcja dziecka np. z Afryki wiąże się z kosztami ok. 150 tys. zł.
Polska jest stroną Konwencji Haskiej o ochronie dzieci i współpracy w dziedzinie przysposobienia międzynarodowego. Rodziny, które żyją w Polsce, a chcą adoptować dziecko z innego kraju będącego sygnatariuszem Konwencji Haskiej, muszą zwrócić się do ośrodka adopcyjnego w swoim województwie. Najpierw przejdą taką samą procedurę, jak w przypadku adopcji w Polsce. Jeśli efekt diagnozy, szkolenia i kwalifikacji będzie pozytywny, ośrodek skieruje rodzinę do kwalifikacji do przysposobienia międzynarodowego w Katolickim Ośrodku Adopcyjnym w Warszawie. Ta placówka jako jedyna jest upoważniona do pośredniczenia w adopcjach zagranicznych.
Jednak, jak mówi Małgorzata Mendez z Katolickiego Ośrodka Adopcyjnego, w praktyce do tej pory nie doszło jeszcze do ani jednej tego typu adopcji zagranicznej do Polski. Były oczywiście przypadki adopcji dzieci z zagranicy przez Polaków z nimi spokrewnionych. Są też pary niespokrewnione, które dotarły do etapu składania dokumentów, ale ich sprawy utknęły za granicą na kwestiach formalnych. Samo zainteresowanie adopcjami do Polski według specjalistki wyraża nie więcej niż trzydzieści par w ciągu roku. Część z nich ostatecznie adoptuje dziecko w naszym kraju.
W przypadku adopcji z kraju, który nie podpisał Konwencji Haskiej, kandydaci na rodziców muszą sami poznać i wypełnić wymogi adopcyjne kraju pochodzenia dziecka i znaleźć lokalny ośrodek adopcyjny, który poprowadzi ich sprawę. Należy mieć świadomość, że aby dziecko mogło funkcjonować w Polsce, np. otrzymać numer PESEL uprawniający do opieki zdrowotnej, edukacji i innych ważnych świadczeń, jego sytuacja prawna musi wypełniać polskie przepisy. Gdy jest inaczej dziecko może trafić do ośrodka wychowawczego i utknąć w nim na lata. Doświadczały tego dzieci rumuńskich Romów, które na początku lat 90. z przyczyn losowych zostawały bez opieki w Polsce. Mimo chętnych Polaków, którzy chcieli się nimi zająć, długo siedziały w „bidulu”, bo miały niejasną sytuację prawną.
Sąsiadująca z nami Ukraina nie podlega regulacjom Konwencji Haskiej, dlatego samodzielnie ustala wszelkie wymagania związane z adopcją. Umowa między Polską a Ukrainą z 1993 roku zakłada, że adoptowanie dziecka przez polską rodzinę jest możliwe tylko za zgodą strony ukraińskiej, a wobec kandydatów na rodziców określono wiele obostrzeń. Zgodnie z ukraińskimi przepisami, dziecko ukraińskie, adoptowane przez rodzinę z zagranicy pozostaje obywatelem Ukrainy do osiemnastego roku życia i figuruje w rejestrze prowadzonym przez ukraiński MSZ. Będzie też miało prawo do zachowania swojej tożsamości narodowej. O jego interesy aż do pełnoletności dba miejscowa placówka konsularna.
Trzeba też pamiętać, że z punktu widzenia polskiego systemu prawnego, nie jest możliwe przysposobienie dzieci z krajów, w których trwa wojna. A to dlatego, że w 1995 roku Wysoki Komisarz ds. Uchodźców przy ONZ zabronił adopcji dzieci z krajów objętych wojną. Polska podpisała też tzw. memorandum z Ukrainą, gdzie także zobowiązała się do powstrzymania wszelkich działań, które mogłyby znacjonalizować dzieci ukraińskie w Polsce, w tym poprzez adopcję.
Dlatego wszystkie dzieci ukraińskie, które od lutego 2022 roku czasowo przebywają w naszym kraju bez opieki rodziców lub krewnych, gdy będzie już możliwość bezpiecznego powrotu, wrócą do swoich rodzin lub placówek opiekuńczych, które się nimi zajmowały.
Polecamy: Genealogia – po co szukamy informacji o przodkach?
W przeciwieństwie do zagranicznych adopcji, surogacja staje się coraz bardziej popularna, choć… jest nielegalna nie tylko w Polsce, ale i w wielu krajach UE. Ta procedura zakłada, że kobieta zgadza się na wprowadzenie do swojej macicy metodą in vitro zarodka powstałego z komórki jajowej innej kobiety i plemnika mężczyzny. Po porodzie przekazuje dziecko osobom, od których pochodziły komórki użyte do zapłodnienia. Mówiąc kolokwialnie surogatka „wynajmuje swój brzuch”. Choć zdarza się też, że sprzedaje swoje komórki jajowe.
Surogacja jest legalna np. w Rosji, Gruzji, Grecji, Finlandii, USA, Indiach, Meksyku, Armenii, Czechach, Tajlandii. Z surogacji altruistycznej, czyli bez wynagrodzenia dla kobiety, która nosi ciążę, można skorzystać w Australii, Nowej Zelandii, Kanadzie, Belgii i Wielkiej Brytanii. Wynajmowanie surogatki na jakichkolwiek zasadach jest natomiast zabronione w Niemczech, Francji, Włoszech, na Islandii, na Węgrzech, w Japonii.
W Polsce po zmianach prawnych w 2015 roku, matki noworodków nie mogą już wskazać jako adopcyjnych opiekunów dziecka dowolnie wybranych osób – co było jedną z furtek wykorzystywanych w surogacji. Teraz dotyczy to tylko kręgu osób spokrewnionych z nimi lub z dzieckiem. Art. 211. Kodeksu Karnego stanowi dodatkowo, że kto, w celu osiągnięcia korzyści majątkowej, zajmuje się organizowaniem adopcji dzieci wbrew przepisom ustawy, podlega karze pozbawienia wolności od 3 miesięcy do lat 5. To znaczy, że skorzystanie z usług surogatki jest u nas zabronione.
Art. 61.9. Kodeksu Rodzinnego i Opiekuńczego mówi też, że „matką dziecka jest kobieta, która je urodziła”. Według prawa matką jest surogatka i kropka. Wiadomo, że i dziś są rodzice, którzy chwytają się metody obejścia prawa. Surogatka zrzeka się praw do dziecka z in vitro i wskazuje w sądzie biologicznego ojca. Przekonuje, że miała z nim romans i w obliczu braku możliwości zdrowotnych lub bytowych wychowania, chce potomka przekazać pod opiekę ojcu i jego żonie.
W takich sytuacjach niezbędne jest przeprowadzenie testów genetycznych na ojcostwo. Jeśli test potwierdzi biologicznego ojca, jego żona (czyli biologiczna matka dziecka) może skorzystać z formy adopcji ze wskazaniem.
Surogacja jest całkowicie legalna i popularna na Ukrainie. Działa tam dwadzieścia prywatnych kliniki dedykowanych wyłącznie surogacji. Rodzice, którzy w tym kraju wynajmą surogatkę, otrzymują akt urodzenia dziecka z wpisanymi własnymi danymi. Według wydanej przez Znak książki Jakuba Korusa o surogacji – nie tylko surogatki z Polski jeżdżą rodzić do prywatnych klinik na Ukrainie, ale i ukraińskie surogatki na rozwiązanie przyjeżdżają do prywatnych szpitali w Polsce.
Każdego roku na Ukrainie rodzi trzy tysiące surogatek, a drugie tyle ukraińskich mam do wynajęcia (tzw. surmam) jedzie rodzić za granicą. Natomiast trzydzieści tysięcy Ukrainek oddaje swoje komórki rozrodcze. Największa ukraińska agencja surogacyjna ma nawet polski oddział. Wojna nic tu nie zmieniła, jedynie w trakcie pandemii rodzice nie mogli dostać się na Ukrainę, by odebrać swoje biologiczne dzieci. Światowe media obiegły wówczas materiały z kijowskiego hotelu Venice, w którym na rodziców m.in. z Chin czekało osiemdziesiąt noworodków.
Trwająca w tej chwili wojna nie zniechęca zagranicznych par, w tym z Polski do korzystania z surogacji na Ukrainie. Ci, którzy jednak obawiają się np. nalotów, jeżdżą do Gruzji, gdzie ukraińskie agencje wysłały matki gotowe do odpłatnego wynajęcia brzucha. Polacy wracają do kraju z Ukrainy z dziećmi, choć szczerze przyznają, że ryzyko jest wielkie. Uczciwie stwierdziło to np. polsko-ukraińskie małżeństwo, które już po wybuchu wojny dzięki surogacji wróciło z Kijowa z bliźniakami.
Ci rodzice radzą innym, aby byli gotowi, że spędzą z noworodkiem na Ukrainie nawet kilka miesięcy, gdyby uzyskanie dodatkowych dokumentów w polskim konsulacie się przeciągało. Ponadto umowy z agencją są spisywane po ukraińsku, pieniądze przekazywane w kopercie. W razie kłopotów na te dokumenty trudno się powołać. Jednak z drugiej strony, rodzice mają kontakt z matką z Ukrainy przez całą ciążę, przyjeżdżają na poród i w szpitalu natychmiast dostają noworodka wraz z dokumentami, w których są wpisani jako rodzice.
Polecamy: Rodzina w kryzysie, czy pokoleniowa zmiana? Dlaczego coraz rzadziej zakładamy rodziny?
Można by się nawet cieszyć, że w obliczu dramatycznego kryzysu demograficznego w Polsce są pary gotowe przeżyć bombardowanie, by wychowywać dziecko. Jednak patrząc szerzej, trzeba przyznać, że często są to ludzie po 40., którzy w normalnej procedurze adopcyjnej nie mają szans przysposobić noworodka.
Surogatka rodzi biologiczne dziecko danej pary, co ma być „lepszą” gwarancją, że rodzice podołają trudom wychowania. Były już jednak przypadki, gdy rodzice nie odbierali z ukraińskiego szpitala urodzonego przez surogatkę dziecka z zespołem downa albo gdy okazywało się, że noworodek, którego otrzymali jest biologicznym dzieckiem surogatki i jej męża.
Decydując się na surogację w Ukrainie rodzice muszą wiedzieć, że jeśli z jakiejkolwiek przyczyny nie odbiorą swojego biologicznego dziecka od surogatki, najpewniej nie będzie ona wychowywać niemowlaka. Ich dziecko trafi do sierocińca. Zgodnie z prawem ukraińskim dziecko należy do rodziców biologicznych, surmama nie ma wobec niego żadnych prawnych obowiązków. Nie widzi dziecka po porodzie, przekazuje je agencji surogacyjnej i nie interesuje się jego losem.
Polecamy:
Polecamy: Pszczela monarchia. Jak owady nadają kształt wszystkiemu, co znamy