Nauka
Roboty sprzątające AI i ChatGPT. Sztuczna inteligencja na co dzień
20 listopada 2024
To jest biznes, który zmierza w kierunku propagowania seksualności oderwanej od obszaru etyki, refleksji, odpowiedzialności. W tej antyseksualnej edukacji chodzi wyłącznie o potęgowanie doznań i przyjemności: wytwarzanie potrzeb, na które odpowiedź sformułuje rynek – mówi dr Magdalena Archacka, dziekan Wydziału Pedagogiki Akademii Humanistyczno-Ekonomicznej w Łodzi, pedagożka specjalizująca się w filozofii edukacji, w rozmowie z Dominiką Tworek.
Dominika Tworek: Fundacje, jak SEXEDPL Anji Rubik, Stonewall czy Ponton, twierdzą jednoznacznie: brak odpowiedniej edukacji seksualnej zagraża naszym dzieciom.
Dr Magdalena Archacka*: Fundacje te grają na lęku i poczuciu zagrożenia. Według nich pierwszym powodem śmierci wśród polskich nastolatków są samobójstwa, a przeciwdziałanie dramatom młodych ludzi nieodzownie wiąże się z edukacją seksualną. Tymczasem główną przyczyną zgonów w tej grupie wiekowej są wypadki, urazy, zatrucia oraz nowotwory złośliwe. Chodzi więc o rozbudzenie pewnego przekonania, które jako społeczeństwo mamy podzielać, nawet jeśli nie ma ono żadnego uzasadnienia.
Implikuje się rodzicom, że skoro z nimi o seksualności nie mówiono, nie wiedzą, jak rozmawiać o seksie ze swoimi dziećmi?
Jesteśmy przedstawiani jako społeczeństwo tradycyjne, co w tym języku oznacza: zabobonne, bezmyślnie akceptujące wszystkie stereotypy, bezwarunkowo transmitujące przekazy kulturowe kolejnym pokoleniom. Seks jest okryty nimbem tajemnicy, a rozmowa na ten temat rodzi lęk i napięcie w rodzinie. Kształtowany przez fundacje dyskurs medialny z jednej strony przekonuje rodziców: „Jesteś wystarczająca”, „Nie musisz być perfekcyjny”. Z drugiej zaś, przekazuje dużo mocniejsze komunikaty: „Uważaj na wszystko, co robisz i o czym nie-mówisz”, „Krzywdzisz swoje dziecko”, „Nie ufaj sobie”. Rodzicom podaje się to zagubienie wręcz kroplówką.
Tymczasem wychowaniem i kształceniem dzieci w większej mierze zajmują się matki i nauczycielki. Odsetek wykształconych kobiet w Polsce jest wysoki, zatem nie ma powodu, by twierdzić, że nie mają one podstawowych kompetencji do rozmawiania z własnymi dziećmi i uczniami o seksualności.
Na platformie edukacyjnej SEXEDPL znajdziemy artykuły o wymownych tytułach: „Wibrator pociskowy. Wygląda jak szminka, ale gwarantuje lepsze orgazmy”. „Gadżety erotyczne do kinku dla początkujących” czy „Korekta płci nie jest fanaberią”.
Musimy mieć na uwadze, że działanie takich fundacji w różnym stopniu promuje biznes. Zwróćmy uwagę, że na liście „100 osób działających na rzecz edukacji seksualnej” magazynu „Forbes Women” znajdują się osoby powiązane z szeroko rozumianym seksbiznesem: prowadzące internetowe sklepy z gadżetami erotycznymi, butiki erotyczne, marki odzieżowe promujące pornografię dla kobiet czy gabinety ginekologii estetycznej. Oczywiście, że w tej narracji nie znajdziemy różnych stanowisk na temat transpłciowości, zaburzeń seksualnych czy perwersji, które mogłyby przerodzić się w dyskusje. Dostajemy jedyny słuszny punkt widzenia. Czy na takiej edukacji seksualnej zależy naszym szkołom, rodzinom, wychowawcom?
Z drugiej strony, z fundacjami związani są też różni naukowcy: psycholodzy, seksuolodzy.
To, że ktoś ma tytuły naukowe, wcale nie oznacza, iż nie może być członkiem pewnego lobby, a kwestie jego przekonań muszą być głęboko zakorzenione w zdobyczach nauki. Powtórzę jeszcze raz: to jest biznes, który zmierza w kierunku propagowania seksualności oderwanej od obszaru etyki, refleksji, odpowiedzialności. W tej antyseksualnej edukacji chodzi wyłącznie o potęgowanie doznań i przyjemności: wytwarzanie potrzeb, na które odpowiedź sformułuje rynek.
Niebezpiecznym wydaje się, iż projekt SEXEDPL może wejść do szkół. Barbara Nowacka, tuż po objęciu stanowiska ministry edukacji, nie spotkała się z nauczycielami biologii czy wychowania do życia w rodzinie, a właśnie z celebrytką Anją Rubik.
Anja Rubik w wywiadzie dla „Forbes Women” mówi, że dyskutowała z panią ministrą o programie nauczania oraz podręczniku do wychowania do życia w rodzinie, który pełen jest „absurdalnych i krzywdzących treści”. Podejrzewam, że chodzi o to, iż występują w nich słowa „rodzina” oraz „kobieta” i „mężczyzna”, które uważane są za dyskryminujące i krzywdzące.
Po drugie, osoby, które wchodzą do szkół, muszą posiadać przygotowanie pedagogiczne. Skandalem jest, że programy nauczania naszych dzieci mogą dziś układać ludzie, którzy nie mają nic wspólnego z edukacją. Jeśli do tego dodamy nieustępliwą i nasilającą się krytykę wszystkich instytucji zajmujących się wychowaniem i kształceniem, to rzeczywiście na polu chwały pozostają jedynie tchnące świeżością fundacje.
Polecamy:
Edukacja seksualna, jako oddzielny przedmiot w szkołach, jest dziś niezbędna?
W mojej ocenie mnożenie kolejnych przedmiotów, z których każdy pojawia się na zawołanie medialnej histerii, nie ma nic wspólnego z dobrą edukacją. W pedagogice, mniej więcej od 150 lat, mówimy o wychowaniu przez nauczanie. To znaczy, że kluczowe znaczenie ma tutaj autorytet nauczyciela – jego przykład, relacje, które potrafi nawiązać z uczniami, wzajemne zaufanie, umiejętność motywowania. Ucząc, przekazujemy młodym ludziom pewne idee – kompleksowe spojrzenie na świat i człowieka.
Francuski filozof Jacques Rancière pokazywał, w jaki sposób ciągłe podkreślanie konieczności walki o równość sprawia, że bardziej akcentujemy społeczne nierówności. Może zatem warto wziąć pod uwagę, aby wprowadzać dzieci w świat, w którym seksualność nie stanowi obszaru „specjalnej troski”, ale jest częścią całościowej edukacji o człowieku?
Polecamy: „Beneficjenci 800+”, „dziecioroby”, „patologia”. Rodzina wielodzietna w świecie stereotypów
Dotychczasowe nauczanie oceniasz więc jako wystarczające?
Dotychczas nasza edukacja wcale nie była ciemna, zamknięta, ograniczona – jak próbuje się nam wmówić. Polska szkoła zawsze uczyła dzieci elementarnej wiedzy na temat płciowości i dojrzewania. Mało tego, odbywały się też lekcje niekoedukacyjne. Po to, żeby uszanować poczucie wstydu i intymności, które towarzyszy młodym ludziom, wchodzącym w świat seksualności. Trudno wyobrazić sobie, żeby kompetentne nauczycielki, które zajmują się rozwojem człowieka (czyli biologią, przyrodą czy wychowaniem do życia w rodzinie) nagle nabrały wody w usta i podawały przykłady rodem z hagiografii, albo zapomniały o sferze seksualnej.
Wydaje się, że współcześnie obserwujemy zanik intymności jako cenionej społecznie wartości.
Cały problem polega na tym, że seksualność człowieka to wyjątkowa i wrażliwa sfera. Tymczasem dzisiejsza kultura przekazuje nam, iż nagle mamy się od intymności uwolnić i głośno mówić o seksie. Wstyd postrzegany jest wręcz jako coś złego, czego należy się całkowicie wyzbyć. Po drugie, seksualność zawsze wiązała się również z etyką. Obecnie posiadanie własnego systemu wartości uważane jest za średniowiecze. Coś, co nas zniewala i z czego koniecznie musimy się wyswobodzić.
To postmodernizm w pigułce.
Człowiek ponowoczesny nie poszukuje normatywnych odniesień do świata. Seks został ogołocony z etyki, bo w zasadzie nie ma czegoś takiego jak uniwersalne normy etyczne. Świat jest konstruowany kulturowo, a prawda i wartości są relatywizowane. Jednak wierzę, że rodzice i nauczyciele zachowają zdrowy rozsądek, w związku z czym jako społeczeństwo nie pójdziemy za przekazem, który forsują media i fundacje.
Polecamy: Stowarzyszenie Bez ostrzega: prostytucja to nie jest zwyczajna praca
*Magdalena Archacka – doktor nauk społecznych, dziekan kierunku pedagogika na Akademii Humanistyczno-Ekonomicznej w Łodzi, pedagożka specjalizująca się w filozofii edukacji, pedagogice rodzinnej i doradztwie psychologiczno-pedagogicznym. Studia pedagogiczne i doktoranckie ukończyła w Dolnośląskiej Szkole Wyższej we Wrocławiu, tam też obroniła pracę doktorską pod tytułem Praktyki władzy, wolności i oporu we współczesnej polskiej szkole. Doświadczenie zawodowe zdobywała w Akademii WSB w Dąbrowie Górniczej, na Uniwersytecie Śląskim i Uczelni Korczaka w Katowicach. Interesuje się filozofią, pedagogiką konserwatywną i krytyczną.
Polecamy: