Stowarzyszenie Bez ostrzega: prostytucja to nie jest zwyczajna praca

Prostytucja to najbardziej jaskrawa forma nierówności płci. To na kobiecym ciele, kobiecej seksualności można żerować, gdy kobieta jest w kryzysowej sytuacji. To najstarsza opresja świata, a nie najstarszy zawód – mówią przedstawicielki Stowarzyszenia Bez w rozmowie z Anną Golus.

Anna Golus: Mam prawie czterdzieści lat i ze zdumieniem i niepokojem obserwuję nasilający się ostatnio proces normalizowania prostytucji jako zwyczajnej pracy, w dodatku w imię feminizmu. Obecnie to dominująca feministyczna narracja, która może wpływać na decyzje dziewczyn i młodych kobiet. Wy macie po dwadzieścia kilka lat i zetknęłyście się z tą narracją jeszcze jako nastolatki.

Anna Obłękowska: Najpierw zetknęłyśmy się z narracją konserwatywną, na przykład w szkole, podczas omawiania lektur, w których pojawia się wątek prostytucji jako upadku moralnego kobiet. A potem, gdy zaczęłyśmy zapoznawać się z feminizmem, pierwsza narracja feministyczna o prostytucji, jaką poznałyśmy, była taka, że to „praca seksualna”. Praca jak każda inna, która może być wręcz seksualnym wyzwoleniem kobiety. Gdy dorastałyśmy, to był główny feministyczny przekaz, który docierał do młodych kobiet w mediach społecznościowych. Wiele dziewczyn w to uwierzyło. Zwłaszcza, że nie miały możliwości poznania innych punktów widzenia.

Gabe Wilczyńska: Jako nastolatka wychowywana w religijnym środowisku wierzyłam w ten przekaz. W myśl dychotomii: złe konserwatywne podejście do kobiet kontra dobre podejście feministyczne, lewicowe, postępowe. Uwierzyłam, że „praca seksualna” i to wszystko, co zawiera się w pojęciu hookup culture, jest dobre dla kobiet. Utowarowioną kobiecą cielesność przedstawiano mi i innym dziewczynom jako coś pozytywnego, a nie jako kolejny krok dystopijnego kapitalizmu i nierówności płci. Wszelkie głosy krytyczne traktowano natomiast jako zacofane i konserwatywne, a samo słowo „prostytucja” – jako stygmatyzujące i krzywdzące.

Czarno białe-zdjęcie Gabe WIlczyńskiej ze Stowarzyszenia Bez
Gabe Wilczyńska ze Stowarzyszenia Bez. Fot. materiały prywatne

Prostytucja i język

AO: Obecnie zarówno na lewicy, jak i w środowisku akademickim prawie w ogóle nie używa się słowa „prostytucja”, ludzie boją się go używać. Nawet o niewolnictwie seksualnym mówi się jako o „przymusowej pracy seksualnej”. W Polsce jeszcze się z tym nie spotkałam, ale w anglojęzycznych publikacjach używa się też takich określeń jak underage sexworker (niepełnoletni pracownik seksualny).

Osoby zajmujące się ochroną dzieci przed krzywdzeniem również postulują rezygnację z terminu „prostytucja dziecięca”, ale zastąpienie go sformułowaniem „komercyjne wykorzystywanie seksualne dzieci”, a nie – „dziecięcy sexworking”. Założone przez was Stowarzyszenie Bez (Mizoginii, Wyzysku, Przemocy) także postuluje pewne zmiany językowe.

AO: Przede wszystkim sprzeciwiamy się normalizowaniu prostytucji jako zwyczajnej pracy i pomagamy osobom uwikłanym w przemysł seksualny w wyjściu z niego. Wiemy, jak ważnym narzędziem jest język, ale nie koncentrujemy się na nim. Mamy słownictwo, którego używamy i które uważamy za najbardziej konkretne i nierozmywające, a zarazem niestygmatyzujące, ale nigdy nie poprawiamy osób, które się do nas zgłaszają. Jeśli taka osoba mówi o sobie „pracownica seksualna” czy „sexworkerka”, nigdy nie mówimy, że według nas lepszym określeniem jest „osoba z doświadczeniem prostytucji” czy „kobieta uwikłana w przemysł seksualny”, choć same tych określeń używamy. Unikamy natomiast określenia „praca seksualna”.

Polecamy: Prostytucja a feminizm(y). Między krytyką a normalizacją

Stowarzyszenie Bez a debata o prostytucji

GW: Wszystkie osoby zakładające parę lat temu stowarzyszenie były sfrustrowane tym, jak wygląda debata publiczna na temat przemysłu seksualnego. A właściwie jak nie wygląda, bo żadnej debaty nie było. W środowisku feministycznym i lewicowym obowiązywał wówczas jeden pogląd: „sex work is work”, a nieliczne osoby, które publicznie wyrażały odmienne zdanie, na przykład Kaja Szulczewska czy Urszula Kuczyńska, spotykały się z ostracyzmem. Wiedziałyśmy o tym i przed założeniem Stowarzyszenia Bez same obawiałyśmy się wykluczenia, więc wyrażałyśmy zaniepokojenie i wątpliwości wyłącznie prywatnie. Nie lajkowałyśmy żadnych „kontrowersyjnych” postów w mediach społecznościowych, bo nawet tego typu poparcie dla poglądów innych niż afirmujące prostytucję było ryzykowne.

AO: Zakładając Bez, liczyłyśmy się z negatywnymi reakcjami, spodziewałyśmy się pogardliwych etykietek „SWERF-ów” (Sex Worker-Exclusionary Radical Feminist, radykalna feministka wykluczająca pracowników seksualnych). Nie przewidziałyśmy jednak wszystkiego, co nas spotkało.

Persona non grata

Czego się nie spodziewałyście?

AO: Na przykład wycofania zaproszenia do udziału w Miasteczku Równości podczas zeszłorocznej Parady Równości. Gdy nas zaproszono, cieszyłyśmy się, że będziemy miały okazję porozmawiania z ludźmi, których przemysł seksualny krzywdzi w sposób szczególny (bo osoby ze społeczności LGBT są wyjątkowo fetyszyzowane) i których nie tylko wspieramy, ale też same reprezentujemy (w stowarzyszeniu mamy też osoby LGBT). Zaproszenie zostało jednak wycofane pod wpływem nacisków osób twierdzących, że prostytucja zawsze była częścią kultury społeczności queerowej, a my zajmujemy się „szczuciem na osoby pracujące seksualnie”. List otwarty do Parady Równości przeciwko naszej obecności w Miasteczku podpisała między innymi fundacja Fundusz Feministyczny, która przyznaje granty na różne działania feministyczne. Fundusz sfinansował na przykład publikację poradnika Doświadczalnik. Jak pracować seksualnie w sposób bezpieczny, świadomy i satysfakcjonujący i wspiera finansowo kolektyw Sex Work Polska. Nam natomiast nigdy nie przyznał grantu, ponieważ „stygmatyzujemy osoby pracujące seksualnie”.

Czarno-białe zdjęcie Anny Obłękowskiej ze Stowarzyszenia Bez
Anna Obłękowska ze Stowarzyszenia Bez. Fot. materiały prywatne

Najstarsza opresja świata

GW: Często spotykamy się z tym zarzutem – że stygmatyzujemy kobiety w przemyśle seksualnym, nie szanujemy ich decyzji, odbieramy podmiotowość, uważamy za gorsze – ale to nieprawda. Absolutnie nie uważamy, że kobiety w przemyśle robią coś złego. Jesteśmy za dekryminalizacją osób w prostytucji. W Polsce nie jest ona zabroniona, ale nadal jest wiele miejsc na świecie, gdzie samo prostytuowanie się jest karalne – nie tylko na globalnym Południu, ale też na przykład w Stanach Zjednoczonych. Państwo to kojarzy się z bardzo progresywną polityką, a dochodzi tam do takich absurdów, że ofiary handlu ludźmi są traktowane jako przestępczynie, bo się prostytuowały. Jak najbardziej dążymy też do destygmatyzacji, zmiany postrzegania osób w prostytucji. Przede wszystkim jednak chcemy, by osoby te nie musiały krzywdzić się w ten sposób i by mężczyźni – bo ogromna większość „klientów” to mężczyźni – nie traktowali kobiet przedmiotowo.

Prostytucja to najbardziej jaskrawa forma nierówności płci. W momencie kryzysów to głównie kobiety i dziewczęta idą w prostytucję. Chłopcy i mężczyźni – rzadziej. To na kobiecym ciele, kobiecej seksualności można żerować, gdy kobieta jest w kryzysowej sytuacji. To najstarsza opresja świata, a nie najstarszy zawód.

AO: Wiemy, że jest grupka osób, które wybrały przemysł seksualny i chcą w nim pozostać (przynajmniej na razie, bo mogą zmienić zdanie, tak jak Święta Ladacznica). Ale my nie adresujemy naszych działań do nich, tylko do znacznie szerszej grupy, która została do tego „wyboru” w taki czy inny sposób zmuszona i wcale nie chce w nim tkwić. A ponadto do osób, które rozważają zaangażowanie się w ten przemysł. Przede wszystkim do młodych dziewczyn, którym chcemy powiedzieć, że to nie jest dla nich dobra droga, że to nie jest zwyczajna praca, że bardzo trudno z niej wyjść, a jeśli się uda, to z reguły nie bez szwanku.

Zmiana perspektywy

Zgłaszają się do was młode osoby, które weszły w przemysł seksualny, myśląc, że to zwyczajna praca, i przekonały się, że wcale nie?

AO: Tak, to duża część zgłaszających się do nas. Zdarzają się również takie osoby, które wiedziały, jakie ryzyko temu towarzyszy, ale podjęły je, bo po prostu nie miały innego wyjścia, zostały do tego zmuszone. W obu przypadkach wychodzenie z przemysłu jest trudne i czasochłonne, pochłania dużo energii i środków finansowych, wymaga wsparcia i często terapii. My jesteśmy organizacją, która wspiera w wychodzeniu z przemysłu seksualnego. Nie możemy zapewnić wszystkim osobom, które do nas przychodzą, natychmiastowego wyjścia – nie jesteśmy w tej chwili w stanie utrzymać ich, zapewnić jedzenia, mieszkania, kursów zawodowych. Oferujemy im doraźne odciążenie finansowe w kryzysowych sytuacjach i wsparcie, by robiły sobie coraz większą przestrzeń do tego, żeby mogły tę swoją decyzję – którą podjęły, zgłaszając się do nas – wyegzekwować ostatecznie.

GW: Wiele kobiet nie weszłoby w prostytucję, gdyby miało większą wiedzę – i o realiach przemysłu seksualnego, i o myśli feministycznej. Takie osoby są zarówno wśród tych, które zgłaszają się do naszego stowarzyszenia, jak i wśród jego członkiń (bo wśród nas są również przetrwanki, czyli kobiety, które wyrwały się z przemysłu seksualnego). Doskonale wiemy, o czym mówimy, część z nas sama doświadczyła tego uprzedmiotowienia. Prostytucja jest kwintesencją utowarowienia kobiecej cielesności, ale kobiety są traktowane jak przedmioty seksualne nie tylko w tym przemyśle, ale też w reklamie, filmach, serialach, teledyskach. Wszędzie, gdziekolwiek spojrzysz. I taki przekaz – jeszcze bardziej nasilony niż wtedy, gdy ja byłam nastolatką – jest dziś kierowany do młodych dziewczyn.

Działania profilaktyczne

Dziś nawet na stronie znanej fundacji zajmującej się edukacją seksualną, sexed.pl, „pracownica seksualna” (striptizerka i domina, członkini kolektywu Sex Work Polska) wprowadza młodzież w świat BDSM.

GW: Przeraża mnie, jak to wszystko wpływa na nastolatki. Niektóre z nich piszą do nas, że dopóki nie trafiły na naszą stronę, myślały, że to z nimi jest coś nie tak – obserwowały normalizację przemysłu seksualnego i czuły, że jest w tym coś dziwnego, ale nie widziały głosów sprzeciwu, więc wydawało im się, że tylko one mają z tym jakiś problem. Dostajemy też wiadomości od młodych kobiet, które podzielały pogląd, że prostytucja to zwyczajna praca, ale zapoznały się z naszą stroną, przemyślały temat i zmieniły zdanie. To duży sukces.

AO: A największy sukces to skuteczność profilaktycznej funkcji naszego działania. Wiemy, że to się dzieje. Piszą też do nas dziewczyny, które rozważały wejście w przemysł seksualny, ale po przeczytaniu jakichś naszych artykułów albo świadectw przetrwanek zmieniły zdanie. W przestrzeni internetowej łatwo jest odnieść wrażenie, że jesteśmy w mniejszości, jednak na co dzień spotykamy się z solidnym wsparciem ze strony kobiet i dziewcząt.


Anna Obłękowska, Gabe Wilczyńska – członkinie feministycznego stowarzyszenia Bez (Mizoginii, Wyzysku, Przemocy), które wspiera osoby z doświadczeniem prostytucji w wychodzeniu z przemysłu seksualnego, promuje abolicjonistyczne podejście do świadczenia usług seksualnych (tak zwany model nordycki) i prowadzi działania edukacyjne skierowane do młodych kobiet. Stowarzyszenie zrzesza osoby w różnym wieku i z różnymi doświadczeniami.

Może Cię także zainteresować: Nowy grzech główny – żądza uwagi

Opublikowano przez

dr Anna Golus

Autorka


Doktorka nauk humanistycznych w dyscyplinie nauki o kulturze i religii (doktorat o udziale dzieci w programach reality show obroniony w 2020 roku na Uniwersytecie Gdańskim). Autorka książek „Superniania kontra trzyletni Antoś. Jak telewizja uczy wychowywać dzieci” (wyd. Krytyka Polityczna, 2022) i „Dzieciństwo w cieniu rózgi. Historia i oblicza przemocy wobec dzieci” (wyd. Helion, 2019), stała współpracowniczka „Tygodnika Powszechnego”, inicjatorka kampanii „Kocham. Nie daję klapsów” i akcji „Książki nie do bicia”.

Chcesz być na bieżąco?

Zapisz się na naszą listę mailingową. Będziemy wysyłać Ci powiadomienia o nowych treściach w naszym serwisie i podcastach.
W każdej chwili możesz zrezygnować!

Nie udało się zapisać Twojej subskrypcji. Proszę spróbuj ponownie.
Twoja subskrypcja powiodła się.