Nauka
Obserwacja galaktyk zmienia naukę. Webb bada początki kosmosu
05 grudnia 2024
W Polsce, jeszcze parę lat temu, mogliśmy zaobserwować nieskazitelne, nocne niebo w Bieszczadach. Dziś jest to właściwie niemożliwe
Zanieczyszczenie nieba światłem staje się problemem globalnym, który wpływa nie tylko na możliwość obserwacji gwiazd, ale zaburza także funkcjonowanie ludzi, zwierząt i roślin. Z analizy danych zebranych przez satelity NASA wynika, że skala sztucznego oświetlenia Ziemi nocą wzrasta każdego roku o 2 proc. Szacuje się, że ponad dwie trzecie ludności żyje na obszarach zanieczyszczonych przez światło. W samej Europie i Stanach Zjednoczonych problem dotyka prawie 96 proc. społeczeństwa. Brak odpowiednich norm prawnych regulujących politykę oświetleniową powoduje, że niebo, które dziś widzimy, znacząco różni się od swojej naturalnej postaci.
DOROTA LASKOWSKA: Czym właściwie jest zanieczyszczanie nieba światłem?
PIOTR NAWALKOWSKI*: Wiele osób nie wie nawet, że takie zjawisko występuje. Zanieczyszczenie oznacza występowanie jakiegoś czynnika w środowisku naturalnym, które zasadniczo nie powinno mieć tam miejsca. Do takich kategorii kwalifikuje się ucieczka światła do górnej atmosfery, ale także ingerencja światła w otoczenie ludzi, zwierząt i roślin.
Ważny przykład stanowią parki krajobrazowe, które są zazwyczaj piękne tylko za dnia. Kiedy robi się ciemno, okazuje się, że pejzaż nocny absolutnie nie przypomina takiego, jakim powinien być naturalnie. Jest on zalany światłem, czy to w postaci pomarańczowej łuny, którą tworzą wysokoprężne lampy sodowe, czy też innym blaskiem, pochodzącym z bardziej nowoczesnych i popularnych naświetlaczy typu LED, które potrafią białym światłem penetrować całą okolicę.
Tylko dlaczego mówimy o zanieczyszczeniu? Przecież lampy można zawsze wyłączyć.
Problem polega na tym, że tego światła nikt nie gasi. Lampy uliczne świecą się przecież całymi nocami.
Ciemne niebo, nienaruszone światłem, jest dziś rzadkością?
Tak, jak najbardziej. Można mówić o różnym poziomie ciemnego nieba. Ale takiego, które jest niezaburzone sztucznym światłem, w Polsce już właściwie nie mamy. Nawet w Bieszczadach, uznawanych swego czasu za mekkę ciemnego nieba, dostrzegamy znaczący problem. W przeszłości wiele okolicznych miejscowości, zazwyczaj z przyczyn finansowych, nie oświetlało dróg nocą. Dziś otrzymują dofinansowania na różnego rodzaju modernizacje, co powoduje, że tego nieba naprawdę trudno doświadczyć. Nawet gdy wejdziemy głęboko w las, łuny światła są dostrzegalne już na horyzoncie.
To oznacza, że w Polsce nie ma już nigdzie obszarów ciemnego nieba?
Myślę, że nie. Z pewnością nie jest to to samo niebo, które obserwował kiedyś Mikołaj Kopernik. Każdy zakątek Polski jest gdzieś zanieczyszczony światłem. Jeszcze parę lat temu była mapa, która pokazywała, że są takie typowo czarne punkty na naszym niebie. Znajdowały się one przeważnie w Bieszczadach, ale także na Mazurach czy nawet w Puszczy Noteckiej. Niestety, nowe badania pokazują, że tej czarnej enklawy nieba właściwie już nie mamy, a zanieczyszczenie światłem stanowi coraz powszechniejszy problem. Nawet jeśli w danym miejscu nie ma otwartego źródła światła, to jednak w promieniu kilkunastu kilometrów będzie jakaś miejscowość, której oświetlenie zdeterminuje otoczenie.
A jak to wygląda na świecie?
W skali globalnej nie jest aż tak źle. Chociażby w samych Stanach Zjednoczonych wciąż mamy do czynienia z takimi miejscami, gdzie rzeczywiście w promieniu kilkudziesięciu mil nie ma nic. I tam to czarne niebo jest naprawdę imponujące. To samo dzieje się w wielu miejscach w Afryce czy nad oceanami.
Dlaczego ciemne niebo jest tak ważne?
Ciemne niebo ma tak naprawdę aspekt wielowymiarowy. Nie chodzi tu nawet o obserwacje astronomiczne, gdyż te można wykonywać spoza Ziemi. Wiele obserwatoriów buduje się na terenach dzikich i odludnych, z dala od miast. Ale badania to nie wszystko.
Mówimy przede wszystkim o dziedzictwie kulturowym, jakim jest nasze niebo. Warto przytoczyć przykład XIX-wiecznego obrazu Vincenta van Gogha „Gwiaździsta noc nad Rodanem”. Obraz ten pokazuje, że w tamtych czasach gwiazdy mogły konkurować z otoczeniem światła miejskiego. Było to niesamowite wrażenie. Obydwa źródła były podobnej jakości, świeciły z podobną intensywnością. Dziś ten efekt jest nie do odzyskania.
Tracimy ten prawdziwy widok nieba?
Obawiam się, że tak. Te wieczorne obrazy nocnego pejzażu były rzeczą naturalną. Dzisiaj to jest niestety w większości przypadków tylko wspomnienie. Tracimy to także w wymiarze osobistym, co zauważamy nawet na przykładzie naszego obserwatorium w Sopotni Wielkiej, gdzie młodzi ludzie przyjeżdżają i mówią nam, że nigdy nie widzieli Drogi Mlecznej. Ona dla osób, które wychowywały się na wsi czy dla starszego pokolenia, jest sprawą oczywistą, każdy ją pamięta. Młodzi widzą ją u nas po raz pierwszy w życiu.
Oczywiście w aspekcie polskiej historii i dziedzictwa kulturowego należy pamiętać, że gdyby nie ciemne niebo, to prawdopodobnie nie byłoby efektów pracy Mikołaja Kopernika czy Jana Heweliusza. Uważam, że chociażby z tego względu to dziedzictwo powinno być w naszym kraju szczególnie chronione. Dlatego też odpowiadamy na ten problem chociażby poprzez tegoroczną realizację projektu Dark Sky Poland, w którym każdy może zwrócić się do nas o pomoc w zmianie uciążliwej lampy ulicznej, napisaniu pisma do władz miasta czy poradzie, jakie wybrać oświetlenie, aby było ono zgodne z tzw. ekologią nocy.
Czy zanieczyszczenie nieba światłem ma jakiś wpływ na to, jak żyjemy, jak kształtuje się środowisko?
Znaczący. Badania pokazują, że światło obecne w naszych mieszkaniach, sypialniach nie pozwala nam odpowiednio się wyspać i może powodować różnego rodzaju zaburzenia, przede wszystkim wydzielania melatoniny, której brak prowadzi do rozwoju chorób nowotworowych.
Z drugiej strony brak ciemnego nieba ma silny wpływ na funkcjonowanie i zachowywanie się wielu zwierząt. Takich badań jest mnóstwo. Problem polega na tym, że na dzień dzisiejszy znamy tylko ich aspekty krótkofalowe. Jest to wciąż stosunkowo młody temat. Ale to, co na pewno dziś wiemy, to to, że sztuczne światło wpływa chociażby na zaburzenia orientacji ptaków podczas lotu.
W jaki sposób?
Migrujące ptaki posługują się widokiem nocnego nieba. Teraz zamiast gwiazd widzą łuny świetlne, oświetlone wieże, słupy i nie wiedzą, gdzie mają lecieć. Statystyki pokazują również, że wiele ptaków rozbija się o takie wysokie, oświetlone wieżowce. Stany Zjednoczone przez jeden rok doliczyły się setek tysięcy ptaków, które umierały poprzez zderzenia z takimi budynkami.
Innym przykładem są żółwie morskie, które po wykluciu zamiast kierować się w stronę oceanu, idą w stronę lądu, myląc światła miasta z blaskiem gwiazd czy Księżyca, który odbija się w wodzie. Problem dotyczy również planktonu, bezkręgowców czy nawet nietoperzy. W przypadku tych ostatnich naukowcy wskazują, że światło, które jest instalowane do iluminacji takich obiektów, jak wieże dzwonnic czy fasady kościołów, powoduje, że wiele z tych zwierząt umiera. Nietoperze anektują takie miejsca jako swoje kryjówki, a sztuczne światło powoduje, że nie potrafią rozróżnić dnia od nocy, przez co umierają z głodu.
Jak możemy rozwiązać ten problem? Jednak oświetlenie w nocy sprawia, że lepiej nam się przemieszczać i czujemy się bezpieczniej.
Z tym bezpieczeństwem w pełnym świetle też nie jest do końca tak, jak myślimy. W Stanach Zjednoczonych wiele miast zdecydowało się na ograniczenie oświetlenia ulic nocą. Nie wpłynęło to w żaden sposób na podwyższenie poziomu wandalizmu. Wręcz przeciwnie, wskaźnik ten w wielu miejscach się obniżył. Ale nie musimy wcale patrzeć na statystyki innych krajów.
Dane udostępnione przez Komendę Stołeczną Policji pokazują, że w Polsce najwięcej kradzieży, włamań czy rozbojów dzieje się w oświetlonych częściach miasta. Te osoby też muszą coś widzieć, więc zazwyczaj wybierają takie pory, w których mają zapewniony dostęp do światła – czy to naturalnego, wczesnym wieczorem bądź kiedy zaczyna świtać, czy sztucznego, czyli latarni.
Czyli rozwiązaniem jest jednak wyłączenie lamp?
Nie, ale musimy umieć znaleźć kompromis i zauważyć, że problem zanieczyszczenia światłem istnieje i nie powinniśmy go ignorować. Rozwiązaniem będzie odpowiednia infrastruktura, w której natężenie światła będzie odpowiednio regulowane, a co ważniejsze – kierowane w dół.
Wciąż dostępne są lampy, które świecą na wszystkie strony czy, jak to się dzieje w przypadku wielu parków i deptaków – świecą do góry. Lampa powinna być skierowana w dół, jej klosz lub listwa LED powinna być płaska, a światło powinno być jak najbardziej zbliżone do naturalnego (barwa ciepła).
To białe, mocne światło jest bardzo szkodliwe, zarówno dla ludzi, jak i dla środowiska naturalnego. Przeprowadzono zresztą takie badania w pensjonatach i hotelach w USA, gdzie światło było bardzo ostre i intensywnie świeciło we wszystkie strony. Okazywało się, że te miejsca przegrywały z miejscami oświetlonymi delikatnie, stonowanym światłem padającym w dół.
W jaki sposób możemy oszczędzać światło?
Ważne jest, by światło było używane tylko wtedy, kiedy jest potrzebne. Coraz częściej mówi się o takim inteligentnym systemie ulic, opartym na technologii tzw. ciepłych LED-ów. Po pierwsze, jest ono bardziej zbliżone do naturalnego, a po drugie, pozwala na regulowanie natężenia emisji światła, czyli możemy je przyciemnić na czas nieużytkowania. Instalując czujniki ruchu, lampy mogą się samoczynnie rozświetlać, przygasać itd. Trzeba jedynie chcieć, a niestety, często włodarze miast i gmin nie mają nawet świadomości problemu, jakim jest zanieczyszczenie nieba światłem.
A może nie mają pieniędzy, bo zakładam, że każda taka technologia jest kosztowna?
Zdziwi się pani, bo wcale nie aż tak. Jest droższa, ale z drugiej strony przynosi ogromne oszczędności przy poziomie zużycia prądu. Wiele miast, takich jak Paryż czy Oslo postawiło na oświetlenie, które zmienia natężenie w zależności od ruchu na drogach, udowadniając, że oszczędzają dzięki temu miliony euro rocznie.
Nawet w Polsce znajdziemy takie miasta, które dostrzegają płynące z tego korzyści. Przykładem jest Olsztyn, który już kilka lat temu zainstalował w niektórych miejscach oświetlenie, które podąża za rowerzystą czy pieszym. Takie lampy rozjaśniają i zaciemniają się właśnie dzięki zainstalowanym czujnikom ruchu. Gdyby zainstalować je w całym mieście, takie działanie mogłoby generować oszczędności w wysokości od kilkudziesięciu do kilkuset tysięcy złotych rocznie. W przypadku większych miast pewnie i znacznie więcej.
W Sopotni Wielkiej wyłączano jakiś czemu światła na noc, prawda?
Tak. W latach 2005–2011 gmina wygaszała lampy, głównie z naszego powodu, ponieważ nie mogliśmy prowadzić nocnych obserwacji. Właściwie okazało się, że gminie to było bardzo na rękę. Przy 170 latarniach ulicznych, będących wtedy na terenie Sopotni, generowaliśmy oszczędności w wysokości 50 tys. zł rocznie. Dla tak małej miejscowości to były ogromne pieniądze.
Jak zareagowali mieszkańcy?
Podzielili się na dwa obozy. Jednym to nie przeszkadzało, innym przeszkadzało bardzo. Co ciekawe, w tym czasie, kiedy gmina wyłączała na noc latarnie, przyjechali do nas socjologowie z Uniwersytetu Śląskiego. Przez kilka lat prowadzili badania pod kątem zachowania ludzi i przygaszania lamp na noc. Okazało się, że zanim lampy były wyłączane, czyli w okolicach północy, młodzież rozchodziła się do domów. Było ciemno, więc nie było sensu siedzieć, imprezować, a potem po ciemku wracać do domów.
Pojawiły się jakieś akty wandalizmu lub wypadki spowodowane brakiem oświetlenia w nocy?
Praktycznie żadne. W tym czasie nie doszło do żadnego wypadku drogowego spowodowanego ciemnością, nie odnotowano żadnych nocnych kradzieży i aktów wandalizmów. Takie sytuacje miały natomiast miejsce, kiedy latarnie były zapalone. Co pokazuje, że naprawdę temu złodziejowi łatwiej jest coś zrobić, kiedy po prostu widzi. Wiadomo, że nawet gdy włamie się do jakiegoś domu, kiedy jest ciemno, użyje latarki, a wtedy z zewnątrz łatwiej będzie któremuś z sąsiadów zauważyć, że dzieje się coś niepokojącego.
Mimo wszystko wielu mieszkańców było przeciwnych wyłączaniu oświetlenia, więc musieliśmy je przywrócić. I nawet wtedy, jeszcze kilka miesięcy po tym fakcie, spływały skargi na wyłączone latarnie. Ci mieszkańcy nawet nie zauważyli, że już od jakiegoś czasu lampy świecą się całymi nocami.
Może w jakiś sposób jest to powiązane z naszym stereotypowym myśleniem, że ciemność jest niebezpieczna, że należy się jej obawiać?
Oczywiście, dlatego zwracamy uwagę na jedną rzecz. Absolutnie nie chcemy przejść ze skrajności w skrajność. Wychodzimy naprzeciw inicjatywie, aby zmodernizować nasze oświetlenie w zgodzie z ochroną ciemnego nieba. Wymiana lamp na płaskie szyby, skierowane do dołu, czujniki ruchu. Takie zastosowanie przyniesie pożytek dla mieszkańców, a nad naszymi głowami będzie można obserwować piękne niebo.
*PIOTR NAWALKOWSKI – prezes zarządu Stowarzyszenia POLARIS-OPP, program Ciemne Niebo – Polska. Koordynator główny projektu Dark Sky Poland dofinansowanego ze środków Funduszu Inicjatyw Obywatelskich na lata 2014–2020 przez NIW-CRSO. Współautor serwisu o redukcji zanieczyszczenia sztucznym światłem www.ciemneniebo.pl. Wieloletni propagator idei ochrony ciemnego nieba jako dziedzictwa kulturowego w Polsce, prelegent ogólnopolskich konferencji nt. zanieczyszczenia światłem, twórca kilkudziesięciu projektów dotacyjnych dotyczących inicjatyw oddolnych, w tym także na rzecz ochrony ciemnego nieba.