Nauka
Serce ma swój „mózg”. Naukowcy badają jego rolę i funkcje
20 grudnia 2024
Berlińskie „muzeum możliwych przyszłości”, awans społeczny, sztuczna inteligencja i człowiek 2.0.
Moja matka to jednoosobowe przedsiębiorstwo dokształcające. Tam, gdzie kończy się polska szkoła, wkracza ona – oferuje wycieczki krajoznawcze, wizyty w muzeach, refleksje nad lekturami i filmami, dyskusje światopoglądowe. Sponsoruje lekcje językowe, korepetycje z matematyki, kolonie i obozy tematyczne. Zachęca do samodzielnego myślenia, zaciekawia światem, zadaje krytyczne pytania. Gości w domu zaprzyjaźnionych naukowców z Japonii, Szkocji, Kuby i Meksyku. Z takiego wsparcia rozwojowego korzystałyśmy kiedyś we dwie z siostrą. Teraz korzystają z niego moi siostrzeńcy i siostrzenica.
Myślę, że w tych działaniach edukacyjnych, oprócz oczywistych korzyści dla młodszych pokoleń, jest też element nadrabiania historycznych deficytów. Moja babcia, dziewczyna z maleńkiej wsi na wschodzie Polski, była pierwszą w rodzinie absolwentką uniwersytetu. Jej córka, w ramach równie dramatycznego awansu społecznego, ukończyła prestiżowe studia w Warszawie. Ja, wnuczka, studiując za granicą doświadczyłam amerykańskiego, brytyjskiego i belgijskiego systemu nauczania. Edukacja była w naszej rodzinie świętością, miała moc wyrywania z trudu i biedy, uszlachetniała. Na naszych oczach zmieniały się metody nauczania, rewolucjonizowała wiedza o tym, co motywuje i rozwija ludzi, co pozwala mózgowi przyswajać i zapamiętywać informacje. Internet i sztuczna inteligencja wywróciły do góry nogami paradygmat dotyczący konieczności noszenia wiedzy we własnej głowie, przekonanie, że inteligencja i uczenie się to cechy wyłącznie ludzkie.
Pochodzę z rodziny, w której karierę i sens życia budowało się wokół edukacji, rozwoju i rynku pracy. Moja babcia była nauczycielką, ojciec pracował jako wykładowca, matka i siostra szefowały działom HR, a ja dołączyłam do tej „HR-owej mafii” jako konsultantka kariery wspierając ludzi – od licealistów po doświadczonych szefów zarządów – w decydowaniu o dalszym kierunku zawodowego rozwoju. Dlatego pytanie o wiedzę i umiejętności, jakich powinna uczyć szkoła żeby wyposażyć kolejne pokolenia na przyszłość jest dla mnie na wiele sposobów istotne. Pytają mnie przecież o to moi klienci. Zobowiązuje mnie do odpowiedzi rodzinna historia.
Na początku maja tego roku matka zabrała moich siostrzeńców, świeżo upieczonych licealistów, na wycieczkę do Berlina. Najbardziej ekscytowała się wizytą w berlińskim Futurium, chociaż trudno jej było nam wytłumaczyć, co to właściwie za miejsce. Wiedzieliśmy tylko, że chodzi o „muzeum możliwych przyszłości”.
Futurium to szklany sześcian oparty ukośnie o ziemię, zbudowany między dzielnicą rządową a szpitalem Charité. Budynek wykorzystuje energię słoneczną do generowania elektryczności i zbiera deszczówkę do chłodzenia i irygacji. W środku znajdziemy trzy przestrzenie. W galerii można obejrzeć wystawy prezentujące rozmaite scenariusze rozwoju technologii, człowieka i natury. W ramach obywatelskiego forum można wziąć udział w dyskusjach, hackathonach, konkursach konstruktorskich i performansach, angażujących zarówno laików jak ekspertów – badaczy, wynalazców, polityków, artystów, biznesowych wizjonerów. I wreszcie w laboratorium zwiedzający mogą się bawić drukarkami 3D, testować robotyczne ramiona i wspólnie ze sztuczną inteligencją generować muzykę albo obrazy.
Jak mówi Anja Karliczek z niemieckiego Ministerstwa Edukacji i Badań: „Futurium zaprasza wszystkich do wejścia w relację z przyszłością – ich własną przyszłością, przyszłością naszego społeczeństwa, przyszłością Europy i przyszłością naszej planety. Futurium oferuje wgląd w świat jutra; chce budzić zaciekawienie i edukować. Chce pokazać w szczególności młodym ludziom jak ekscytująca może być praca nad kształtowaniem przyszłości (…) Razem, w tej wymianie pomysłów między zwykłymi obywatelami a przedstawicielami nauki, biznesu i polityki, chcemy wypracować realistyczne sposoby myślenia o przyszłości i trwałe rozwiązania życiowych problemów.”
Futurium nie jest więc tylko muzeum czy instytucją szkoleniową. Tu przychodzi się marzyć, eksperymentować, rozwiązywać wspólne codzienne wyzwania, ścierać wizje przyszłości, współtworzyć tę przyszłość. I tak powinna wyglądać dziś edukacja.
Futurium pozwala oswajać się z nowymi technologiami, krytycznie myśleć o granicach ich użyteczności, dyskutować o ich relacji z człowiekiem i wpływie na codzienne życie, szacować ryzyko, jakie może się wiązać z ich wykorzystaniem. To pierwszy i najważniejszy zestaw umiejętności pomagający wyposażyć młodych ludzi na taką przyszłość, jaka im prawdopodobnie przypadnie w udziale. Obycie z technologią. Krytyczne myślenie. Umiejętność konstruktywnej interdyscyplinarnej współpracy. Ciekawość, otwartość, chęć uczenia się od ludzi z różnych środowisk, z odmiennym światopoglądem.
Wydany w 2023 r. raport World Economic Forum przewiduje trendy na rynku pracy, w tym dziesięć kluczowych kompetencji, które według badaczy mają pomóc nam wszystkim w tym pędzącym na łeb na szyję, złożonym i nieprzewidywalnym świecie:
Gdyby coś na kształt Futurium uzupełniało ofertę polskiej szkoły, pomogłoby młodym ludziom kształtować przynajmniej siedem z tych dziesięciu kluczowych kompetencji. Praktycznie żadna z wymienionych na liście umiejętności nie pokrywa się ze współcześnie oferowanymi w szkołach publicznych przedmiotami, być może z wyjątkiem informatyki. Coraz popularniejsza Szkoła w Chmurze również opiera się na tradycyjnej podstawie programowej, ale dając uczniom możliwość dostosowania sposobu, harmonogramu i tempa nauki do własnych uwarunkowań, a dodatkowo oferując warsztaty z rozmaitych „miękkich” kompetencji, pozwala wykształcić większą elastyczność, zaufanie do siebie, automotywację i autentyczną ciekawość. Pod wieloma względami jest krokiem w dobrym kierunku.
Moi piętnastoletni siostrzeńcy już żyją na pograniczu realu i wirtualu, w hybrydowym świecie, gdzie na rzeczywistość analogową nakłada się ta cyfrowa. Oba światy uzupełniają się, wspomagają. Chłopcy używają Google’a do zbierania informacji, TikToka do kontaktów z rówieśnikami, wspierają się Chatem GPT przy tworzeniu szkolnych wypracowań. E-zakupy to dla nich oczywistość, a wideokonferencje na FaceTime to sposób na włączenie przyjaciół i rodziny w swoje przygody, pokazywanie bliskim, gdzie akurat są i co ciekawego robią. Nie nauczyli się tego w szkole.
Czy szkoła nie powinna ich jednak uczyć jak odróżniać fake newsy od rzetelnych informacji, sprawdzać wiarygodność wygenerowanych przez ChatGPT tekstów, bronić się przed hejtem i nieuczciwym marketingiem w sieci? Czy nie powinna edukować w kwestii wpływu mediów społecznościowych na zdrowie psychiczne i pomagać w wypracowaniu dobrych nawyków higieny cyfrowej? Wskazać jak dbać o swoje cyberbezpieczeństwo? Wspierać w decydowaniu, gdzie chcą postawić granice technologii, a gdzie ją zapraszają do wzbogacenia, urozmaicenia i ułatwienia swojego życia?
Technologia staje się dziś ważnym graczem społecznym. W kwietniu, podczas konferencji dotyczącej rynku pracy, organizowanej przez MIT, dużo mówiło się o „ekosystemach pracowniczych” na które oprócz etatowców składają się także zewnętrzni dostawcy usług, osoby na umowach B2B i… sztuczna inteligencja oraz maszyny. Cytując jednego z moich klientów, menedżera z dużej międzynarodowej firmy IT: „Nie wiemy, jak technologia wpłynie na naszą pracę. Na pewno zniknie część stanowisk, ale pewnie pojawi się w ich miejsce tyle samo nowych, o których jeszcze nie mamy pojęcia. Kiedy wynaleziono samochody, wybuchła panika, że umrą z głodu woźnice dorożek, ale woźnice po prostu się przekwalifikowali.” Kilka miesięcy temu przytrafił mi się inny klient, również pracownik branży technologicznej, który uczył sztuczną inteligencję jak wykonywać swoją pracę. Kiedy ją skutecznie wdrożył, przejęła jego obowiązki, stanowisko formalnie zlikwidowano i zaproponowano mu całkiem nowe, w tej samej firmie. Kompetencje, których będą potrzebować w takim świecie młodzi ludzie, to zdolność oduczania się i uczenia na nowo, elastyczność i odporność na gwałtowne zwroty akcji.
Gdy myślimy o nowych technologiach bardziej optymistycznie, widzimy je jako asystentów, wyręczających współczesnego pracownika w jego zadaniach, szczególnie tych powtarzalnych, żmudnych, nadmiernie czasochłonnych. Lekarzom technologia pomaga precyzyjniej diagnozować i operować, prawnikom szybciej tworzyć szablony umów. W moim przypadku redaguje CV i pisze listy motywacyjne. Młodych ludzi warto uczyć, jak precyzyjnie, twórczo i świadomie wydawać polecenia botom. Dzięki temu staną się mądrymi, wrażliwymi operatorami technologii.
W najbardziej optymistycznym scenariuszu komputer czy robot jest pełnoprawnym partnerem w pracy, przejmując część zadania, której nie jesteśmy w stanie lub nie umiemy wykonać sami. Pomaga pracować zwinniej, sprytniej, sprawniej. W przypadku znajomej trenerki biznesu – tworzy scenariusze gier szkoleniowych. W moim przypadku – rekomenduje opcje stanowisk dla danego profilu kandydata. Parametry jej pracy, dokładny cel, zakres i sposób wykorzystania tego, co wytworzy, określam ja. Dokonuję krytycznej korekty i ewentualnych modyfikacji, po czym w przemyślany sposób wdrażam wyniki naszej współpracy. Kompetencje, które wiążą się z takim partnerstwem człowiek-maszyna to wyobraźnia, empatia, analityczne myślenie, twórcze rozwiązywanie problemów.
Dodałabym też coś, co już dziś potrafią moi siostrzeńcy – zdolność do funkcjonowania w hybrydowym świecie, nie tylko jako „operator” technologii, ale jako ktoś z dodatkowym zewnętrznym napędem, wspomagany wiedzą i umiejętnościami płynącymi z wirtualnego świata. Człowiek 2.0.
Powyższy esej zdobył I miejsce w konkursie Holistic News w kategorii Edukacja.
Tekst publikujemy w wersji oryginalnej, bez redakcyjnych ingerencji.
Wszystkie eseje konkursowe znajdziesz TUTAJ.
Polecamy: Maszyny społeczne. Jak działają zespoły ludzi wspierane technologią?