Nauka
Pierwsze światło po Wielkim Wybuchu. Naukowcy wiedzą jak powstało
25 listopada 2024
Zasnął, odszedł, utracił funkcje życiowe, a może po prostu umarł? Mówienie o śmierci nigdy nie było łatwe. Tak jak i samo towarzyszenie w procesie umierania bliskiej osoby. Słowa mają znaczenie. Także te, których używamy do myślenia i opisywania kondycji fizycznej. Dziś szczególne miejsce w doświadczaniu naszych ciał oraz spraw ostatecznych zajął dyskurs medyczny. Dzięki niemu możemy dostać precyzyjne odpowiedzi na temat zdrowia. Jednak czy w morzu naukowych terminów i piętrzącej się diagnostyki nie znika z oczu podmiotowość pacjenta? Czy w toku medykalizacji życia nie staliśmy się jedynie zestawem przypadłości?
Zacznijmy od pewnej oczywistości. Każdy, kto doświadczył śmierci, już nie żyje. Jak więc o niej opowiadać? Vivian Bearning, protagonistka filmu Dowcip (2001) w reżyserii Mike’a Nicholsa, pracuje na uniwersytecie jako historyczka literatury. Vivian specjalizuje się w motywach tanatycznych w siedemnastowiecznej poezji angielskiej. Za sprawą wykrycia u kobiety zaawansowanej i złośliwej postaci raka nieoczekiwanie sama staje się główną bohaterką historii o umieraniu. Vivian, która spędziła życie zawodowe na badaniu literackich form opowiadania o śmierci, szybko orientuje się, że nic o niej nie wie. Co więcej, o umieraniu w osobistym wymiarze zdają się nic nie wiedzieć lekarze prowadzący specjalistkę od literatury.
Vivian zna problem śmierci przede wszystkim z perspektywy poetyki. To terminologia medyczna staje się jednak głównym językiem opisu w jej historii. Wkrótce zamknięta na oddziale onkologicznym bohaterka traci swoją przeszłość, charakter, imię. Zostaje sprowadzona do fascynującego lekarzy przypadku nowotworu. Wchodząc do izolatki, już nikt nie zauważa chorej, jest tylko choroba. Tak w skrócie można opisać mechanizm, który określa się medykalizacją śmierci.
Doświadczenie śmierci czy trudnej choroby zawsze było mniej lub bardziej ukryte – za metaforami, konwencjami, wreszcie – za religijnymi i społecznymi rytuałami. One jednak często wymagały zaangażowania, wspólnotowego towarzyszenia w trudnych chwilach. Dziś za sprawą nowoczesnej medycyny przestrzeń realnego i indywidualnego kontaktu z własnym ciałem, osobą chorą lub umierającą kurczy się jeszcze bardziej niż w domenie symbolicznej. Dzieje się to przy jednoczesnym rozszerzeniu się medycyny na inne obszary życia, funkcjonowania społecznego czy ekonomicznego.
„W zasadzie nie ma już domeny ludzkiego życia, która by nie była przedmiotem zainteresowania szeroko rozumianego systemu zdrowotnego, z medycyną i służbą zdrowia zajmującymi w nim centralną pozycję” – zauważają Jan Kłos, Małgorzata Gromadecka-Sutkiewicz i Monika Zysnarska z Katedry Medycyny Społecznej Uniwersytetu Medycznego im. Karola Marcinkowskiego w Poznaniu.
Medykalizacja, ze względu na swój zakres, jest mechanizmem niejednorodnym i dalece skomplikowanym. Z tego względu wymyka się łatwemu wartościowaniu. Marcin Moskalewicz w artykule Medykalizacja: patogeneza i objawy wyróżnia trzy główne przejawy tego zjawiska. Po pierwsze jest to proces definiowania językiem medycznym dotychczas niemedycznych aspektów życia. Po drugie oznacza on poszerzenie obszaru zainteresowania medycyny wraz z powiększeniem władzy służby zdrowia. Wreszcie, medykalizacja tożsama jest z wielowymiarową kontrolą za pomocą środków medycznych (nie tylko farmakologicznych) tych nowych, pierwotnie niezwiązanych z medycyną sfer życia.
Zobacz film w pełni oparty na tekście: HOLISTIC NEWS: Nie czas umierać. Machina medycyny i zarządzanie życiem #obserwacje
Proces medykalizacji opiera się na tym, co aktualnie funkcjonuje jako norma, a zarazem ją kształtuje. Jan Kłos ze współautorkami wyliczają stany, które w ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat zostały włączone w zakres problemów medycznych. Mowa tu o ADHD, zaburzeniach lękowych, zespole stresu pourazowego, otyłości czy menopauzie. W wyliczeniu pojawiły się także zaburzenia erekcji, płodność, depresja, uzależnienia (takie jak alkoholizm, pracoholizm czy narkomania). Zakres ich zmedykalizowania jest zróżnicowany.
„Część problemów nadal pozostaje, w różnym stopniu, pod kontrolą innych dziedzin życia, takich jak obyczaj (samopomoc i samoleczenie), opieka społeczna, prawo, religia, itp.” – piszą przywołani wcześniej autorzy artykułu Medykalizacja – wyzwanie XXI wieku.
Jak zauważają badacze, równolegle, choć na mniejszą skalę, mamy do czynienia ze zjawiskiem odmedykalizowania. Część stanów czy zjawisk, które nie tak dawno poddawane były leczeniu, dziś już nie podlega medycznej opresji. Tak bowiem z perspektywy lat należałoby nazwać minione praktyki. Najczęściej podawanymi przykładami działania mechanizmu odmedykalizowania są homoseksualizm, histeria czy masturbacja.
Konferencja Holistic Talk EDU K’IDS już 3 grudnia w Bielsku-Białej: Poznaj innowacyjne metody edukacji
Skoro niemal każdy aspekt życia podlega opisowi medycznemu, to doświadczanie choroby czy umierania staje się wyczynem karkołomnym. Śmierć oddzielona jest od konkretnego ciała, od „ja” umierającego. To zawsze szereg powiązanych z sobą niewydolności, odstępstw od normy, które w pewnym momencie przeważyły szalę. Według badań Anny Chudzik ekstremalne warunki, na przykład w czasie pandemii, wzmocniły dotychczasowe funkcjonowanie narracji medykalizujących.
„Formą ilustracji bardzo współczesną są infografiki – dane o śmierci i jej skali w formie wykresów […], diagramów, tabeli, a także animowanych montaży. Informują one o liczbie ofiar pandemii w sposób najbardziej zdepersonifikowany, stechnicyzowany i najmniej poruszający emocjonalnie, bliższy estetyce matematyki niż ciała” – wyjaśnia Chudzik w pracy Obraz umierania i śmierci w okresie pandemii w mediach.
W czasie pandemii wielu ludzi mogło doświadczyć dysonansu. Śmierć znowu stała się bliska, niejednokrotnie cierpiały osoby z rodziny czy niedalekiego otoczenia. Jednocześnie ta sama śmierć stała jeszcze bardziej odległa. Zamknięta w medycznych rytuałach, ukryta w szpitalach. Chory podlegał ścisłym procedurom, umieszczany pod szpitalną obserwacją, przekazywany między kolejnymi specjalistami. W pierwszej kolejności był definiowany przez chorobę, stawał się kolejnym numerem w statystykach zakażeń. Matematyka zajęła miejsce poezji z filmu Dowcip.
Polecamy: Cztery i pół litra prochów. Tyle z nas zostaje
Okres pandemii to jednak pewne ekstremum, rządzące się swoimi prawami. Moglibyśmy powiedzieć, że w warunkach normalnych opisywane zjawisko wygląda inaczej. I tak, i nie. Medykalizacja bowiem nie dotyka wyłącznie osób chorych.
„Zdrowie i choroba są w zasadzie tym samym o tyle, o ile wszyscy jesteśmy zdrowi, chorzy zaś o tyle, o ile wciąż możemy stać się zdrowsi. Wyraźny staje się tym samym związek medycyny nadzorującej z horyzontem nowoczesności, który oddala się tym szybciej, im szybciej się do niego zbliżamy” – zauważa Moskalewicz.
Zdrowie w równym stopniu uwikłane zostało w procesy medykalizacji i związane z nią urynkowienie życia czy profesjonalizację. Zygmunt Freud miał powiedzieć, że „nie ma ludzi zdrowych, są tylko niezdiagnozowani”. Zdrowie nie jest już stanem wyjściowym czy naturalnym, lecz podlega prawidłom kapitalizmu. Jak pisze Kłos ze współautorkami, „staje się [ono] strategią działania (poprzez zdrowy styl życia oraz poddawanie się czynnościom naprawczym i ulepszającym medycyny), dzięki której jednostka może osiągnąć sukces, mierzony karierą, dobrami materialnymi, prestiżem lub władzą”.
Należy podkreślić, że rozwój nowoczesnej medycyny i proces medykalizacji zmniejszyły śmiertelność dzieci. Ponadto wydłużyły średnią długość życia, umożliwiły zrozumienie i skuteczne leczenie ogromniej liczby chorób. Jednak pośród tych wszystkich osiągnięć znalazła się łyżka biopolitycznego dziegciu. Według dyskursu medykalizacji śmierć nawet osób w podeszłym wieku jest aberracją, stanem nienaturalnym. Innymi słowy, przestała być częścią ludzkiego życia, stała się tematem tabu. Z kolei zdrowie zawsze może zostać polepszone, a choroba lepiej zdiagnozowana.
Największym paradoksem wydaje się to, co odnotowuje Moskalewicz: „Problemem jest nie tyle rozprzestrzenianie się medycznej jurysdykcji na nowe obszary i kreowanie nowych chorób, ile powszechna wiara w to, że samo życie jest groźne dla zdrowia”.
Może Cię także zainteresować: Rozmowy z chorymi na demencję są trudne. Polski wynalazek je ułatwi