Nauka
Serce ma swój „mózg”. Naukowcy badają jego rolę i funkcje
20 grudnia 2024
Żyjemy szybko, w pędzie ku sukcesom i kolejnym celom. Realizujemy je często na drodze rywalizacji i konkurencji z innymi, którzy dążą do tego samego co my. Nasze drogi przecinają się, tworząc sytuacje konfliktowe. Człowiek współczesny może coraz więcej, więc coraz więcej chce.
Cywilizacja i technika otwierają przed nim coraz to nowe możliwości, budząc kolejne pragnienia. Tylko czy to daje nam szczęście? A może by tak na chwilę odpocząć? Wyrwać się z dzikiego pędu za sukcesem? I uciec na łono przyrody, poczuć, czym jest harmonia z naturą. Sam Albert Einstein (1879‒1955 r.) zachęcał: „Wpatrz się głęboko, głęboko w przyrodę, a wtedy wszystko lepiej zrozumiesz”.
Kiedy angielski filozof i myśliciel społeczny Thomas Hobbes (1588–1679 r.) opisywał w swoim słynnym dziele „Lewiatan” mechanizmy kierujące ludźmi w społeczeństwie, użył określenia dosadnego, aczkolwiek patrząc z dzisiejszej perspektywy: nad wyraz trafnego i ponadczasowego: Bellum omnium contra omnes, czyli wojnę wszystkich z wszystkimi. Uznał on ten stan za pierwotny, naturalny człowiekowi, a co gorsza – za wieczny. W jego przekonaniu tym, co z natury kieruje człowieka w stronę nieustającej konfrontacji z innymi i nakazuje mu rywalizować o każde szeroko rozumiane dobro, jest dążenie do własnej korzyści. Zaspokajanie swoich potrzeb, troska o własny interes jest ‒ w jego przekonaniu ‒ naszym wrodzonym i podstawowym mechanizmem przetrwania. Hobbes pisał swoje dzieło w wieku XVII na podstawie własnych obserwacji i doświadczeń. Jednakże patrząc dzisiaj na współczesnego człowieka, można odnieść wrażenie, że niewiele się zmieniło w kwestii naszych zachowań. Wielu może oburzyć takie podejście i stwierdzą oni, że przecież od czasów Hobbesa przeszliśmy całą ewolucję kulturową i obyczajową, sformułowaliśmy i spisaliśmy kolejne kodeksy moralnego postępowania, a nasza świadomość w kwestii ludzkiej natury uległa pogłębieniu. Być może i tak. Tyle tylko, że sama ludzka natura pozostała bez zmian. Mechanizmy, które rządziły nami kiedyś, rządzą nami dzisiaj. A rozwój cywilizacji i przyrost wiedzy na temat człowieka nie koniecznie przyczynił się do poprawy jakości naszej egzystencji. Dalej kierują nami pierwotne instynkty, tyle tylko, że – przynajmniej na zewnątrz ‒ sprawiają wrażenie bardziej „ucywilizowanych”.
Można by także postawić hipotezę, że to właśnie rozwój cywilizacji, nauki, techniki i wiedzy coraz bardziej przyczynia się do pogłębienia stanu wojny wszystkich ze wszystkim. Wraz ze wzrostem doświadczenia, umiejętności i wiedzy rosną bowiem nasze oczekiwania i apetyty. A to napędza jeszcze bardziej rynek konkurencji i rywalizacji. Im więcej mogę, tym więcej chcę. Najmłodsze pokolenia nawet nie umieją sobie wyobrazić, że ich dziadkowie żyli w świecie bez internetu, smartfonów i mediów społecznościowych. I umieli być szczęśliwi. Nie musieli mieć gier w świecie wirtualnym – wystarczał im bowiem trzepak na podwórku, a zamiast wakacji all inclusive‒ namiot nad jeziorem. Jako jeden z pierwszych, który spisał takie obserwacje w swoich dziełach, był inny oświeceniowy filozof Jean Jacques Rousseau (1712‒1778 r.), który winą za wieczny niedosyt i ciągłe niespełnienie człowieka, obarczył rozwój społeczeństwa, cywilizacji oraz wspomniany już przyrost wiedzy. Stan nieustającej konfrontacji z innymi, która rozbudza tylko poczucie zazdrości, zawiści, chciwości, upatrywał on właśnie w procesie rozwoju państwa i obywatela. To tutaj człowiek znajduje paliwo do rozwijania swoich kolejnych pragnień, potrzeb i dążeń. Rywalizacja z innymi prowadzi do potęgowania moich oczekiwań, a jednocześnie rozrostu ambicji bez granic. Gdzie zatem szukać ukojenia?
Zobacz też:
W przeciwieństwie do Hobbesa Rousseau postulował powrót do pierwotnego stanu natury, w którym – w jego przekonaniu – człowiek był absolutnie wolny i żył w zgodzie z naturalnym porządkiem świata i przyrody. Owszem, rządziła nim w pierwszej kolejności miłość samego siebie (fr.: amour de soi), ale ona nakazywała mu zaspokajać tylko te potrzeby, które były niezbędne do życia. Zanim nastało państwo, zanim ukształtowano pierwsze społeczności a wraz z nimi prawo własności i kolejne mechanizmy rządzące wspólnotą, człowiek był szczęśliwy. U swoich początków ludzkość była nastawiona pokojowo. Każdy brał dla siebie od natury tyle, ile ona chciała mu dać. Ludzie na swój sposób byli więc równi względem natury, a co za tym idzie – względem siebie. Nie było walk, rywalizacji, człowiek żył w spokoju i harmonii ze światem. Był szczęśliwy, bo zaspokojony w realizacji minimum niezbędnego do życia.
Patrząc z dzisiejszego punktu widzenia, wizja Rousseau może wydawać się mocno wyidealizowana, a może nawet dla wielu – naiwna. Jednakże warto na chwilę zatrzymać się nad jego myślą i zastanowić się, czy w całej tej utopii nie jest zawarta refleksja cenna – choćby w małej cząstce ‒ dla współczesnego człowieka? Do czego tak naprawdę zachęca Rousseau? Trzeba przywrócić człowieka stanowi natury. Trzeba nauczyć się powracania do stanu pierwotnej jedności z przyrodą, życia w zgodzie z jej prawidłami, co często oznaczać będzie odrzucenie mechanizmów cywilizacji i techniki. Arystoteles (384–322 p.n.e.) twierdził, że natura nie robi nic nieużytecznego. A ile czynności i zabiegów nadmiarowych i niepotrzebnych wykonujemy my, w XXI w.? Czy umiemy i w jakiej mierze oderwać się choćby na chwilę od naszej codzienności zabiegania za sukcesem i postępem? Czy potrafimy odpocząć w harmonii z przyrodą, czy cywilizacja pochłonęła nas już całkowicie? Przecież nie tylko oświeceniowi myśliciele dostrzegali tę słabość w człowieku. Amerykański filozof Henry David Thoreau (1817‒1862 r.) pisał w duchu myśli Rousseau:
„Kiedy muszę się odtworzyć, szukam najciemniejszego lasu, najgęstszego i nieprzeniknionego bagna: oto siła, kwintesencja Natury… ogromna, dzika, okropna matka nas wszystkich, Natura”.
W podobnym czasie Hamlin Girland (1860‒1940 r.), inny amerykański pisarz i laureat nagrody Pulitzera, także apelował o poszukiwanie ukojenia w kontakcie z przyrodą:
„Ilekroć presja naszego złożonego życia w mieście rozrzedza krew i znieczula mój mózg, szukam ulgi w naturze; a kiedy o świcie słyszę żółty lament kojota, moje zmartwienia opuszczają mnie i jestem szczęśliwy”.
Przeczytaj także:
Wszystkie te przywołane głosy pokazują współczesnemu człowiekowi, że jest możliwość uchronienia nas przed siłą napędową cywilizacji i technicyzacji współczesnego świata. Jego zdobycze przynoszą człowiekowi wielki postęp i rozwój, ale równocześnie – wypalają w nas pierwotną wrażliwość na to, co było na początku. Świat przyrody i umiejętność, choćby chwilowa lub fragmentaryczna, powrotu do niej i wsłuchania się w nią, mogą przywrócić nam to, co cały czas zatracamy. Amit Ray (ur. 1960 r.), indyjski pisarz, stwierdził: „Patrzenie na piękno przyrody jest pierwszym krokiem do oczyszczenia umysłu”. I niech te słowa pozostaną drogowskazem w poszukiwaniu ukojenia w trakcie wakacyjnego urlopu spędzonego bez laptopa i poza zasięgiem sieci komórkowych…
Thomas Hobbes, Lewiatan, Warszawa 1954
Jean Jacques Rousseau, Wyznania, Warszawa 2021
Henry David Thoreau, Życie bez zasad i inne eseje, Warszawa 1983
Amit Ray, Meditation: Insights and Inspirations, 2010
Może cię również zainteresować: