Nauka
Topnienie lodowców na Antarktydzie. Wulkany mogą się obudzić
29 grudnia 2024
Nauka odpowiada na pytanie, jak jest, a ideologia – jak powinno być. Mieszanie tych elementarnych porządków to bardzo szkodliwy społecznie pomysł. Ostatnio jednak z powodzeniem realizowany na uczelniach. Problem ideologizacji nauki nie ominął również Polski. Uniwersytet SWPS przyznał wprost, że prowadzi badanie, które służy społecznej przemianie: przełamywaniu stereotypów i uprzedzeń na temat seksualności osób trans.
Do 2026 roku Uniwersytet SWPS postawił sobie za cel realizację projektu „Transkobiecość i sadomasochizm/BDSM. Związki i napięcia w polu produkcji płci”. Całe przedsięwzięcie finansowane jest ze środków Narodowego Centrum Nauki, a jego koszt to prawie 750 tys. złotych. Jak czytamy na stronie uczelni, badania te zakładają analizę historycznej literatury seksuologicznej i pornograficznej oraz odniesienie ich do współczesnej „kultury transkobiet”. Owa analiza zaowocować ma „nowym spojrzeniem na praktyki BDSM jako na wyraz transkobiecej ekspresji płciowej”.
Projekt nie ogranicza się tylko i wyłącznie do suchych, akademickich rozważań, lecz daje nadzieję na nowy, bardziej inkluzywny i tolerancyjny język, za pomocą którego nauczymy się mówić o tym, co trudne i niejasne w pragnieniu seksualnym, jakie jest również pragnieniem płci. W dobie nowej widoczności transkobiet w społeczeństwie taka nauka jest po prostu konieczna
– twierdzi kierownik projektu, kulturoznawca dr Jan Szpilka, który określa siebie „osobą absolwencką kulturoznawstwa i historii”.
Uczelnia tłumaczy nam wprost użyteczność tego badania:
Zapewni ono pionierską w skali światowej ramę do analizy rubieży transkobiecej seksualności. Często jest ona bowiem przedstawiana w sposób stereotypowy i pełen uprzedzeń. Niniejszy projekt zamierza przełamać tę narrację – dlatego też niesie ze sobą ogromny potencjał zmiany społecznej
– pisze SWPS.Rozmowa z dr Bereniką Dyczek:
Czy to jeszcze nauka, czy już aktywizm? Gdzie leżą granice zaangażowania społecznego badacza? Czy nasza rodzima nauka wpadła w kleszcze ideologizacji? Czy w nauce powinno być miejsce dla ideologii? Na te pytania odpowiada dr Berenika Dyczek (socjolog z Zakładu Socjologii Nauki, Wiedzy i Kultury Uniwersytetu Wrocławskiego) w rozmowie z Dominiką Tworek.
Dominika Tworek: Czy stwierdzenie, że jakieś badanie niesie „potencjał społecznej przemiany” nie jest aby wypaczeniem nauki?
Dr Berenika Dyczek*: To klasyczny metodologiczny błąd, gdzie badacz, zamiast używać falsyfikacji hipotez, stosuje narzędzia ich weryfikacji. Projektów, które popełniają ten błąd, mamy dziś w świecie nauki mnóstwo.
Dlaczego mnożą się one jak grzyby po deszczu?
Myślę, że dziś zapomina się, na czym polega nauka. Moim zdaniem powinna ona dążyć do prawdy (czyli obiektywności) i opierać się na logice. Obojętnie czy mowa o naukach ścisłych, przyrodniczych czy społecznych. Oczywiście, musimy znaleźć pewne mechanizmy weryfikacji tej prawdy. Przede wszystkim właśnie – upraszczając – nie szukamy potwierdzeń naszej tezy czy hipotezy, ale falsyfikacji, czyli zaprzeczeń.
Dlaczego szukanie zaprzeczeń jest tak istotne?
Bo stosunkowo łatwo jest nam coś potwierdzić. Wyobraźmy sobie, że zadajemy pytanie: czy to prawda, że jakiś autobus przyjeżdża o danej godzinie w konkretne miejsce? Sprawdziliśmy, że przyjechał tam dziś. Ale czy to jest prawo niezmienne, czy może akurat przez przypadek przyjechał o tej godzinie, bo były korki? A może przyjeżdża tam tylko w dni parzyste? Ta przykładowa sytuacja pokazuje, jak łatwo się pomylić, gdy szukamy potwierdzenia naszych teorii.
Może Cię także zainteresować: Studia nad środowiskiem – kierunek dla aktywistów?
Co jeszcze jest niezbędne w dążeniu do prawdy?
Naukowiec nigdy nie powinien wartościować. Jako przykład weźmy pod lupę popularne kiedyś badania tradycyjnego modelu rodziny. Socjolog definiował, jaką rolę odgrywa w nim mężczyzna, a jaką kobieta. Opisywał wady i zalety tego modelu dla społeczeństwa. Mimo że było powszechnie wiadomo, że ten model najbardziej uderzał w kobiety, naukowiec nie miał prawa powiedzieć, że taki model jest zły, a inny będzie lepszy. Ponieważ jego rolą nie jest zmienianie rzeczywistości, a pokazanie tego, co istnieje. Społeczną przemianą powinni się zajmować aktywiści czy politycy, nie badacze. Niestety, dziś coraz częściej zaciera się granica między nauką a aktywizmem. Nurt badawczy, który tego typu podejście metodologiczne uznaje za słuszne, nazywa się radykalnym humanizmem. Ma on łączyć subiektywność z radykalną zmianą.
Co leży u źródeł tego podejścia?
W latach 60. i 70. XX wieku zaczęto się orientować, że dążenie do obiektywności nie za bardzo wychodzi. Na przykład okazywało się, że badacz z Europy nigdy do końca nie zrozumie tego, co dzieje się w Afryce, ponieważ nie zna tamtejszych realiów kulturowych. Model bazujący na obiektywności został wtedy mocno skrytykowany, a wręcz pojawiło się założenie, że obiektywność to iluzja. Oczywiście stuprocentowa obiektywność nie jest możliwa, ale badania powinny być prowadzone w taki sposób, żeby dawać jak najbardziej zobiektywizowane wyniki. Nauka ma do tego narzędzia.
Czytaj również: Badacze odkryli nowe oszustwo naukowe. Tysiące prac do kosza?
Rozumiem, że wtedy część środowiska akademickiego odrzuciła ten „model obiektywny”?
Tak, w związku z czym powstały nowe metodologiczne szkoły, dotyczące zwłaszcza badań jakościowych. Paradygmat tych badań bazuje na tym, że chcemy wejść głębiej w dany problem, ale porzucając logiczne metody weryfikacji. Wychodzi się z założenia, że respondenci lepiej rozumieją swoją sytuację niż badacze. Daje się im więc więcej wolności. Procedury takiego badania są bardziej płynne, trudniej jest je powtórzyć. A nauka w swojej idei powinna być sprawdzalna. Chodzi o to, że jeżeli inny badacz powtórzy moje badania na tej samej grupie ludzi, powinien otrzymać mniej więcej te same wyniki. Jeżeli nie będzie można tych badań porównać z inną grupą, siłą rzeczy będą one subiektywne. Pod pretekstem założenia o subiektywnej rzeczywistości, badacz może zacząć wartościować czy nawet ideologizować.
Naukowiec nie może być jednocześnie aktywistą jakiejś sprawy?
Pomysły ideologizacji nauki pojawiły się w Polsce mniej więcej trzy dekady temu. Na początku poddawano je mocnej krytyce. Było mówione, że to nie jest nauka. Natomiast dziś te szkoły mówią wprost o tym, że badacz powinien być zaangażowany społecznie. To współcześnie dominuje, jest modne, uważane za bardziej correct. Obecnie coraz więcej badaczy (zwłaszcza społecznych) uważa, że skoro według nich dzieje się źle, to w ich obowiązku jest zmieniać rzeczywistość na lepsze. Natomiast tu pojawia się pytanie: skąd my wiemy, czy to, w jaki sposób on chce zmienić ten świat, będzie dobre? Nie mamy przecież żadnych narzędzi, które by to sprawdzały.
Te zmiany następowały stopniowo, wręcz efemerycznie czy mamy do czynienia z jakąś wyraźną cezurą?
Myślę, że mówimy o zmianie pokoleniowej. Starsze autorytety świata nauki z natury rzeczy wycofują się z życia naukowego, a młodzi są już na tej ideologii wychowywani i są przekonani, że taki powinien być porządek świata.
Polecamy: HOLISTIC TALK: Czym jest prawda dla mózgu? To dlatego fakty nas nie przekonują? (Marcin P. Stopa)
To taki zeitgeist – duch epoki?
Z całą pewnością ma na to wpływ większy proces, związany z rewolucją internetową i sztuczną inteligencją. Dzisiaj coraz trudniej jest nam zrozumieć, czym jest obiektywność. Kiedyś szliśmy do biblioteki i każdy z nas dostawał te same książki. Nawet na początku powstawania internetu każdy, kto zaglądał do Google’a, otrzymywał te same informacje. Pytaliśmy się o jakiś problem i wszyscy widzieliśmy to samo. To było w jakimś sensie obiektywne. Obecnie żyjemy w świecie, w którym treści wyświetlane są nam na podstawie tego, co kliknęliśmy wcześniej. Jak wierzę w to, że jest wiele płci i szukam informacji na ten temat, to pokaże mi się wszystko, co tę moją wiarę potwierdza. Prawdopodobnie nie zobaczę żadnej informacji, która temu zaprzecza. Czyli znowu: zamiast falsyfikacji, mamy potwierdzanie informacji. To potężny mechanizm manipulacji ludźmi, który kompletnie odstawia na bok coś takiego jak obiektywizm. Najbardziej przeraża mnie, że powszechnie nie uważamy tego za coś nienormalnego.
Jak duży wpływ na proces wprowadzania ideologii do nauki, ideologizacji nauki, ma system jej finansowania?
Cały system pozyskiwania grantów bazuje na tematach nośnych emocjonalnie. Jest wiele czynników redystrybucji środków finansowych. Tutaj wyłania się koncepcja pola naukowego francuskiego socjologa Pierre’a Bourdieu. Polega ono na tym, iż tworzy się proces wzajemnych powiązań i zdolności adaptacyjnych. Na wierzch wypływają najsilniejsze pod względem ekonomicznym jednostki naukowe, tworząc nieformalną hierarchię zawodowo-społeczną. Pozycja naukowa jest uzależniona od systemu finansowego. Następuje sprzężenie zwrotne: środki są przyznawane na badania, które aktualnie są zgodne z linią społeczno-kulturową.
Polecamy: Inkluzywność w armii USA. Konsekwencje ideologicznych zmian
Te mechanizmy wydają się stare jak świat.
Jak w piosence Kazika Staszewskiego: „Mecenas daje złoto – mecenas wymaga”. Dziś mamy do czynienia z dość specyficznym modelem ewaluacji nauki – mówię tu o modelu punktowym. Sprawa jest prosta: kto ma ich więcej, ten jest lepszy w systemie. Nie można tracić z pola uwagi faktu, że w naszym kraju generalnie na naukę przeznacza się bardzo mało środków, a oczekuje się od nas formatu drugiej Doliny Krzemowej. Dzisiaj naukowiec musi mieć kompetencje managerskie. Innymi słowy: powinien być naukowcem, managerem, marketingowcem, administratorem, księgowym etc.
Co może zatrzymać ten proces degeneracji nauki?
Nie zgadzam się z tak emocjonalnym określeniem, jakim jest „proces degeneracji nauki”. Zdarza się, że pewne dziedziny poddawane są erozji naukowo-dydaktycznej, jednakże to od nas – naukowców – zależy przyszłość świata. Możemy z pewnymi rzeczami się zgadzać lub nie, ale nikt nie ma mocy sprawczej, byśmy przestali dążyć do prawdy.
Gdzie zatem należy upatrywać szans na poprawę sytuacji, zwłaszcza młodych naukowców?
Najważniejsza wydaje się praca u podstaw. Przede wszystkim nauka krytycznego myślenia. Podobnie jak w szkole uczymy się rozumieć, kiedy zdanie jest przeczące, a kiedy jest twierdzące, tak powinniśmy dostarczać młodym ludziom narzędzi rozpoznawania tego, jaka jest różnica między nauką a ideologią. Jeżeli na początku nie nauczy się ludzi, czym jest obiektywizm, to skąd oni będą wiedzieli, że coś takiego w ogóle istnieje? Będą z automatu myśleli, że rzeczywistość jest taka, jaką oni sobie wyobrażają lub taka, jaką podaje im na tacy aktualny system ideologiczny.
*Dr Berenika Dyczek – doktor nauk społecznych, adiunkt w Instytucie Socjologii Uniwersytetu Wrocławskiego. Naukowo zajmuje się socjologią kultury i sztuki, a przede wszystkim socjologią cyberprzestrzeni i socjoinformatyką. Aktualnie prowadzi badania nad wpływem sztucznej inteligencji na społeczeństwo. Jest autorką dwóch monografii i licznych artykułów publikowanych w czasopismach międzynarodowych.
Polecamy: Ideologiczny kierunek na UŚ. Będą kształcić z ekofeminizmu