Nauka
Serce ma swój „mózg”. Naukowcy badają jego rolę i funkcje
20 grudnia 2024
– My, dorośli, bardzo często boimy się kultury cyfrowej młodych ludzi. Uciekamy w zakazy, moralizatorstwo i oczekujemy, że nastolatek się z nami zgodzi. Oczywiście, internet ma sporo mielizn, ale ja tę kulturę staram się rozumieć praktycznie z całym jej dobrodziejstwem. Patrzę na nią jak na konkretną rzeczywistość, w której funkcjonują nastolatkowie – mówi dr Karol Jachymek – ekspert w obszarze edukacji, kultury młodzieżowej, zmian generacyjnych (zwłaszcza Gen Z i Gen Alpha), komunikacji w nowych mediach i trendów w popkulturze – w rozmowie z Katarzyną Sankowską-Nazarewicz.
Katarzyna Sankowska-Nazarewicz: Skąd się wzięli celebryci?
Karol Jachymek: To historia dłuższa, niż może nam się wydawać. Jako celebryci w społeczeństwie funkcjonowali już antyczni władcy, królowie czy bon vivanci. Ale współczesny fenomen celebryctwa jest związany z pop kulturą i mediami, które ich promują.
Przeczytaj: Smartfony do sejfów! Jak dobrze zaplanować dzieciom wakacje
Po co to robią? Wielu z nich to ludzie znani tylko z tego, że są znani.
Lubimy krytykować zjawisko celebrytyzmu, bo prawdą jest, że ono do pewnego stopnia patologizuje sferę medialną. Wiele osób pyta: co się stało z dawnymi idolami i autorytetami? Ja lubię jednak odwracać kota ogonem i zwracać uwagę na to, że skoro to zjawisko powstało, to ono dużo mówi o naszej kulturze i jest nam potrzebne.
Tym, co wielu elektryzuje w życiu celebrytów, są skandale, kontrowersje, dramy. I to zjawisko trochę po to jest – przesuwa granice tabu albo uruchamia dyskusje na tematy niewygodne dla społeczeństwa. A takie dyskusje często prowadzą do jakiejś zmiany społecznej.
Lubimy też zwykłe podglądactwo?
Oczywiście. To podglądanie może mieć wiele funkcji. Na przykład lubimy śledzić losy znanych osób z pewną ironią czy poczuciem wyższości, na zasadzie – jak dobrze, że nie jestem taki jak oni. Ale obserwowaniem ich perypetii zaspokajamy też inne potrzeby. Celebryci często robią bowiem to, czego zwykłemu człowiekowi nie wypada. Może to być coś, na co sami byśmy się nie zdecydowali, a im uchodzi to na sucho. W tym sensie są więc trochę przedłużeniem naszego życia.
Co ciekawe, oskarżamy rzeczywistość medialną o to, że gra do atawistycznych, wstrętnych bramek, karmi się naszymi emocjami, lękami czy potrzebą sensacji, ale z drugiej strony to sporo mówi też o kondycji nas, podglądających, którzy chętnie zaglądamy przez te uchylone drzwi.
Ale nie lubimy się do tego przyznawać. Ktoś chyba jednak czyta Pudelka, skoro ma ponad 200 mln odsłon miesięcznie.
Niedawno prowadziłem warsztaty, na których poprosiłem uczestników, aby anonimowo napisali o swojej guilty pleasure, czyli rzeczy, którą lubią robić, ale wstydzą się do tego przyznać. W tych odpowiedziach Pudelek, który jest jakimś synonimem obciachu, pojawiał się regularnie. Swoją drogą, ciekawe jest, jak tego typu portale przyciągają uwagę – jakiego języka używają, jak budują historie. Systematycznie podkręcają dramę, kreują twory medialne typu Caroline Derpienski, a ludzie to kupują.
Polecamy: Zombieing, czyli ucieczka od bliskości. Nowe negatywne zjawisko społeczne
Kupują też mądrości celebrytów. Martin Lindstrom, zajmujący się między innymi neuromarketingiem, w jednym ze swoich badań udowodnił, że kiedy słuchamy idola, to w mózgu aktywują się te same obszary, jak wtedy, gdy myślimy o osobie, którą jesteśmy zauroczeni.
To klasyczny efekt aureoli. Ale wydaje mi się też, że ufamy idolom szczególnie wtedy, gdy potwierdzają to, co nam w duszy gra. Gdy mówią rzeczy, z którymi się zgadzamy. Z przerażeniem patrzę na przykład na teorie spiskowe, szerzone także przez medialnych idoli. Przeraża mnie nie fakt, że one w ogóle istnieją, ale to, jak niewiele trzeba, by pociągnąć za odpowiednie sznurki, odwołać się do naszych ukrytych poglądów, byśmy uwierzyli w konkretne historie.
Z kolei młodzi ludzie widzą w idolach swoich kolegów, wchodzą z nimi w relacje czy budują swoje postawy pod ich wpływem. Taki bezkrytyczny zachwyt może być niebezpieczny, bo grono influencerów jest jednak bardzo zróżnicowane. Obok inspirujących treści jest mnóstwo profili czy kanałów postaci zupełnie odklejonych od rzeczywistości, promujących nierealny wygląd albo wizję łatwego zarabiania pieniędzy i beztroskiego życia. Są jeszcze sprawy najwyższego kalibru, przykładem jest choćby Pandora Gate.
Czy oprócz influencerów nastolatkowie mają też innych idoli?
Zaskoczę panią, bo ta lista wcale nie jest taka krótka, a influencerzy nie są na jej szczycie. Raport zatytułowany Generacja Z wchodzi do gry pokazuje, że młodzi ludzie są dużo bardziej racjonalni i największym zaufaniem cieszą się eksperci w danym temacie, osoby ze świata nauki czy ludzie, którzy odnieśli biznesowy sukces – na przykład szefowie znanych firm. Dopiero za nimi na liście uplasowali się influencerzy czy youtuberzy.
Skoro mówimy o raportach… Ostatnie badanie NASK, Nastolatki 3.0, nie jest jednak tak optymistyczne. Zastanowiły mnie w nim trzy informacje: po pierwsze, pokolenie Z spędza prawie sześć godzin dziennie w sieci. Po drugie, widać bardzo duży rozdźwięk między odpowiedziami rodziców a nastolatków, co pokazuje, że nie do końca znamy zwyczaje własnych dzieci. Wreszcie, informacja, która mnie najbardziej zaskoczyła – z roku na rok wzrasta również odsetek nastolatków, którzy nie są w stanie ocenić, czy oglądane przez nich treści to tak zwane patostreamy.
Zawsze, kiedy wypowiadam się na temat tego raportu, przywołuję dewizę dr House’a, która brzmi: „Wszyscy kłamią”. I mam tu na myśli absolutnie wszystkich „aktorów” tego badania. Jego wyniki często oparte są bowiem na deklaracjach. NASK publikuje je cyklicznie od 2014 roku i zawsze jest ono szeroko komentowane, ale mój główny zarzut jest taki, że analiza bardzo mocno skupia się na negatywnym wymiarze korzystania z sieci. Oczywiście nie twierdzę, że internet nie ma żadnych negatywnych aspektów albo że nie powinniśmy o nich mówić. Uważam jednak, że obraz nastolatków, który wyłania się z tego badania – ciemny pokój, a w nim nastolatek w kapturze z komórką w ręku – nie jest prawdziwy.
Jeśli rzucę na przykład takie hasło: młodzi ludzie spędzają w internecie 5 godzin 36 minut dziennie, to łapiemy się za głowę. Matko święta, to jest prawie cały ich czas wolny! Ale gdy sobie ten czas rozbijemy i zobaczymy, że na to wielogodzinne korzystanie z internetu składa się zarówno oglądanie filmu, rozmowa z koleżanką, jak i sprawdzanie informacji, to nagle okaże się, że ten czas nabiera innego znaczenia.
Pamiętajmy także, że mowa o pewnej średniej. A więc w omawianej grupie mogą być zarówno osoby, które godzinami scrollują TikToka czy przeglądają Instagram, jak i takie, które potrzebują internetu tylko po to, by coś w nim sprawdzić.
Wreszcie, zmienia się ogólny model naszego funkcjonowania, bo coraz więcej aktywności przenosimy do sieci. Proszę sobie przypomnieć, jak wyglądało nasze nicnierobienie, kiedy byliśmy nastolatkami. Siedzieliśmy w pokoju, włączaliśmy telewizor, chwilę rozmawialiśmy z przyjaciółką, coś czytaliśmy, biegliśmy do lodówki po jedzenie, i znowu hyc przed telewizor. Wszystko to było w gruncie rzeczy bardzo podobne do tego, co dziś robią młodzi ludzie w telefonie.
Nie patrzmy więc bezkrytycznie na liczby i na ich podstawie nie stawiajmy wielkich tez na temat tego, jacy są współcześni nastolatkowie. Jedyna właściwa odpowiedź brzmi bowiem – to zależy. Jest mnóstwo czynników, które nas kształtują i dzięki którym się różnimy.
Zgadzam się, ale jednak informacja, że nastolatkom trudno odróżnić patotreści od pozostałych przekazów, jest jednak bardzo alarmująca.
Współczesny internet jest rzeczywiście dużo bardziej zradykalizowany, niż miało to miejsce jeszcze kilka lat temu. Zastanawiam się jednak, czy gdybym dostał pytanie o to, co oglądam – czy są to jakieś patotreści, bez wyraźnego zdefiniowania, w jaki sposób to hasło rozumiem – to chyba też sprawiłoby mi to kłopot. Czy do tej kategorii zaliczają się też kontrowersyjne memy, dramy w internecie albo filmiki wyśmiewające jakieś zjawiska? Czy może patotreścią są wyłącznie patostreamy?
Myślę sobie, że gdyby moje dziecko oglądało cokolwiek z tych rzeczy, to nie czułabym się z tym dobrze.
Wyobraźmy sobie, że wchodzimy do pokoju dziecka, a ono właśnie ogląda jakieś walki typu freak fight. Nasza reakcja jest automatyczna – stwierdzamy, że to jest chore, pytamy syna, czy nie ma czegoś sensownego do zrobienia i zabieramy mu telefon. Ale powodów, dla których on ogląda te walki, może być przynajmniej kilka. Na przykład oglądają je jego koledzy i dlatego on też chce wiedzieć, o czym mowa. Być może ktoś wysłał mu link. A może uważa, że to naprawdę komiczne, jak ci wszyscy celebryci walczą o sławę w internecie, i chce się z tego pośmiać. Rzeczywistość medialna jest bowiem jednoznaczna pod pewnymi względami, ale to, jak do niej podchodzimy i do czego nam służy – już nie.
Wydaje mi się, że my, dorośli, bardzo często boimy się kultury cyfrowej młodych ludzi. Uciekamy w zakazy, moralizatorstwo i oczekujemy, że nastolatek się z nami zgodzi. Oczywiście, internet ma sporo mielizn i są rzeczy, które mi się w nim nie podobają, ale ja tę kulturę staram się rozumieć praktycznie z całym jej dobrodziejstwem. Patrzę na nią jak na konkretną rzeczywistość, w której funkcjonują nastolatkowie.
Myślę, że najważniejszą rolą rodzica jest towarzyszenie dziecku, ale nie na zasadzie: „Hej, chodźmy sobie wspólnie popatrzeć, jak dwóch patonifluencerów leje się po twarzy”. Musimy zdawać sobie sprawę z pewnego fenomenu kulturowego, który możemy wykorzystać w interakcjach z młodymi. Często mówimy, że świat naszych dzieci jest kompletnie inny od tego, w którym my dorastaliśmy (zapominając, ilu z nas miało na ścianach plakaty z „Bravo”), że go nie znamy, nie śledzimy nowych mediów, nie wiemy, kim są idole nastolatków. Ale nie o to tu chodzi. Jako rodzice mamy wiele narzędzi, które mogą nam pozwolić na wartościową rozmowę z dzieckiem. W końcu odróżniamy dobro od zła, wiemy, czym jest przemoc i jakich granic nie wolno przekraczać.
Czyli kluczem jest uważność.
I próba zrozumienia perspektywy naszego dziecka. Dorota Masłowska powiedziała kiedyś: „Bardzo wiele rzeczy się dzieje, ale również zdumiewająco wiele rzeczy na świecie się nie dzieje”. Tak długo, jak będziemy patrzeć na idoli nastolatków wyłącznie z własnej perspektywy, będziemy do ich fascynacji idolami dobudowywać znaczenia, które wynikają ze strachu lub nieznajomości kultury młodych ludzi.
Dr Karol Jachymek – medioznawca, kulturoznawca, badacz, doktor nauk humanistycznych i wykładowca związany z Uniwersytetem SWPS. Specjalizuje się w kulturze młodzieżowej, zmianach generacyjnych, komunikacji w mediach cyfrowych, edukacji i trendach w popkulturze. Na co dzień prowadzi szkolenia i warsztaty dla rodziców, uczniów, nauczycieli, szkół, instytucji kultury, organizacji pozarządowych oraz biznesu. Popularyzuje wiedzę dotyczącą współczesnego internetu, komunikacji międzypokoleniowej (szczególnie z przedstawicielami pokolenia Z i pokolenia Alfa) oraz najnowszych zjawisk medialnych. Autor książki Z nosem w smartfonie. Co nasze dzieci robią w internecie i czy na pewno trzeba się tym martwić?.
Dowiedz się więcej:
Polecamy: Świat koncentruje się na urazach a kultura ofiar kwitnie. Wszyscy możemy czuć się obrażani