Tragedia w Gazie. „Dlaczego Trump jest bezradny?”

– Ze strony Izraela dochodzi dziś do jednej z największych zbrodni przeciwko ludzkości od końca zimnej wojny – mówi nam dr Mateusz Chudziak, historyk, analityk i badacz dziejów Bliskiego Wschodu. Co kieruje Benjaminem Netanjahu i czy istnieje na arenie międzynarodowej gracz, który może go powstrzymać?

Droga po pomoc, droga po śmierć

Anna Bobrowiecka: Jak dzisiaj wygląda sytuacja w Gazie? Zarówno pod kątem militarnym, jak i – przede wszystkim – humanitarnym?

Dr Mateusz Chudziak*, analityk, badacz dziejów Bliskiego Wschodu: Najważniejsze, co obecnie tam obserwujemy, to przede wszystkim to, że wojska izraelskie systematycznie i brutalnie wypychają ludność Gazy na południe, niszcząc zabudowania i jednocześnie ustanawiając pełną kontrolę wojskową nad całym obszarem. Jest to podstawowy i bardzo istotny problem, m.in. dlatego, że w ramach tej kontroli wojskowej zakłada się rozdzielenie Strefy – mniej więcej w jej połowie – pewnym nieprzekraczalnym korytarzem wojskowym.

Izrael chce ustanowić absolutną kontrolę nad północną częścią tego obszaru, wypychając ludność arabską do części południowej. W propagandzie armii izraelskiej cały czas powtarza się to, że fundamentalnym jej celem, od którego nie mają zamiaru odstąpić, jest całkowite zniszczenie Hamasu. Natomiast w dyskursie medialnym, który tak naprawdę pokrywa się z tymi celami wojskowymi, mówi się po prostu o konieczności usunięcia jak największej liczby ludności z Gazy, albo – co najmniej – przekształcenie jej w taki obszar, w którym po prostu w żaden sposób nie da się przeżyć.

To wszystko wiąże się z tragiczną sytuacją humanitarną. W ostatnich tygodniach wyjątkowo się ona pogorszyła, coraz częstsze są doniesienia o wszechobecnym głodzie i setkach śmierci z głodu i niedożywienia. Wynika to wprost z tego, że Izrael przestał dopuszczać do Gazy jakiekolwiek zewnętrzne organizacje pomocowe i humanitarne.

Działa tam pewna organizacja, Gaza Humanitarian Foundation, która powstała w lutym tego roku. Nie jest jasne, kto za nią stoi – najprawdopodobniej jest to quasi-humanitarne ramię państwa izraelskiego, które pilnuje, aby do ludności Gazy nie przedostała się żadna większa pomoc. Jej napływ umożliwiany jest tylko w absolutnie minimalnym stopniu, zdecydowanie niewystarczającym. Jakiś czas temu premier Izraela, Benjamin Netanjahu, otwarcie stwierdził, że politycznie nie może sobie pozwolić na niedopuszczenie jakiejkolwiek pomocy. Czytaj: gdyby mógł, to by jej nie dopuścił.

W związku z tym można przypuszczać, że władze Izraela najprawdopodobniej utworzyły sobie jakąś bezpośrednio kontrolowaną organizację, która w ustalonych przez te władze czterech punktach na terenie całej Strefy Gazy rozdaje minimalne racje żywności. Kolejnym skandalicznym procederem jest to, że od wielu tygodni dochodzi do ostrzałów ludności cywilnej, która udaje się do tych punktów. Ludzie ryzykują życiem, by dostać jakiekolwiek pożywienie. Często giną tam, bo żołnierze armii izraelskiej mają po prostu całkowicie wolną rękę w dokonywaniu tych ostrzałów.

Izrael Gaza Trump. Czy prezydent USA doprowadzi do wstrzymania bombardowań? Fot. Mohammed Ibrahim/Unpslash
Podczas gdy świat analizuje każdy ruch w układance Izrael-Gaza-Trump, tak wygląda codzienna rzeczywistość w Strefie Gazy. Fot. Mohammed Ibrahim/Unpslash

Trzeci gracz w układance Izrael-Gaza-Trump

Sytuacja wciąż się pogarsza, choć już na tym etapie trudno sobie to wyobrazić. Tylko w ostatnich dniach z głodu zmarło w Gazie co najmniej dwadzieścia kilkoro dzieci. To się dzieje w XXI wieku, z rąk państwa Izrael, które przecież uchodzi za głównego sojusznika tego – o ironio – „cywilizowanego”, demokratycznego świata. Donald Trump, prezydent Stanów Zjednoczonych zdaje się być kompletnie bezradnym wobec tego, co tam się dzieje. Jego próby negocjacji z Benjaminem Netanjahu do niczego dobrego nie doprowadziły. Co jakiś czas przebijają się do mediów spekulacje, że już za chwilę nastąpi zawieszenie broni i że ten dramat się zakończy. Tak się jednak nie dzieje. Jakie są tak naprawdę realne szanse na to, żeby ta sytuacja, przede wszystkim humanitarna, uległa jakiejkolwiek zmianie na lepsze?

Osobiście nie mam w sobie niestety zbyt dużego optymizmu zarówno w kwestii sytuacji i działań Izraela w Gazie, jak i losów tej sprawy na arenie międzynarodowej. Donald Trump miał szereg pomysłów na uporządkowanie po swojemu Bliskiego Wschodu – nie tylko sytuacji w Gazie i relacji z Izraelem, ale w ogóle sytuacji w całym regionie. Wiosną tego roku ogłoszono przykładowo powrót do rozmów o porozumieniu nuklearnym z Iranem. Na początku maja prezydent USA mówił też wprost o zawarciu porozumienia z Hutimi, czyli grupą radykalnych szyickich rebeliantów w Jemenie. Regularnie ostrzeliwują oni Izrael w dość uciążliwy dla tego państwa sposób.

Chodziło o zawarcie porozumienia, na mocy którego Huti mieli wstrzymać ataki na statki przepływające w pobliżu rogu Afryki. To była sytuacja bardzo trudna dla Izraela, dlatego że w pewien sposób wzmacniała pozycję Iranu, a przynajmniej rodziła jakąś perspektywę normalizacji relacji amerykańsko-irańskich. I co się stało? Doszło oczywiście do wymiany ognia i bombardowań, którą nazywamy dzisiaj „wojną dwunastodniową”.

Donald Trump został w dużej mierze wmanewrowany w ten konflikt nie tylko przez agresywną politykę Izraela, a po części dlatego, że kwestia poparcia dla Izraela w Stanach Zjednoczonych – obojętnie jakich działań by się on nie dopuszczał – jest uwarunkowana nie tylko strategicznymi interesami Ameryki, ale też jej kwestiami wewnętrznymi.

To właśnie one wpływają na niezachwiane poparcie Waszyngtonu dla Izraela, i to na kilku poziomach. Pierwszy czynnik to oczywiście społeczność żydowska w Stanach Zjednoczonych, która ma spory wpływ na politykę Białego Domu, nawet jeśli nie jest jej po drodze z Netanjahu i izraelską prawicą w ogóle. Akurat w przypadku polityki amerykańskiej wobec Izraela nie jest to jednak jedyny i decydujący element, który wpływa na jej kształt. Istnieje jeszcze bowiem tzw. Bible Belt, czyli ewangelikalne chrześcijaństwo. Część tych środowisk forsuje bardzo mocno ideę „chrześcijańskiego syjonizmu”.

To stosunkowo rzadko zauważane zjawisko, ale rzeczywiście jest to jedno z bardzo istotnych „odnóży” ruchu MAGA i całego projektu trumpowskiej Ameryki, choć i w wewnątrz tego ruchu istnieją tarcia na tym tle. Tak czy inaczej, chrześcijański syjonizm, który w poparciu dla Izraela widzi realizację swoich celów eschatologicznych, istotnie wpływa na kontekst wewnętrzny w Stanach. Natomiast mamy też kontekst wewnętrzny izraelski.

Netanjahu to już tylko fasada?

To znaczy?

Przede wszystkim, od wielu już lat, jest to państwo prawicowej, nacjonalistycznej hegemonii. Nikłym wspomnieniem są już czasy z drugiej połowy XX. wieku, tj. od ustanowienia państwa Izrael w 1948 roku do końca lat 70., kiedy to nieprzerwanie, choć w koalicjach rządziła Izraelem lewicowa Partia Pracy. Siłą hegemoniczną w Izraelu był wówczas lewicowy syjonizm pracy. Od końca lat 70., stery niemal cały czas dzierży nacjonalistyczna prawica, wywodząca się z tradycji syjonizmu rewizjonistycznego – tak jak właśnie partia Likud Benjamina Netanjahu. Od kilkunastu lat obejmuje ona rządy w ramach różnych koalicji z jeszcze bardziej skrajną prawicą, o tendencjach wprost rasistowskich, bardzo agresywną.

Gdy cały świat skręca dziś w prawo i w pewien sposób kruszy się aksjologiczny, liberalno-demokratyczny porządek Zachodu, to w Izraelu te wszystkie ruchy są w naturalny sposób jeszcze bardziej śmiałe. Wiedzą, że mogą sobie na coraz więcej pozwolić. I właśnie przez to do głosu dochodzi prawicowy, nacjonalistyczny ekstremizm żydowski, reprezentowany choćby przez Itamara Ben-Gwira – politycznego spadkobiercy ekstremistycznego rabina Meira Kahane czy Becalela Smotricza – jednego z liderów ruchu osadniczego. To są środowiska, które dzisiaj nadają ton polityce Izraela.

Skutkuje to tym, że w odpowiedzi na atak Hamasu ze strony Izraela dochodzi dziś do jednej z największych zbrodni przeciwko ludzkości od końca zimnej wojny – obok Rwandy, Darfuru i prześladowań Ujgurów w Chinach. Biorąc pod uwagę, że Izraelem rządzi „partia wojny”, a duża część społeczeństwa popiera co najmniej plan wysiedlenia ludności strefy Gazy, trudno o jakiekolwiek optymistyczne założenie, że to wszystko po prostu się zakończy.

W praktyce nie ma zewnętrznej siły zdolnej powstrzymać działania Izraela w Strefie Gazy, a ten wmanewrowuje przy okazji swoich partnerów – przede wszystkim Stany Zjednoczone – w różne awanturnicze polityki w samym regionie. Dotyczy to nie tylko Gazy, ale też Syrii, Libanu, czy Iranu.

Może zainteresuje Cię również: Skąd się wzięła wojna?

Gdyby to nie był Izrael…

Nie ma szansy, że działania Izraela w końcu wymuszą jakieś szersze działania ze strony reszty świata? Niedawno armia izraelska ostrzelała budynek Światowej Organizacji Zdrowia. Idąc dalej, odpowiada za śmierć nie tylko Palestyńczyków, ale też obywateli postronnych, niezaangażowanych państw, w tym również za śmierć Polaka, Damiana Sobóla. Nikt z dużych graczy nie jest w stanie tego powstrzymać żadnymi środkami?

Izrael w swoich dziejach najnowszych niemal zawsze mógł liczyć na zrozumienie ze strony większych światowych graczy. Ponadto – jeszcze raz przypomnijmy – dziś panuje bardziej sprzyjający radykalnym działaniom ogólny klimat polityczny w Izraelu i na całym świecie, który stał się pełen chaosu. Jeszcze na początku 2002 r. zdarzało się, że oficerowie Sił Obronnych Izraela składali demonstracyjne dymisje w proteście przeciwko polityce własnego państwa, które ich zdaniem naruszało zasadę proporcjonalności odwetu (na ataki Hamasu). Dzisiaj takie rzeczy są absolutnie nie do pomyślenia.

W zeszłym tygodniu oddziały Izraela zbombardowały budynki rządowe w Damaszku – siedzibę sztabu generalnego armii syryjskiej i gmach Ministerstwa Obrony. Uargumentowano to tym, że na południu Syrii dochodzi do czystek etnicznych na Druzach. Komentariat izraelski głosił, że chodzi o „czerwoną linię”, którą są właśnie prześladowania Druzów. Ci są jednak wewnętrznie podzieleni i w rzeczywistości istnieje tylko jedna proizraelska frakcja, która faktycznie prosiła Izrael o interwencję. Pozostałe grupy tej mniejszości były lojalne wobec Damaszku. Dodatkowo te tumulty trwały już po interwencji Izraela. W ciągu tygodnia zginęło ponad 1000 osób, czemu Tel-Awiw nie próbował zapobiegać.

Sytuację należy więc czytać tak, że w rzeczywistości Izraelowi chodzi po prostu o destabilizację południowej Syrii i realizację swojego interesu, który definiuje przekonanie, że w sąsiedztwie nie jest potrzebne jakiekolwiek stabilne państwo.

Jeżeli do działań w Syrii doliczymy sytuację w Gazie czy południowym Libanie, gdzie co prawda rozgromiono Hezbollah, ale przy okazji pogłębiono ogólną destabilizację tego kraju (a sytuacja tam i tak była już opłakana), i do tego jeszcze agresję na Iran – to wychodzi nam obraz państwa wyjątkowo awanturniczego.

Jeśli interesują Cię podobne tematy – zapraszamy także na nasz kanał na YouTube

Jestem gotów spekulować, że w innych czasach i w przypadkach innych państw, w reakcji na podobne agresje na kilku frontach naraz, toczyłaby się już na arenie międzynarodowej co najmniej bardzo ożywiona dyskusja na temat tego, czy nie czas na przeprowadzenie jakiejś interwencji wojskowej, np. takiej na kształt „Pustynnej Burzy” w czasie, kiedy Saddam Husajn zaatakował Kuwejt, lub chociaż utworzenia misji pokojowej.

Nic takiego nie ma jednak miejsca, dlatego że Izrael jest mocarstwem atomowym i państwem o wyjątkowym statusie, cieszącym się względami Stanów Zjednoczonych i dużej części elit zachodnich. Jest też w stanie bardzo skutecznie prowadzić politykę informacyjną, albo wręcz zarządzać dyskursem medialnym w świecie Zachodu, przez co krytykę pod jego adresem sprowadza się często do antysemityzmu. Państwo to ma świadomość, że jakkolwiek zbrodnicze nie byłyby jego działania w Gazie to i tak – przynajmniej jak dotąd – nie musi spodziewać się poważniejszych zewnętrznych nacisków.


*Mateusz Chudziak – doktor historii. Analityk i publicysta. Zajmuje się najnowszymi dziejami Turcji i Bliskiego Wschodu. Pracował w Szkole Głównej Handlowej w Warszawie (2023–2025) oraz w Ośrodku Studiów Wschodnich (2015–2021).

Opublikowano przez

Anna Bobrowiecka

Autorka


Dziennikarka, publicystka, komentatorka. Publikuje w mediach ogólnopolskich i regionalnych. Specjalizuje się w dziennikarstwie społecznym, psychologicznym, interesuje ją geopolityka. Kocha zwierzęta, zwłaszcza koty.

Chcesz być na bieżąco?

Zapisz się na naszą listę mailingową. Będziemy wysyłać Ci powiadomienia o nowych treściach w naszym serwisie i podcastach.
W każdej chwili możesz zrezygnować!

Nie udało się zapisać Twojej subskrypcji. Proszę spróbuj ponownie.
Twoja subskrypcja powiodła się.