Jak natura może nauczyć nas tolerancji i lepszego zrozumienia drugiego człowieka

Rozmowa z Pawłem Skawińskim, przyrodnikiem, byłym wieloletnim dyrektorem Tatrzańskiego Parku Narodowego, przewodnikiem i ratownikiem górskim. Nasz rozmówca jest również współautorem książek odkrywających przed dziećmi uroki Tatr i Podhala.

Dariusz Jaroń: Kto panu pokazał Tatry?

Paweł Skawiński: Mama i babcia były zafascynowane górami. Babcia należała w okresie międzywojennym do Polskiego Towarzystwa Tatrzańskiego, chodziła na wycieczki z Tadeuszem Smoluchowskim, ojcem-założycielem turystyki górskiej. To one zaszczepiły we mnie wrażliwość na góry, którą mam do dzisiaj. Równie silny wpływ wywarło na mnie harcerstwo. Obozy w latach 60. w dzikich Bieszczadach, zatapianie się w przyrodę, wczytywanie się w historię z nią związaną. Pamiętam obóz w Uściu Gorlickim. Długimi dniami chodziłem po okolicy, odkrywając ślady wyczyszczenia przestrzeni z ludzi i kultury w ramach Akcji Wisła.

Można uczyć historii poprzez naturę?

Wyobraźmy sobie wycieczkę na pole bitwy pod Grunwaldem. Dzisiaj są tam łąki. Jeśli staniemy wśród tych łąk i powiemy dziecku, że to ważne miejsce dla naszej historii, to nie wystarczy, żeby zapałało miłością do podręcznika do historii. Trzeba mu opowiedzieć o tym dziedzictwie. Zaciekawić je. Oczywiście pamiętając przy tym, żeby dostosować narrację opowieści do wieku dziecka.

Rozbudzić ciekawość

A jak zaciekawić dzieci kontaktem z przyrodą?

Trzeba zacząć od siebie. Musimy zrozumieć jako rodzice czy dziadkowie, że najważniejszy nie jest cel wycieczki, ale wspólne przebywanie na łonie natury. Dla dziecka ciekawszy od schroniska czy konkretnego punktu na mapie może być napotkany na szlaku potok. Możliwość zanurzenia ręki w zimnej wodzie w upalny dzień, obserwowanie rybek, zabawa kamieniami. To jest świat dziecka! Wprowadzając je w Tatry, czy w jakiekolwiek inne góry, pozwólmy mu w nim zaistnieć, żeby wycieczka była przyjemnością, a nie żmudnym pokonywaniem kolejnych kilometrów. Żadne dziecko tego nie polubi.

Co z opowieścią?

Wprowadzajmy ją z czasem. Nieraz mnie korciło, jako leśnika, żeby od razu opowiedzieć dzieciom o wszystkim, począwszy od krajobrazu po zwierzęta i rośliny. Pokazałem kiedyś wnuczce w trakcie spaceru szyję korzeniową dwustuletniej jodły. Mógłbym zarzucić ją wiedzą naukową, ale zamiast tego powiedziałem: „Popatrz Milenko, tutaj coś rośnie. To są porosty. Widzisz, jakie mają piękne czerwone plamki? To miejsca na zarodniki. Wylecą z nich zarodki i gdzieś daleko w lesie wysieje się z nich nowe życie”. W relacji dzieci z przyrodą ważne jest pokazywanie detalu. Dzieci lepiej odczytują detal niż całość krajobrazu.

Polecamy:

Natura to przestrzeń do refleksji

Dla rodzica to wyzwanie. Łatwiej nazwać dolinę niż składniki przyrody.

Nie chodzi o to, żebyśmy do perfekcji opanowali nazwy tatrzańskich porostów, ale potrafili zainteresować dziecko tym, na co samo zwraca uwagę. Jeżeli zatrzyma się nad kamieniem, liściem lub owadem, przystańmy wraz z nim. Pozwólmy maluchowi skonsumować to, co samemu odczytał. Zamiast na sztywny harmonogram, postawmy na swobodę w relacji z przestrzenią, żeby natura mogła sama w dziecku zagrać. Potraktujmy spacer w lesie jak lekturę poezji, czekając, aż odpowiednia strofa pobudzi wrażliwość małego odbiorcy.

Kontakt z poezją nie lubi pośpiechu. Z naturą także?

Mieszkam przy Tatrzańskim Parku Narodowym. Obserwuję rosnącą potrzebę zaliczania szczytów i wrzucania przestrzeni w statystykę. Różnimy się, nie przeczę. Ktoś z zimowej górskiej wycieczki wróci z informacją, ile zrobił kroków, a ktoś inny z opowieścią o pięknych drzewach pokrytych warstwą lśniącej szadzi. Zamiast liczb spróbujmy jednak pokazać dzieciom sztukę kontemplacji przyrody. Na sportowe podejście do natury, jeśli tylko zechce, zawsze będzie miało czas.

Krok po kroku

Od czego zacząć niespieszne obcowanie z górami? Posłużmy się dobrze panu znanymi Tatrami.

Zacznijmy od prostszych celów. Jeżeli pójdziemy za pierwszym razem z dzieckiem na Rysy, to co nam w kolejnych latach zostanie? Mont Blanc i Himalaje? Tatry to jest taki tort, który powinniśmy jeść małą łyżeczką, kawałek po kawałku. Zamiast snuć plany przejścia z dzieckiem Orlej Perci, wybierzmy się na Kopieniec albo popatrzmy na majestatyczną ścianę Giewontu z Sarniej Skały. Rodzicom mieszkającym daleko od Tatr radziłbym najpierw wycieczki w bliższe im góry. Warto pokazać dziecku najbliższą okolicę, zainteresować je naszą małą ojczyzną. Wspólna przygoda może nas spotkać nawet na nizinach.

Technologia w takiej przygodzie pomaga czy przeszkadza?

Ma niewątpliwe zalety, pozwala chociażby wezwać pomoc. Pomaga również w rozpoznaniu roślin i zwierząt – wystarczy zrobić zdjęcie lub nagrać śpiew ptaków i dzięki odpowiedniej aplikacji w kilka chwil dostaniemy sporo ciekawych informacji. Problem pojawia się wtedy, kiedy zamiast na przyrodę patrzymy się w ekran telefonu, w dodatku ze słuchawkami na uszach. Takie zachowania w górach odrzucam. Nie powierzałbym też swojego bezpieczeństwa wyłącznie smartfonowi – może się rozładować albo stracić zasięg. Umiejętność czytania map i orientacja w przestrzeni warte są pielęgnowania od najmłodszych lat.

Unieważnienie codzienności

Zapytam prowokacyjnie – po co nam bliskość przyrody?

Natura to znakomita nauczycielka.

Czego uczy?

Spowolnienia. Ciągle za czymś biegniemy. Nie tylko dorośli, dzieci również mają liczne obciążenia i stres wynikający z nieodrobionych lekcji czy niezrozumienia matematyki. Musimy nauczyć się odprężać. Przyroda to świat bez napiętych terminów i tego całego zwariowanego pośpiechu. Jadąc w góry lub nad wodę, pokażmy dziecku, że potrafimy zostawić te problemy w domu, odetnijmy się od nich, zostawiając codzienne obowiązki w samochodzie na parkingu. Nazywam to unieważnieniem codzienności. Oprócz spowolnienia natura uczy też tolerancji.

Poznać naturę i zrozumieć człowieka

W jaki sposób?

Możemy uczyć tolerancji, opowiadając o niezdefiniowanej do końca płci roślin. Możemy tłumaczyć dorastającym dzieciom, że w przyrodzie nie wszystko jest zero-jedynkowe. Lubimy klasyfikację, bo tak jest nam łatwiej pewne rzeczy pojąć, ale przyroda tak nie działa. Nie ma w niej złych i dobrych. Wilk nie jest wyłącznie złym drapieżnikiem, a zjadana przez niego sarna tylko biedną ofiarą. Powiązania między składnikami przyrody są znacznie bardziej złożone i uczą mądrej, dogłębnej oceny zjawisk, a nie prostackiego podziału my–oni. Przyroda nie zna jednego słusznego kanonu. Nie mówi o heteroseksualności. Natura pozwala nam zrozumieć świat nie tylko roślin i robaczków, ale też nas samych, bo człowiek i jego zachowania należą do tego samego ekosystemu.

Lepsze zrozumienie przyrody sprawi, że staniemy się łagodniejsi?

Na to liczę. Może złagodnieją nasze sądy? Będziemy bardziej rozumieć i kochać inność? Nauka, jako konstrukt wymyślony przez człowieka, lubi dzielić. Robimy klasyfikację roślin i zwierząt, opisujemy i nazywamy przestrzeń i przyrodę, ale te podziały w pewnym sensie tworzymy na siłę. Wie pan, jak mieszają się rośliny?

Wierzby tak się krzyżują, że w pewnym momencie nie jesteśmy w stanie określić, czy to wierzba uszata, iwa czy biała. Mamy rój mieszańcowy. Nauka stara się oczywiście przypisać jej odpowiedni gatunek, ale niektóre rośliny cechuje takie wymieszanie, że nie pozostaje nam nic innego, tylko pokochać nieokreśloność. Żyłoby nam się lepiej, gdybyśmy tak samo podeszli do świata ludzi.

Dowiedz się więcej:

Josh Hild / Pexels

Chcesz przejrzeć więcej podobnych artykułów? Wejdź na stronę Holistic News.

Opublikowano przez

Dariusz Jaroń

Autor


Pisze od 20 lat. Z wykształcenia ekonomista, z zamiłowania reporter i tłumacz języka angielskiego, a na co dzień specjalista content marketingu. Autor kilku książek non-fiction, w tym jednej nagrodzonej na Festiwalu Górskim im. Andrzeja Zawady w Lądku-Zdroju. Fanatyk sportu, hard rocka i włoskiej kuchni.

Chcesz być na bieżąco?

Zapisz się na naszą listę mailingową. Będziemy wysyłać Ci powiadomienia o nowych treściach w naszym serwisie i podcastach.
W każdej chwili możesz zrezygnować!

Nie udało się zapisać Twojej subskrypcji. Proszę spróbuj ponownie.
Twoja subskrypcja powiodła się.