Humanizm
Życie to nie bajka, ale istnieje narrator. Wewnętrzny głos umysłu
21 grudnia 2024
Prof. Ryszard Tadeusiewicz: Dzięki sztucznej inteligencji możemy zbudować przyszłość, w której wszyscy żyją godnie. Ale żeby na świecie nastała sprawiedliwość, musimy najpierw w tę sprawiedliwość uwierzyć.
Sztuczna inteligencja już zmienia świat, a to dopiero początek. Świadomy płynących z jej rozwoju szans, ale też zagrożeń jest między innymi prezydent Stanów Zjednoczonych, Joe Biden, który kilka dni temu spotkał się z przedstawicielami najpotężniejszych firm z branży SI (sztucznej inteligencji), apelując o odpowiedzialność i działanie z myślą o ochronie ludzi. Czy rzeczywiście mamy się czego bać? Rozmowa z prof. Ryszardem Tadeusiewiczem, robotykiem i informatykiem, kilkukrotnym rektorem Akademii Górniczo-Hutniczej, popularyzatorem nauki, specjalistą od sztucznej inteligencji, publicystą i członkiem Komitetu Prognoz Polskiej Akademii Nauk. Prof. Ryszard Tadeusiewicz jest również członkiem rady naukowej Holistic Think Tank.
Pana dom zaskakuje.
Dlaczego?
Po specjaliście od robotyki i sztucznej inteligencji spodziewałabym się mieszkania wypełnionego zdobyczami technologii. Pana wypełnione jest sztuką.
Dla mnie źródłem zachwytu jest przede wszystkim człowiek i to, co powstało jego rękami. Roboty zostawiam w pracowni.
Inżynier zakochany w człowieku?
Również dla inżyniera człowiek powinien być centralnym punktem. Technika powstała po to, by służyć człowiekowi.
A jednak niektórzy ostatnio czują się z jej powodu zagrożeni. Czy słusznie?
Zależy, czego się boją.
Przeczytaj też: Czy w XXI wieku staniemy się nadludźmi? Przewidział to Nietzsche
Zacznijmy od najczarniejszego scenariusza: zniewolenia ludzi przez roboty, jak przewidywało wielu pisarzy czy reżyserów.
To pobudzająca intelektualnie wizja, ale zostawmy ją twórcom science fiction. Jeśli mamy zostać przy zdroworozsądkowym myśleniu, to musimy zacząć od tego, że sztuczna inteligencja – choć zbudowana na wzór ludzkiego intelektu i do niego podobna – pozbawiona jest instynktów, marzeń, emocji i żądz. Poza tym, aby z nami walczyć, musiałaby najpierw mieć ku temu powód, konkurować z nami o zasoby. A czego miałyby chcieć od nas roboty? Pieniędzy? Nie potrzebują ich. Naszych mieszkań? Też nie. Jedzenia? Przecież nie odczuwają głodu. Stanowisk i funkcji? Robot nie potrzebuje prestiżu ani połechtania swojego ego, bo zwyczajnie go nie ma.
A jeśli zapytam pana, czy mamy podstawy, by bać się o swoją pracę?
Tu sprawa jest bardziej skomplikowana. Już od lat powoli przyzwyczajamy się do tego, że robot wypiera robotnika, oswajamy się z widokiem opustoszałych hal produkcyjnych w przemyśle motoryzacyjnym czy zbrojeniowym. Oczywiście, w tym momencie jeszcze nie wszystkie mechaniczne prace potrafią wykonywać roboty, ale to będzie się zmieniać. Kilka dni temu byłem na prezentacji robota do zbierania truskawek skonstruowanego przez naukowców z Uniwersytetu Rolniczego w Krakowie. Do tej pory to było zbyt wyspecjalizowane i wymagające delikatności zajęcie, by maszyna mogła je przejąć: trzeba te truskawki wyszukać, ostrożnie zebrać, a do tego selekcjonować owoce dojrzałe, zostawiając na grządce te zielone czy zepsute. Dziś maszyny to już potrafią. A będą umieć coraz więcej.
O ile od jakiegoś czasu przyzwyczajamy się, że maszyny odbierają pracę „niebieskim kołnierzykom” – czyli pracownikom fizycznym, produkcyjnym czy administracyjnym niższego szczebla – to nowością jest przejmowanie przez sztuczną inteligencję prac wykonywanych przez intelektualistów: dziennikarzy, naukowców, prawników. Szacuje się, że sądy wkrótce zostaną zalane pozwami napisanymi przez SI. Naukowcy od jakiegoś czasu korzystali z technologii w procesie zbierania czy analizowania danych, ale do tej pory to oni zajmowali się wyciąganiem z tych danych wniosków. To się wkrótce zmieni. Jeśli zaś chodzi o dziennikarzy czy pisarzy…
To pojawił się ChatGPT, który całkiem nieźle radzi sobie z pisaniem.
Całkiem nieźle? Jest w tym doskonały! Ale jeśli pyta mnie pani o zdanie, to ja zawsze będę wolał teksty pisane przez człowieka. One są w uroczy sposób niedoskonałe i niepowtarzalne, można w nich znaleźć to „coś”: cząstkę człowieka, której próżno szukać w tekstach stworzonych przez boty językowe. Oczywiście dotyczy to pogłębionych reportaży, wywiadów czy literatury pięknej. Jeśli chodzi o proste streszczanie informacji czy błyskawiczne napisanie relacji sportowej – to SI, jeśli już nie jest lepsza od człowieka, to za chwilę będzie.
Rozmawialiśmy na temat przyszłości i sztucznej inteligencji wielokrotnie, ale kilka lat temu. Wtedy to było zagadnienie niszowe, trochę futurystyczne. Dopiero teraz mamy społeczną dyskusję. Czy to tylko wrażenie, czy rozwój sztucznej inteligencji naprawdę w ostatnich miesiącach mocno przyspieszył?
I tak, i nie. Modele językowe nie są nowym pomysłem: od dekad naukowcy, wśród nich również ja, zajmowali się analizą struktur języka i projektowaniem tych modeli. Przez ostatnie 30 lat udeptywaliśmy grunt, a teraz ludzkość zaczyna wznosić na nim imponujące budowle. Rozwój sztucznej inteligencji to ostatnie trzy dekady. Tyle że pierwsze systemy SI zajmowały się dowodzeniem twierdzeń matematycznych. To imponujące, ale bądźmy szczerzy: mało praktyczne. I jeszcze mniej interesujące dla ludzi spoza branży. Potem powoli zaczynały pojawiać się systemy eksperckie, w które „ładuje” się wiedzę ekspertów z danej dziedziny, na przykład lekarzy. Ekspert dostarcza wiedzę, użytkownik pytanie, a algorytm całkiem sprawnie kojarzy fakty i generuje odpowiedź. Teraz mamy czaty językowe, które potrafią niezwykle sprawnie pisać, dialogować z nami, budować zaskakująco błyskotliwe i trafne odpowiedzi. A ludzie, czasem w nieuczciwy sposób, coraz chętniej z nich korzystają. Dość często dostaję do zrecenzowania różne artykuły do pism naukowych czy referaty przygotowane z myślą o wystąpieniach na kongresach i sympozjach. Wie pani, o co najczęściej pytają mnie redakcje, którzy proszą o zrecenzowanie takich tekstów?
Czy zachodzi podejrzenie, że napisała je sztuczna inteligencja?
Właśnie tak. Podobny problem mają nauczyciele, zadając uczniom prace pisemne.
W jaki sposób mogą sprawdzić, czy napisali je uczniowie, czy model językowy?
Technicznie to jest praktycznie nie od odróżnienia.
To co mogą zrobić?
Porozmawiać z każdym uczniem. Zapytać go o treść wypracowania, porozmawiać, dlaczego wysnuł taki, a nie inny wniosek, jakie ma przemyślenia. Gdybym był szkolnym nauczycielem, to tak właśnie bym robił. Oczywiście, czasem uczeń może wyjść wiarygodnie podczas takiej rozmowy, choć skorzystał z czata językowego. Ale jeśli tak – to oznacza, że przynajmniej przyswoił stworzoną przez niego treść, coś sobie przemyślał, zanalizował.
A może zadawanie uczniom prac pisemnych, w dobie bota ChatGPT, po prostu nie ma już sensu?
Uważam, że ma sens. Prace pisemne w edukacji spełniają kilka ważnych funkcji: sprawdzają wiedzę ucznia, doskonalą go w używaniu języka i uczą samodzielnie formułować wnioski. Jeśli uczeń korzysta z modelu językowego, pojawia się zagrożenie, że on tych kompetencji nie uzyska. Po drugie – i może to jest nawet bardziej niebezpieczne – jeśli nauczy się oszukiwać w tej sprawie, to zachodzi ryzyko, że będzie oszukiwał również w innych. Wiemy z neurobiologii i psychologii, że okres szkolny to czas intensywnego tworzenia się i utrwalania wzorców zachowań, wartości i życiowych postaw. Jeśli z troską myślimy o przyszłości świata, również w kontekście nowych technologii i sztucznej inteligencji, to musimy poważnie podchodzić do kształtowania moralności dzieci. Pani pytała, w jaki sposób możemy „złapać” ich na używaniu sztucznej inteligencji. A ja bym podszedł do tego od zupełnie innej strony…
Jakiej?
Dał im kredyt zaufania. Tradycyjne szkolnictwo nie jest zbudowane na zaufaniu i, niestety, szkoły w większości krajów na świecie są pasem transmisyjnym dawnego modelu. Tymczasem nauki społeczne czy psychologiczne wskazują wprost: ludzie obdarzeni zaufaniem starają się go nie zawieść. W krajach skandynawskich – nielicznych, gdzie szkolnictwo wygląda nieco inaczej – uczniowie nie są w takim stopniu kontrolowani. Mogliby z łatwością ściągać czy oszukiwać. Mimo to – czy raczej: właśnie dlatego – skandynawskie dzieci tego nie robią. Dlaczego? Bo im się ufa. Bo ich szkoły są zbudowane na relacjach. Bo obowiązuje tam zasada otwartej i szczerej komunikacji.
Czy według pana nowe technologie powinny być obecne w szkołach?
Tak. Dawniej nauczyciel był mistrzem – tym, który przekazuje wiedzę uczniom. Dziś uczniowie mogą błyskawicznie znaleźć odpowiedź na każde pytanie w internecie. Jeśli szkoła nie będzie tego uwzględniać, zwyczajnie zostanie w tyle. Przegra. A stawka jest wysoka. Nauczyciel powinien więc zostać przewodnikiem: nie tyle tym, który wiedzę przekazuje, ile tym, który pokazuje, jak z niej mądrze i odpowiedzialnie korzystać. A jeśli ma to robić, to technologia powinna być obecna w szkole. Uczniowie od najmłodszych lat powinni być oswajani ze sztuczną inteligencją.
Jednocześnie: im bardziej otacza nas technologia, tym bardziej powinniśmy pielęgnować w młodych ludziach postawy humanistyczne. Tym bardziej zadbać o kręgosłup moralny młodego pokolenia. Sprawić, by w świecie pełnym robotów – pozostać Człowiekiem przez duże „C”.
Co dla pana znaczy: być Człowiekiem?
Kochać. Myśleć o innych. Być odpowiedzialnym – za siebie, bliskich, świat. Pielęgnować w sobie pokorę i pogodę ducha. Dobrze życzyć innym. Pani wspomniała, że coraz więcej ludzi odczuwa lęk przed sztuczną inteligencją. Ja myślę, że skrzywdzić ludzi – mogą tylko ludzie. SI jest jedynie narzędziem – owszem, potencjalnie niebezpiecznym – w rękach ludzi. W tym sensie niewiele różni się od motyki, którą przekopujemy ogródek. Jedno i drugie służy człowiekowi. Zasadnicza różnica jest taka, że znacznie trudniej jest skrzywdzić kogoś motyką: trzeba mieć z nim bezpośredni kontakt, użyć siły, być może zostać zauważonym. Używając SI czy technologii w ogóle, możemy zniszczyć kogoś jednym kliknięciem myszki i to anonimowo. Nie mówię tylko – choć również – o atakach hakerskich, wykradaniu danych, cyberprzestępczości. Czasem wystarczy kogoś anonimowo oczernić, wyśmiać, oskarżyć.
A jeśli roboty mają zastąpić nas w pracy, to zostanie nam wolny czas i frustracja, by tym bardziej hejtować w internecie.
Czas: być może. Frustracja: niekoniecznie. Myślę, że dla tych, którzy będą chcieli pracować – praca się znajdzie. Owszem, wiele zawodów, w których dzisiaj jesteśmy zatrudniani, przestanie wkrótce istnieć lub pozostaną w nich nieliczni pracownicy. Natomiast jestem przekonany, że pojawią się kolejne, których jeszcze dzisiaj nie potrafię nazwać ani nawet ich sobie wyobrazić. Proszę zwrócić uwagę, że dzisiejsza zmiana jest w pewnym sensie odzwierciedleniem tej, którą ludzkość (i to stosunkowo niedawno) już przeżyła: pierwszej rewolucji przemysłowej. Przed pojawieniem się maszyny tkackiej wszystkie materiały były tkane ręcznie, a dopiero później z tych materiałów, oczywiście też ręcznie, szyto ubrania. Gdy pojawiły się mechaniczne tkalnie, tkacze stanęli w obliczu bezrobocia. Byli przerażeni i na tyle wściekli, że zaczęli masowo niszczyć te maszyny i podpalać fabryki. Rynek pracy w obliczu tej rewolucji się zmienił, to prawda – ale czy z perspektywy czasu możemy uznać, że na gorsze? Czy ktoś tęskni za wykonywaniem zawodu tkacza? To była ciężka, wyrobnicza praca. Natomiast na jej miejsce pojawił się nowy zawód: projektanta odzieży. I tak samo w miejsce zawodów, które wkrótce znikną, pojawią się nowe. Za kilka dekad pewnie będziemy jeździć autonomicznymi samochodami, bez kierowcy. Z łatwością mogę sobie wyobrazić bezzałogowe taksówki, nawet powietrzne. W związku z tym pojawi się potrzeba, żeby przeorganizować całkowicie wnętrze naszych pojazdów, być może na kształt poruszających się saloników. A skoro tak, to pewnie pojawią się projektanci takich maszyn i ich wnętrz.
Zgoda, tyle że – tak jak jest mniej projektantów odzieży, niż było tkaczy – tak projektantów autonomicznych samochodów będziemy potrzebować mniej, niż teraz potrzebujemy zawodowych kierowców.
Nie powiedziałem, że praca będzie dla wszystkich. Powiedziałem, że będzie dla tych, którzy jej pragną.
A co z pozostałymi?
Wyobrażam sobie, że będą mieli zapewniony stały dochód, który pozwoli im godnie żyć, nie wykonując pracy zarobkowej. Ci, którzy będą pracować czy w inny sposób wnosić ponadprzeciętny wkład do społeczeństwa, będą oczywiście dodatkowo premiowani.
Brzmi jak utopia.
Z dzisiejszej perspektywy tak, jeśli jednak popatrzymy na gospodarkę w skali makro, to dzięki rozwojowi technologicznemu wytwarzanych dóbr może być znacznie więcej niż teraz. A więc urządzenie na nowo tego świata to kwestia przede wszystkim sprawiedliwości społecznej i odpowiedzialnej dystrybucji zasobów; tym między innymi zajmujemy się w Komitecie Prognoz Polskiej Akademii Nauk. Ludzie obawiają się zmian, to naturalne. Tak było podczas pierwszej rewolucji przemysłowej, tak było też podczas rewolucji agrarnej. A jednak zachęcam, żeby spojrzeć na nadchodzące przemiany jako na szansę, a nie zagrożenie. Chcę wierzyć, że dzięki rozwojowi sztucznej inteligencji świat będzie miejscem, gdzie każdy człowiek będzie mógł żyć godnie.
Być może z ekonomicznego punktu widzenia to wykonalne, ale moja wątpliwość dotyczy czegoś innego: czy ta sprawiedliwość społeczna w ogóle jest możliwa? Czy nie czeka nas powtórka z tego, co już w historii wielokrotnie przerabialiśmy: że zmiany tylko pogłębią nierówności społeczne?
Żeby na świecie nastała sprawiedliwość, musimy najpierw w tę sprawiedliwość uwierzyć. Przyjęcie odpowiedniej optyki kształtuje jutro. Jeśli uznamy, że świat nie będzie lepszy – to pewnie nie będzie. Ale możemy też starać się budować taką przyszłość, o jakiej marzymy. I tu znów wracamy do szkolnej edukacji: jeśli zadbamy o to, żeby przekazywać dzieciom odpowiednie wartości, to młodzi ludzie – a przynajmniej większość z nich – będzie żyć w zgodzie z tymi wartościami. I budować sprawiedliwą, lepszą przyszłość. Przyszłość w świecie sztucznej inteligencji, która służy dobru wszystkich ludzi, a nie wykluczeniu czy niszczeniu.
Może cię również zainteresować: