Humanizm
Najpierw intuicja, potem kultura
20 grudnia 2024
Porażka boli. I to dosłownie. Nasz mózg odbiera frustrację z niej wynikającą jako cierpienie i chce na wszelkie sposoby jej unikać. Jednak to stały element naszego życia i trzeba z nim żyć.
Porażka to nieunikniony element naszego życia. To truizm. Wielki słownik języka polskiego definiuje ją jako „niepowodzenie w jakichś działaniach lub w określonej dziedzinie życia”. Warto dołożyć do tego stwierdzenia: co wywołuje trudne emocje, zniechęcenie i frustrację. Porażka jest formą cierpienia, które – choć tak bardzo niechciane – jest składnikiem naszej egzystencji, a bardzo często środkiem do zmiany i wzrostu. Dlatego musimy się nauczyć, jak radzić sobie z porażką.
Wystarczy popatrzeć na dojrzewającego nastolatka, który, aby dojść do dorosłości, musi wytrzymać bolesny proces przemiany. Rosnące kości powodują niejednokrotnie ból stawów lub serca. Zmiany w gospodarce hormonalnej negatywnie wpływają na cerę. Huśtawki emocjonalne, odkrywanie własnej tożsamości i samego siebie, niejednokrotne konflikty z najbliższymi, są źródłem wielu trudnych emocji. Jednak gdyby nie ten proces, nieodzownie połączony z cierpieniem, nie istniałby rozwój.
Porażki to także ból, który jest przejściowy i towarzyszy w drodze do osiągnięcia sukcesu, nauki nowych rzeczy lub zmian w życiu swoim czy społeczeństwa. I tak jak staramy się unikać bólu cierpienia fizycznego, tak na wszelkie sposoby uciekamy od porażek. W historii ludzkości przybrało to postać niemal zorganizowaną.
Starożytne cywilizacje Greków i Rzymian w swojej mitologii często odnosiły się do nieuchronnego losu, przed którym człowiek nie może się bronić i jest bezradny wobec zbliżającej się katastrofy. Owo fatum, a nawet Fatum – gdyż Rzymianie personifikowali tę cechę – to nieuchronna wola boska, która pozbawia człowieka decyzyjności i odpowiedzialności za to, co się wydarza.
Edyp – mitologiczny bohater i postać z dramatu Sofoklesa – według proroctwa miał zabić własnego ojca i poślubić matkę. Mimo prób przeciwstawienia się takiemu losowi wszystko dokonało się tak, jak zrządziło fatum. Jednocześnie zdjęło ono ciężar odpowiedzialności z bohaterów.
Chrześcijaństwo, które jako myśl filozoficzna i sposób życia zdominowało Europę, także przejawiało tendencję do odrzucenia wolności i odpowiedzialności na rzecz predestynacji. Augustyn z Hippony uważał, że człowiek jest przeznaczony do potępienia lub zbawienia. Choć oficjalne nauczanie kościelne odrzuciło w późniejszych wiekach ten pogląd, powrócił on w reformie protestanckiej.
Także dziś, mimo uznania wolności i możliwości wyboru – z wszystkimi tego konsekwencjami – za jedne z najważniejszych praw człowieka, wciąż mamy tendencję, by porażki przypisywać losowi. „Widocznie tak miało być”, „Taki mój los”, czy nagrobkowe epitafium „Bóg tak chciał”. To często słyszane zwroty, które z jednej strony są wyrazem poddania się przeciwnościom, a z drugiej – niechęci do brania odpowiedzialności za swoje działania. I chyba nie ma się czemu dziwić, bo – jak udowadnia neuronauka – mózg nie cierpi porażek.
Polecamy rozmowę z Katarzyną Solińską na naszym kanale: HOLISTIC NEWS: Czy istnieją granice w sporcie wyczynowym?
Przez lata ewolucji mózg wykształcił dość prosty system funkcjonowania – powracamy do tego, co jest dla nas miłe. Może chodzić o bezpieczeństwo, ciepło, towarzystwo, jedzenie oraz poczucie sukcesu. Nauczyliśmy się podejmować takie wyzwania, które z jednej strony będą wymagające i niebanalne, a jednocześnie możliwe do zrealizowania. Dzięki temu będziemy mogli odczuć zadowolenie. Układ nagrody jest w ten sposób mocno stymulowany, popychając nas do szukania podobnych wyzwań i jednocześnie zwiększania poziomu ich trudności.
Wyobraźmy sobie dziecko, które po raz pierwszy samo się ubrało. Początkowo będzie to źródłem wielkiej radości i zadowolenia. Z czasem udane zapięcie guzików czy zasunięcie zamka nie spowoduje już ekscytacji, a mały odkrywca zacznie szukać coraz trudniejszych, a przez to satysfakcjonujących zadań.
Co dzieje się, gdy zamiast sukcesu spotka nas porażka? Mózg bardzo nie lubi takiego stanu. Dzieje się tak z powodu frustracji, która – choć sami odczuwamy ją inaczej – jest dla mózgu jak ból fizyczny. Przeprowadzono skan mózgu człowieka, który odczuwał takie emocje. Część kory, która była wtedy aktywna, to ta sama, która „uruchamia się”, gdy cierpimy fizycznie.
Człowiek, który trwa w długotrwałym bólu spowodowanym jakąś chorobą bądź urazem, zmienia się. Jego relacje z innymi się pogarszają. Spada aktywność i chęć poznawania nowych rzeczy. Tak samo dzieje się w przypadku porażki. Jeśli wyzwania, które stawia przed nami życie (jak praca, związki czy nauka) są dla nas nieustannie za trudne i odnosimy klęskę za klęską, nasz mózg przekieruje swoje zasoby na unikanie tego typu wydarzeń. Człowiek staje się bardzo kreatywny, gdy chce uciec od tego, co dla niego trudne.
Polecamy: Drużyna to wspólnota. By odnieść sukces, nie może być miejsca na „ja”
Nie sposób jednak uciec w życiu od porażek. Jak każde cierpienie – niechciane przez człowieka i nielubiane przez mózg – jest nieodzowną częścią życia. Dr Paweł Fortuna, autor książki Pozytywna psychologia porażki. Jak z cytryn zrobić lemoniadę, zauważa, że za wzór stawiamy sobie dziś nadczłowieka, który nigdy nie popełnia błędów. Mamy tendencję do zamiatania ich pod dywan. Jednak przepracowanie porażki wymaga zaakceptowania jej i potraktowania jej nie jak wydarzenie, ale jak część procesu.
W jednej z rozmów dr Fortuna stwierdza: „Dla tych, którzy są skupieni na procesie, wygrana jest wartością dodaną, a nie celem”. Na niepowodzenia trzeba spojrzeć z szerszej perspektywy i dostrzec pożytki, które porażki z przeszłości wniosły w obecne życie.
Aby tego dokonać, potrzebujemy nabrać dystansu. Najlepiej podejść do sytuacji bez emocji i uruchamiania mechanizmów obronnych, takich jak wyparcie lub projekcja. Często konieczne jest wsparcie osoby z zewnątrz, która ma inne, mniej uczuciowe podejście do konkretnego wydarzenia. Wówczas łatwiej porażkę oddzielić od samego siebie. Dr Fortuna stwierdza: „To nie ja jestem klęską, tylko dotknął mnie kryzys, którym trzeba zarządzić”.
Prof. Marek Kamarzyk, który zajmuje się neuronuaką i nowoczesnymi sposobami dydaktyki, stwierdza, że dziecko, które kilkukrotnie odniosło porażkę w nauce matematyki, może uznać, że jej po prostu nie rozumie i to nigdy nie będzie dla niego. Gdy jednak wróci się z uczniem do momentu porażki i wytłumaczy zagadnienie, którego dziecko nie zrozumiało, oraz dostosuje do jego tempa, prędkość nadrabiania zaległości może okazać się zdumiewająca. To właśnie potęga przepracowanej klęski.
Może Cię zainteresować: Nierealne cele budzą w dzieciach frustrację. Jak to wpływa na ich mózgi?