Nauka
Ziemia straciła siostrę. Badanie Wenus dowodzi, że nie jest podobna
17 grudnia 2024
Ayelet i Tzvika przeżyli największą tragedię dla rodzica – śmierć własnego dziecka. Bat-Chen, z dwiema koleżankami, przebrała się w kostium, żeby uczcić święto Purim. Zginęła w zamachu terrorystycznym w dniu swoich urodzin
Według tradycji żydowskiej cadykowie tego samego dnia rodzą się i umierają. W pozostawionych przez Bat-Chen pamiętnikach można znaleźć elementy mistyczne. Jest nim niewątpliwie fragment, w którym jakby przewidziała własną śmierć. W wierszu „On przechodzi obok mnie” napisała:
„Każdego dnia kończy się czyjeś życie.
Ale On przechodzi obok mnie.
Mam nadzieję, że nie weźmie także mnie ze sobą…”
Niezwykłym jest to, że po śmierci dziecka rodzice zaangażowali się w działalność na rzecz pokoju pomiędzy Izraelczykami i Palestyńczykami. Zadbali o to, by pamiętniki Bat-Chen zostały przetłumaczone na wiele języków. Założyli też Stowarzyszenie Upamiętnienia Bat-Chen Shahak. Ayelet i Tzvika udzielili mi wywiadu w swoim domu w małym mieście Tel Mond pod Tel Awiwem.
EWA DRYJAŃSKA: Jak to się stało, że po tym, co spotkało państwa córkę, zaangażowali się państwo w działalność na rzecz pokoju, zakładając dedykowaną temu organizację?
AYELET: Traktujemy to jako realizację woli Bat-Chen. Jej dziedzictwo. Po tym, jak została zabita, znaleźliśmy pamiętnik. Zebraliśmy wszystkie jej zapiski. Odkryliśmy, że bardzo pragnęła pokoju. Pisała o tym już od drugiej klasy. Wtedy nauczyciel zapytał, czego pragnęłaby w nowym roku, a ona odpowiedziała, że chciałaby, żeby zapanował pokój. Wtedy pierwszy raz o tym napisała. Tak samo odpowiedziała na pytanie, czego życzyłaby swojemu krajowi w Dzień Niepodległości. Niosła pokój nie tylko poprzez pisanie, ale także poprzez działanie. Na długo przed tym, zanim my pierwszy raz spotkaliśmy się z Arabami, ona wzięła udział w projekcie dla izraelskiej i arabskiej młodzieży, którego uczestnicy mieli pisać do siebie listy po angielsku. Rok przed tym, gdy została zamordowana, wzięła udział w dużym spotkaniu uczestników. Dopiero po jej śmierci zaczęliśmy spotykać się z Arabami i zyskiwać wiedzę na temat trudności, z jakimi się mierzą.
Na pewno była to chęć realizacji jej woli, ale musiało w tym być również coś od państwa. W innym wypadku nie bylibyście w stanie zaangażować się w tego rodzaju działalność.
Ayelet: Zastanawiałam się nad tym, jak to się stało, że Bat-Chen była tak zaangażowana w promowanie pokoju. Skąd się to u niej wzięło? Przejęła to z domu. Myślę, że była bardzo związana z moją babcią, a moja babcia mówiła po arabsku. Mieszkała w Jerozolimie. Ja sama się tam urodziłam. Często bywaliśmy na Starym Mieście. Chodziła tam też z moją babcią i widziała jej więź z Arabami… Jeśli chodzi o nas – po jej śmierci nie zmieniliśmy swojego nastawienia. Staliśmy się po prostu bardziej aktywni.
Jak władze odnoszą się do państwa działalności?
Tzvika: W trakcie sziwy (siedmiodniowej żałoby po śmierci członka rodziny – red.) zadzwoniłem do ówczesnego premiera Szimona Peresa. To było cztery miesiące po zabójstwie Icchaka Rabina. Powiedziałem mu, że nie chcemy, żeby to, co nas spotkało, zostało użyte jako pretekst do wojny z Palestyńczykami. Zaapelowałem, żeby poszedł w ślady naszej córki, która pragnęła pokoju, i żeby wykorzystał to, co się stało, do nawiązania dialogu z Palestyńczykami. Później premier powiedział mi, że w tamtym czasie bardzo ważne było, że usłyszał od nas taki przekaz od nas, bo wiele osób wywierało na niego presję, żeby odpowiedział przemocą. Rok później, gdy zorganizowaliśmy spotkanie z Arabami, Szimon Peres pojawił się na nim i zabrał głos.
Jak na państwa aktywność reagują obie strony konfliktu? Jak postrzegają to, co państwo robią?
Ayelet: Bat-Chen była jedną z trzech dziewcząt zabitych w zamachu. Wszystkie pochodziły z tej samej dzielnicy. Rodzice jednej z nich po zabójstwie wyjechali na kilka lat do Stanów Zjednoczonych. Gdy wybuchła druga intifada (powstanie palestyńskie – red.) na pewno bardzo trudno było im śledzić wydarzenia w telewizji.
Spotkaliśmy ich, gdy przyjechali na jedną z rocznic zamachu. Zarzucali nam, że podczas spotkań i w wywiadach stwarzamy wrażenie, jakby wszystkie trzy dziewczęta były lewicowo nastawione. To nieprawda, ale ich zdaniem sugerowaliśmy, że ich córka wyznawała poglądy lewicowe. Byli na nas bardzo źli.
Także w naszej rodzinie nie było łatwo, szczególnie z drugą córką – Ye’elą. Nie podobały jej się nasze działania z Palestyńczykami. Przyjeżdżali do naszego domu z Autonomii Palestyńskiej i nawet zdarzało im się tu nocować. Wtedy ona mówiła: „Cieszcie się, że nie mam jeszcze prawa do głosowania, bo nie spodobałoby się wam, kogo bym wybrała”.
Nie lubiła naszej działalności i nie chciała brać w niej udziału. Nie lubiła, gdy udzielaliśmy wywiadów. Jej nastawienie zmieniło się podczas służby w armii. Stojąc na punkcie kontrolnym, musiała przeszukiwać samochody Beduinów i sprawdzać, czy nie przewożą broni i innych podejrzanych materiałów. Była zmuszona przeszukiwać ich prywatne rzeczy.
Po powrocie do domu była tym zszokowana i myślę, że to zapoczątkowało zmianę w jej podejściu. Po zakończeniu służby rozpoczęła studia na kierunku komunikacja. Pierwszą rzeczą, jaką wtedy zrobiła, było przeprowadzenie wywiadu z Tzviką i z Alim – Palestyńczykiem, z którym mamy bardzo dobre relacje. Potem otrzymała kolejne zadanie – zrobienia krótkiego filmu, który chciała nakręcić z Alim.
We czwórkę, z Ya’el i Alim pojechaliśmy na zorganizowaną przez Żydów konferencję w Anglii. Tam pokazywano ten film. Teraz można go obejrzeć w internecie z napisami po angielsku. Po powrocie powiedziała: „Dopiero teraz rozumiem, co robicie z Arabami”.
Co według państwa sprawia, że ludzie stają się terrorystami?
Ayelet: Myślę, że jednym z czynników jest edukacja, która zaczyna się w domu i jest kontynuowana w szkole.
Tzvika: Ci ludzie postrzegają samych siebie jako bojowników o wolność i pokój. W 1999 r., przed drugą intifadą, ja, Ayelet i nasz syn byliśmy w Strefie Gazy jako goście Palestyńczyków. W młodości służyłem w armii, więc wiem, jak używać broni. Mógłbym więc zorganizować sobie pistolet, pojechać do Strefy Gazy i strzelać do przypadkowych dziewcząt w akcie zemsty. Ale wiedziałem, że to nie jest właściwe.
Zamachowiec, który zabił moją córkę, miał 24 lata. Był studentem sztuki. Wierzył w to, że jedyną perspektywą dla niego jest śmierć w samobójczym zamachu na Żydów, w który zabije tak wielu, jak to możliwe. Gdy jest się studentem sztuki, na pewno myśli się o wielu rzeczach. To nie jest kierunek, na który może pójść każdy. W Gazie zobaczyliśmy, że dzieci w wieku 4–6 lat, które dopiero miały pójść do szkoły, już otrzymały wiele nieprawdziwych informacji powodujących, że już mówiły: „Chcemy ich wszystkich pozabijać”.
Myślę, że głównym problemem w tym bardzo skomplikowanym konflikcie pomiędzy Żydami a Palestyńczykami jest to, że ich dzieci od najmłodszych lat są uczone, żeby nas nienawidzić. Nienawiść nie trafia do twojego umysłu tylko bezpośrednio do serca. Nie próbujesz nawet myśleć o tym, co jest właściwym rozwiązaniem, jak możemy rozwiązać to razem. Po prostu nienawidzisz ludzi. Oni mają nawet książki, w których uczeni są nienawiści do Żydów. Żydzi są tam przedstawieni jako postaci z długimi nosami i innymi stereotypowymi, demonizującymi elementami wyglądu.
Drugą rzeczą, o której chciałem wspomnieć, był nasz udział w spotkaniu w Jerozolimie w projekcie Seeds of Peace (pol. Ziarna pokoju). Razem z Ayelet wygłosiliśmy wykład dla izraelskich i arabskich dzieci, które miały jechać do USA, by spotkać się z arabską młodzieżą z całego świata. Po wykładzie podszedł do nas chłopiec. Nie zapomnę jego bardzo zielonych oczu. Wyglądał na rozwścieczonego. Zapytał nas: „Co myślicie o człowieku, który zabił waszą córkę?”. Odpowiedziałem, że mi go żal. A on na to: „Co? Żałujesz człowieka, który zabił twoją córkę?”. Potwierdziłem, a on zapytał dlaczego. Odpowiedziałem, że jeśli 24-letni mężczyzna podejmuje decyzje o samobójstwie, by zabić więcej ludzi, to musi mieć coś nie tak z głową. Ten młody chłopak miał całe życie przed sobą.
W Gazie rozmawialiśmy z wieloma Palestyńczykami. Jeden z nich powiedział nam: „Macie broń, helikoptery, czołgi… Macie wszystko. Ale my mamy dzieci”. Zapytałem, co ma na myśli, a on odpowiedział: „Uczymy nasze dzieci nienawidzić was i walczyć z wami”.
Nie ma szans na pokój, jeśli uczy się ludzi nienawiści i zabijania. Nic się nie zmieni. Widzimy, że oni wykorzystują dzieci. Zabierają je w strefy walk. One niejednokrotnie giną. To nie jest normalne. To straszne. Angażują je w robienie balonów-bomb, którymi atakują żydowskie miejscowości. Dlatego znalezienie rozwiązania jest bardzo trudne.
Ayelet nie wspomniała jeszcze, że współtworzymy Forum Rodzin w Żałobie (ang. Bereaved Families Forum), zrzeszające izraelskich i palestyńskich rodziców, których dzieci zginęły w czasie konfliktu, żeby pokazać światu, że dążymy do pokoju pomimo straty dzieci.
Ayelet: Nasz przyjaciel z Palestyny twierdzi, że dla nas, Izraelczyków, pokój to lepsze życie, a dla nich jest kwestią przeżycia. Trzeba zauważyć tę różnicę, żeby zrozumieć, dlaczego oni tak działają. Dopóki razem nie poczujemy, że pokój jest nam niezbędny do życia, nie będziemy mogli niczego zmienić.
W oczywisty sposób koncentrują się państwo na relacjach pomiędzy Izraelczykami a Palestyńczykami. A czy mają państwo jakieś przemyślenia na temat stosunków pomiędzy Izraelczykami a Polakami?
Ayelet: Jedyne odniesienie do Polski, jakie teraz mogę przywołać, to to, co Bat-Chen napisała o Holokauście. Bardzo ważne, żeby podkreślić dwie rzeczy. Po pierwsze, napisała o tym w swoim prywatnym pamiętniku, co znaczy, że ten temat był dla niej ważny, choć w naszej rodzinie nie było osób dotkniętych przez Shoah. Związane z nim opowieści i tradycje nie były obecne w naszym domu, ale zdaliśmy sobie sprawę z tego, że napisała o tym zaraz po tym, jak zmarła nasza sąsiadka – ocalona z Holokaustu.
Wcześniej sąsiadka dała jej książkę własnego autorstwa, ale poprosiła Bat-Chen, żeby przeczytała ją dopiero po jej śmierci. Było tam opisane, jak straciła syna i rodziców. Jest to bardzo smutna historia. Wyemigrowała do Izraela w 1946 r. Było jej trudno żyć tutaj. Mówiła, że jest za gorąco. To jest jedyny z związek z Polską, jaki odnajduję. Jeszcze nie mieliśmy okazji tam pojechać.
Tzvika: Chciałbym dodać, że dzień po zamordowaniu Bat-Chen otrzymaliśmy dwa ważne telefony – jeden z Jordanii. Zadzwonił do mnie jeden z Jordańczyków, z którym wcześniej zacząłem robić interesy. Nie wiem, skąd wziął nasz numer. Powiedział: „Ludzie, którzy zabili twoją córkę, nie są prawdziwymi muzułmanami, bo w Koranie nigdzie nie ma wzmianki o tym, że można zabijać niewinne dziewczęta”. Podobny telefon otrzymałem od Araba mieszkającego na północy Izraela. Te wydarzenia dały mi nadzieję, że może znajdziemy rozwiązanie tego problemu.
Obecnie zarówno w Izraelu, jak i w innych krajach na świecie dominować zaczyna prawica, czego przykładem są Stany Zjednoczone. Skrajna prawica potrafi być bezwzględna w stosowaniu siły i ma tendencję do militaryzacji. Lewica taka nie jest. Ludzie o lewicowych poglądach, których znamy, nie są przez to tak „słyszalni” jak ci z prawej strony. A to oznacza, że nośność przekazu nie odzwierciedla rzeczywistych poglądów ludności. Skrajne postawy dotyczą małej grupy ludzi. Na przykład w Izraelu sondaże pokazują, że ugrupowania nastawione konfrontacyjnie i koncyliacyjnie mają mniej więcej takie samo poparcie. Dlatego mam nadzieję na rozwiązanie tego konfliktu w dalekiej przyszłości.
Jeśli stracisz córkę, możesz zrobić wiele rzeczy. Możesz podejść do tego tak jak ja i Ayelet – jak do misji. Zauważyć, że pojawiła się możliwość dzielenia się z ludźmi naszymi przemyśleniami. Nie wiem, jak do tego podchodzi się w Polsce, ale w Izraelu i w krajach arabskich ludzie, którzy stracili swoje dziecko, są postrzegani w społeczeństwie w sposób szczególny. Ludzie słuchają ich i darzą szacunkiem ze względu na tę stratę. Dlatego jeśli wraz z palestyńskimi przyjaciółmi podzielimy się naszymi przemyśleniami, to może przyczyni się to do pokoju w naszym kraju.
Pragnę wyzwolenia Zachodniego Brzegu i Strefy Gazy nie ze względu na Palestyńczyków, ale ze względu na nas. Mam na myśli także wszelkie zagrożenia, jakie spotykają Izraelczyków służących na Zachodnim Brzegu. Przypominam sobie, jak to wpłynęło na moją córkę.
Bardzo dziękuję państwu za rozmowę.
Specjalne podziękowania dla Tami i Gadi Barak