Prawda i Dobro
Powrót z emigracji. Zazdrość, niechęć i trudne początki
20 listopada 2024
Na Manhattanie i w Amsterdamie władze postanowiły zamontować detektory hałasu. Wiele osób twierdzi, że urządzenia nie będą obiektywne i ich prawdziwym celem jest nakładanie mandatów na osoby czarnoskóre, które lubią słuchać głośnej muzyki. Eksperci obawiają się też, że nowa technika pozwoli na szpiegowanie społeczeństwa.
Dźwięk wydawany przez samochody, radioodbiorniki, rozmawiających głośno sąsiadów i handlarzy – to tylko część kakofonii, która codziennie rozbrzmiewa na ulicach miast. Metropolie są głośne, ale nie wszystkim się to podoba. Władze Nowego Jorku już wiele lat temu wypowiedziały wojnę hałasowi. Do tej pory ją przegrywały, ale mają nową broń: kamery dźwiękowe.
Urządzenia nagrywają obraz, ale ich głównym celem jest detekcja nadmiernego hałasu powodowanego przez samochody i motocykle. Rok temu gubernator stanu Nowy Jork Kathy Hochul podpisała ustawę Stop Loud and Excessive Exhaust Pollution (Sleep), która podniosła kary dla właścicieli pojazdów zmodyfikowanych tak, aby były głośniejsze.
Detektory dźwięku mają wykrywać auta emitujące zbyt wiele decybeli. Kary za łamanie prawa mogą przekraczać 2500 dolarów.
Nad podobnymi systemami pracują władze Knoxville w Tennessee, Miami i niektóre miasta w Kalifornii. Urzędnicy współpracują z brytyjską firmą SoundVue, która sprzedaje detektory hałasu.
Także Amsterdam rozpoczął walkę z hałaśliwymi motocyklami i samochodami. Urządzenia nazywane „kamerami hałasu”, mają działać podobnie do fotoradarów i automatycznie nakładać mandat na kierowcę, który dopuścił się wykroczenia.
Jej dyrektor Reuben Peckham wyjaśnia, że w urządzeniu zamontowano mikrofon oraz aplikację do mierzenia natężenia dźwięku. Gdy pojazd jest zbyt głośny, kamera robi zdjęcie jego numeru rejestracyjnego.
Erica Walker z Uniwersytetu Browna prowadzi badania nad związkiem między hałasem a zdrowiem. Jej zdaniem przyczyną nadmiaru decybeli na ulicach jest przede wszystkim kiepskie planowanie miast, a kamery rejestrujące dźwięk nie rozwiążą źródła problemu.
„Montowanie detektorów pokazuje lenistwo władz. Lepszą strategią jest rozmowa wewnątrz społeczności i uzgodnienie wspólnych rozwiązań. Urzędnicy nie powinni zamykać akustycznej kultury miast”
– mówi Walker.
Ekspertka prowadziła badania w Bostonie, gdzie mieszkańcy okolic Fenway Park skarżyli się na hałas dobiegający z boiska baseballowego.
„Kamery dźwiękowe nie zostaną umieszczone na środku boiska, a drużyna nie otrzyma kary za każdym razem, gdy kibice będą zbyt głośno. Bardziej prawdopodobne jest, że detektory pojawią się w dzielnicach, gdzie mieszka wielu czarnoskórych lubiących słuchać muzyki. Będzie można dawać im mandaty, ale to nie rozwiąże problemu”
– przekonuje Walker.
Peckham odrzuca podobne twierdzenia i nazywa je „nonsensownymi”.
„Nie ma żadnego ryzyka nadmiernego nadzoru”
– mówi dyrektor SoundVue.
Hałas bywa nieprzyjemny i zdaniem ekspertów może stanowić zagrożenie dla zdrowia.
„Większość z nas wie, że nadmiar decybeli uszkadza słuch. Powstaje jednak coraz więcej artykułów i książek, które łączą głośne dźwięki z chorobami układu sercowo-naczyniowego, nadciśnieniem tętniczym, ryzykiem zawału serca i udaru”
– wyjaśnia prof. Richard Neitzel z Uniwersytetu w Michigan, który od wielu lat bada wpływ środowiska zewnętrznego na ludzi.
Hałas nie szkodzi jedynie w wielkich metropoliach. Jego skutki odczuwają także mieszkańcy małych miast i wsi.
„Istnieją różne źródła narażenia na nadmiar decybeli. Mogą to być środki transportu publicznego, samoloty i drogi, ale też zakłady przemysłowe oraz maszyny rolnicze”
– mówi Neitzel.
Chyba żadne inne miejsce na świecie nie próbowało tak bardzo zmniejszyć poziomu hałasu jak Nowy Jork. Jeszcze w 1906 roku lekarz Julia Barnett-Rice z Upper West Side założyła Society for the Suppression of Unnecessary Noise, stowarzyszenie zajmujące się walką z niepożądanym hałasem. Należeli do niego m.in. Mark Twain i Thomas Edison. Dzięki staraniom Rice uchwalono ustawę zabraniającą kapitanom statków parowych wydawania sygnałów dźwiękowych bez powodu, wprowadzono strefy ciszy w mieście i zakazano odpalania fajerwerków w pobliżu szpitali.
Polecamy:
W miarę upływu czasu Nowy Jork nieustannie się rozwijał i stawał się tylko głośniejszy. W 1935 roku burmistrz Fiorello La Guardia uczynił zwalczanie hałasu jednym ze swoich priorytetów. Zlikwidował niektóre linie kolejowe i budował place zabaw, aby dzieci nie biegały po ulicach. Rok później władze ograniczyły występy grup artystycznych oraz głośne odtwarzanie muzyki.
Ustawę uaktualniono w 1972 roku i uwzględniono w niej ówczesne uciążliwości, takie jak klimatyzatory, alarmy samochodowe i trąbienie klaksonami. Te przepisy nie poprawiły jednak sytuacji. W latach dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku nowojorska policja uruchomiła operację „Soundtrap”. Była to akcja skierowana głównie przeciwko młodym, często czarnoskórym mężczyznom, którzy chodzili po ulicach z przenośnymi magnetofonami.
Na jeszcze jeden problem związany z kamerami dźwiękowymi wskazuje Audrey Amsellem, która jest wykładowcą na Uniwersytecie Columbia i od wielu lat zajmuje się badaniami nad hałasem.
„Takie urządzenia rzadko są demontowane. Steruje nimi sztuczna inteligencja i nie mamy praktycznie kontroli nad dodanymi do nich algorytmami. Jakie informacje kamery i mikrofony mogą zbierać, może będą nagrywać rozmowy? Czy nie zagraża to prywatności mieszkańców?”
– pyta Amsellem.
Walka z hałasem jest zjawiskiem pozytywnym, jednak stosowanie nieprzemyślanych i uproszczonych rozwiązań może powodować więcej szkód, niż pożytku.
Dowiedz się więcej:
Polecamy: