Edukacja
„Edukacja na nowo”. Duże wsparcie dla polonijnych nauczycieli
23 grudnia 2024
Ewakuacja Ukraińców z Chin w obliczu epidemii koronawirusa doprowadziła do protestów na Ukrainie. W Iranie zastępca ministra zdrowia, który bagatelizował zagrożenie, następnego dnia sam trafił do szpitala. Oba kraje są przykładem tego samego problemu
Ukraińskie władze wysłały samolot do miasta Wuhan w Chinach, by ewakuować przebywających tam Ukraińców. Na pokładzie maszyny znajdowały się w sumie 72 osoby – 45 Ukraińców i 27 obywateli innych państw.
Ewakuowani od razu mieli trafić na kwarantannę do szpitala na Ukrainie. Informacja szybko rozeszła się po kraju. W trzech obwodach zaczęły się protesty mieszkańców, blokady dróg i palenie opon. Internet obiegło 20-sekundowe wideo, na którym widać grupę ludzi w korytarzu szpitala w Winnykach w obwodzie lwowskim. Zgromadzeni śpiewają hymn Ukrainy. To personel medyczny i pacjenci, którzy właśnie dowiedzieli się, że nie trafią do nich ewakuowani z Wuhanu.
Ostatecznie przewieziono ich do Nowych Sanżarów w obwodzie połtawskim. Tam tłum zebrał się na ulicy, musiała interweniować policja. Funkcjonariusze zostali obrzuceni kamieniami, jeden z protestujących chciał przerwać kordon, wjeżdżając w niego samochodem. Ostatecznie policjanci rozpędzili blokujących drogę. W starciach ucierpiało 10 osób – dziewięciu policjantów i jeden z protestujących.
Sześć dni później okazało się, że żadna z osób przebadanych w lokalnym szpitalu osób nie jest zarażona koronawirusem. Niezależnie od tego jak poważne jest zagrożenie, ich powrót z Chin pokazał, że bez dobrze funkcjonującego państwa i zaufania publicznego do jego instytucji o chaos bardzo łatwo.
Koronawiurs szybko rozprzestrzenia się po świecie – obecnie zarażonych jest ponad 80 tys. osób, a co najmniej 2,7 tys. zmarło. Większość przypadków zachorowań i zgonów odnotowano w Chinach.
Strach przed wirusem rozprzestrzenia się najszybciej w tych państwach, gdzie instytucje są słabe, a obywatele czują się pozostawieni samym sobie. Tak jest na Ukrainie, która latach 2017-2018 przodowała w niechlubnym rankingu najniższego zaufania społeczeństwa do władzy na świecie. Chociaż nie ma jeszcze badań za miniony rok, to niewykluczone, że ta passa chwilowo zostanie przerwana. W 2019 r. Wołodymyr Zełenski i jego partia zdobyli w wyborach rekordową ilość głosów. Jednak wraz z upływającymi miesiącami poparcie dla nowych władz topnieje.
Brak zaufania do państwa przekłada się też na ograniczoną wiarę w to, co mówią pracownicy sektora publicznego, w tym lekarze. A stąd już krótka droga do teorii spiskowych i dawania wiary wątpliwym poradom rozpowszechnianym przez wszelkiej maści szarlatanów.
Smutnym paradoksem jest jednak to, że na Ukrainie mniej więcej w tym samym okresie znacznie bardziej tragiczne konsekwencje spowodowała zwykła grypa, a nie koronawirus (wciąż nie odnotowano tu żadnego przypadku zachorowania). W dniach 17-23 lutego zmarło na nią 10 osób. To nic nowego. Od października 2018 r. do 19 maja 2019 r., czyli w okresie, gdy najwięcej osób choruje na grypę, zmarły 64 osoby. Żadna z ofiar nie była szczepiona. Ponad 65 proc. przypadków zachorowań wystąpiło wśród dzieci do 17. roku życia.
Na Ukrainie poważny problem stanowią gruźlica i odra, która po raz ostatni na większą skalę dała o sobie znać dwa lata temu. Główną przyczyną był brak szczepień. Nie chodziło jednak tylko o niewystarczającą liczbę szczepionek w szpitalach, ale także o ogólny brak zaufania do szczepień i instytucji państwowych. Niewydolność służby zdrowia jest jednym z największych wyzwań, przed którymi stoi ukraińskie państwo. Według badań przeprowadzonych przez Fundację Demokratyczne Inicjatywy w grudniu 2019 r. Ukraińcy uważają reformę służby zdrowia za drugą najpilniejszą do przeprowadzenia – takiej odpowiedzi udzieliło 54 proc. respondentów. Kolejny czynnik sprzyjający szerzeniu się takich chorób to niska jakość dostępnych usług medycznych.
Różnica polega na tym, że zachorowania na grypę, odrę czy gruźlicę nie wyprowadzają ludzi na ulice. To codzienność, która nie wzbudza takich emocji jak wirus z Wuhanu.
Innym przykładem tego samego problemu jest reakcja władz w Iranie. Na początku stycznia irańska obrona przeciwlotnicza przypadkowo zestrzeliła samolot ukraińskich linii lotniczych, w rezultacie czego zginęło 176 osób. Wówczas na ulice wyszły tysiące ludzi, by wyrazić swoje niezadowolenie. Była to kolejna seria protestów w ostatnich miesiącach. Teraz sytuacja ponownie może się zaostrzyć za sprawą rozprzestrzeniającego się wirusa.
W Chinach stosunek zmarłych do potwierdzonej liczby chorych wynosi 3,5 proc., w Korei Południowej – 1 proc., we Włoszech 3,73 proc., a w Iranie jest to aż 13,67 proc. (władze potwierdziły 139 przypadków zachorowań i 19 ofiar). Bardzo prawdopodobne, że to właśnie z Iranu wirus przedostał się innych krajów regionu – do Afganistanu, Bahrajnu, Iraku, Kuwejtu, Libanu, Omanu i Zjednoczonych Emiratów Arabskich.
Liczba ofiar śmiertelnych w Iranie pozwala ocenić, że skala problemu może być znacznie większa, ale władze w Teheranie – na razie – zdają się lekceważyć problem. Najlepszym tego przykładem jest zastępca ministra zdrowia Iradż Harirczi. Podczas wystąpienia telewizyjnego bagatelizował zagrożenie, choć już wtedy wyglądał na chorego. Wyraźnie się pocił, przecierał twarz chustką. Następnego dnia zdiagnozowano u niego koronawirusa. Został poddany kwarantannie.
Co więcej, taka sytuacja jest niebezpieczna nie tylko dla Irańczyków. Iran to ważne miejsce pielgrzymek szyitów, migracji, a irańscy żołnierze i duchowni często wyjeżdżają za granicę. W regionie znajdują się kraje trawione długimi wojnami domowymi i kryzysami humanitarnymi, takie jak Afganistan, Irak, Jemen czy Syria. Kryzysy osłabiły tam instytucje państwa, a sytuacja służby zdrowia często jest katastrofalna.
Brakuje medyków i leków, rozprzestrzeniają się choroby, które wydawały się echem przeszłości. W latach 2017-2018 we wschodniej części Syrii poważnym problemem stała się choroba Heinego-Medina. Prześladowany przez tragiczny głód Jemen wciąż mierzy się z cholerą. Według danych Światowej Organizacji Zdrowia ta choroba od kwietnia 2017 r. do października 2019 r. zabiła ponad 3,7 tys. osób. W sumie odnotowano ponad 2,2 mln zachorowań.
Pewnym symbolem jest fakt, że samolot z Wuhanu wylądował na lotnisku w Charkowie sześć lat po tym, gdy na kijowskim Majdanie trwały protesty, które przerodziły się w brutalne starcia z milicją. Wówczas Ukraińcy chcieli solidarności i walczyli o stworzenie takiego państwa, któremu mogliby zaufać.
Sześć lat później, po licznych nadziejach i rozczarowaniach, są nadal dalecy od zbudowania takich instytucji, o jakie walczyli w czasie tzw. rewolucji godności. Dlatego reakcja na przylot osób ewakuowanych z Wuhanu może stać się kolejnym elementem podważającym zaufanie do władz, które Ukraińcy z takim optymizmem wybrali w ubiegłym roku.