Prawda i Dobro
Powrót z emigracji. Zazdrość, niechęć i trudne początki
20 listopada 2024
Przewlekła samotność degraduje nasze ciała i wpływa na obniżenie jakości życia. Jej niszczycielskie skutki można zestawić z wysokim ciśnieniem krwi, brakiem ruchu, otyłością lub paleniem papierosów. Samotne społeczeństwo to również ogromne zagrożenie dla demokracji.
Z raportu przygotowanego przez rodzimy Instytut Pokolenia można wyciągnąć niepokojące wnioski. Większość badanych odczuwa samotność – 54 proc. uzyskało wynik na Zrewidowanej Skali Samotności R-UCLA (ankietowani oceniali poziom poczucia samotności w odniesieniu do różnych sytuacji z życia codziennego). Z wyników uzyskanych na skali wynika, że to mężczyźni (42,99 proc.) doświadczają większego poczucia samotności niż kobiety (41,45 proc.). Co więcej, okazuje się, że grupą doświadczającą samotności najczęściej są młodzi mężczyźni: 65 proc. mężczyzn w wieku 25–34 lat oraz 57 proc. mężczyzn do 24. roku życia uzyskało wynik na skali samotności wyższy od średniej (odpowiednio 46,09 i 47,29 proc.).
Sytuacja w innych europejskich krajach również nie napawa optymizmem. W Niemczech dwie trzecie społeczeństwa uważa, że samotność jest poważnym problemem. Prawie jedna trzecia obywateli Holandii przyznaje, że jest samotna, a co dziesiąty ankietowany ocenia swoją sytuację jako poważną. W Szwecji aż jedna czwarta mieszkańców kraju uważa, że często jest samotna.
W Wielkiej Brytanii problem stał się tak istotny, że w 2018 roku premier posunął się do powołania ministra ds. samotności. Jeden na ośmiu Brytyjczyków nie ma bliskiego przyjaciela, na którym mógłby polegać w trudnej sytuacji. Trzy czwarte obywateli nie znało imion swoich sąsiadów, podczas gdy 60 proc. pracowników w Wielkiej Brytanii czuło się samotnie w miejscu pracy. W Stanach Zjednoczonych centrum badań Survey Center on American Life opublikowało raport analizujący wzorce przyjaźni. Autorzy zdiagnozowali w amerykańskim społeczeństwie „recesję przyjaźni”: 12 proc. twierdzi, że obecnie nie ma bliskich przyjaciół, w porównaniu z 3 proc.ami w 1990 roku, a prawie 50 proc. stwierdziło, że straciło kontakt z przyjaciółmi podczas czasu lockdownów i izolacji społecznej.
Samotność coraz częściej traktowana jest jako problem z dziedziny zdrowia publicznego, natomiast lekarze już teraz wymieniają jej degradujące skutki. Chodzi przede wszystkim o kumulujące się reakcje stresowe, które osłabiają układ odpornościowy i zwiększają ryzyko chorób m.in. serca (o 29 proc.), udaru (o 32 proc.) i demencji (o 64 proc.). Oznacza to o około 30 proc. większe prawdopodobieństwo przedwczesnej śmierci, w tym samobójczej.
Samotność to stan niepokoju lub dyskomfortu, powstający wskutek dysproporcji między pragnieniem dotyczącym więzi społecznych a rzeczywistymi doświadczeniami w trakcie ich realizacji. Jednak samotność to nie tylko subiektywny stan umysłu, jak przekonuje prof. Noreene Hertz, autorka pierwszej książki kompleksowo ujmującej kwestie społeczno-ekonomicznych następstw samotności. W swojej publikacji „Stulecie samotnych. Jak odzyskać utracone więzi” („The Lonely Century: Coming Together in a World that’s Pulling Apart”) badaczka pisze, że samotność to nie tylko poczucie bycia ignorowanym, niezauważanym lub pozbawionym opieki ze strony bliskich, ale również uświadomienie sobie braku wsparcia ze strony współobywateli, pracodawców oraz rządu, które prowadzi do politycznego i ekonomicznego wykluczenia jednostki.
W pewnym sensie kultura oraz klasa polityczna starała się przygotować społeczeństwa do przyjęcia samotności, jako normatywnej dyspozycji, w której miał ukształtować się nowoczesny podmiot. Samotność miała być również przestrzenią prawdziwej refleksji i ucieczką, przed rozgadaną masą. Pisarze z okresu romantyzmu mają w tym spory udział. Adam Mickiewicz wzdychał do samotności, pisząc: „Samotności! Do ciebie biegnę jak do wody z codziennych życia upałów”. Inna ważna postać dla europejskiej kultury, Johann Wolfgang von Goethe, zwykł mawiać: „Samotność jest dla mego serca radosnym balsamem”. Swoje trzy grosze w latach 80. XX wieku dorzuciła Margaret Thatcher, która przekonywała Brytyjczyków, że coś takiego jak społeczeństwo nie istnieje.
Brytyjska „Żelazna Dama” była reprezentantką surowej formy kapitalizmu, w której prym wiódł: neoliberalizm, ideologia kładąca nacisk na wolność negatywną („wolny wybór”, „wolne rynki” oraz „wolność” od ingerencji rządu czy związków zawodowych). Politycy pokroju Ronalda Reagana i przedstawiciele tzw. „trzeciej drogi” (Tony Blair, Bill Clinton i Gerard Schröder) zdominowali debatę nad praktykami handlowymi i zakresem interwencji rządowych na przestrzeni ostatnich kilku dekad. Fundamentem ich polityki była wyidealizowana forma samowystarczalności, ograniczanie wpływów rządu i brutalny sposób myślenia o konkurencji, który stawiał interes własny ponad wspólnotą i dobrem zbiorowym.
Pod wpływem „kultury samotności” ewoluuje również nasz język. Noreene Hertz w swojej książce zwraca uwagę na postępujący od lat 60. XX wieku zanik słów nacechowanych kolektywnie; słowa, takie jak: „należeć”, „obowiązek”, „dzielić się” i „razem” coraz częściej wypierane przez zwroty indywidualistyczne, takie jak: „osiągnąć”, „własny”, „osobisty” i „wyjątkowy”. Teksty piosenek pop mogą posłużyć za probierz tego zjawiska. W 1977 roku Queen śpiewał, że „jesteśmy mistrzami”, a Bowie, że „możemy być bohaterami”. Natomiast w 2013 roku Kanye West zakomunikował światu, że „jest Bogiem”, zaś „thank u, next” Ariany Grande z 2018 roku to w zasadzie piosenka miłosna skierowana do samej autorki.
Wszystko to sprawiło, że dziś częściej postrzegamy siebie jako rywali, a nie współpracowników; raczej jako konsumentów, a nie obywateli; chomikujących, a nie dzielących się z innymi. Jesteśmy ludźmi, którzy nie tylko są zbyt zajęci, by nawiązywać bliskie relacje sąsiedzkie, ale nawet nie znamy imion osób dzielących z nami ścianę. Problem w tym, jak przekonuje Noreene Hertz, że egoistyczne społeczeństwo, w którym ludzie żywią przekonanie, że muszą dbać o siebie, bo nikt inny tego nie zrobi, będzie nieuchronnie samotne.
W książce „Samotna gra w kręgle: upadek i odrodzenie wspólnot lokalnych w Stanach Zjednoczonych” Robert Putnam wcielił się w rolę kronikarza amerykańskiego społeczeństwa, które w latach 80. i 90. XX wieku zaczęło odwracać się od wspólnotowych rozrywek. Począwszy od kościołów, poprzez związki zawodowe i grupy strzeleckie, wszystkie doświadczyły dramatycznego spadku liczby członków i zaczęły się rozwiązywać. To, co pozostało, było pustkowiem towarzyskim, które wypełniła wydłużająca się praca, a telewizja wraz z internetem skolonizowały resztki czasu wolnego i zamknęły obywateli w swoich domach na dobre.
Ofiarą „epoki samotności” stały się również partie polityczne. W czasach powojennych stanowiły one ogromne organizacje, które miały budować most między jednostkami a ich państwami. Co ciekawe, jeszcze przed II wojną światową, w austriackiej partii socjaldemokratycznej działał klub teatralny, komitet opieki nad dziećmi, towarzystwo kremacyjne, klub kolarski, robotnicze kluby radiowe i sportowe, a nawet stowarzyszenie hodowców królików.
Dziś partie polityczne notują regularny spadek liczby członków, a sama polityka postrzegana raczej negatywnie. Na lewicy Niemiecka Partia Socjaldemokratyczna zmniejszyła się z miliona członków w 1986 roku do 660 000 w 2003 roku. Francuska Partia Komunistyczna spadła z 632 000 członków w 1978 r. do 210 000 w 1998 r. Podobny trend występuje na konserwatywnym skrzydle. Brytyjscy konserwatyści stracili milion członków w latach 1973–1994. Torysi, pierwsza masowa partia w historii Europy, otrzymują obecnie więcej datków od zmarłych członków w postaci spadków niż od żyjących. Pytanie, jakie ciśnie się na usta w takim, jest niepokojące – jak długo, w obliczu takich okoliczności, możliwe jest funkcjonowanie demokracji?
Neurolodzy zgadzają się, że mózgi osób samotnych pracują w odmienny sposób od osób z rozbudowaną siatką rodziny i przyjaciół. Wyniki sugerują, że osoby samotne mogą postrzegać świat w inny sposób. W połowie lat 70. XX wieku, młody badacz neurobiologii, John Cacioppo rozpoczął intensywne badania nad zależnością między mózgiem a samotnością. Po umieszczeniu osób w rezonansie magnetycznym zauważył, że ich mózgi szybciej reagują na potencjalne zagrożenia. Wniosek z badań brzmiał: „samotność powoduje zamknięcie się na społeczeństwo i wzrost podejrzliwości wobec innych osób”. John Cacioppo nazwał to zjawisko efektem „kuli śnieżnej”, gdyż samotni pacjenci zaczynali bać się tego, czego w zasadzie najbardziej potrzebowali i nie byli w stanie wykroczyć poza własną perspektywę.
„Tym, co przygotowuje mężczyzn do totalitarnej dominacji w nietotalitarnym świecie, jest fakt, że samotność, niegdyś doświadczenie graniczne, doznawane w marginalnych warunkach społecznych, takich jak starość, stała się doświadczeniem codziennym”.
Tak pisała Hannah Arendt w swoim klasycznym dziele „Korzenie totalitaryzmu” wydanym w 1951 roku. Arendt zauważa, że w XX wieku ludzi Zachodu ogarnęła nowa forma samotności, opierająca się na: „poczuciu całkowitego braku związków ze światem, które należy do najdotkliwszych i najbardziej rozpaczliwych ludzkich przeżyć”. Dziś, w obliczu rosnącej samotności młodych mężczyzn, słowa filozofki zdają się trafiać do nas z podwójną siłą. Oby widmo samotności okazało się jedynym, z jakim w tej dekadzie będzie mierzyć się nasze społeczeństwo.
Źródła: