Nauka
Amerykański sposób na zamianę śmieci w złoto. To spalanie odpadów
04 listopada 2024
Ekonomia to język władzy, który wpływa na nasze życie. Bez rozpoznania jego znaczeń i mechanizmów, stajemy się bezbronni. Jak sobie z tym poradzić? Na pomoc przychodzi koreański ekonomista, Ha-Joon Chang, który dzięki swoim opowieściom o gospodarce i potrawach proponuje lekkostrawne wprowadzenie do z pozoru skomplikowanych i tajemniczych idei.
Do lat 70. XX wieku ekonomia przypominała szwedzki stół, z którego każdy poszukujący odpowiedzi badacz mógł korzystać do woli. W przestrzeni publicznej jednocześnie funkcjonowały różne wizje i metody badawcze: od szkoły klasycznej, neoklasycznej i austriackiej, po nurty opierające się na psychologii (ekonomia behawioralna) lub wywodzące się bezpośrednio z bogatej tradycji marksizmu. Różne metody nie tylko współistniały, ale też wchodziły ze sobą w interakcje.
Czasami dochodziło między nimi do tarć – przedstawiciele szkoły austriackiej (Ludwig von Mises) kontra marksiści (Oskar Lange) w latach 20. i 30. XX wieku, czy też keynesiści kontra neoklasycy w latach 60. i 70. XX wieku. Dzięki debatom i eksperymentom politycznym, podejmowanym przez różne rządy, każda szkoła była zmuszona do doskonalenia swoich argumentów. Intelektualny ferment sprawiał, że idee wędrowały między poszczególnymi obozami. Niektórzy ekonomiści próbowali nawet łączyć różne teorie – z połączenia keynesizmu oraz marksizmu powstała popularna dziś ekonomia „postkeynesowska”.
Obecnie neoklasyczna perspektywa na gospodarkę dominuje do tego stopnia, że termin „ekonomia” stał się synonimem „nurtu neoklasycznego”. Jest to obraz intelektualnej „monokultury”, ubogiej neoliberalnej diety, którą media głównego nurtu karmią społeczeństwa na każdej szerokości geograficznej. Niektórzy ekonomiści publicznie odmawiają prawa do istnienia innym szkołom, nie mówiąc już o wykorzystywaniu w swoich pracach ich zalet. W swojej najnowszej książce „Ekonomia na talerzu” Ha-Joon Chang zwraca uwagę, że tak zawężona perspektywa uniemożliwia zrozumienie dzisiejszego świata. W wąskim neoliberalnym ujęciu fenomen gospodarki Singapuru jest niemożliwy do wytłumaczenia. Dlatego tylko urozmaicona ekonomia, zdaniem Ha-Joon Chang, jest w stanie tłumaczyć i przewidywać zmiany we współczesnej kapitalistycznej gospodarce.
W jednym ze swoich wierszy niemiecki dramaturg, Bertold Brecht, pisał: „Któż głodnemu poda chleba? / Kiedyś głodny i spragniony / Idź do głodnych, tylko oni / wskażą drogę, której trzeba – / głodni głodnym dadzą chleba”. Ha-Joon Chang doskonale zrozumiał przesłanie brechtowskiej poezji. Dzieciństwo spędził w ubogim Seulu, doświadczając niedoborów, izolacji oraz głodu po wycieńczającej wojnie domowej. W latach 60. XX wieku PKB gospodarki Korei Południowej było o połowę mniejsze niż PKB Ghany. Średnia długość życia wynosiła wówczas 53 lata, a ludzie łapali się wszelkich zajęć, tylko by zarobić na życie i wyżywić rodzinę. Jednak już w latach 70. gospodarka zaczęła osiągać imponujące wyniki; dziś ten okres nazywamy koreańskim cudem gospodarczym, którego naocznym świadkiem był Ha-Joon Chang.
Po krachu finansowym w 2008 roku koreański ekonomista stał się światową gwiazdą dzięki swoim dwóm książkom: „Źli Samarytanie: mit wolnego handlu i tajna historia kapitalizmu” oraz „23 rzeczy, których nie mówią ci o kapitalizmie”. Ich ogromną zaletą była zmiana spojrzenia na mechanizmy rządzące gospodarką. Dla wielu ekonomistów propozycje Ha-Joon Chang brzmiały wówczas niczym herezja. Pisał on bowiem, że „najlepszym sposobem na pobudzenie gospodarki jest redystrybucja bogactwa w dół, ponieważ biedniejsi mają tendencję do wydawania większej części swoich dochodów”. Dzięki swojej odwadze do dziś Chang uznawany jest za jednego z najbardziej przenikliwych krytyków neoliberalnych ortodoksji.
W dorosłość Chang wchodził już w Anglii. Jako miejsce swoich studiów wybrał Uniwersytet Cambridge. Jak sam przyznaje we wstępie do swojej nowej książki, szok kulturowy nie wynikał z odmiennej kultury akademickiej, ale z różnicy w kuchni:
„Moją wielką traumą było jedzenie. Jeszcze w Korei ostrzegano mnie, że brytyjskie potrawy nie należy do najsmaczniejszych. Ale nie zdawałem sobie sprawy, jak bardzo jest ono złe. Warzywa były zawsze rozgotowane do tego stopnia, że traciły swoją strukturę. Jedynie sól sprawiała, że były one jadalne”.
Dużym problemem dla Changa były niedobory czosnku (w swojej książce podaje, że Koreańczycy spożywają go w ogromnych ilościach – 7,5 kg rocznie na osobę; dla porównania Francuzi jedzą zaledwie 200 g). Natomiast w 1982 roku w Oksfordzie jedynym miejscem, w którym można było dostać oliwę z oliwek, była apteka (gdzie sprzedawano ją jako produkt do rozpuszczania woskowiny w uszach).
Pod koniec lat 90. Brytyjczycy doświadczyli grupowego oświecenia i uświadomili sobie, że ich tradycyjna kuchnia jest właściwie pozbawiona sensu i smaku. Dzięki rosnącym wpływom kultur imigranckich (Jamajczykom, Chińczykom, Polakom) otworzyli się i docenili różnorodność w kwestii smaku. Dzięki temu współczesny Londyn stanowi najbardziej wyrafinowany tygiel kulinarny na świecie.
Każdy rozdział „Ekonomii na talerzu” czerpie swoją nazwę od potraw lub składników charakterystycznych dla danego obszaru świata: okra, makaron, sardele, czekolada, marchewka, coca-cola. Historia jedzenia stanowi tutaj pretekst do poprowadzenia narracji w kierunku społecznym. W rozdziale o truskawkach Chang wyjaśnia, jak ten owoc przyczynił się do wzrostu liczby słabo opłacalnych miejsc pracy, a później do automatyzacji całej branży.
W rozdziale na temat orzechów kokosowych Chang rozprawia się z siatką skojarzeń wyrosłą wokół tego owocu. W umysłach ludzi zachodu kokos symbolizuje zarazem hojność natury w strefie tropikalnej (spójrzmy na nazwę popularnego batonika z wiórkami kokosowymi „bounty”), jak i stanowi przyczynę zacofania i wyjaśnia powszechność występującego tam ubóstwa. Ekonomiści określają mianem „gospodarki Robinsona Crusoe” kraje, które swój rozwój oparły wyłącznie na produkcji i konsumpcji jednego dobra.
Dodając do tego mit lenistwa, który przykleja się do tzw. południowców, osoba śledząca ekonomię z perspektywy wyłącznie neoliberalnej otrzymuje jednowymiarową opowieść o źle zarządzanej gospodarce i jej leniwych mieszkańcach (choć statystyki zadają kłam takie narracji, bowiem mieszkańcy „tropikalnych regionów”, takich jak Kambodża, Bangladesz, RPA czy Indonezja, pracują o około 60–80% dłużej niż Niemcy, Duńczycy czy Francuzi). Z tej perspektywy kokos służy jako kanwa do opowieści o zacofanych tropikach, która zupełnie pomija i traktuje jako nieistotne strukturalne i historyczne przyczyny gospodarczej asymetrii. Jak pisze Chang:
„Nie ulega wątpliwości, że ludzie w biednych krajach są biedni w dużej mierze z powodu historycznych, politycznych i technologicznych sił, które są poza ich kontrolą, a nie z powodu ich indywidualnych wad, a najmniej z powodu niechęci do ciężkiej pracy”.
Współcześni publicyści ekonomiczni przypominają świeckich kaznodziejów. Upodobali sobie opowieść o pracy jako „świętym obowiązku”, czyli zajęciu przeklętym i błogosławionym zarazem. Świetnie obrazuje to opinia ojca polskiego liberalizmu gospodarczego, Leszka Balcerowicza, który satysfakcję z pracy utożsamia z pracoholizmem.
Warto zauważyć, że ekonomia jako dyscyplina wyrosła z filozofii moralności (sam Adam Smith wykładał ten przedmiot na Uniwersytecie w Glasgow, a jedną z jego pierwszych prac była „Teoria uczuć moralnych”), która z kolei wyodrębniła się jako niezależny przedmiot badań z teologii. Wiele pojęć ekonomicznych wywodzi się bezpośrednio z idei religijnych. W takim układzie to rynek jest naszym środowiskiem życia, a ekonomia – świecką religią obywateli kapitalistycznego świata.
Publicyści ekonomiczni wprawili się w rzucaniu pojęciami, takimi jak inflacja, recesja, niedobory siły roboczej i niedobory w łańcuchu dostaw, aby usprawiedliwić każde podniesienie marż ze strony producentów. Siła ich opowieści sprawiła, że konsumenci zaakceptowali podwyżki cen w sklepach. Wzrost cen ropy naftowej oraz energii dla indywidualnych odbiorców tłumaczy się problemami „w dużej mierze wynikającymi z braku równowagi między podażą a popytem”. Reuters donosi, że największy na świecie producent jogurtów ogłosił kolejne podwyżki swoich produktów. Mimo że w tym samym komunikacie informuje opinię publiczną, że wzrost dochodów ze sprzedaży w pierwszym kwartale 2023 roku był najszybszy od dekady. Danone w ciągu kwartału podniósł ceny o 10,3 proc., podczas gdy wolumen sprzedaży pozostał dodatni i wzrósł o 0,2 proc.
Głównym przesłaniem Changa jest ukazanie wielowymiarowego wpływu ekonomii na codzienne życie. Bez znajomości podstaw tej dziedziny, powyższe informacje więcej rozmywają, niż rozjaśniają, co w konsekwencji ma nas uspokoić i przyśpieszyć proces akceptacji podwyżek cen. Ekonomiści reprezentujący klasyczne szkoły chętnie opowiadają o zewnętrznych powodach inflacji, pomijając tym samym aspekt naturalnej chciwości producentów i pośredników.
Podobnie jak nauka nowego języka, umiejętność jazdy na rowerze oraz kurs obsługi programu komputerowego sprawiają, że nasze codzienne życie staje się łatwiejsze, tak i nauka o funkcjonowaniu ekonomii przyczynia się do poprawy naszej pozycji jako świadomych obywateli i konsumentów. Znajomość wielu perspektyw pomaga zniuansować nasze postrzeganie i wyczulić na kłamstwa publicystów. Według Ha-Joon Changa w społeczeństwie opartym o kapitalistyczny porządek produkcji demokracja nie ma sensu, jeśli każdy obywatel nie dysponuje podstawowymi informacjami na temat zasad rządzących gospodarką.
Źródła: