Nauka
Lot na Marsa to nowy cel Trumpa. Eksploracja Księżyca zagrożona
20 lutego 2025
– Łatwo głosić sobie hasła „zakażmy myślistwa”, czy „natura sama sobie poradzi”. Ale ostatecznie łowiectwo wpływa na niską cenę każdego rodzaju posiłku, także wegańskiego czy wegetariańskiego burgera – mówi w rozmowie z Holistic News Marcin Możdżonek, prezes Naczelnej Rady Łowieckiej i były kapitan polskiej reprezentacji w siatkówce. Będzie on też prelegentem podczas Holistic Talk.
Jak Pan sądzi, dlaczego myśliwi, którzy przez wieki byli jedną z ważniejszych grup społecznych, w ostatnich latach nie mają zbyt dobrego wizerunku w społeczeństwie?
Fakt, nie mają dobrego wizerunku. Ale zacznijmy może od tego kim są myśliwi i po co oni są. Myśliwi to jest taka grupa społeczna w naszym kraju, która wykonuje społecznie, za własne pieniądze, zadania narzucone przez państwo w drodze ustawy. Myśliwi działają tylko i wyłącznie zgodnie z prawem, jakie uchwala Sejm i my je wykonujemy. Jesteśmy jednym z najstarszych NGO’sów w Polsce, bo jesteśmy organizacją pozarządową. Jeszcze raz podkreśliłem, nie pobieramy żadnych opłat za wykonywanie zadań narzuconych nam przez państwo. Polski Związek Łowiecki nie dostaje żadnych dotacji. Warto też podkreślić, że już od ponad 100 lat nasz Związek działa na rzecz ochrony polskiej przyrody, bo artykuł 1. ustawy Prawo łowieckie, mówi, że łowiectwo jest formą ochrony przyrody.
A co by się stało, gdyby marzenie niektórych organizacji ekologicznych by się spełniły i myśliwi zaprzestaliby polowań?
Polowania na całym świecie były, są i będą. Możemy się co najwyżej spierać co do formy, jakie one mają przybierać i jaką działalność ma przybrać dany związek łowiecki. Ale opowieści o tym, że należy zakazać myślistwa, to tylko polityczna chucpa i nic więcej. W krajach, w których zakazano myślistwa, na przykład w Holandii i tak się poluje. Ale polowania przybierają wtedy formę zupełnie inną, wręcz groteskową. Na przykład w Niderlandach przez dwa tygodnie specjalne komando strzela do wszystkich jeleni, jakie tam są. Aż do osiągnięcia określonego poziomu liczebności. Dlatego polski model wydaje się być znacznie bardziej sensowny, bo jest to model społeczny. Żeby zostać myśliwym, należy przejść całą procedurę administracyjną, ukończyć staż, zdać egzamin państwowy i mieć pozytywną opinię Komendy Wojewódzkiej Policji.
Przeczytaj także artykuł: Polowanie na myśliwych
To jakie byłyby skutki całkowitego zakazu polowań?
Proszę pamiętać, że Polski Związek Łowiecki to nie są tylko polowania. Odpowiadamy za gospodarkę łowiecką, czyli gospodarowanie wszystkimi gatunkami łownymi. Staramy się to robić jak najlepiej, co widać w statystykach. Liczebność większości gatunków łownych z roku na rok wzrasta. Wyjątkiem mogą być dziki, ale to wynika z problemu afrykańskiego pomoru świń. Niezwykle istotnym zadaniem myśliwych jest też ograniczanie szkód łowieckich zarówno na polach, jak w uprawach leśnych. A szkody łowieckie w uprawach rolniczych, przy dość dobrze działającej gospodarce łowieckiej, a taką mamy w Polsce, to jest rząd około 110 mln złotych rocznie.
Co by się stało, gdyby nie było polowań i myśliwych? Gdybyśmy przestali pilnować upraw przed dziką zwierzyną? Podobny „eksperyment” był niedawno w województwie lubuskim, gdzie dwa obwody łowieckie zostały wyłączone z gospodarki łowieckiej. Efekt był taki, że tylko z jednego z nich po pierwszym roku było ok. 600 tys. złotych odszkodowań. W drugim roku było jeszcze więcej. Podkreślę, że to tylko z jednego obwodu, a w Polsce mamy ich ponad 7 tys. Jeżeli byśmy przestali polować, to dość łatwo można sobie policzyć jakie odszkodowania za szkody łowieckie musiałoby płacić państwo z budżetu. Czyli tak naprawdę z pieniędzy wszystkich podatników.
Aktywiści ekologiczni używają hasła „natura sama sobie poradzi”, czyli człowiek, w tym myśliwi, nie powinien jest wtrącać w naturę.
Jak się z tym hasłem zgadzam. Jest jak najbardziej prawdziwe, tylko jest zawsze rewers i awers. Za tym hasłem ukrywa się jedno ważne pytanie – czy człowiek sobie poradzi? Otóż, człowiek w takiej sytuacji sobie by nie poradził. Jeżeli my byśmy zaprzestali polowań na dwa, trzy lata, to populacja dzika wystrzeliłaby w niesamowitym tempie. Przyrost stanu wiosennego w granicach 300 proc.
Rosłaby też populacja wilków, której obecnie Ministerstwo Klimatu i Środowiska nie chce dokładnie policzyć. A nie chce, bo obawia się zapewne, że okazałoby się, że populacja wilka już jest zbyt wielka. A te drapieżniki czynią coraz większe spustoszenie w gospodarstwach rolnych zagryzając bydło czy owce. Zatem taka niekontrolowana liczba dzików i wilków przełożyłaby się na coraz słabsze plony. Ronicy musieliby podjąć drastyczne kroki w celu ochrony upraw, na co musieliby wydać sporo pieniędzy. A te koszty zostałyby przeniesione na klienta końcowego i ceny żywności zaczęłyby szybko rosnąć. Łatwo głosić sobie hasła „zakażmy myślistwa”, „kochamy wszystkie zwierzątka” itd. Ale ostatecznie łowiectwo wpływa na niską cenę każdego rodzaju posiłku, także wegańskiego czy wegetariańskiego burgera.
W Szwecji sondaże pokazują poparcie dla myśliwych na poziomie niemal 90 procent. W Polsce nieco ponad 40 procent społeczeństwa opowiada się za polowaniami. Z czego wynika taka dysproporcja?
W największym stopniu wynika to z wiedzy i edukacji. Choć Skandynawia to kraje raczej lewicowo-liberalne, to w swojej edukacji mają doskonale przygotowane lekcje przyrody. Młodzi ludzie w tamtych krajach doskonale wiedzą, czym jest w łowiectwo, jak jest wykonywane i co się z tym wiąże. Jeżeli w Szwecji podczas polowanie ustrzeli się jakąś zwierzynę, dajmy na to łosia, to tego łosia często zanosi się do szkoły. Uczniowie dostają noże i oni tę sztukę zwierzyny skórują, porcjują i zabierają później mięso do domu. Gdybyśmy coś takiego zaproponowali w Polsce, to byśmy zostali odsądzenie od czci i wiary. Ale w Szwecji dzieci w ten sposób uczą się, że świat tak wygląda. Uczą się, że są pewne zasady jakimi rządzi się natura i że one nie zmieniły się od tysięcy lat.
Przeczytaj również to: Emisja metanu gwałtownie rośnie. Efekt uboczny walki o czyste powietrze
Czy zatem PZŁ przespał kwestie edukowania społeczeństwa, zwłaszcza młodzieży?
PZŁ z całą pewnością przespał dobry czas, kiedy można było to zrobić. Teraz będzie dużo trudniej wyjść z marazmu edukacyjnego, ale chcemy zmierzyć się z tym tematem. To na pewno wymaga też zmian systemowych, w tym na poziomie Ministerstwa Edukacji Narodowej. Nauka o polskiej przyrodzie powinna zostać zreformowana. Ja nie chcę, żeby w szkołach zachęcano do wstępowania do Polskiego Związku Łowieckiego, bo na tym mi nie zależy. Ale zależy mi, żeby nasze dzieci i młodzież uczyły się o tym, jak świat przyrody wygląda naprawdę.
Dlaczego łowiectwo, rolnictwo i leśnictwo są ze sobą tak mocno połączone. Dlaczego, jeżeli przestalibyśmy polować, wzrosłyby szkody łowieckie i ceny jedzenia. Ale też, aby tłumaczyć im i pokazywać skąd się biorą hamburgery czy skąd są jajka. Dzieci muszą to wiedzieć. Zwłaszcza te wielkomiejskie, bo im bardziej są od tego oderwane, im dalej od natury i od nauki, tym łatwiej jest manipulować przekazem. Wówczas łatwo można wzbudzać emocje, czyli to co robią eko-aktywiści. Oni mają po swojej stronie emocje, ale też doskonały dostęp do mediów i potrafią wykorzystywać różne sztuczki socjotechniczne. Dlatego, choć to niewielka grupa, zaledwie ułamek ułamka procenta społeczeństwa, to jest tak głośna i tak słyszalna w przestrzeni publicznej.
To jak myśliwi chcą się przebić ze swoim przekazem, zwłaszcza do środowisk wielkomiejskich?
Przede wszystkim musimy iść swoją drogą, jaką obraliśmy, czyli drogą prawdy, faktów, nauki, edukacji i studzenia emocji. Próbujemy na różne sposoby, także poprzez swojej kanały, ale musimy dostawać się również do innych. Dlatego próbujemy dobijać się do mainstreamu, aby tam pokazać świat, takim jaki jest. Na razie są dużo opory z różnych względów. Ale myślę, że to jest kwestia kilku, może kilkunastu lat, aby dotrzeć z uczciwym przekazem do ogółu społeczeństwa.
Czy były kapitan polskiej reprezentacji w siatkówce, jako prezes Naczelnej Rady Łowieckiej, to jest właśnie jeden z tych sposobów, aby przebić się szerzej do mediów?
Można powiedzieć, że to jest właśnie taki pierwszy krok, bo środowisko łowieckie jest bardzo zróżnicowane. Myśliwi reprezentują każdą grupę społeczną ze względu na podział, na płeć, pochodzenie, status majątkowy, wykształcenie, orientację seksualną, czy poglądy polityczne. Bycie myśliwym, to jest wzięcie odpowiedzialności za polską przyrodę i to nas wszystkich łączy, mimo czasem ogromnych różnic w innych kwestiach.
Na wizerunku myśliwych na pewno negatywnie odbijają się wypadki podczas polowań. W ciągu 10 lat zginęło 26 osób.
26 wypadków ciągu ostatnich 10 lat, to jest 26 tragedii. Zdecydowanie o 26 ofiar za dużo. Dlatego jako Polskich Związek Łowiecki podejmujemy działania, aby zwiększyć jeszcze bezpieczeństwo na polowaniu. Ale poprzez treningi czy testy kompetencyjne, które będą wprowadzane sukcesywnie. Proszę też zwrócić uwagę, że na tych 26 tragedii jakie miały miejsce, to do żadnej z nich nie doszło ze względu na zły stan zdrowia myśliwego. Za każdym razem do wypadku dochodziło, bo doszło do złamania prawa i nie stosowanie się do regulaminu polowań, który jest jasny i klarowny. I z takimi błędami trzeba walczyć.
Warto przeczytać: Możdzonek: Drużyna to wspólnota. By odnieść sukces, nie może być miejsca na „ja”
Chyba przed PZŁ jest jeszcze jedno zadanie do wykonania. We Francji niemal każdy obywatel zna kilku myśliwych, a to przekłada się na wyższe zaufanie do myśliwych. W Polsce myśliwi chyba się wstydzą tego, że są myśliwymi i nikomu o tym nie mówią.
– Myślę, że to trafna diagnoza. Polska i Francja to są dwa zupełnie różne światy pod kątem myślistwa. W Polsce jest bardzo mało myśliwych, bo około 135 tysięcy na 38 milionów Polaków. Procentowo to chyba najmniej w Europie w stosunku do liczby mieszkańców. Z kolei we Francji jest od 1,2 miliona do nawet 2 milionów myśliwych, w zależności od sezonu i roku. Ale w Polsce na nasze środowisko jest duża nagonka, zwłaszcza w mediach. Mi grożono utratą kontraktów reklamowych. Innym członkom Związku, którzy są rozpoznawalni z telewizji, grożono zerwaniem umów sponsorskich. Ale są różne powody takiego zachowania myśliwych – na przykład nieprzychylna atmosfera w pracy, ostracyzm społeczny, bo ludzie nie rozumieją tego tematu. Myśliwi spotykają się z dużym hejtem i stąd ich obawy, aby mówić innym o tym, że należą do PZŁ. A niestety hejt na myśliwych nakręcaj także politycy, chociażby z Polski 2050 czy lewicy.
Pana taki ostry hejt dotknął najbardziej w momencie, kiedy gruchnęła informacja, że uwielbiany przez społeczeństwo kapitan polskich siatkarzy zostaje szefem Naczelnej Rady Łowieckiej.
Tak, jak zostałem wybrany na prezes Rady, to fala hejtu w Internecie się oczywiście wylała. Ale było też bardzo dużo głosów wspierających, rozumiejących i jak najbardziej akceptujących i to z różnych środowisk. Co do hejtu, to kiedyś usłyszałem, że jest to swego rodzaju podatek od zajmowanej funkcji. Dlatego ja zaakceptowałem fakt, że taka krytyka, nawet ta wykraczająca poza ramy kulturalnej dyskusji, prędzej czy później się pojawi. Ale na kilka rzeczy się nie zgodzę. Dla mnie granicą były i są groźby karalne, pomawianie i szczucie.
Muszę to jakoś przeżyć, bo wiem co robię i nie mam się czego wstydzić. Ale już groźby zastrzelenie moich synów, czy odebrania mi życia lub zdrowia to już za dużo. I te sprawy zostały zgłoszone na Policję. Mimo, że to anonimowe groźby, to potraktowałem je poważnie, bo uderzanie w moją rodziny jest dla mnie absolutnie niedopuszczalne i na takie rzeczy zawsze będę reagował ze stanowczością.
Przeczytaj także: Dr Witkowski: zakochanie to głównie biologia, mało tu racjonalności
Skoro jest tyle emocji między myśliwymi a aktywistami ekologicznymi, to czy jest tu w ogóle szansa na normalny dialog?
Tu mamy sytuację trochę jak z rozmową przedstawicieli różnych religii. Jeżeli usiądzie ksiądz oraz imam, czyli ludzie co do zasady wykształceni, którzy kierują się dobrem drugiego człowieka, to oni znajdą porozumienie w bardzo wielu płaszczyznach. Ale jeśli do rozmów usiądą tylko radykalne sekty odłamów tych religijnych, to zawsze będzie konflikt, zawsze będzie problem.
Tak samo mamy w łowiectwie czy rolnictwie. Jeżeli profesorowie rozmawiają z rolnikami, z leśnikami, z myśliwymi, to zawsze znajdziemy dużo wspólnych pół i dużo ciekawych rozwiązań można wypracować. Jednak jeśli do głosu dochodzą radykałowie, to wtedy są wywoływane tylko niepotrzebne emocje. Wówczas też zdrowy rozsądek i merytoryka znika. Ale chcę podkreślić, że myśliwi są otwarci na zmiany. My jako cała grupa musimy iść z duchem czasu, musimy dostosowywać się do potrzeb całego społeczeństwa. Dowodem tych zmian jest chociażby wybór mojej osoby na najważniejsze stanowisko w Polskim Związku Łowieckim. A zarzuty, że nie chcemy się zmieniać są po prostu zwykłą, wyrachowaną grą polityczną.
Dziękuję za rozmowę.
Marcin Możdżonek, były kapitan polskiej reprezentacji w piłce siatkowej. Z zespołem wywalczył złoty medal Mistrzostw Świata w 2014 roku oraz złoty medal Mistrzostwa Europy w 2009 roku. Od 2023 jest prezesem Naczelnej Rady Łowieckiej Polskiego Związku Łowieckiego. Jest także radnym Rady Miasta Olsztyna oraz założycielem Fundacji Marcina Możdżonka, która pomaga dzieciom i młodzieży realizować sportowe marzenia. Został odznaczony Krzyżem Kawalerskim i Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski za wybitne osiągnięcia sportowe.
Już 5 kwietnia, w Bielsku-Białej, Marcin Możdżonek wystąpi na konferencji Holistic Talk. Mistrz Świata i Europy w siatkówce będzie mówił o tym, że myśliwi nie są wrogami wegan.
Na scenie zobaczymy także m.in. psychologa dr. Tomasza Witkowskiego, youtubera Szymona Pękalę (Wojna Idei, Szymon Mówi), czy byłego ambasadora RP w Izraelu i Stanach Zjednoczonych, Marka Magierowskiego.
Organizatorem wydarzenia jest Holistic News.
Czytelnicy Holistic News mogą zakupić bilet ze specjalną zniżką 33% od podstawowej ceny biletu. Kod należy wpisać w koszyku zakupowym.
Wykorzystaj dedykowany kod rabatowy: HNHT2
Więcej informacji o wydarzeniu:
Autor zdjęcia głównego: Marcin Możdżonek/x.cxom