Humanizm
Duże dzieci dużo wydają. Biznes zarabia na nostalgii dorosłych
17 grudnia 2024
Obserwacja nocnego nieba napędza ludzką wyobraźnię. Tam, gdzie astronomowie i astrofizycy widzą rozbłyski gamma czy baseny uderzeniowe, amatorzy kosmosu niejednokrotnie dostrzegają coś więcej. Dowody na istnienie życia pozaziemskiego. Gdy przyjrzymy im się jednak bliżej, ślady kosmitów znikają. Taki los spotkał tajemniczą Marsjańską Twarz i inne zjawiska paranormalne. Czy za zacieraniem tropów stoją smutni panowie w czarnych garniturach? Choć odpowiedź nie wpisuje się w scenariusz filmu sensacyjnego, to jest nie mniej zaskakująca. Rozwiązania według nauki powinniśmy szukać w naszych mózgach.
Blisko pół wieku temu, w sierpniu 1975 roku, NASA wystrzeliła w kierunku Marsa bezzałogową sondę Viking 1. Lądownik wyposażony w złożony zestaw badawczy, w tym między innymi sejsmometr, dwie kamery panoramiczne i aparaturę do poszukiwania związków organicznych, już rok później rozpoczął pracę na powierzchni Czerwonej Planety. Celem Vikinga 1 były bowiem analizy biochemiczne. Urządzenia zgromadzone na orbiterze i lądowniku miały dostarczyć naukowcom dowodów na obecność życia na Marsie.
Pozyskane przez sondę próbki gleby analizowane były pod kątem występowania bakterii. Pojawienie się metanu lub radioaktywnego dwutlenku węgla zwiastowałoby również aktywność organiczną. Tak właśnie się stało, przynajmniej na chwilę. Jeden z szeregu eksperymentów określany mianem „Labeled Release” dał nieoczekiwanie wynik pozytywny. Potwierdzenie tych badań oznaczałoby istnienie pozaziemskiego życia.
Wyniki uzyskane w czasie pierwszego eksperymentu nie zostały jednak później poświadczone innymi badaniami. Dla niektórych naukowców interpretacja danych wciąż pozostaje jednak niejednoznaczna. Wielbiciele teorii UFO odnotowali w programie Viking coś, co jeszcze silniej napędza teorie spiskowe.
Dane dostarczone przez sondę do NASA obejmowały również fotografie Czerwonej Planety. Viking 1, przelatując w 1976 roku nad obszarem zwanym Cydonia Planitia, zrobił zdjęcie dziwnej formacji geologicznej. Gdy kilka dni po wykonaniu fotografii ukazała się ona w prasie, dla części czytelników był to właśnie koronny dowód na istnienie już nie tylko pozaziemskiego życia, ale także obcej cywilizacji. Sfotografowana skała przypominała bowiem ludzką twarz. Oglądając oryginalne zdjęcia, możemy zauważyć linię włosów, oczy, nos i szerokie usta postaci jakby wyrzeźbionej w czerwonej skale. Stąd też jej nazwa: Marsjańska Twarz.
Polecamy: Załogowa misja na Marsa. Symulacja NASA zakończona sukcesem
Widoczność ludzkiej podobizny wyrytej w górach Czerwonej Planety malała w kolejnych latach. Nowe zdjęcia formacji geologicznej pochodzące z innych misji NASA były z każdym rokiem lepszej jakości. Powstawały też w dogodniejszych warunkach atmosferycznych. Paradoksalnie wyostrzenie obrazu na fotografiach sprawiło, że Marsjańska Twarz uległa stopniowemu rozmyciu. Wkrótce zamiast tajemniczej humanoidalnej podobizny dostaliśmy niczym niewyróżniającą się skałę. Tym samym pozorna rzeźba okazała się dowodem nie na istnienie obcej kultury, ale na zafałszowania tworzone przez ludzki mózg.
Naukowcy tę specyficzną zdolność do rozpoznawania w otoczeniu twarzy określają mianem pareidolii lub paternifikacji. Ludzki mózg przystosowany jest do wykrywania innych ludzi, znajomych kształtów czy wzorców. Ze względów ewolucyjnych nasz umysł czyni to jednak z naddatkiem, jak w przypadku Marsjańskiej Twarzy.
Zjawisko pareidolii „jest rodzajem apofenii, który polega na dopatrywaniu się znanych elementów w pewnej grupie bodźców. Znanym każdemu przykładem pareidolii może być spostrzeganie znajomych kształtów (na przykład zwierząt lub twarzy) w chmurach. Natomiast pareidolią interpretowaną w kategoriach religijnych jest, między innymi, dostrzeganie twarzy postaci owianych kultem w jedzeniu […] czy – bardziej spektakularnie – w mgławicy Stożek” – piszą Jakub Skałbania i Miłosz Gołyszny w artykule Religijne pojmowanie świata jako mentalny model rzeczywistości wynikający z odmiennych stylów poznawczych.
Fenomen paternifikacji wynika z błędu poznawczego. Dostrzegając specyficzny układ skał na Marsie, mimowolnie interpretujemy go w pierwszej kolejności jako coś, co ma jakieś ukryte znaczenie. Połączenia między elementami niekiedy tworzymy jednak sami. Niepowiązane części otoczenia układają się w wyimaginowany wzór, który istnieje tylko w naszych głowach.
Interesujące wyniki przyniosły badania prowadzone pod kierunkiem Susan G. Wardle z Narodowego Instytutu Zdrowia Psychicznego w Stanach Zjednoczonych. Według nich mózg człowieka uznaje za twarze znacznie więcej obiektów, niż nam się wydaje. Prowokując tym samym identyczną reakcję, jakbyśmy widzieli prawdziwą twarz. Ludzki mózg w przypadku wykrywania twarzy jest bardziej czuły niż selektywny. Mimo to zazwyczaj już w kilkuset milisekundach jest w stanie usunąć ten błąd poznawczy, jak donoszą w artykule Rapid and Dynamic Processing of Face Pareidolia in the Human Brain naukowcy.
Polecamy: HOLISTIC TALK: Czym jest prawda dla mózgu? To dlatego fakty nas nie przekonują? (Marcin P. Stopa)
Przykłady paternifikacji można by mnożyć, są nimi Giewont postrzegany jako śpiący rycerz, emotikony będące układem znaków typograficznych, postaci religijne zauważane w korze drzew czy kroki słyszane w skrzypiącym drewnianym domu. Dostrzeganie znanych elementów tam, gdzie ich nie ma, przede wszystkim nieistniejących twarzy, nie jest zdolnością typowo ludzką. Jak pokazują najnowsze badania, ten sam mechanizm można zaobserwować także u innych gatunków zwierząt.
Choć umiejętność rozpoznawania twarzy potwierdzono nawet u pszczół, a więc wśród owadów, to pareidolia poza naszym gatunkiem pozostawała zagadką. Na częstotliwość występowania tego zjawiska u człowieka mogła mieć wpływ kultura, w tym powszechne zabiegi antropomorfizujące znane z bajek. Jednak kilka lat temu zespół badawczy Jessiki Taubert udowodnił, że pareidolię współdzielą z ludźmi, chociażby makaki królewskie.
W trakcie eksperymentów przedstawiono małpom obrazy obiektów nieożywionych. Zwierzęta dostały między innymi zdjęcia zwyczajnej pralki oraz pralki, w której ludzie dostrzegali iluzoryczną twarz. Okazało się, że zainteresowanie drugim zdjęciem było kilkukrotnie wyższe, odpowiadające reakcji na twarz innej małpy. Następnie badacze sprawdzili ruchy gałek ocznych makaków. Zwierzęta dłużej skupiały wzrok na elementach charakterystycznych fałszywych twarzy, to jest na ustach czy oczach. Badanie tym samym potwierdziło, że małpi mózg jest wyspecjalizowany w wykrywaniu znanych wzorców w otoczeniu i reaguje analogicznie jak mózg ludzki.
„Ta obserwacja nasuwa podstawowe pytanie o abstrakcję: co skłania układ wzrokowy naczelnych do rozpoznawania danego obiektu lub wzoru jako »twarzy«?” – zastanawia się w podsumowaniu artykułu Face Pareidolia in the Rhesus Monkey Taubert ze współbadaczami.
Naukowcy nie wspomnieli w publikacji, czy w ramach eksperymentów pokazano makakom Marsjańską Twarz. Taki obrót spraw byłby interesujący. Szczególnie w kontekście wniosków o współdzieleniu paternifikacji ze zwierzętami i ich możliwości abstrakcyjnego odbierania rzeczywistości. To nasuwa myśl, że może nie powinniśmy jako ludzie szukać naszych podobizn w zimnych skałach obcych planet? Ale zamiast tego częściej dostrzegać twarz – nie pysk – u zwierzęcia.
Może Cię także zainteresować: Podglądanie wsi. Dlaczego fascynuje nas prowincja?