Nauka
Kolonizacja Marsa wymaga rolnictwa. Naukowcy mają ciekawy pomysł
06 listopada 2024
Za naturalne uznajemy często to, co w niezmiennej formie trwa od dziesięcioleci. Stąd „naturalny” wygląd, zachowania, porządek. Co jeśli jednak ewolucja, która zachodzi w obrębie fauny i flory, dotyka także samej kategorii natury? Jaki wpływ na przyjmowany obraz przyrody i same wyniki analiz będzie miało zniwelowanie chłodnego dystansu i na przykład nadanie imion badanym zwierzętom?
Poeta Alfred Tennyson, tworzący w XIX wieku w wiktoriańskiej Anglii, zasłynął jako wybitny przedstawiciel brytyjskiego postromantyzmu. Jednak nie o jego dokonaniach literackich tu będzie mowa. Tennyson znany jest bowiem ze słynnej metafory natury, która oddawała ducha myśli neodarwinistycznej i naukowego spojrzenia na przyrodę. Jak to ujął poeta, natura jest „czerwona od kłów i pazurów” (In Memoriam A. H. H.). Innymi słowy, środowisko naturalne kształtuje się na drodze krwawego współzawodnictwa gatunków i jednostek. Tym samym, jeśli organizmy chcą przetrwać, muszą być silniejsze od swoich konkurentów. Muszą dążyć do dominacji i nie oglądać się za siebie, a już tym bardziej na innych. Przejawy współpracy, nawet jeśli występują, są w tej perspektywie traktowane jako wyjątek od reguły.
Tymczasem współczesne nauki przyrodnicze coraz częściej postrzegają symbiozę jako najpopularniejszy typ relacji między organizmami. Taki stan badań przedstawia między innymi Piotr Skubała z Uniwersytetu Śląskiego. Jako jeden z przykładów zmiany paradygmatu biolog podaje postrzeganie ludzkiego ciała:
„Nasz organizm to «superorganizm»: mikroorganizmy nadają mu cechy, których sam nie byłby w stanie rozwinąć. […] Zatem na każdą «ludzką» komórkę budującą nasz organizm przypada dziesięć komórek zamieszkujących nas mikroorganizmów” – pisze Skubała w tekście Emocje i etyka, czyli co łączy mnie ze zwierzętami.
Zaburzenie tej międzygatunkowej współpracy zarówno w skali mikro, jak i makro niesie z sobą negatywne skutki. W takim razie jak to możliwe, że dane badawcze koncentrujące się na współzawodnictwie zgadzały się przez długie lata? Jedną z możliwych odpowiedzi są nieuświadomione wpływy zewnętrze. Naukowe spojrzenie na naturę okazało się być splecione z kontekstem politycznym, kulturowym i ekonomicznym. Dzięki temu polityka kolonialna i następstwa rewolucji przemysłowej stały się przedłużeniem hierarchii gatunków. Nie oznacza to jednak istnienia spisku w akademii, ale osadzenia naukowca w konkretnym „tu i teraz”.
Natura – a zarazem to, co uznajemy za naturalne – okazuje się pewnym tworem wyobraźni. Definicja tych słów zmieniała się na przestrzeni lat. Podobnie ewoluowało pojęcie normy – bezpośrednio związanej z tym, co postrzegamy jako wyjściowy stan rzeczywistości. Dobrze ujmuje to pionier ekokrytyki Lawrence Buell, cytowany w tłumaczeniu Julii Fiedorczuk:
„Natura nadal ma wartość jako pojęcie, skoro (dajmy na to) góry lodowe są bardziej «naturalne» niż pomniki przedstawiające bohaterów narodowych, nawet jeśli te pierwsze oderwały się od lodowców na skutek wywołanego przez człowieka ocieplenia klimatu, a te drugie są wykonane wyłącznie z «naturalnych» materiałów, takich jak granit” – czytamy w książce Cyborg w ogrodzie.
Natura jest pojęciem niejednoznacznym, dlatego też nie sposób wskazać jej jednego właściwego oblicza. Część badaczy mówi o wielu naturach, o polityczności tej nomen omen idei. Niektórzy nawet, jak Timothy Morton, postulują odejście od natury jako kategorii opisu. Podobne problemy są związane z metodami jej badania, które w trosce o zachowanie dystansu mogą zasłaniać prawdę. Gdzie i czy w tym wszystkim jest miejsce na naukowy obiektywizm?
Polecamy rozmowę z Maciejem Myśliwcem na naszym kanale: HOLISTIC NEWS: Ile mamy czasu, żeby ewakuować się z Ziemi w kosmos?
Przeświadczenie o możliwości osiągnięcia pełni obiektywizmu jest w dużej mierze następstwem epoki nowoczesności. Według niej świat byłby pewną stałą, którą uzbrojony w szkiełko i oko naukowiec mógłby odtworzyć w wynikach przeprowadzonych badań. Takie podejście zakłada eliminacje emocji i wpływów kulturowych, a więc zawieszenie badanego obiektu i samego naukowca w próżni. Dlatego też, aby ograniczyć zakłócające eksperyment bodźce, badacz musi zachowywać chłodny dystans wobec obiektu.
Francuski socjolog Bruno Latour w pracy Nadzieja Pandory porównuje figurę obiektywnego naukowca do mózgu umieszczonego w słoju. Byłby to idealny badacz nowoczesności. Pozbawiony ciała, odizolowany od warunków społeczno-kulturowych, w tym etyki. Wreszcie, ulokowany na zewnątrz względem studiowanego obiektu. Jednak nawet w takich okolicznościach według Latoura obiektywizm byłby niemożliwy. Obraz świata będzie bowiem zniekształcony przez szklane ściany metaforycznego słoja.
Realnego przykładu tego, o czym pisze Latour, dostarcza Frans de Waal, znany holenderski prymatolog. W książce Bonobo i ateista przytacza historię swojej studentki, która w pracy nad naczelnymi opisywała stan najnowszych badań (w latach 70.) nad zachowaniami szympansów. Po walkach, do których dochodziło w stadzie, małpy godziły się ze sobą. Aby to okazać, wzajemnie się przytulały i całowały. Nie mogła w to jednak uwierzyć komisja egzaminacyjna. Profesorowie zachęcani przez de Waala do przyjrzenia się małpom w zoo i zaobserwowania zachowań na własne oczy szybko odrzucili ten pomysł. Jak stwierdzili, coś takiego zaburzyłoby ich obiektywizm:
„Co dobrego przyjdzie nam z oglądania tych zwierząt? Bez ich wpływu łatwiej będziemy mogli pozostać obiektywni” – przytacza słowa naukowców Frans de Waal.
Polecamy: Jak projektować miasta? Z myślą o naturze
Ikoną alternatywnego podejścia do prowadzenia badań, a zarazem natury pozostaje Jane Goodall. Angielska specjalistka od ssaków naczelnych od początku swojej kariery szła pod prąd konwencjom panującym w akademii. Goodall nie tylko nie obserwowała małp z dystansu. Starała się tę umowną barierę dzielącą naukowca od obiektu burzyć na wszelkie sposoby. W rezultacie prace prowadziła, żyjąc między szympansami w Parku Narodowym Gombe Stream w Tanzanii. Wchodziła z nimi w bliskie relacje. Zamiast cyfr nadawała małpom imiona.
Podejście Goodall w środowisku etologów przez długi czas uznawane było za „nienaukowe”. Ją samą oskarżano o antropomorfizowanie szympansów, a jej wyniki określano jako subiektywne. Jednak to właśnie zdobycie zaufania zwierząt i bliskość zaowocowały szeregiem znaczących odkryć. Jednym z najważniejszych było udokumentowanie wytwarzania i stosowania narzędzi przez szympansy. Ta rewelacja doprowadziła w latach 60. do konieczności weryfikacji definicji homo sapiens. Przestaliśmy być jedynym gatunkiem używającym narzędzi.
Gdyby nie subiektywne podejście reprezentowane przez Goodall, prawdopodobnie wielu z odkryć dotyczących życia emocjonalnego i społecznego zwierząt byśmy nie poznali. Pisze o tym cytowany już Piotr Skubała:
„Dzisiaj wiemy, że nie jesteśmy jedynymi stworzeniami posiadającymi umiejętność rozwiązywania problemów, zdolnymi do miłości i nienawiści, radości i smutku, strachu i rozpaczy. […] Dlaczego tak długo ignorowano możliwość doświadczania empatii i współczucia przez inne zwierzęta? Jednym z powodów był zapewne strach przed antropomorfizacją, który wstrzymywał badania nad emocjonalnością zwierząt” – zauważa biolog.
Metodologia badań Goodall nie jest jednak pozbawiona wad. Ona także uwikłana jest w kulturowo-historyczny kontekst, w tym perspektywę kolonialną czy płciową. W końcu wytwarza własną wersję natury, do której próbuje przekonać innych.
Dążenie do obiektywizmu w opisie przyrody, które nie będzie sloganem, powinno osadzać się na świadomości własnej niedoskonałości. Świadomości rozlicznych kontekstów, w które zawsze pozostajemy mniej lub bardziej uwikłani – nawet w naukach ścisłych i przyrodniczych. Tak rozumiane podejście naukowe będzie otwarte na różne – niekiedy wykluczające się – perspektywy. Na badania prowadzone z dystansu i w bliskości. Wtedy możemy poznać nową odpowiedź lub dostać pytanie, na które nigdy nie odpowiemy.
Może Cię zainteresować: Frankenstein stworzył potwora. Czy nauka musi przegrać z prawami natury?