Humanizm
Duże dzieci dużo wydają. Biznes zarabia na nostalgii dorosłych
17 grudnia 2024
Naukowiec stawia pytania, poszukuje rozwiązań, studiuje podobne przypadki, rozwija teorie, błądzi, wypracowuje narzędzia, prowadzi eksperymenty i je wielokrotnie powtarza, jego badania są weryfikowane przez innych specjalistów. Ostatecznie – po miesiącach, a czasem latach pracy – znajduje odpowiednie czasopismo i publikuje wyniki, które rzucają nowe światło na dany problem. Co dalej? Wszystko zostaje ukryte przez wydawcę za tak zwanym paywallem sięgającym kilkuset złotych za pojedynczy artykuł. Konsekwencją utrudnionej dostępności do wiedzy jest aktualnie tocząca się wojna instytucjonalna i partyzancka o otwarcie nauki.
Niezależnie od dziedziny badań najbardziej podstawowym celem nauki jest wyjaśnianie rzeczywistości. Nauka nieustannie pyta i próbuje odpowiedzieć na postawione wcześniej pytania, by z każdą odpowiedzią powiększyć nasz zasób wiedzy o otaczającym nas świecie, o nas samych czy o wytworach naszych kultur. Często problemy analizowane przez badaczy wyrastają wprost z teraźniejszości, a więc w różnym stopniu dotykają naszego codziennego życia. Gdy przyjmuje się taki punkt widzenia, otwarty dostęp do komunikacji naukowej okazuje się leżeć w interesie publicznym, a nie jedynie akademickim.
Trudno jest traktować wiedzę jako czyste dobro prywatne, ponieważ ma ona również cechy dobra publicznego, na przykład możliwość korzystania z danego zasobu wiedzy przez różne osoby w tym samym czasie
– argumentuje Ewa Gruszewska, ekonomistka z Uniwersytetu w Białymstoku.
Jako społeczeństwo finansujące prowadzenie niezależnych badań powinniśmy mieć prawo do powszechnego i łatwego dostępu do ich wyników, a więc eksperckich prac, które objaśniają różne aspekty naszej codzienności i niecodzienności.
Jak w takim razie dotrzeć do źródła, czyli recenzowanej publikacji naukowej, która ukazała się w wysokiej rangi periodyku specjalistycznym? Są dwie opcje. W pierwszym przypadku, jeśli publikacja umieszczona została w czasopiśmie stosującym politykę open access, a więc wolnego dostępu, to po wyszukaniu danego tematu w internecie wystarczy jedno kliknięcie, by otrzymać rzetelne dane na wybrany temat. W drugim przypadku od czytelnika wymagane jest albo wykupienie konkretnego artykułu, albo czasowa subskrypcja czasopisma. Przykładowo w Elsevier, jednej z największych korporacji wydawniczych, roczny dostęp do jednego periodyku naukowego kosztuje od kilku tysięcy do nawet kilkudziesięciu tysięcy euro. Stąd jedynie uczelnie i biblioteki akademickie mogą pozwolić sobie na skrupulatnie wybrane subskrypcje.
Polecamy: Polityka jest jak wrestling. To spektakl, który wygląda znacznie groźniej, niż jest naprawdę
Narzędzia i umiejętności niezbędne do weryfikacji faktów zdają się być kluczowymi atrybutami współczesnego człowieka. Przekonujemy się o tym w mediach społecznościowych. Ich algorytmy sprzyjają łatwym i kontrowersyjnym treściom, co bezpośrednio wpływa na łatwiejsze rozpowszechnianie się teorii spiskowych oraz fałszywych informacji umieszczanych w sieci przez człowieka lub boty. W jaki sposób – na przykład dziennikarz lub publicysta – ma sprawnie rozpoznać fałszywe i zmanipulowane dane przedstawiane przez antyszczepionkowców, jeśli tysiące badań wakcynologów czy epidemiologów ukryto za niezwykle wysokim paywallem? O wiele łatwiej o materiały odradzające szczepień ochronnych – są krótkie, przejrzyste i przede wszystkim dostępne w sieci od ręki.
Ruchy na rzecz otwartej nauki działają od początków internetu, jednak to dopiero pandemia koronawirusa COVID-19 uświadomiła wielu nieprzekonanym naukowcom i instytucjom, jak ważny w dzisiejszym zglobalizowanym świecie jest powszechny dostęp do komunikacji naukowej. Udostępnienie na całym świecie różnych analiz i danych badawczych związanych z koronawirusem znacząco usprawniło przepływ wiedzy między naukowcami, ale też mediami i zainteresowanymi ludźmi spoza akademii.
Bezprecedensowe otwarcie badań w czasie pandemii pokazało, że polityka open access może pomóc w rozwiązywaniu innych globalnych problemów, z którymi mierzy się ludzkość. Pokłosiem tej świadomości było rozpoczęcie w 2022 roku projektu Open Climate Campaign. Ma on na celu zachęcić naukowców, rządy poszczególnych krajów i instytucje do upowszechnienia badań dotyczących globalnego ocieplenia, by w rezultacie lepiej zrozumieć istotę zmian i efektywnej szukać rozwiązań kryzysu środowiskowego.
Chociaż istnienie zmiany klimatu i wynikającego z niej zaniku bioróżnorodności są pewne, wiedza i dane na temat tych globalnych wyzwań, a także możliwych rozwiązań, działań łagodzących zagrożenia i pozwalających na poradzenie sobie z nimi zbyt często nie [są] publicznie dostępne
– stwierdza Iryna Kuchma w wywiadzie dla portalu Otwarta Nauka.
Ogromne opłaty subskrypcyjne pobierane przez koncerny wydawnicze i firmy zarządzające danymi badawczymi nie przechodzą w żadnym stopniu na autorów artykułów ani recenzentów tych prac, którzy nie otrzymują od wydawcy wynagrodzeń za publikacje. Z kolei uczelnie zmuszone są do wykupywania dostępu do wyników badań, które realizowały z własnego budżetu, a więc publicznych pieniędzy.
W rezultacie korporacje sprzedające wypracowaną przez innych wiedzę mogą pochwalić się rekordowymi zyskami. W 2018 roku wspomniana firma Elsevier wykazała przychód w wysokości 3,2 mld dolarów. Jak zauważają Brian Resnick i Julia Belluz, Elsevier marżą zysku dwukrotnie przebił zysk netto Netfliksa w tym samym okresie. Rok 2018 nie był wyjątkowy. Od tego czasu tak przychody, jak i zyski koncernu wydawniczego stale rosną, sięgając od 3 do 6 proc. rocznie.
Polecamy: Kim tak naprawdę jest psychopata? „Pod tym pojęciem kryje się wiele stereotypów”
Wszystkie te elementy coraz częściej rodzą sprzeciw, także natury etycznej, kierowany ze środowisk akademickich. Ruchy dążące do otwarcia nauki przyjmują dwie dominujące strategie. Pierwsza ma charakter systemowy i instytucjonalny. Obecnie większość dużych agencji wspierających prowadzenie badań w postaci grantów wymaga publikacji wyników, które powstaną, w wolnym dostępie. Naukowiec w trakcie realizacji projektu musi udostępniać rezultaty swoich studiów i dane, chociażby w otwartych uczelnianych repozytoriach. Taką politykę przyjęła Komisja Europejska, a w Polsce między innymi Narodowe Centrum Nauki.
Druga strategia otwierania nauki ma charakter walki oddolnej czy wręcz partyzanckiej. Jej twarzą niezmiennie pozostaje Aleksandra Ełbakian, badaczka mieszkająca w Kazachstanie i twórczyni platformy Sci-Hub. Ełbakian, oskarżana przez część środowiska o piractwo, wykorzystuje indywidualne hasła subskrypcyjne, udostępniane jednak dobrowolnie przez setki naukowców z całego świata, by dzięki nim otwierać ukryte za paywallem artykuły. Hasła pozostają wciąż tajne, a cały proces jest zautomatyzowany i uniezależniony od miejsca, z którego odbiorca próbuje się połączyć.
Niezależnie od obranej ścieżki otwieranie nauki jest dziś sprawą równie istotną, co sam rozwój poszczególnych dyscyplin. Polityka otwartego dostępu ułatwia przepływ informacji, wpływa na rzetelne wytwarzanie wiedzy i usprawnia weryfikację danych. Łączy się także z samą demokratyzacją nauki poprzez stawianie na współpracę akademików ze społeczeństwem. Jednak nade wszystko w czasach globalnych problemów proces otwierania nauki jest jedynym etycznym rozwiązaniem.
Polecamy: Działalność naukowa a pseudonaukowa. Kryteria nie są oczywiste
Polecamy:
Może Cię także zainteresować: Dobre żony, mądre matki – tradycyjny ideał kobiecości w Chinach, Japonii i Korei a nowoczesność