Humanizm
Najpierw intuicja, potem kultura
20 grudnia 2024
Media są pełne katastroficznych doniesień o stanie klimatu, bo taka jest rzeczywistość i takie są wyniki badań naukowych. W natłoku złych wiadomości umykają nam jednak dobre wieści - a jest ich całkiem dużo
Płonie Australia, płonie Amazonia, padają kolejne rekordy temperatury, lodowce topnieją szybciej, niż myśleliśmy, jesteśmy świadkami szóstego masowego wymierania gatunków. Przyszedł czas zapłaty za dekady beztroskiej konsumpcji, czas strachu, niepewności, wściekłości i żalu. Nie da się już zamykać oczu. Tylko że to nie jest cała prawda. W tym fatalistycznym nastroju umyka nam, że czasem coś się udaje. Ktoś podejmuje wysiłek i odnosi sukces. I to jest tematem tego artykułu.
Według szacunków ONZ zalesienie Etiopii spadło z 35 proc. na początku XX w. do niecałych 4 proc. 100 lat później. W ubiegłym roku władze postanowiły odwrócić ten trend. Zrobiono to spektakularnie i z propagandowym zacięciem – w ciągu jednego lipcowego dnia Etiopczycy mieli zasadzić ponad 350 mln drzew. W 2018 r. w ramach inicjatywy Zielone Dziedzictwo zasadzili ich łącznie ponad 4 mld.
Zalesianie to jedna z najefektywniejszych strategii łagodzenia skutków zmian klimatycznych, a te szczególnie dotkną uboższych i bardziej wystawionych na działanie słońca, a więc także na susze i głód, krajów afrykańskich. Drzew ubywa, ale prawie 30 państw na kontynencie zobowiązało się w ramach inicjatywy African Forest Landscape Restoration przywrócić lasom do 2030 r. 100 mln ha ziemi (to trzy razy więcej niż wynosi powierzchnia Polski).
W Afryce ostały się jeszcze ogromne niezabudowane tereny. Wydaje się, że to wygrana dla każdego, sadzenie drzew wspierają więc finansowo międzynarodowe instytucje. Słychać też jednak przestrogi, że zalesienie musi przynosić nie tylko globalne (dla bogatych krajów), lecz także lokalne (dla uboższych) korzyści, że może być przeciwskuteczne, bo nie wystarczy sadzić, trzeba jeszcze wiedzieć, co i gdzie, a przede wszystkim chronić drzewa, które już rosną. Dyskusja trwa, ale entuzjazm nie słabnie, a inicjatyw sadzenia drzew przybywa. Niestety deforestacja w Afryce w ostatnich latach znów przyspieszyła, szczególnie w Demokratycznej Republice Konga. Kontynent traci 3 mln ha lasów rocznie.
W Sahelu powstaje długi na 8 tys. km Wielki Zielony Mur, finansowany przez Unię Afrykańską, Bank Światowy, Unię Europejską oraz ONZ. Ma zatrzymać przemieszczanie się piasków Sahary. W projekt zaangażowanych jest ponad 20 państw, których liderzy podkreślają jego cele ekonomiczne i społeczne – inicjatywa przywraca życie w zdegradowanej przestrzeni, wzmacnia bezpieczeństwo żywnościowe, tworzy miejsca pracy, a milionom ludzi daje powód, by zostać, a nie uciekać w poszukiwaniu lepszego miejsca do życia. Projekt jest też wymierzony w grupy terrorystyczne jak Boko Haram, które karmią się biedą, bezsilnością i frustracją. To idea, w której mur ma nie dzielić, a łączyć.
Niestety, pomimo tych rozlicznych wysiłków świat na razie przegrywa walkę w obronie lasów deszczowych. Ciosem dla tych wysiłków są rządy prawicowego prezydenta Brazylii Jaira Bolsanaro, który nad wolę i bezpieczeństwo lokalnych społeczności przedkłada zysk finansowy i otwiera Amazonię na wycinkę.
Skala wymierania gatunków roślin i zwierząt jest zatrważająca, ale kilka udało się uratować. Humbaki, czyli długopłetwce oceaniczne, niemal wyginęły w wyniku masowych połowów, jednak po kilku dekadach wysiłków na rzecz ich ochrony naukowcy z amerykańskiego National Oceanic and Atmospheric Administration w ubiegłym roku ogłosili, że na południowym Atlantyku niemal udało się odbudować ich populację.
W ciągu 5 ostatnich lat o 85 proc. spadła liczba zabijanych nosorożców w Kenii, a sukcesy w walce z kłusownikami odnotowano również w RPA i Mozambiku. Pod koniec ubiegłego roku furorę w mediach zrobił też Diego, gigantyczny żółw z ogromnym libido, który był jednym z bohaterów rozpoczętego w latach 60. programu ratowania gatunku Chelonoidis hoodensis. Spisał się na medal. Stuletni żółw według szacunków spłodził 800 potomków.
W afrykańskich górach Wirunga dzięki konsekwentnym wysiłkom naukowców, ale też bohaterstwu rangerów (m.in. z Konga) odradza się natomiast populacja górskich goryli. Ponad 170 rangerów w ostatnich dekadach przypłaciło ochronę goryli życiem.
Pomimo oportunizmu polityków i wielkiego biznesu oraz bierności współobywateli we wszystkich zakątkach globu są ludzie, którzy próbują zmieniać świat. Dr Marcin Gerwin, specjalista ds. zrównoważonego rozwoju i demokracji deliberacyjnej, zwraca uwagę na projekt oddolnie realizowany od 20 lat w Zimbabwe. Permakultura to zrównoważone rolnictwo, czyli takie, które zamiast działać wbrew naturalnym ekosystemom, inspiruje się ich mechanizmami i zasadami działania. W jego ramach mieści się np. agroleśnictwo (łączenie drzew i roślin uprawnych), pozyskiwanie deszczówki czy projektowanie samoregulujących się ogrodów.
Choć w regionie zamieszkanym przez społeczność Chikukwa występują obfite opady, z powodu działalności ludzi (deforestacji i erozji gleby) wody brakowało. Dzięki planowemu sadzeniu drzew i sianiu traw ludziom tym nie grozi już głód. Permakultura sprawdza się szczególnie w uboższych państwach, gdzie ludzie uprawiają żywność nie na skalę przemysłową, ale w znacznej mierze na lokalne potrzeby.
Pytany o pozytywne trendy, Gerwin wskazuje też niewielki Bhutan, który promuje ekologiczne rolnictwo, jest „węglowo ujemnym” krajem, czyli absorbuje więcej CO2, niż produkuje. Prawie cała energia pochodzi z elektrowni wodnych, a ochronę środowiska oraz gwarancję, że lasy będą zajmowały co najmniej 60 proc. powierzchni państwa Bhutańczycy wpisali do konstytucji. Celem rozwoju nie jest wzrost PKB, ale podwyższenie szczęścia krajowego brutto. Wskaźnik ten nie mierzy liczby uśmiechów, ale bierze pod uwagę m.in. zdrowie, edukację i ekologię. Kraj stawia na zrównoważony rozwój i jakość życia, a tą drogą zaczynają podążać także Islandia, Szkocja i Nowa Zelandia.
Specjalizująca się w walce z suszami indyjska fundacja Paani od kilku lat organizuje Water Cup Competition, czyli zawody o to, która wieś w ciągu 45 dni zbuduje struktury gromadzące najwięcej wody (w gruncie rzeczy są to proste konstrukcje, jak płytkie rowy nawadniające czy zbiorniki na deszczówkę). W ubiegłym roku w zawodach wzięły udział tysiące wsi. Jest to prawdopodobnie jeden z największych projektów ekologicznych na świecie i – jak twierdzą entuzjaści – wielki sukces permakultury.
Gdy rząd Ekwadoru chciał wydzierżawić ziemię firmom wydobywającym ropę, zaprotestowała indiańska społeczność Waorani, która wystąpiła przeciwko niemu do sądu. Ten uznał, że zabrakło konsultacji i głos lokalnych mieszkańców nie został wzięty pod uwagę. To jednak wciąż bardziej wyjątek i reguła, aktywiści w wielu miejscach świata nie mogą liczyć na wsparcie instytucji państwowych, które albo pozostają bierne, albo działają na korzyść inwestorów. Są zastraszani i torturowani, co roku sto kilkadziesiąt osób pada też ofiarą zabójstw. Szanse na sprawiedliwość są większe, gdy procesy śledzą media i społeczność międzynarodowa.
Walka o dekarbonizację przynosi pierwsze, choć jeszcze skromne, rezultaty. Kostaryka ogłosiła w 2019 r., że chce być pierwszym krajem, który w ciągu 30 lat całkowicie zrezygnuje z produkowania energii z paliw kopalnych. Z analizy przeprowadzonej przez londyński think tank Energy & Climate Intelligence Unit (ECIU) wynika natomiast, że prawie połowa światowego PKB powstaje w państwach, regionach i miastach, gdzie albo już wyznaczono cel redukcji emisji dwutlenku węgla do zera maksymalnie do 2050 r., albo trwają nad tym prace.
„To niezwykłe, że stało się to zaledwie 18 miesięcy po publikacji raportu Międzyrządowego Zespołu ds. Zmian Klimatu (IPCC), który naukowo uzasadnił te działania” – komentował dyrektor ECIU Richard Black. Niestety, te działania wciąż nie są wystarczające, bo globalnie emisje cały czas rosną, a USA pod wodzą Donalda Trumpa wycofują się z porozumienia paryskiego, czyli najważniejszego dziś dokumentu międzynarodowego, który wyznacza główny cel powstrzymania wzrostu temperatury o 1,5 lub 2 st. Celsjusza (zależnie od scenariusza).
Węgiel przestaje się opłacać. Dziś produkcja energii elektrycznej ze słońca i wiatru jest już po prostu tańsza. Trendy te wyczuwają inwestorzy, Europejski Bank Odbudowy ogłosił, że nie będzie finansował „brudnych inwestycji”, a ostatnio w mediach zrobiło się głośno o największej firmie na świecie zajmującej się zarządzaniem aktywami, BlackRock, która zapowiedziała, że porzuci inwestycje w paliwa kopalne. Aktywiści podchodzą do tej deklaracji z dystansem – czas pokaże, ile w niej greenwashingu (czyli ekościemy) – ale trend rysuje się coraz wyraźniej. Rosnące koszty wydobycia węgla zmieniają poglądy nawet tak wpływowych przywódców jak premier Indii Narendra Modi.
„Stoimy przed bardzo poważnym wyzwaniem klimatycznym. Fakt, że gdzieś dzieje się coś optymistycznego, to nie powód, by spocząć na laurach. Natomiast dobra wiadomość, czyli to, że niektóre gatunki wracają znad krawędzi, powinna być motywacją do działania. To daje nadzieję, że jeśli damy przestrzeń i warunki innym gatunkom, one również będą w stanie się odbudować” – mówi Izabela Zygmunt z organizacji CEE Bankwatch Network i Polskiej Zielonej Sieci. „Katastrofa klimatyczna jest stopniowalna, skala i dotkliwość konsekwencji będą różne w zależności od tego, co zrobimy. Katastrofizm jest wręcz skrajnie nieodpowiedzialny” – dodaje.
O sens przytaczania pozytywnych wiadomości w obliczu skali grożącej nam katastrofy pytam też prof. Ewę Bińczyk z Instytutu Filozofii Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu. „Dane od naukowców są tak powalające, że jeśli się po prostu na nich zatrzymamy, w narkotyczny sposób nas to zablokuje. Konstruktywny przykład może natomiast inspirować. Oczywiście, to nie jest proste, jest wiele »ale« i osunięcie się w marazm bywa łatwiejsze” – zaznacza.
Prof. Bińczyk często odwołuje się do książki Nadzieja w mroku amerykańskiej eseistki Rebecki Solnit. „Według niej nadzieja jest nie tylko przekonaniem, że mamy proste rozwiązania. Nadzieja to jest robienie rzeczy, w które wierzysz, a które wydają się dzisiaj nierealistyczne”. Prof. Bińczyk dodaje, że skutecznym lekarstwem na rozpacz może być właśnie działanie.
Nadzieję można definiować w różny sposób. W eseju z serii BBC Future dziennikarz Diego Arguedas Ortiz zaznacza, że trudno ją budować na czyichś plecach, czyli czytając doniesienia w mediach społecznościowych i licząc, że ktoś (np. młodsze pokolenie) lub coś (nowe technologie) problem rozwiąże. Trzeba zakasać rękawy i budować ją w sobie, najlepiej razem z innymi. Różni się to od optymizmu, który jest oczekiwaniem, że coś dobrego się stanie, nadzieja natomiast wymaga również wskazania celów i sposobów ich osiągnięcia. Wściekłość, odwaga i nadzieja mogą prowadzić do działania, optymizm – do pasywności. Można być pesymistą i mieć nadzieję.
Marcin Gerwin, który tematyką klimatu zajmuje się już od 20 lat, zwraca uwagę, że jeśli mamy już do czynienia z kryzysem, to przede wszystkim jest to kryzys narracji i wiary w nasze możliwości. „Wizja katastrofy odbiera poczucie sprawstwa i jest przeciwskuteczna. IPCC przecież wcale nie ogłosiło, że świat się skończył. Zarysowane zostały różne scenariusze, wśród nich i apokaliptyczne, i optymistyczne” – zauważa.
Wszyscy moi rozmówcy podkreślają, że mamy technologie, recepty i ekspertów, czyli wszystkie narzędzia, by rozmontować kapitalizm paliw kopalnych. Czego brakuje? „Woli i odwagi polityków – to w ich rękach są strategie, zachęty, zakazy, regulacje. Z perspektywy procesu politycznego kluczowe jest budowanie świadomości ekologicznej. Coraz więcej osób zauważa, że kluczem do rozwiązania problemów klimatycznych jest naprawienie sposobu podejmowania decyzji, czyli systemu demokratycznego” – mówi Gerwin, zaangażowany w promowanie paneli obywatelskich.
To rozwiązanie, które ma odpowiadać na wszystkie wady referendów, w których obywatele zbyt często głosują bez wcześniejszego zapoznania się ze skomplikowanymi kwestiami. Do paneli losowana jest reprezentatywna grupa obywateli, którzy, zanim opracują i przegłosują konkretne rozwiązania, są konfrontowani z wiedzą ekspercką. W sprawie ochrony klimatu organizują je Wielka Brytania i Francja; pierwszy w Polsce miejski panel klimatyczny startuje we Wrocławiu.
Przerażające scenariusze cały czas kładą się cieniem na przyszłości Ziemi. Kryzys klimatyczny może być jednak szansą na korektę systemu społeczno-
-ekonomicznego, na przemyślenie tego, co społeczeństwa stawiają sobie za cel. Coraz bardziej dotkliwie przekonujemy się, że neoliberalny kapitalizm, który w centrum stawiał zysk, opierał się na przekonaniu o egoizmie i chciwości ludzi oraz „mądrości i sprawiedliwości rynków”, wystawia nam bardzo wysoki rachunek za szkody społeczne, polityczne i ekologiczne.
„Nadzieja tkwi w założeniu, że nie sposób przewidzieć, co stanie się w przyszłości, i że w tej szczelinie niepewności powstaje przestrzeń do działania” – pisze Rebecca Solnit.