Nauka
Ziemia straciła siostrę. Badanie Wenus dowodzi, że nie jest podobna
17 grudnia 2024
Materiały wyborcze będą żyć dłużej niż jedną kadencję Sejmu, możliwe nawet, że przetrwają samych kandydatów. Pojawiają się jednak pomysły na ich ponowne zagospodarowanie
Według przepisów materiały wyborcze powinny zniknąć do 10 listopada, inaczej zostaną usunięte przez włodarzy miast na koszt komitetów wyborczych. Ale w praktyce bywa różnie. Poza tym nowelizacja kodeksu wyborczego ze stycznia 2018 r. wprowadziła zapis, że z obowiązku usunięcia materiałów wyborczych w ciągu 30 dni od wyborów wyłączone są te znajdujące się na prywatnych nieruchomościach. W takim przypadku ściągnięcie lub pozostawienie baneru na dłużej zależy od decyzji właściciela. Nowe regulacje mogą wydłużyć i skomplikować radzenie sobie z pozostałościami kampanii.
Partia, która wygrała ostatnie wybory parlamentarne – Prawo i Sprawiedliwość – postawiła na mocną kampanię outdoorową, którą media określiły mianem „banerowej ofensywy”. „W mniejszych miejscowościach trzy czwarte plakatów wyborczych zostało rozwieszonych przez kandydatów PiS” – mówiła w rozmowie z „Newsweekiem” prof. Agnieszka Kasińska-Metryka, prezes Polskiego Towarzystwa Marketingu Politycznego.
„Obstawiałbym, że mamy po prostu aktywniejszych kandydatów, bo to nie my jako centrala partii, nie my jako sztab partii te plakaty, banery wieszamy, tylko nasi kandydaci’’– tłumaczył Radosław Fogiel, zastępca rzecznika PiS, w rozmowie z TVN24.
W województwie małopolskim największą furorę zrobiła kampania wyborcza Anny Pieczarki – „jedynki” z Tarnowa, która zdobyła aż 75 tys. głosów, podczas gdy lider PSL Władysław Kosiniak-Kamysz zajął dopiero drugie miejsce z wynikiem 34 tys. głosów.
Kandydatka była „widoczna” głównie w terenie. Po efektownej kampanii Pieczarka opublikowała w mediach społecznościowych jeden post – z podziękowaniami – choć wcześniej była bardziej aktywna. Przez dwa tygodnie nie odpowiedziała na moje pytania o przydatność materiałów wyborczych.
„W małych miasteczkach i wsiach plakatów oraz banerów było jeszcze więcej niż podczas ostatnich wyborów samorządowych, gdzie wybieraliśmy spośród kilkukrotnie większej ilości kandydatów” – zauważa członek sztabu wyborczego PSL z województwa podkarpackiego, który chce pozostać anonimowy.
„Z uwagi na to, co w terenie zrobił PiS, umieszczając wszędzie plakaty i bannery, musieliśmy także coś mieć. Jeden z naszych kandydatów zdobył 10 tys. głosów w wyborach, a wykorzystał w kampanii 70 banerów na pół miliona potencjalnych wyborców, co daje 12 banerów na jeden powiat” – wylicza Dawid Odbierzychleb z komitetu SLD w Tarnowie.
„Dla nas to była bardziej kampania 2.0, a nie kampanie z lat 90. Celowaliśmy w internet, media społecznościowe, spotkania z wyborcami, konferencje, targi, dyskusje, bezpośredni kontakt wyborców z kandydatem” – dodaje.
Biuro PiS w Warszawie (e-mail bezimienny) wyjaśnia: „Wszystkie informacje dotyczące kampanii zostaną umieszczone w sprawozdaniu finansowym, które komitet wyborczy przekaże do PKW”.
Pytania „Czy reklama zewnętrzna to najefektywniejsze narzędzie w 2019 r.?” oraz „Co z kosztami środowiskowymi?” zostały zignorowane.
Celem reklamy outdoorowej ma być przyciągnięcie uwagi. Dr Olgierd Annusewicz, politolog z Uniwersytetu Warszawskiego, w rozmowie z Holistic.news podkreśla, że chodzi o budowanie rozpoznawalności kandydatów, szczególnie tych mniej znanych, z ostatnich miejsc list wyborczych.
„Ważna jest też funkcja integracyjna. Ludzie, wieszając plakat na swojej bramie, komunikują: »Jesteśmy w jednej drużynie«. Tworzy się pewna więź, być może dająca motywację, żeby iść na głosowanie” – zaznacza.
Jednak w niektórych krajach, takich jak np. Francja, Włochy czy Holandia, władze lokalne ograniczyły możliwość wieszania plakatów jedynie do ściśle wyznaczonych obszarów.
„Zielone partie” wyliczają korzyści – wszystkie strony mają taką samą przestrzeń do wykorzystania, tablice można umieścić bliżej poziomu oczu – a co za tym idzie, zawrzeć na nich przydatniejsze i obszerniejsze informacje na temat kandydatów. Tablice znajdują się też pod nadzorem lokalnych władz, co daje większe szanse, że zostaną sprawnie usunięte niedługo po wyborach.
Przed wyborami lokalnymi w 2018 r. prawie setka kandydatów w Irlandii zdecydowała, że nie będzie wieszać plakatów i banerów w trakcie kampanii. Już wcześniej w kraju rozpoczęła się debata dotycząca zaśmiecania ulic wyborczymi materiałami.
„To przestarzała forma komunikacji” – podkreślił w rozmowie z serwisem Thejournal.ie Seamus Maguire, niezależny członek rady hrabstwa Donegal, który zrezygnował z używania plakatów. Jak zaznaczył, ogromna część rocznego budżetu rady przeznaczana jest na oczyszczanie miasta z banerów po wyborach.
W ankiecie przeprowadzonej przez Amarach Research 77 proc. pytanych stwierdziło, że wykorzystywanie plakatów w kampaniach wyborczych powinno być zakazane albo ograniczone. Jednak politycy i politolodzy mają wątpliwości, zresztą nawet „zielone partie” uważają plakaty za zło konieczne, choć proponują obwarowanie ich wywieszania bardziej rygorystycznymi regulacjami.
Żeby dowiedzieć się, czy można produkować bardziej przyjazne dla środowiska banery, dzwonię do trzech losowo wybranych producentów. Wszędzie słyszę, że baner jest zawsze wykonany z PVC, „o innych materiałach w Polsce jeszcze nie wiemy”, a „baner i ekologia to oksymoron”.
PVC, polichlorek winylu, to jedno z najstarszych tworzyw sztucznych – materiał tani, popularny, wytrzymały. Nie jest biodegradowalny, rozkłada się ok. 400 lat, ale politycy ścigają się w szukaniu dla jego użycia wymówek i „kolejnych zastosowań”.
„Czas po sobie posprzątać (…). My już zaczęliśmy sprzątać nasze banery, które teraz służą nam jako torby – ekologiczne, wygodne, wytrzymałe” – podkreślał na finiszu kampanii wyborczej 9 października Artur Soboń, poseł PiS, cytowany przez PAP. Jak zapewnił, „z pewnością każdy z tych banerów będzie ekologicznie wykorzystany”.
Jak jednak zaznacza Katarzyna Guzek z Greenpeace Polska, przerobienie baneru np. na torbę może być dobrym pomysłem tylko wtedy, gdy nie zawiera on w sobie szkodliwych dla zdrowia polimerów. „Oznacza to, że baner nie powinien być wykonany z PVC” – dodaje.
„Wiemy, że nie ma czegoś takiego jak ekologiczny baner. Przed produkcją upewniamy się, że będą mogły być ponownie wykorzystane, dzwonimy do schronisk” – odpowiada Dawid Odbierzychleb.
Oddawanie banerów do schronisk dla zwierząt staje się coraz bardziej popularne. Chętnie przyjmują je zwłaszcza schroniska w mniejszych miejscowościach, które nie dysponują odpowiednią infrastrukturą chroniącą zwierzęta przed wiatrem i zimnem. Sięgają więc po doraźne rozwiązania, korzystając także z „dobrej woli” komitetów wyborczych.
Stołeczne schronisko „Na Paluchu” nie wykorzystywało wcześniej banerów. W tym roku planuje użyć około stu, jako uzupełnienie zniszczonych, zimowych osłon. „Dysponujemy w miarę dobrą infrastrukturą, większość miejsc dla zwierząt znajduje się w pawilonach ogrzewanych, które nie wymagają dodatkowych zabezpieczeń. Mamy także ok. 150 nieogrzewanych, ale zadaszonych boksów. Są one wyposażone w ocieplone styropianem budy, z przedsionkiem chroniącym przed zimnem” – tłumaczy Henryk Strzelczyk, dyrektor schroniska.
Strzelczyk dodaje, że banery należy montować tak, by zwierzęta nie miały do nich dostępu. „Plastik plus farby drukarskie po przedostaniu się do żołądka psa nie pozostaną obojętne dla jego zdrowia” – dodaje.
Materiały wyborcze będą żyć dłużej niż jedną kadencję, możliwe nawet, że przetrwają samych kandydatów. A oddawanie ich schroniskom to dla tych instytucji pomoc doraźna i tymczasowa.
Banery mogą trafić do recyklingu, jeśli kandydat po wyborach zapłaci za ich utylizację. Nie wszystkie polimery jednak się do tego nadają. Zresztą żadne przepisy nie regulują tego, co komitety powinny zrobić z plakatami i bannerami – założono jedynie, że mają zniknąć z przestrzeni publicznej.
Oznacza to, że sztaby nie są oficjalnie rozliczane z utylizacji materiałów wyborczych czy przekazania ich do drugiego obiegu. Takie zachowania to dobra wola polityków – albo niezły marketing.