Kultura
Vondráčková, Pugaczowa, Ivanowa… Gwiazdy socjalizmu wciąż na scenie
30 grudnia 2024
Dla wielu cierpienie będzie zupełnym bezsensem. O ile miejscowy ból fizyczny wytłumaczyć można jego przydatnością w informowaniu o zagrożeniach, o tyle zapełniony oddziały terminalnie chorych dzieci już nie. A ponad cierpieniem fizycznym jest jeszcze to wewnętrzne, na które bardzo często nie ma lekarstwa. Ale może jednak to właśnie zdolność do odczuwania cierpienia definiuje człowieczeństwo?
„Czym jest życie bez cierpienia, bez wiecznego bólu?” – powiedziała w dramacie Hinricha von Kleista tytułowa Pentesilea, królowa Amazonek. Przeżywająca wewnętrzny konflikt bohaterka zetknęła się z odwiecznym dylematem człowieka. Miłość, która wypełnia nas namiętnością, często prowadzi również do szaleństwa, gdy pojawia się niemożność zrealizowania największego pragnienia – bliskości. Werter w powieści Goethego rozpaczał za Lotą, której nie mógł mieć, Puszkin jako więzień rozpacza za wolnością, Słowacki i Mickiewicz za utraconą ojczyzną. Żal za swoim krajem w muzyczną formę ubierał Chopin. Można odnieść wrażenie, że większość najdoskonalszych dzieł to owoce ogromnego cierpienia.
Współczesna farmakologia pozwala niemal całkowicie pozbyć się codziennego bólu, nawet bez wizyty u specjalisty. Na wyciągnięcie ręki mamy rozwiązanie, które sprawi, że dalej, bez cielesnego dyskomfortu, możemy gnać. Tylko właściwie za czym?
Tak bardzo skupiliśmy się na poprawie codziennej egzystencji, że straciliśmy jej sens. Nie możemy pozwolić sobie na chwilę słabości, bo to sprawi, że wypadniemy z wyścigu. Tylko że w naszej głowie, tak naprawdę, nie posiadamy wyobrażenia, co będzie, gdy dobiegniemy do mety. Jaki jest nasz cel? Cel codziennego wstawania z łózka, poddawania się dziesiątkom porannych czynności, popularnie zwanych morning routine. Chętnie dzielimy się tym wszystkim ze światem za pośrednictwem Instagrama. Tam możemy realizować wyidealizowaną wizję siebie, własnego wspaniałego życia. Pokazujemy piękne domy, wyrzeźbione ciała, widoki z egzotycznych wakacji. Nasze twarze rozpromienia śnieżnobiały uśmiech, który blednie, gdy gaśnie ekran smartfona lub gdy zauważamy, że inni mają lepiej. Wtedy rzeczywiście – jeżeli tylko ludzkie ograniczenia nam na to pozwolą – gnamy jeszcze szybciej, żeby przegonić tych, którzy wpędzili nas w kompleksy. Jeśli trzeba, sięgamy po często nienaturalne wspomagacze.
Ostatecznie jednak zapytani: „Po czym poznasz, że osiągnąłeś to, do czego dążyłeś?” – milczymy.
Dowiedz się więcej: NFT i sztuka. Wielkie oszustwo czy idea, która wyprzedziła swój czas?
Cierpienie to nie to samo co ból. Jest pojęciem szerszym, bardziej zawiłym i niekoniecznie musi nabierać pejoratywnego znaczenia. Można je rozumieć jako dyskomfort spowodowany przez niezrealizowane pragnienia. Jednak pragnienia muszą być jasno ukierunkowane, na coś lub na kogoś, w przeciwnym razie doprowadzą nas tylko do (lub aż do) pustki egzystencjalnej.
Utracona ojczyzna dla Mickiewicza, Słowackiego czy Chopina stała się marzeniem, któremu dali wyraz we wspaniałych dziełach. Poezja i muzyka, którą stworzyli, podtrzymywała na duchu miliony ludzi, cierpiących wraz z nimi. Dzięki temu cierpiący znosili ogromną tęsknotę, ale także decydowali się na heroiczne zrywy niepodległościowe. Za powstańcami podążali ci, których praca nie była tak spektakularna, ale nie mniej ważna: zakonspirowani nauczyciele, matki i babcie uczący języka polskiego czy dziadkowie przekazujący wnukom słowa modlitwy.
Tęsknota za utraconym obiektem miłości, czy też tym nigdy nie osiągniętym, rozrywała serce Wertera, którego postać zdefiniowała kondycję człowieka romantyzmu. Towarzyszył mu Weltschmerz, a więc ciągły lęk o to, czy aby jego istnienie ma sens i właściwie jaki. Ziarno niepokoju zasiane w kolektywnej nieświadomości przyniosło tak bardzo potrzebną autorefleksję. Ludzkość, która czuje ból, zdolna jest do wielkich rzeczy.
Polecamy: „Dzień dobry sąsiedzie”. Bliskość, której nam brakuje
Niezrealizowane pragnienia są nie tylko źródłem frustracji. Na skutek nieobecności pożądanego obiektu w naszych myślach pojawia się wyidealizowany obraz tego, czego pragniemy. To stąd liczne gloryfikacje miłości, pieśni pochwalne dla ojczyzny czy poematy wysławiające piękno kobiet. Dla tych, którzy swoją tęsknotę przelewali na papier, cel był jasny. Pełnia szczęścia możliwa jest do osiągnięcia jedynie dzięki spełnieniu najskrytszych pragnień. Lecz słowa poetów były dla większości tylko inspiracją. Nie każdego bowiem spotykał taki los, jak bohaterów dramatu. Dzięki nim jednak miłość stawała się głównym celem egzystencji, tak kruchej przed rewolucją przemysłową. Wysiłki człowieka skupiały się na ziszczeniu pragnień o zjednoczeniu, bliskości i ekstazie z wyidealizowaną kochanką, szlachetnym herosem czy bogiem.
Dziś idealizm to oznaka naiwności, wiara to przeżytek, a z miłości uczyniliśmy zabawkę. Została z niej potrzeba zdobywania, a im więcej, tym lepiej. Z naszych oczu zniknął cel, a więc osiągnęliśmy egzystencjalną pustkę. Staramy się ją w jakiś sposób wypełnić, ale jedyne, co trafia do naszych metaforycznych żołądków, tak bardzo spragnionych wartościowego pożywienia, ty tylko zwykły fast food. Straciliśmy nadrzędny cel, bo jesteśmy zbyt dumni, by wierzyć. Jesteśmy więc martwi.
Przyszłość Europy. „Nadmiar integracji to niedobór demokracji”
W zasadzie, czy to rozmawiając o muzyce, literaturze czy sztuce, periodyzację historii (w ogólnym uproszczeniu) zamykamy na romantyzmie. Później używamy pojęć takich jak modernizm, postmodernizm, sztuka nowoczesna, współczesna i tak dalej. Oczywiście dla nas trudno jest o odpowiednią perspektywę, być może nasi potomni w przyszłości jakoś nazwą XXI wiek, dostrzegą w nim specyficzny etap dziejowy. Ale czy na pewno?
Historia ludzkości dzieli się na epoki ze względu na ważne, całkowicie odmieniające rzeczywistość wydarzenie (na przykład wynalezienie brązu), ale również dlatego, że w danym okresie ludzkość łączyła jedna główna myśl, jedna idea, często tkwiąca w zbiorowej nieświadomości. W renesansie to kult człowieka i humanizm, klasycyzm to powrót do antycznych ideałów, romantyzm to wyzwolenie jednostki i pragnienie wolności. A jaki jest wiek XXI? To nieprawda, że współczesny człowiek nie cierpi. Wśród 8 mld ludzi ból jest nieunikniony. Chodzi jednak nie o ból spowodowany oczywistymi przyczynami: wojną, głodem czy kataklizmami. Chodzi o to, czy współczesny człowiek, który ma pełny brzuch, ciepło w domu i pieniądze w portfelu, jest zdolny do tolerowania bólu. Czy traktujemy cierpienie jako szansę i tworzymy poezję, czy za wszelką cenę dążymy do jego wyeliminowania, bez chwili refleksji nad jego znaczeniem?
Wiersze są często pozbawione romantyzmu, malarstwo to co najwyżej zbiór przypadkowych kształtów i kolorów, piękno jest względne i należy wyeliminować jego wzorzec, bo jest zbyt dyskryminacyjny, a rzeźbą można nazwać przypominające fekalia brązowe formy z gliny (autentyczny przykład z Tate Modern w Londynie).
Aby coś nas zainteresowało, musi szokować, inaczej się nad tym nie pochylimy. Czy to oznaka braku wrażliwości? Nie umiemy dostrzec subtelności, bo chcemy czerpać doznania jak z narkotyku. Zadowoli nas tylko koncentrat substancji. Naturalne stężenie jest zbyt słabe, mamy już wyrobioną ogromną tolerancję na to, co oferuje nam świat. Chcemy więcej i więcej. Ale aby żyć, musimy czuć, aby czuć, cierpieć. Tyle że tego ostatniego bardzo nie chcemy.
Może Cię także zainteresować: Czwarta rewolucja przemysłowa. Twórcy tracą monopol na sztukę