Humanizm
Nie tylko broda, kapelusz i Biblia. Amisze w USA współcześnie
02 grudnia 2024
Spór „rozumu” i „wiary” towarzyszy ludzkiej refleksji nad światem od zarania dziejów. Ci dwaj przeciwnicy zdają się pozostawać ze sobą w wiecznym konflikcie, lecz gdy wierze zabraknie rozumu, a rozumowi wiary, to zaczynają za sobą tęsknić. Z tej niewytłumaczalnej tęsknoty rozum zaczyna udawać wiarę, tworząc coś w rodzaju zeświecczonej religii nauki. Natomiast wiara próbuje naśladować rozum, nadając swoim dogmatom wartość naukową, przez co wystawia się na surowy sąd falsyfikacji.
„Co, jeśli się mylisz?” – takie pytanie otrzymał prof. Richard Dawkins od jednej ze studentek podczas wykładu na Liberty University. Choć mogłoby się wydawać, że jako szanowany naukowiec udzieli neutralnej odpowiedzi, to kobieta usłyszała wśród oklasków tłumu, że
nie ma żadnego konkretnego powodu, by wybrać judeochrześcijańskiego Boga, w którego wierzysz przez czysty przypadek. A teraz pytasz mnie, co, jeśli się mylę? A co, jeśli to Ty się mylisz odnośnie Wielkiego Dżu-Dżu z Dna Morza?
Z perspektywy czasu wydaje się, że nie mógł udzielić innej odpowiedzi. Dlaczego? Choćby po to, aby nie zburzyć budowanej przez lata narracji opartej na nieomylności rozumu. Jednak czy nauka, w tym także filozofia, posiada jakiekolwiek metody pozwalające rozstrzygnąć istnienie lub nieistnienie Boga? Czy trwający od dawien dawna konflikt rozumu i wiary można jednoznacznie rozstrzygnąć?
Przedmiotem badań nauk przyrodniczych, których przedstawicielem jest prof. Dawkins, jest świat materii. Człowiek poznaje go za pośrednictwem zmysłów. Za pomocą obserwacji i eksperymentów można tę „widzialną” rzeczywistość empiryczną zmierzyć. Ująć w formuły matematyczne, poddać analizie i wyciągnąć z niej wnioski. Zakładając, że Bóg jest bytem duchowym, wykraczającym poza świat materialny (czyli jest epistemicznie i ontycznie transcendencyjny), nie powinien on stanowić problemu tychże nauk.
Jednak często można spotkać się zarówno z ateistami formułującymi naukowe argumenty przeciwko istnieniu Boga, jak i z wierzącymi, którzy za pomocą nauk empirycznych starają się jego istnienie potwierdzić. Współcześnie zdaje się, że najczęstszą kością niezgody w konflikcie rozumu i wiary są teorie kosmologiczne. Obydwie strony podejmują liczne próby argumentacji za swoją racją. Nie zważają przy tym, jak bardzo podejście empiryczne nie cierpi wyjaśniania religijnego, które powinno być prowadzone na zupełnie innej płaszczyźnie.
Jako przykład może posłużyć, chociażby następujące twierdzenie naukowe: gdyby stałe fizyczne różniły się minimalnie od tych, które rządzą tym światem, życie nigdy by nie powstało. Tak precyzyjna regulacja wszechświata dla wierzącego stanowi dowód działania Absolutu, który świadomie zaprojektował prawa fizyki. Z kolei dla niewierzącego jest to dzieło przypadku bardziej prawdopodobnego niż istnienie Boga. Zgodnie z hipotezą wieloświatów być może istnieją wszechświaty z innymi parametrami.
Trudno w sposób metodologicznie bezpieczny pogodzić obydwie strony konfliktu rozumu i wiary. Podstawą wiedzy tych pierwszych są prawdy objawione, a tych drugich obserwacje i doświadczenia. Choć argument kosmologiczny kusi, aby być argumentem empirycznym, to przecież nikt nie wpadłby na równie szalony pomysł, aby w laboratorium testować dogmaty wiary. Albo też interpretować założenia teorii względności za pomocą Biblii.
Warto przeczytać: Czy Twoje codzienne nawyki zwiększają ryzyko demencji?
Skoro nauki przyrodnicze nie są w stanie rozstrzygnąć kwestii istnienia Boga, to być może mogłaby temu podołać filozofia? Choć stosowana w niej analiza pojęciowa wydaje się odpowiedniejszą metodą badania bytu absolutnego, to trudno właściwie określić, jakimi atrybutami można byłoby scharakteryzować Boga, aby uniknąć sprzeczności.
Załóżmy, że jest on bytem nieskończonym, to znaczy posiada nieskończoną liczbę atrybutów o nieskończonej mocy. Świadczyłoby to o posiadaniu pewnego już zamkniętego zbioru cech nieskończoności dokonanej (inaczej aktualnej). A przecież intuicja podpowiada nam, że zbiór obiektów nieskończonych zawsze można powiększyć i wskazać liczbę, chociażby większą o jeden. Zatem może Bóg jest bytem skończonym? Gdyby tak było, musiałby posiadać pewien zbiór cech empirycznych, co przecież przeczyłoby jego transcendencji.
Spór w filozofii o istnienie Boga zaczyna się już na poziomie pojęciowym. Jeśli jest on bytem sprzecznym, to niemożliwe jest jego istnienie. Jeśli spójnym, to może istnieć, ale nie musi, co świadczyłoby o tym, że wykazuje on cechy bytu przygodnego. Chcąc rozstrzygnąć kwestię jego istnienia, należałoby zatem udowodnić, że jest on bytem koniecznym, który nie może nie istnieć.
Przez stulecia filozofowie próbowali rozstrzygnąć słuszność założeń dowodu ontologicznego Anzelma, zgodnie z którym Bóg jest „tym, ponad co nic większego nie może być pomyślane”, a istnienie realne jest bardziej doskonałe od istnienia wyłącznie w sferze intelektu. Jednak czy można orzec o istnieniu lub nieistnieniu czegoś wyłącznie na podstawie analizy pojęć? I na jakiej podstawie można założyć, że istnienie jest doskonalsze od nieistnienia? Argumenty a priori sprawiają wrażenie skomplikowanej gry słów, a rozum ponownie pragnie znaleźć oparcie w empirycznym świecie, formułując argumenty a posteriori.
Skoro także filozofia nie dostarcza dowodów na istnienie bądź nieistnienie Boga, to być może konflikt rozumu i wiary jest z istoty nierozwiązywalny i nie podlega kryteriom racjonalności? Czy rację miał Kierkegaard, twierdząc, że rozum nie może stwierdzić, że poznaje Boga? Może wiara musi być obarczona ryzykiem niewiedzy, a szukanie świadectw jego istnienia ubliża temu, co transcendentne. A może rację miał Schellenberg, głosząc, że ludzie powinni szukać dowodów, aby uniknąć wątpliwości w wierze?
Ciekawe: Trzecia płeć nie istnieje. Nie jest nią hermafrodytyzm
Konflikt rozumu i wiary towarzyszy ludzkiej refleksji nad światem od zarania dziejów. Ci dwaj przeciwnicy zdają się pozostawać ze sobą w wiecznym konflikcie. Jednak gdy wierze zabraknie rozumu, a rozumowi wiary, to zaczynają za sobą tęsknić. Z tej niewytłumaczalnej tęsknoty rozum zaczyna udawać wiarę, tworząc coś w rodzaju zeświecczonej religii nauki. A ta nie dostarcza już danych o świecie, lecz doktrynę wiedzy o nim. Natomiast wiara próbuje naśladować rozum, nadając swoim dogmatom wartość naukową, przez co wystawia się na surowy sąd falsyfikacji.
Mimo publicznie głoszonych żarliwych deklaracji przedstawicieli obydwu stron konfliktu raczej trudno znaleźć ateistę, który nie zwątpił w swój intelekt. Podobnie jak trudno jest znaleźć wierzącego, który nie zwątpił w swoją wiarę. Wzajemna krytyka przybiera, często polega na przybieraniu tonu wyższości i stanowi nierzadko pretekst dla zaznaczenia swojej pozycji światopoglądowej niż przedmiot „chłodnych” rozważań.
Polecamy: HOLISTIC NEWS: Ile mamy czasu, żeby ewakuować się z Ziemi w kosmos? Maciej Myśliwiec
Choć nauka i religia są traktowane najczęściej jako niezależne płaszczyzny, których nie powinno się porównywać, to w filozofii pojawiają się pewne sugestie o możliwości ich wzajemnego przenikania w ramach tezy o niewspółmierności. Pierwotnie używano jej jedynie w kontekście teorii naukowych, aby wykazać, że po przejściu z teorii „starszej” do „nowszej” następuje znacząca zmiana terminów i sposobów rozumienia badanych zjawisk. Tak znacząca, że pojawia się między nimi niewspółmierność językowa. A to znaczy, że „przedrewolucyjna” teoria nie może zostać przetłumaczona na język tej „porewolucyjnej” – i odwrotnie, choć dotyczą tego samego obszaru rzeczywistości.
Taka sama zależność miałaby zachodzić między nauką a religią – mimo posiadania odmiennych perspektyw semantycznych mogą być porównywane. A to wskazywałoby na istnienie jakiejś empirycznej płaszczyzny ich spotkania. Przykładowo astrofizyka mogłaby potwierdzać istnienie Boga (lub też temu zaprzeczać), ale operuje definicjami nieprzetłumaczalnymi na język teologiczny. Pojawia się jednak zasadnicze pytanie, czy religia w ogóle potrzebuje takiej intelektualnej akceptacji swoich doktryn.
Pytania „a jeśli jest?”, „a jeśli nie ma?” stanowią ważny element ludzkiego życia wewnętrznego. Świadczą poniekąd o jego tragiczności, gdyż nie jesteśmy w stanie udzielić jednoznacznej odpowiedzi.
Polecamy również: Lądowanie na Księżycu. To już 55 lat, a ludzie wciąż w to nie wierzą