Pan magister od przysiadów

„Rodzice, którzy nie mają świadomości znaczenia wychowania fizycznego dla całego procesu edukacji swoich dzieci, zwalniają je z lekcji. To rodziców powinno się edukować” – mówi prof. Michał Spieszny z Akademii Wychowania Fizycznego w Krakowie MATEUSZ TOMANEK: Jaka jest różnica między wychowaniem fizycznym a kulturą fizyczną? PROF. MICHAŁ SPIESZNY*: Przedmiot, który w szkole nazywa się wychowanie fizyczne, ma na celu przygotować do świadomego udziału w kulturze fizycznej w wieku dorosłym. A kultura fizyczna […]

„Rodzice, którzy nie mają świadomości znaczenia wychowania fizycznego dla całego procesu edukacji swoich dzieci, zwalniają je z lekcji. To rodziców powinno się edukować” – mówi prof. Michał Spieszny z Akademii Wychowania Fizycznego w Krakowie

MATEUSZ TOMANEK: Jaka jest różnica między wychowaniem fizycznym a kulturą fizyczną?

PROF. MICHAŁ SPIESZNY*: Przedmiot, który w szkole nazywa się wychowanie fizyczne, ma na celu przygotować do świadomego udziału w kulturze fizycznej w wieku dorosłym. A kultura fizyczna ma kilka gałęzi: jest sport, turystyka, rekreacja, rehabilitacja. Wszystko to wchodzi w skład kultury fizycznej, która jest częścią kultury człowieka.

Istnieje recepta na dobrego nauczyciela wychowania fizycznego?

Recepta jest, ale czasy się zmieniają i trzeba ją wciąż do nich dostosowywać. Myślę, że dość dobrze przygotowujemy naszych absolwentów do pracy w szkole, tylko to jest tak, jak w każdym zawodzie: jeden ma talent, a drugi – już nie. Ja już na trzecim roku studiów jestem w stanie powiedzieć, kto się nadaje do pracy w szkole. Dobre chęci czy odpowiednie podejście do ucznia to jedno, ale bardzo ważne są umiejętności organizacyjne.

Czyli pedagog musi mieć to coś?

Są różni nauczyciele. Tak samo z WF-u, jak i z każdego innego przedmiotu. Do jednego dzieci będą lgnęły, do drugiego – nie. Znam wielu nauczycieli wychowania fizycznego, którzy nie mają problemu ze zwolnieniami z zajęć, bo oni sami sobą powodują, że dzieci chcą ćwiczyć i uczestniczyć w lekcjach. Wiele zależy od wieku uczniów, atrakcyjności zajęć, bazy oraz organizacji lekcji WF-u w systemie szkolnym.

Plan lekcji jest źle układany?

Jeśli lekcje są ułożone tak, że „wlepia się” WF między ważne lekcje, a uczeń po zakończeniu zajęć sportowych ma na przykład sprawdzian z matematyki, to często uczestnictwo w ćwiczeniach zanika. Dziecko tłumaczy się wtedy, że musi się przygotować. Oczywiście, lepiej byłoby tak zorganizować lekcje wychowania fizycznego, by po nich następowała długa przerwa, podczas której dzieci zdążyłyby się w spokoju przebrać itd.

Teraz sytuacja skomplikowała się przez nauczycieli, którzy ze względu na reorganizacje systemu edukacji muszą pracować w kilku placówkach, aby po prostu mieć cały etat. W rezultacie szkoły układają plan lekcji pod nauczycieli, a nie pod komfort uczniów. A to skutkuje dużym zagęszczeniem na lekcjach, co z kolei generuje kolejny problem.  

No właśnie, a co z bazą?

Baza też jest ważnym czynnikiem, ponieważ uczniowie nie chcą ćwiczyć na salach przestarzałych, słabo oświetlonych i małych. To u nas się zmienia, bo wiele szkół jednak przeprowadziło lub przeprowadza remonty swoich obiektów. Mamy jeszcze orliki, które są przy szkołach.

A gdzie w tym wszystkim rola nauczyciela?

Nauczyciel, który jest zaangażowany w pracę, chce poprawiać swój warsztat, zmienia coś i uatrakcyjnia zajęcia. Poza tym obrotny nauczyciel wie, jak zdobyć sprzęt. Na przykład pójdzie do komitetu rodzicielskiego, bo prędzej dostanie od nich pieniądze na piłki niż od kogokolwiek innego. Inną sprawą jest wiek uczniów oraz rodzice. To są chyba dwie najważniejsze, wciąż pomijane, kwestie.

Wiek uczniów?

W okresie dojrzewania pojawia się naturalna niechęć ruchowa, zwłaszcza u dziewcząt. To jest naturalne, bo mają inne zainteresowania lub zaczynają się wstydzić. Inną sprawą jest otyłość wśród dzieci. WF powinien pomagać w walce z otyłością, ale otyłość zaczyna się wcześniej. Częściowo dzieje się tak, ponieważ w klasach 1-3 nie ma lekcji wychowania fizycznego i tu jest ból dla sportu i dla szkoły. Sporadycznie zdarzają się autorskie programy nauczania, gdzie w pierwszej klasie dyrekcja włącza aktywność sportową.

A może dobry nauczyciel wychowania fizycznego powinien mieć uprawnienia trenera w danej dyscyplinie?

Z reguły tak jest, że ten wuefista wywodzi się z jakiegoś sportu. Dobrą wiadomością dla nas jest to, iż SKS-y wróciły, bo Szkolny Związek Sportowy znowu chce dawać na to pieniądze i ministerstwo chętniej idzie w tym kierunku.

W Krakowie mamy program, finansowany z budżetu miasta o nazwie „Szczypiornista Szkoła”, który pozostał niejako w spadku po Mistrzostwach Europy w piłce ręcznej. Dla czwartych i piątych klas znaleźliśmy nauczycieli, którzy prowadzą zajęcia z piłki ręcznej. Taki sam program miasto finansuje dla siatkówki i koszykówki. O ile wiem, także inne polskie miasta mają takie programy.

A gdyby wprowadzić amerykański system trenerów sportowych, a nie nauczycieli WF-u?

Taki system poniekąd działa także w Wielkiej Brytanii. Tam w szkołach – również prywatnych – przez pół roku na przykład uczniowie mają boks i trenera boksu, równolegle do zajęć sportowych. Potem na wyższym poziomie mają, powiedzmy, rugby.

Pomiędzy Stanami Zjednoczonymi a Europą jest diametralna różnica w organizowaniu życia sportowego. W Europie tradycyjnie odpowiadają za to kluby sportowe, a w USA głównie szkoły, a każda z nich się specjalizuje w danej dyscyplinie. Weźmy na przykład siatkówkę, która w USA została w ogóle wymyślona. Tam nie ma ligi siatkarskiej, i nigdy takowej nie było, ale jest za to siatkówka szkolna na bardzo wysokim poziomie. Dodatkowo już od poziomu college’u zatrudniany jest trener, który jest osobno finansowany i osobno zatrudniony. Na niższych stopniach edukacji wciąż jednak pracuje nauczyciel.

Wprowadzenie amerykańskiego systemu na polski grunt, to byłaby – za przeproszeniem – tragedia. Trzeba wziąć pod uwagę organizację tego, co jest trudne do uchwycenia. W Polsce tygodniowo mamy cztery godziny wychowania fizycznego. To jest naprawdę dużo w Europie. W innych krajach tak nie ma. W Wielkiej Brytanii uczniowie mają najczęściej zajęcia po szkole, we Francji na zajęcia sportowe przeznaczany jest jeden dzień w tygodniu.

Lekcja wychowania fizycznego w szkole w Gdańsku (PIOTR HUKAŁO / EAST NEWS)

A jak jest u nas?

U nas był i jest system klubowy. To kluby zawsze prowadziły działalność, a szkoła była szkołą. Ministerstwo obecnie wspomaga system klas sportowych, gdzie trafia uzdolniona młodzież. I to tam potrzebujemy nauczyciela z uprawnieniami trenerskimi.

Od lat jest system ośrodków szkolenia piłki siatkowej, a także piłki ręcznej. Oba finansowane są przez ministerstwo. Najbardziej utalentowani uczniowie ze szkół podstawowych idą do liceów, w których są następne klasy sportowe. Wyzwaniem jest to, by ci najbardziej utalentowani faktycznie do tego liceum trafili.

Czyli potrzebny nam jest łowca talentów sportowych?

Nauczyciel powinien wykryć talent u ucznia na początkowym etapie i mieć możliwość wskazania trenerowi, że ma ucznia, który jest w danej dyscyplinie utalentowany. O tym nie jest w stanie zadecydować sam uczeń czy rodzic. Rodzic zawsze będzie wybierał tam, gdzie dziecko otrzyma lepszą edukację, gdzie ma zainteresowania i właśnie dlatego, bez wsparcia doradcy lub trenera, nie zawsze podejmuje słuszną decyzję. Dochodzą do tego kwestie organizacyjne, ponieważ często pójście do liceum z odpowiednią klasą sportową wiąże się z internatem lub dojazdem.

Jak kształcimy polskich wuefistów?

Generalnie stawiamy na praktykę. Od czasu, kiedy ja studiowałem, podstawa programowa na AWF diametralnie się zmieniła. Nadbudowa przedmiotów jest normalną koleją rzeczy, nauki się przecież wzbogacają. Zwłaszcza teorii przybyło, uszczuplając tym samym miejsce praktyki.

Pracując 30 lat na uczelni, zawsze na pierwszym roku pytałem studentów, co trenowali. I kiedyś było bardzo dużo trenujących osób, a teraz jest ich znacznie mniej. Po części bierze się to z tego, że kluby sportowe i szkolne, z różnych powodów, nie dawały sobie rady.

Pomimo zmian w wymogach, młodzież, która do nas trafia, jest mniej sprawna. To, co kiedyś było średnią, teraz jest normą. Wynika to chyba z całego systemu edukacji, który nie przygotowuje do studiów. Ciągłe podnoszenie wymogów na egzaminach wstępnych nie przyniesie pozytywnych rezultatów, musimy więc dostosowywać programy kształcenia. Nie zawsze te osoby, które są najbardziej utalentowane i dysponowane, wybierają zawód nauczyciela.

Dlaczego?

Ten zawód jest nieatrakcyjny, a na ten kierunek studiów nie trafiają najlepsi kandydaci. Nauczyciel w pierwszym roku pracy zawodowej w polskiej szkole zarabia 1600-1700 zł na rękę. Żenada, ale trudno się dziwić, skoro nawet minister ma taką opinię o nauczycielach: pracują 18 godzin i mają dużo wolnego. A my na akademii sporo wymagamy od studentów. Absolwent musi mieć wiedzę o organizmie, o wieku rozwojowym, o różnych schorzeniach, umiejętności pedagogiczne i interpersonalne.

Absolwenci chętnie ruszają do szkolnych sal gimnastycznych?

Nasi studenci pracują w różnych miejscach, często też sami zakładają swoje biznesy: na przykład szkoły nauki pływania, narciarskie, tenisowe, itd. Ten rynek jest coraz większy, ponieważ rodzice, wbrew pozorom, mają większą świadomość tego, że dzieciom należy zapewnić zajęcia pozalekcyjne. Tylko pojawia się problem finansowy, bo nie wszystkich na to stać.

No właśnie, świadomi rodzice.

Rodzice, którzy nie mają świadomości znaczenia wychowania fizycznego dla całego procesu edukacji swoich dzieci, zwalniają je z lekcji. To rodziców powinno się edukować. 

Jakie zmiany wprowadziłby pan w szkolnictwie wyższym?

Na pewno spokojniejsze zmiany. Ponieważ jako dziekan jestem zawalony papierami z terminami realizacji „na wczoraj” i zmianami, które nie wiem do końca, jak przeprowadzić.

Ministerstwo, wprowadzając ostatnie zmiany, nie miało dokładnie sprecyzowanych planów, jak je wprowadzać. Z jednej strony, weszliśmy w system boloński. Musimy wypełniać warunki kontaktu 50 proc. z nauczycielem, liczbę punktów ETCS, każdy student musi być tyle a tyle na zajęciach, itd. Z drugiej strony, życie jest takie, że studenci pracują i utrzymują się, pomagają rodzicom albo wręcz sami na studia zarabiają.

Chętnie pomógłbym studentom, dostosowując program studiów do realnych możliwości studentów. Chciałbym tak współpracować ze studentami, by mogli i zarabiać na swoje utrzymanie, i mieć 100-procentową frekwencję na zajęciach. 

A ministerstwo?

Z jednej strony państwo chce cięcia kosztów, a z drugiej strony chce, by studenci byli atrakcyjni dla rynku pracy. Aby to zrobić, trzeba przede wszystkim więcej praktyki. Staramy się sprostać tym oczekiwaniom.

*prof. nadzw. dr hab. Michał Spieszny jest absolwentem krakowskiej Akademii Wychowania Fizycznego. Dyscypliną, w jakiej się specjalizuje, jest piłka ręczna, ale zajmuje się także tematyką pozostałych gier zespołowych. Obecnie jest dziekanem Wydziału Wychowania Fizycznego i Sportu na AWF w Krakowie. W 2014 r. otrzymał Srebrny Krzyż Zasługi nadany przez Prezydenta RP za wzorowe i sumienne wykonywanie obowiązków wynikających z pracy zawodowej oraz za zasługi w działalności na rzecz rozwoju i upowszechniania sportu.

Opublikowano przez

Mateusz Tomanek

Autor


Krakus z urodzenia, wyboru i zamiłowania. Uprawiał dziennikarstwo radiowe, telewizyjne, by ostatecznie oddać się pisaniu dla Holistic.news. W dzień dziennikarz, w nocy zaprawiony muzyk, tekściarz i kompozytor. Jeśli nie siedzi przed komputerem, to zapewne ma koncert. W jego kręgu zainteresowań znajduje się technologia, ekologia i historia. Nie boi się podejmować nowych tematów, ponieważ uważa, że trzeba uczyć się przez całe życie.

Chcesz być na bieżąco?

Zapisz się na naszą listę mailingową. Będziemy wysyłać Ci powiadomienia o nowych treściach w naszym serwisie i podcastach.
W każdej chwili możesz zrezygnować!

Nie udało się zapisać Twojej subskrypcji. Proszę spróbuj ponownie.
Twoja subskrypcja powiodła się.